Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tabletki

-Jennifer. Skąd te blizny?-spytał zmartwiony Peter.

-Ciełam się.-odpowiedziałam bez namysłu.

-Jennifer.-powiedział i przytulił się do mnie bardziej.

-Dlaczego?

-Robiąc to jestem pewna że nie jestem maszyną. Że coś jeszcze czuje. Zagłuszam myśli. Chce zastąpić ból psychiczy bólem fizyczym.-wyjaśniłam. Wstałam i poprawiłam bluzke.

-Zrobić ci kakao?-spytałam.

-Jakbyś mogła.

-Oczywiście że moge słońce.-powiedziałam pocałowałam go w czoło i wyszłam. Poszłam do salonu. Zrobiłam kakao Peterowi a sobie kawy. Gdy wróciłam do pokoju Peter spał. Usiadłam obok niego.

-Nie śpie.-powiedział. Podniósł się do zsiadu i ziewnął. Wziął odemnie kakao i zaczął pić.

-Słońce. Jak się czujesz? Jak w szkole?

-Wyznałem jej o swoich uczuciach. Wyśmiała mnie. Powiedziała że takich jak ja ma na pęczki.-powiedział smutny.

-Słońce. Ona nie była ciebie warta.-powiedziałam i pocałowałam go w czoło. Peter dopił cacao i wlazł mi na kolana. Zarzucił ręce na mój kark.

-Dziękuje że jesteś.-powiedział, pocałował mnie w policzek i położył głowe na moim ramieniu. Zasnął po chwili. Położyłam go na łóżko, przykryłam kołdrą i pocałowałam go w czoło.

-Miłych snów słońce.-wyszeptałam i wyszłam z pokoju. Poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie. Przysiadł się do mnie Bucky.

-Jak się czujesz Jennifer?

-Nijak.-odpowiedziałam a do salonu wszedł jakiś facet. Elegancko ubrany.

-Wiedzą może państwo gdzie zastane Jennifer Williams?-spytał.

-To ja.-wstałam i podeszłam do niego.

-Możemy porozmawiać w cztery oczy?-spytał. Bucky wyszedł.

-Jesteś siostrą Marka. Prawda?

-Tak.

-Otóż twój brat zapożyczył się u nas.

-Mam go spłacać? Nigdy w życiu.

-Miałem na myśli co innego.-powiedział wyciągnął pistolet i przystawił mi do głowy.

-Biore ciebie i oczekuje że twój brat zapłaci.-powiedział. Zaśmiałam się.

-Nie da za mnie złamanego grosza.

-On nie da to ty dasz.

-Nie mam zamiaru spłacać jego długów.-powiedziałam. Kopnełam go w krocze i wyrwałam pistolet.

-Tak się bawisz? No dobra. Jim! Przyprowadź chłopaka.-powiedział a do salonu wszedł jakiś facet z związanym Peterem.

-Oddajcie moje słońce.-wysyczałam.

-Oddamy chłopaka jak weźmiesz tabletki.

-Jakie tabletki?

-Bierzesz czy nie?-warknął. Popatrzyłam na zapłakanego Petera.

-Biore.-odpowiedziałam. Facet dał mi 3 tabletki.

-Tylko bez żadnych numerów.-warknął. Szybko połknełam je. Zakręciło mi się w głowie.

-Świetnie. Jim. Idziemy.-powiedział zabrał mi broń i wyszedł. Drugi puścił moje słońce i wyszedł. Szybko podbiegłam do Petera.

-Jak się czujesz? Co ci zrobił? Zabije go!

-Wstrzyknął mi coś i mnie związał. Nie moge się ruszyć.-powiedział a po jego twarzy spłyneło kilka łez.

-Zabije go! Ale później.-powiedziałam i rozwiązałam Petera.

-Jarvis! Sprowadź do salonu Bruca! Szybko!

-Oczywiście panienko Williams.

-Peter. Słoneczko ty moje. Nie płacz.  Bruce ci pomoże.-powiedziałam i pocałowałam go w czoło. Zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na podłodze.

-Jennifer. Co się dzieje?

-Nie wiem słońce.-powiedziałam i zaśmiałam się. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Zemdlałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro