Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ważna osoba

-Ale jak mam żyć bez najważniejszej osoby w moim życiu?-spytałam i znowu się rozpłakałam. Po pewnym czasie przestałam.

Jestem tak cholernie słaba. Płacze dzień w dzień. Tne się dość często. Nie wiem czy umiem inaczej żyć. Nie. To nie jest życie.

-Jennifer? Ciełaś się?-spytał Bucky. Nawet nie zauważyłam że wszedł do pokoju.

-Nie Bucky. Pokazać ci?

-Nie musisz. Wierze ci.-powiedział na co lekko się uśmiechnełam.

Chociaż jedna osoba wierzy mi.

Wytarł kciukiem moje pozostałości po łzach. Po czym przytulił mnie. Oddałam uścisk. Po jakimś czasie odsunełam się od niego.

-Dziękuje.-wyszeptałam. W odpowiedzi pocałował mnie w czoło. Usiadł obok mnie. Głowe położyłam na jego udach. Bucky okrył mnie kołdrą. Mruknełam ciche: "Dziękuje".
Zdrową reką głaskał mnie po policzku. Przymknełam oczy. Po chwili zaczął bawić się moimi włosami. Rozpuścił je i zaczął coś z nimi robić.

-Jesteś taka piękna.-wyszeptał. Byłam zaskoczona.

Mało kto mówił mi że jestem piękna. W sumie to tylko babcia...

-Miło że tak uważasz.

-Dlaczego nie rozpuszczasz włosów?

-Przeszkadzają mi gdy są rozpuszczone.-odpowiedziałam. Do pokoju wszedł Steve.

-Twój tata chce z tobą porozmawiać. Nie musisz jeśli nie chcesz.

-Pogadam z nim.-odpowiedziałam. Wstałam, związałam włosy i poszłam z Stevem. Przed drzwiami przytulił mnie.

-Jakby coś się działo jestem tuż obok.

-Dobrze.-powiedziałam, odkleiłam się od niego i weszłam do pokoju. Usiadłam naprzeciwko ojca.

-O czym chciałeś porozmawiać?

-Jennifer. Jak ty bardzo się zmieniłaś. Nie jesteś już taka posłuszna jak kiedyś...

-Tylko to chciałeś powiedzieć?

-Nadal nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego jeden z avengersów adoptował akurat ciebie? Nic nie znaczącą gówniare. Biedak zmarnuje sobie życie wychowując ciebie. Jakim idiotą musi być.

-Nie obrażaj Steva.

-Córuś, ale czy to nieprawda?

-Nie nazywaj mnie tak.

-Jesteś nią. Jesteś moją córką.

-Nigdy nie czułam, że jestem twoją córką.

-Jesteś moją własnością.

-Nie.

-Zawsze nią byłaś.

-Nigdy nią nie byłam.-powiedziałam i wstałam.

-Już idziesz? Jaka szkoda. Pozdrów tego matoła co cię adoptował.-powiedział. Podeszłam do niego i mu przywaliłam, tak że spadł z krzesła. Złapałam go za ręke. Połamałam mu wszystkie palce. Dotknełam jego czoła i przywowałam złe wspomnienia.

-Nie obrażaj Steva.-powtórzyłam i wyszłam. Poszłam do pokoju. Bucky nadal siedział. Usiadłam obok niego. Nagle do pokoju wparował Steve.

-Bucky. Możesz wyjść? Chciałbym porozmawiać z Jennifer.-powiedział. Bucky bez żadnego sprzeciwu wyszedł z pomieszczenia. Steve usiadł obok mnie.

-Jennifer.. Nie możesz atakować swojego ojca.

-Zasłużył sobie.

-Jennifer..

-Pomijając to że przez niego cierpiałam kilka lat. Nie pozwole aby obrażał ważne dla mnie osoby.

-Jestem dla ciebie ważny?

-Cholernie ważny.-odpowiedziałam szczerze. Steve uśmiechnął się i mnie przytulił.

-Nawet nie wiesz jak bardzo ciesze się, że tak uważasz Jen.-powiedział szczęśliwy, lecz po chwili jego mina zrzedła.

-Jennifer... Zadzwonili dziś do mnie z policji. Możemy odprawić pogrzeb twojej babci..-powiedział. Nie odpowiedziałam, bo przypomniały mi się wszystkie wspomnienia z nią.

Nadal to boli, ale musze żyć dalej. Prawda?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro