Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tabletki szczęścia

Otworzyłam oczy. Podniosłam się do zsiadu. Do salonu wpadł Bruce.

-Co się.. Peter! Jennifer! Co się stało?

-Zajmij się nim. Proszę.-powiedziałam. Wstałam i usiadłam na kanapie. Słyszałam krzyki. Obraz mi się zamazał. Poczułam wielką chęć mordu. Zaśmiałam się.

-Jennifer? Co tu się stało? Dlaczego się śmiejesz?

-Przyszedł jakiś facet. Mark zadłużył się u niego. Chciał abym zapłaciła za Marka. Powiedziałam że nie zapłace. Przystawił mi pistolet do głowy. Powiedział że bierze mnie. Kopnełam go i wyrwałam pistolet. Do salonu wszedł jakiś gościu z zapłakanym Peterem. Powiedział że go odda ale będe musiała wziąć tabletki. Wziełam.-opisałam mu całą sytuacje. Zachitotałam.

-Jennifer.

-Steve. Nie obwinaj się. Nie twoja wina. A co do tych tabletek.. To są jakieś dziwne.

-Jak wyglądały?

-O tak.-powiedziałam i dałam mu jedną.

-Połknełam dwie. A tą schowałam. Później ci powiem jak.

-Bruce musi cię przebadać.

-Najpierw musi się zająć Peterem.-powiedziałam i zaśmiałam się.

-Jennifer. Nie wiemy co było w tych tabletkach. Trzeba cię przebadać a tabletki sprawdzić.

-Najpierw Peter. Nie wiem co ten sukinsyn mu wskrzyknął.

-Jennifer.. Słownictwo.

-Mhm.-mruknełam. Zemdliło mnie. Szybko wstałam i popędziłam do swojej łazienki. Gdy dotarłam na miejsce przeszło mi. Zaśmiałam się. Wróciłam do salonu. Wszyscy byli. Zachitotałam.

-Jennifer. Musimy porozmawiać.-powiedział poważnie Steve.

-O matko! Jak ja mogłam się próbować zabić? Przecierz życie jest takie piękneee.

-Jennifer?

-A no tak! Babcia nie żyje, brat mnie nie kocha. Mogłam więcej nażreć się tych tabletek na sen.

-O czym ty mówisz?

-Ale to było później. Najpierw była lina.

-Jennifer. O czym ty mówisz?

-Stevuś.. Jak ja cię kocham.-powiedziałam, podeszłam do niego i pocałowałam krótko w usta.

-Życie jest takie cudowneee! Kocham je!-wykrzyczałam i zaśmiałam się.

-Bruce? Co było w tych tabletkach?-spytał Bucky a ja znalazłam sobie zajęcie. Zaczełam liczyć plamki, które widze.

-Raz, dwa, trzy...

-Substancja, która sprawia że człowiek się rozwesela oraz środek silne uzależniający.

-Trzynaście plamek! Będe miała szczęście!-wykrzyczałam i zaśmiałam się. Zakręciło mi się w głowie. Zaczełam widzieć coraz większe, czarne plamy.

-Oj! Ciemność widze! Ale nigdzie światełka! Ja chyba będe musiała się pożegnać.-powiedziałam. Widziałam już tylko ciemność.

Otworzyłam oczy. Powitał mnie widok Steva siedzącego przy mnie.

-Jak się czujesz?-spytał zmartwiony.

-Głowa mnie boli. Steve? Co ja robiłam? Nie wiele pamiętam.

-Mówiłaś że życie jest piękne. O jakiś tabletkach, linie i o tym że mnie kochasz. Pocałowałaś mnie.

-Steve. Przepraszam. Za to wszystko.

-To nie twoja wina. Tylko tych tabletek.

-Takie tabletki szczęścia.-mruknełam.

-A co z Peterem?

-Wszystko dobrze.-powiedział. Do pomieszczenia weszło moje słońce.

-Jennifer!-wykrzyczał i przytulił mnie.

-Cześć słońce. Jak się czujesz? Nic cię nie boli?

-Wszystko dobrze. Nic mnie nie boli.

-Ciesze się słoneczko.-powiedziałam i uśmiechnełam się. Do pomieszczenia weszła reszta Avengersów.

-Jennifer. O co chodziło z tą liną i tymi tabletkami?-spytała Wanda.

-Tak próbowałam się zabić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro