Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pete

-Jaka byłam dawniej pytasz... Radosna i zadowolona z życia. Cieszyłam się z wszystkiego..Chciałam pomóc każdemu.-odpowiedziałam.

-Dlaczego nie pozwalasz nazywać siebie "Jen"?

-Osoby, które darze zaufaniem mogą mówić na mnie "Jen".-odpowiedziałam. Wstałam i poszłam do salonu.

-Mogłeś zginąć! To by była moja wina Peter!-krzyknął Stark.

-Ale panie Stark. Ja musiałem uratować tego chłopca.-powiadział chłopak w czerwono-niebieskim stroju.

-Miałbym cię na sumieniu!

-A ja miałbym na sumieniu tego chłopca.

-Mogłeś zginąć!

-Ta praca wiąże się z tym że w każdej chwili moge zginąć.

-Jak ja bym się wytłumaczył twojej ciotce?!

-Tylko tym pan się przejmuje? Co by pan powiedział mojej cioci gdybym zginął?-spytał się chłopak a w jego oczach staneły łzy. Wybiegł z pomieszczenia. Poszłam za nim. Płakał przy wejścu na sale treningową. Usiadłam obok niego.

-Cześć. Jestem Jennifer. A ty?

-Peter Parker.

-Nie przejmuj się Starkiem.

-Ale to boli.

-Wiem. A co byś powiedział na zemste? Pomalujemy mu zbroje na różowo. Nie. Na tęczowo. Wiesz jakie miałby branie?-spytałam. Peter uśmiechnął się po czym zaśmiał się krótko.

-To by było śmieszne.

-Choć. Pójdziemy do mojego pokoju.-powiedziałam, wstałam i poszłam. Peter grzecznie za mną szedł. Usiadł na łóżku i zaczął płakać.

-Ej. Pete. Nie płacz już. Spróbuj się uspokoić a ja pójde po coś i zaraz wróce. Dobrze słońce?-spytałam. Pokiwał głową na tak. Wyszłam z pokoju i poszłam do salonu. Zrobiłam cacao, wziełam z zamrażarki lody śmietankowo-czekoladowe oraz dwie łyżki Każdy patrzył na mnie zdziwiony lecz nie przejełam się. Przecierz mam zadanie do wykonania! Wyszłam z pełnymi rękami i pomaszerowałam do pokoju. Lody postawiłam na stoliczku a cacao podałam Peterowi.

-Dziękuje.-powiedział cicho i wytarł łzy.

-Nie ma za co słońce.-odpowiedziałam i uśmiechnełam się. Zaczął powoli pić.

-Dlaczego to robisz?

-Gdy cię zobaczyłam takiego smutnego to poczułam takie ukucie w sercu. Chciałam ci pomóc.

-Dziękuje.

-Nie ma za co. A Tonym się nie przejmuj. Teraz pewnie żałuje że tak powiedział ale nie przyzna się do tego. Jego ego mu zabrania.-powiedziałam a ten się do mnie przytulił. Stałam bez ruchu. Dopiero po chwili odwzajemniłam uścisk.

-Dziękuje.-powtórzył po raz kolejny.

-Nie ma sprawy słońce. A teraz choć. Jemy lody bo nam rozmarzną. -powiedziałam, chciciłam pudełko z lodami, otworzyłam, podałam Peterowi łyżke i zaczeliśmy jeść. Peter opowiadał różne żarty a ja co chwile wybuchałam śmiechem.

Tak.. Szczerze się śmieje.. Pierwszy raz od kilku lat.

Nagle do pokoju wpadł Steve.

-Co się tu dzieje?-spytał zdezorientowany.

-Pośmiać się nie można?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Jasne że można. Ale.. Ktoś do ciebie przyszedł..-powiedział i wyszedł. Przeprosiła Petera i poszłam do salonu.

Kto mógł do mnie przyjść?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro