Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Strata

Zabrali ją a ja wciąż tkwie w tym miejscu. Nie obchodzi mnie to że jestem cała ubrudzona w jej krwi.

-Ona była moją ostatnią nadzieją. Mogłaby mi pomóc bo ja nie umiałam. Nie mogłam sobie poradzić z emocjami.-powiedziałam na głos a z moich oczu poleciały pojedyńcze łzy.

-Spokojnie. Wiem że przeżywasz szok ale dziś przyjdzie do ciebie pani z opieki społecznej. Zajmie się tobą. I złapiemy tego morderce.-powiedział do mnie jakiś policjant. Usiadłam zdruzgotana na ławce.

-Kurwa...-wyszeptałam a do mnie przysiadł się Kapitan.

-Cześć Jennifer... Rozumiem że nie chcesz rozmawiać... Przeżywasz szok. Ale wiedz że osobiście dopilnuje aby złapano tego człowieka.-powiedział i pogłaskał mnie po włosach. Nie wiem co mnie naszło ale wtuliłam się w niego i rozkleiłam się.

-Mogłam powiedzieć aby nie szła do tego cholernego sklepu. Byłaby tutaj ze mną. A teraz? Jestem sama jak palec.-powiedziałam po czym rozbeczałam się. Tak.. Zdecydowanie nie rozumiem swojego zachowania.

-Ciii.. Wypłacz się.-wyszeptał. Po kilku chwilach było już troche lepiej.

-Dziękuje. Troche lepiej. Wiesz.. Ja będe się zbierać. Musze się ogarnąć i spakować. Do zobaczenia.-powiedziałam i odeszłam. Nie patrzyłam czy jedzie jakiś samochód czy coś innego. Najwyżej przejedzie mnie samochód i umre i będe miała spokój. Od wszystkiego. Od szkoły, prac domowych, lekcji, ludzi, świata... Piękna wizja, nieprawdaż? Bez szfanku dotarłam do domu. Umyłam się i przebrałam w świeże ciuchy. Spakowałam wszystko co było dla mnie ważne. Do drzwi zapukał ktoś. Otworzyłam.

-Dzień dobry. Jennifer Williams prawda? Jestem Gigi Nanami. Zabieram Cię do sierocińca. Spakowałaś się?

-Um.. Tak. Mam wszystko.

-Cudownie. Wsiadaj do samochodu.-powiedziała a ja wykonałam jej polecenie. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Wziełam swoje torby i weszłam do budynku. Podłoga z kafelek, recepcja, duże okna. Największą uwage wzróciły żółte ściany pokryce rysunkami. Drzewa, koniki, domy, psy... No przeróżne rysunki.

-Twój pokój jest tutaj na prawo. Drugie drzwi.-powiedziała i wskazała ręką. Poszłam do wyznaczonego miejsca. Otworzyłam drzwi. Błękitne ściany, łóżko, drewniane meble. Szału nie ma, ale też nie jest tragicznie. Pokój jest skromny ale wszystkie potrzebne rzeczy są. Rozpakowałam się i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do recepcji.

-Witam, w czym moge pomóc?-powitała mnie miła starsza pani. W oczy rzuciły mi się niebieskie okrągłe okulary, które nosiła.

-Dzień dobry, że tak pozwole sobie skłamać. Może mi pani powiedzieć gdzie co jest? Jestem tu nowa i..-urwałam bo pani w siwych włosach natychmiast mi odpowiedziała.

-Oczywiście skarbie. Jesteś Jennifer Williams?

-Tak.

-Dobrze. W lewym skrzydle są pokoje gdzie przebywają młodsze dzieci, w prawym skrzydle przebywają starsze dzieciaki, stołówka znajduje się na końcu prawego skrzydła, plac zabaw jest na końcu lewego skrzydła.-mówiła wolno i wyraźnie- w sali 21 jest biblioteka, toalety są w obu skrzydłach. Zrozumiałaś? Czy coś powtórzyć?-spytała miło.

-Um. Nie, nie. Zrozumiałam wszystko. Dziękuje za informacje.-powiedziałam i poszłam do swojego pokoju. Padłam na łóżko. Dajcie mi umrzeć...

Notatka od autorki:

Przepraszam za błędy.

Cześć Aniołki. Wiem że zawaliłam z terminem. Po prostu nie wyrobiłam się. Życze miłego dnia, wieczoru, nocy.
                        Lovciana1710


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro