Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozmowa

Weszłam do domu, zdjełam buty i założyłam kapcie.

-Cześć babciu! Jestem!-krzyknełam i położyłam plecak na stole.

-Świetnie.

-Kupiłam mąke i śliwki.-powiedziałam i wyjełam rzeczy.

-Bardzo dobrze. Będe robiła ciasto.

-Pomóc ci?

-Nie. Odpocznij sobie.-powiedziałam a ja poszłam do siebie na góre. Padłam plackiem na łóżko. Po kilku minutach wstałam i spojrzałam w lustro. Szaro-niebieskie oczy wyprane z uczuć, roztrzepane brązowe włosy sięgające do łopatek, nie brzydka ale też nie piękna twarz. Ech.. Wziełam szczotke i zaczełam czesać włosy. Nagle zachaczyłam o coś szczotką do włosów. Nie powiem że nie bolało bo bolało.

-Co do kurwy nędzy?-spytałam cicho i dotknełam tam gdzie mnie zabolało. Jakiś czip czy co? Spojrzałam w lustro. Tak... To czip. Chip... A gdzie Dale?

-Nie ze mną takie numery.-powiedziałam i wyszarpałam urządzenie z karku. Uff... Dobrze że nie miałam tego w skórze. Upuściłam czip i zgeptałam nogą w drobny mak.

-To pewnie ta blaszano podobna konserwa, która zwie się Iron-Man czyli Anthony Stark.-powiedziałam szeptem. Oczyściłam ranke wodą utlenioną i zakleiłam plastrem. Sprawdziłam telefon... Nic ciekawego. Wyciągnełam czarne trampki spod łóżka i ubrałam je. Sprawdziłam czy babcia poszła spać. Śpi jak kamień. Wróciłam na góre i wyszłam oknem. Tak wymykam się z domu dlatego mam trampki pod łóżkiem. Usiadłam na dachu jakiegoś budynku i patrzyłam się na gwiazdy. Gwiazdy mnie fascynują. To takie małe świecące coś a wygląda tak pięknie.

-Trudny dzień?-spytał ktoś z nikąd.

-Tak.. Bardzo trudny dzień Bucky...-powiedziałam a Bucky usiadł obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy. Nagle obok nas wylądował Iron-Man. Reszta zgrai też była

-No w końcu mamy cie.- powiedział blaszak.

-Ta. Jednak ten czip faktycznie działał. No nie liczyłam na to ale cóż.... Życie jest pełne rozczarowań.

-To teraz powiesz dlaczego nam pomogłaś.- powiedział gościu z łukiem ja zaś zaśmiałam się.

-Śmieszni jesteście.- powiedziałam i otarłam z oczy niewidzialne łzy śmiechu.

-Nie pomogłam wam. Pomogłam jej. Wy nie potrzebujecie pomocy lecz tamta dziewczyna już tak. A poza tym jesteście dorośli. Sami rozwiązujecie swoje problemy. Nawet jeśli chcieliście jej pomóc nie to byście nie umieli. Na codzień nie macie styczności z takimi osobami.-powiedziałam obojętnym tonem głosu.

-A ty niby masz styczność z takimi osobami?- odezwała się Wdowa.

-Nie nie mam. Ale dobrze wiem jak się czują takie osoby. Myślą że życie nie ma sensu z różnych powodów. Inni się tną chcąc ukarać się za coś lub z nadmiaru złych emocji albo dla uwagi. No różnie bywa...

-Jesteś bardzo mądra jak na 13-sto latke.-oznajmił Kapitan.

-Nie mam 13-stu lat. Oj jo joj. Musze się zbierać. Pogadamy kiedy indziej.- powiedziałam, wstałam i poszłam do domu. Przebrałam się i poszłam spać.

Notatka od autarki
Cześć Aniołki. Przepraszam za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro