Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pustak cz.2

Zamknełam oczy. Skupiłam się i wyobraziłam sobie zwłoki. Zaciągnełam się zapachem krwi. Otworzyłam oczy. Wszystko było w krwi. W ręku trzymałam sztylet.

-Gotowa? Super!-krzyknął i zniknął gdzieś. Pojawił się za mną. Odsłonił moje ramie i ugryzł mnie.

-Jesteś bardzo smaczna.-wyszeptał mi do ucha i ugryzł mnie jeszcze raz.

-Mia! Zabierz stąd wszystkich!-krzyknełam. Mgła warkneła i spojrzała mi w oczy.

-Pozbawisz mnie i siebie jedzenia.-powiedziała. Wbiłam mu sztylet w szyje. Zaśmiał się.

-Nie pokonasz mnie. Nie tak.-wyszeptał i dotknął mój policzek. Zobaczyłam moje złe wspomnienia. Krzyknełam z bólu.

-Ciekawe dzieciństwo.-mruknął. Złapałam jego ręke. Zaśmiał się.

-Twój dotyk na mnie nie działa. Wiesz? Może ułatwie Ci zadanie.-powiedział i zniknął. Po chwili pojawił się w postaci człowieka. Miał czarne włosy i czerwone oczy.

-Teraz powinno być Ci łatwiej.-powiedział. Dotknął mojego czoła. Krzyknełam z bólu.

-Jesteś tak słaba.-powiedział z pogardą. Wyjął sztylet z szyji.

-Dobrze wykonany.-mruknął. Do salonu wszedł Tony.

-Przekąska?-spytał i zaciągnął się jego zapachem.-Jesteś niesmaczny w porównaniu do Jennifer.

-Co tu się dzieje? Kim ty jesteś?-spytał Tony. Popatrzyłam na niego z przerażeniem.

-Oh. Te nudne pytania.

-Tony. Uciekaj.-wyszeptałam. Tony nie ruszył się z miejsca.

-Zależy Ci na nim. Jest dla Ciebie ważny.-powiedział i zamilkł na chwile, lecz po chwili odezwał się.-To dobrze. Moge Cię podwójnie zranić.

-Zostaw go.

-Bo co mi zrobisz? Nic. Zwijasz się z bólu.-powiedział i podszedł do Tonego.

-Ładnie pachniesz.-powiedział i polizał go po policzku.-W smaku też jesteś niezły.-mruknął. Pomimo bólu wstałam i podeszłam do niego.

-Zostaw go.-warknełam.

-A może opętał bym Cię? Wydajesz się ciekawy.-powiedział. Zaczął chodzić wokół Tonego.

-Nie. Chociaż.. Tak. Nadajesz się.-mruknął a ja zaczełam myślami wzywać Armina.

Armim pojaw się! Proszę! Armin! Do cholery jasnej chodź tu!

-O nie, nie.-powiedział i podszedł do mnie. Złapał mnie za gardło i przybił do ściany.

-Nie wzywasz nikogo. Rozumiesz?-spytał i wzmocnił uścisk. Ugryzł mnie w ramie i wyciągnął sztylet. Wbił je w mój brzuch. Puścił mnie i poszedł. Spadłam z hukiem na podłoge. Podszedł do Tonego. Ugryzł go. Widziałam strach w oczach Tonego. Wstałam, wyciągnełam sztylet i rzuciłam nim w pustaka. Syknął i cofnął się o pare kroków.

-Jeszcze raz go ugryziesz lub dotkniesz to pożałujesz.-powiedziałam. Podeszłam do Tonego.

-Uciekaj.-powiedziałam. Podeszłam do pustaka. Wyciągneła sztylet z jego ręki i wbiłam go w szyje.

-Ugryzłeś go.-wyszeptałam. Pustak upadł na podłoge. Usiadłam na nim okrakiem. Wyciągnełam sztylet z szyi i wbiłam go w ramie.

-Ugryzłeś go.-wyszeptałam. W mojej ręce pojawił się kolejny sztylet. Wbiłam go w brzuch. Wyjełam go i wbiłam go obok. Poczułam szarpnięcie.

-Jennifer. Zostaw go.-powiedział Tony. Wstałam niechętnie z pustaka.

-Jak się czujesz?-spytałam z troską.

-Okej. Tylko mnie ugryzł.-powiedział. Przytuliłam go.

-Ugryzł Cię i to przezemnie. Przepraszam Tony. Tak bardzo przepraszam.-wyszeptałam i zaczełam płakać.

-Jennifer. To nie przez Ciebie. Nie płacz.-wyszeptał i oddał uścisk. Usłyszała jak pustak próbuje wstać. W mojej ręce pojawił się nóż. Rzuciłam nim w pustaka. Zawył głośno. Do salonu wszedł Steve.

-O Boże. Co tu się stało?-spytał przerażony. Odkleiłam się od Tonego. Wytarłam łzy.

-Zaatakował pustak. Taki rodzaj duch..-nie zdąrzyłam dokończyć, bo Steve zamknął mnie w stalowym uścisku. Po chwili odsunął się odemnie.

-Ty krwawisz.

-To nic takiego Steve.-powiedziałam. Do salonu weszła Mia z Samem, Clintem i Buckym.

-Nic wam nie jest?

-Nic nam nie jest w przeciwieństwie do Ciebie.-odpowiedział Bucky.

-Ważne że nikt nie ma większych obrażeń.-powiedziałam. Przed oczami pojawiły mi się czarne plamy. Potem już była tylko ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro