Obietnica oraz pytania
-Kapitanie? Jennifer śpi jeszcze?-spytał Peter ale nikt mu nie odpowiedział. Wszedł głębiej do pokoju. Uśmiechnął się na widok jaki tam zastał i wyszedł.
Otworzyłam oczy. Ujrzałam twarz Steva. Miał zamknięte oczy.
Wygląda uroczo.
Pogładziłam dłonią jego policzek. Steve pod wpływem mojego dotyku otworzył oczy.
-Przepraszam. Nie chciałam Cię obudzić.-powiedziałam i zabrałam ręke. Steve wziął moją ręke i położył na swoim policzku.
-Nie przeszkadza mi to.-powiedział.
-Steve? Kochasz mnie?
-Bardzo mocno Cię kocham.-powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Dlaczego pytasz?
-Jesteś dla mnie ważny. Zrobie dla ciebie wszystko, ale.. Ja nie czuje miłości. Ja czuje tylko pustke.-powiedziałam. Steve ujął moją twarz.
-Jennifer. Jeszcze poczujesz miłość. Obiecuje ci to.-powiedział i pocałował mnie w nos.. Leżeliśmy trzymajac się za ręce dobre kilkanaście minut.
-Kapitanie. Jest pan proszony do sali konferencyjnej.
-Przekaż że zaraz będe.-powiedział i popatrzył mi w oczy.
-Musze iść Jennifer.-powiedział, pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Poleżałam kilka minut i wyszłam z pokoju. Poszłam do salonu. Zrobiłam sobie kawy i usiadłam na kanapie.
Jak Steve chce sprawić abym poczuła miłość?
Upiłam łyk kawy.
Kocha mnie. 15-latke, która się tnie i dwa razy chciała się zabić.
Upiłam kolejny łyk kawy.
Co on we mnie widzi?
-Jak się czujesz Jennifer?-spytał Mark, który siedział obok mnie.
Nawet go nie zauważyłam.
-Lepiej.-mruknełam.
-Ja przepraszam cię. Za wszystko.-powiedział. Odstawiłam kubek z ciepłą cieczą i przytuliłam go. Ten nie spodziewał się takiego gestu z mojej strony ale oddał uścisk.
-Czyli że wybaczasz mi?
-Nie umiem się długo gniewać. A poza tym jesteś moim bratem. Ale jeśli zrobisz coś Sue, Stevowi, Peterowi i reszcie avengersów zapłacisz za to.
-Wybaczyłaś mi!-krzyknął szczęśliwy i mocniej mnie przytulił.
-Ale nie będziesz się zadawał z nieciekawym towarzystwem, nie będziesz brał pożyczek od szemranych typów, nie masz brać narkotyków i nie masz popełniać żadnych przestępstw.
-Jasne!
-A teraz puść, bo dusisz.-powiedziałam a Mark natychmiast mnie puścił. Usiadłam obok niego i dopiłam kawe.
-Jaki jest ten facet, który cię adoptował?
-Steve. Jest miły. Dba o mnie. Wspiera. A jak tobie życie potoczyło się przez te kilka lat?
-Odkąd uciekłaś ojciec sprowadził sobie jakąś laske. Gotowała, prała, sprzątała. Innym słowem przejeła twoje obowiązki. Ale wytrzymała tylko 2 lata. W szkole miałem słabe oceny. Wpadłem w złe towarzystwo. Zapożyczyłem się u paru gościów. I tak jakoś do teraz. A ty? Co robiłaś przez te lata?
-Chodziłam do szkoły. Potem anhedonia, cięcie się, próby samobójcze. Nic ciekawego.
-Jennifer! Ty chciałaś się zabić?
-Tak. Zostawmy ten temat.
-Wrócimy do niego. Całowałaś się namiętnie z kimś?
Co to za pytanie?
-Nie.
-Masz chłopaka?
-Nie.
-Jest ktoś kto kręci się wokół ciebie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro