Ważna osoba
-Ale jak mam żyć bez najważniejszej osoby w moim życiu?-spytałam i znowu się rozpłakałam. Po pewnym czasie przestałam.
Jestem tak cholernie słaba. Płacze dzień w dzień. Tne się dość często. Nie wiem czy umiem inaczej żyć. Nie. To nie jest życie.
-Jennifer? Ciełaś się?-spytał Bucky. Nawet nie zauważyłam że wszedł do pokoju.
-Nie Bucky. Pokazać ci?
-Nie musisz. Wierze ci.-powiedział na co lekko się uśmiechnełam.
Chociaż jedna osoba wierzy mi.
Wytarł kciukiem moje pozostałości po łzach. Po czym przytulił mnie. Oddałam uścisk. Po jakimś czasie odsunełam się od niego.
-Dziękuje.-wyszeptałam. W odpowiedzi pocałował mnie w czoło. Usiadł obok mnie. Głowe położyłam na jego udach. Bucky okrył mnie kołdrą. Mruknełam ciche: "Dziękuje".
Zdrową reką głaskał mnie po policzku. Przymknełam oczy. Po chwili zaczął bawić się moimi włosami. Rozpuścił je i zaczął coś z nimi robić.
-Jesteś taka piękna.-wyszeptał. Byłam zaskoczona.
Mało kto mówił mi że jestem piękna. W sumie to tylko babcia...
-Miło że tak uważasz.
-Dlaczego nie rozpuszczasz włosów?
-Przeszkadzają mi gdy są rozpuszczone.-odpowiedziałam. Do pokoju wszedł Steve.
-Twój tata chce z tobą porozmawiać. Nie musisz jeśli nie chcesz.
-Pogadam z nim.-odpowiedziałam. Wstałam, związałam włosy i poszłam z Stevem. Przed drzwiami przytulił mnie.
-Jakby coś się działo jestem tuż obok.
-Dobrze.-powiedziałam, odkleiłam się od niego i weszłam do pokoju. Usiadłam naprzeciwko ojca.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Jennifer. Jak ty bardzo się zmieniłaś. Nie jesteś już taka posłuszna jak kiedyś...
-Tylko to chciałeś powiedzieć?
-Nadal nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego jeden z avengersów adoptował akurat ciebie? Nic nie znaczącą gówniare. Biedak zmarnuje sobie życie wychowując ciebie. Jakim idiotą musi być.
-Nie obrażaj Steva.
-Córuś, ale czy to nieprawda?
-Nie nazywaj mnie tak.
-Jesteś nią. Jesteś moją córką.
-Nigdy nie czułam, że jestem twoją córką.
-Jesteś moją własnością.
-Nie.
-Zawsze nią byłaś.
-Nigdy nią nie byłam.-powiedziałam i wstałam.
-Już idziesz? Jaka szkoda. Pozdrów tego matoła co cię adoptował.-powiedział. Podeszłam do niego i mu przywaliłam, tak że spadł z krzesła. Złapałam go za ręke. Połamałam mu wszystkie palce. Dotknełam jego czoła i przywowałam złe wspomnienia.
-Nie obrażaj Steva.-powtórzyłam i wyszłam. Poszłam do pokoju. Bucky nadal siedział. Usiadłam obok niego. Nagle do pokoju wparował Steve.
-Bucky. Możesz wyjść? Chciałbym porozmawiać z Jennifer.-powiedział. Bucky bez żadnego sprzeciwu wyszedł z pomieszczenia. Steve usiadł obok mnie.
-Jennifer.. Nie możesz atakować swojego ojca.
-Zasłużył sobie.
-Jennifer..
-Pomijając to że przez niego cierpiałam kilka lat. Nie pozwole aby obrażał ważne dla mnie osoby.
-Jestem dla ciebie ważny?
-Cholernie ważny.-odpowiedziałam szczerze. Steve uśmiechnął się i mnie przytulił.
-Nawet nie wiesz jak bardzo ciesze się, że tak uważasz Jen.-powiedział szczęśliwy, lecz po chwili jego mina zrzedła.
-Jennifer... Zadzwonili dziś do mnie z policji. Możemy odprawić pogrzeb twojej babci..-powiedział. Nie odpowiedziałam, bo przypomniały mi się wszystkie wspomnienia z nią.
Nadal to boli, ale musze żyć dalej. Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro