Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Perełka i Iskierka

Nie wiedziałam jak zareagować na słowa Marka. Czułam złość, bezsilność, smutek.

-Jennifer. Powiedz coś.-powiedział Mark.

-Ja nie wiem co powiedzieć ani zrobić.-powiedziałam. Mark przytulił mnie.

-Przepraszam Cię siostrzyczko. Nie chciałem aby coś Ci zrobili.-powiedział. Po jego policzkach płynęły łzy. Objęłam go w pasie. Moje dłonie powędrowały na jego plecy. Zaczęłam głaskać go po nich. Jego głową opadła na moje ramię.

-Przepraszam.-wyszeptał. Jedną rękę wplątałam w jego włosy. Nim się zorientowałam po moich policzkach też płynęły łzy.

-Przepraszam za to że dokuczałem Ci jak byłaś mała, że biłem Cię, że dawałem Ci cierpieć i musiałaś sama poskładać się po stracie matki, że dawałem ojcu tobą pomiatać i bić, że nie pomagałem Ci, nie kiwnąłem nawet palcem kiedy Cię upokarzał, zabiłem babcie, chciałem Cię zgwałcić. -urwał. Po moich policzkach płynęło więcej łez.-Miałem Cię gdzieś tyle lat, pozwoliłem na to abyś trafiła do domu dziecka, pozwoliłem na to abyś się cieła. Przepraszam.-dokończył.

-Zapomniałeś jeszcze o anhedoni.-powiedział Tony.

-O czym?-zapytał.

-Anhedonia to utrata zdolności odczuwania przyjemności.-powiedziałam i urwałam.-Nie odczuwanie szczęścia, miłości. Stajesz się wtedy zobojętniały. Wszystko Ci wtedy obojętnie. Nie ruszy Cię smutna historia ani to że Avengersi są u Ciebie w domu.-dokończyłam swoimi słowami.

-Ty to masz?

-Tak.

-Długo?

-Dokładnie to rok i dziewięć miesięcy.

-O matko.-powiedział i bardziej się rozpłakał.-Nie wiedziałem że to masz.

-O próbach samobójczych pewnie też nie.-mruknął Tony.

-Co? Jennifer? Chciałaś sobie odebrać życie?

-Próbowała i to dwa razy.-powiedział Tony i nalał sobie whisky do szklanki.

-Oh Jennifer.-wyszeptał i rozpłakał się na dobre.-Ja nie wiedziałem. Przepraszam Cię. Wychodzi na to że w ogóle nie znam swojej siostry.-powiedział i zaśmiał się krótko.

-To nie jest śmieszne a raczej bolesne.-powiedział Tony.

-Tony!-krzyknęłam.

-No co? Tylko stwierdzam fakty.

-To już nie stwierdzaj.-powiedziałam.-Tylko pogarszasz sytuacje.-dodałam. Mark wtulił się mocniej we mnie.

-Co teraz będzie?-zapytał cicho i spojrzał na mnie.

-Nie wiem Mark. Nie wiem.-powiedziałam i staram jego łzy.-Nie płacz już iskierko.-powiedziałam. Mark zaśmiał się.

-Dobrze perełko.-powiedział.

-Jednak pamiętasz.

-No ba. Jak mógłbym zapomnieć?

-Nie liczyłam na to że pamiętasz.

-No wiesz ty co?-powiedział i odsunął się ode mnie.

-Nie fochaj się iskierko.-powiedziałam. Mark znowu przytulił się.

-Nie nazywaj mnie iskierką perełko.

-Nie chce przerywać wam tej jakże interesującej rozmowy, ale trzeba przesłuchać Marka.

-Dobrze. Wszystko powiem.-powiedział.

15 minut później...

Siedziałam obok Steva w sali konferencyjnej.

-Mówiłem gościowi co się dzieje u was, ale ostatnio miałem zbyt mało informacji i zażądał ode mnie zwrotu pieniędzy. Dlatego przyszedłem do was się zapytać czemu nie mam jeszcze kasy na koncie i na wyszło że macie już informacje. Potem palnąłem że zabiją mnie nawet nie za kasę no i powiedziałem wszystko Jennifer.-wyjaśnił Mark.

-Możesz być skazany nawet na kilka lat więzienia.-powiedziała Sharon.

-Zajebiście.-mruknął Mark.

-Co Cię skłoniło do powiedzenia prawdy?-spytał Steve.

-Codziennie grożono mi że jeśli nie dostarcze informacji porwą perełke i będę musiał patrzeć na to jak ją torturują. Nie zniósł bym tego i w końcu się wygadałem.

-Kto to perełka?-spytała Natasha.

-Jennifer.-powiedział. Wszyscy popatrzyli na mnie.

-Skąd wzięła się ta perełka?-spytał Tony.

-Gdy byłam mała bawiłam się z Markiem na strychu w sumie on czegoś szukał a mnie musiał pilnować. Z skrzyni wyciągnął naszyjnik z pereł. Powiedział: Perły... Kojarzą mi się z nieskazitelnością, niewinność, czystością. W sumie prawie jak ty. Chodziło mu o wygląd. Gdy byłam mała byłam bardzo blada. Czasem jak się zdenerwował lub miał dobry dzień tak mnie nazywał. Prawda iskierko?-powiedziałam.

-Prawda perełko.

-Iskierka?-spytała Wanda.

-Poszliśmy nad jezioro nocą. Mark wziął ze sobą sztuczne ognie. Zapalił je. Bałam się tych iskierek co Mark zauważył. Zaśmiał się i powiedział że nie ma się czego bać. Odtąd gdy miał dobry dzień mówiłam do niego iskierko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro