Nowy kolor oczu oraz...
Obudziłam się i ogarnęłam. Poszłam do salonu. Napiłam się trochę wody.
-Dlaczego odwołałaś bal?-spytał Lucyfer siedzący na kanapie.
-Nie chciałam już nigdzie iść po pewnej sytuacji.
-Dzisiaj będziesz uczyła się walki i samoobrony oraz manier.-powiedział i podszedł do mnie.-Zależy Ci na nich? Na Avengersach?
-Tak.
-To niedobrze. Bardzo łatwo będzie Cię skrzywdzić. Nie lepiej będzie Cię odsunąć od nich?
-Lucy nie odsuniesz mnie od nich.
-Czyżby?
-Nie zrobisz tego.-powiedziałam zła.-Mam prawo mieć rodzinę.
-Nazywasz ich rodziną? Chciałaś się zabić przez Starka.
-Lucy wiem co kombinujsz. Nawet nie waż się ich tknąć.
-Oni będą twoim słabym punktem.
-Każdy ma słaby punkt.
-Przez nich możesz mieć problemy.
-To akurat moje zmartwnie nie twoje. Przyszedłeś po coś jeszcze?
-Nie. Ale muszę przyznać, że ładnie Ci w złotych oczach.-powiedział i zniknął. Poszłam do pokoju i przejrzałam się w lustrze. Miałam złote oczy.
Skoro czerwone mam od pragnienia to złote będą od.. Złości?
Zamrugałam kilka razy, lecz nadal miałam złote oczy. Wyszłam z pokoju.
Armin? Możesz tu się zjawić?
Po chwili pojawił się w pokoju.
-Co się stało Jennifer?
-Mam złote oczy.
-Tak. Pod wpływem silnych emocji twój kolor oczy się zmienia. Złoty kolor oznacza że jesteś zła. Inne musisz odkryć.
-Dzięki Armin.-powiedziałam i chciałam wyjść. Złapałam za klamkę. Nagle mnie olśniło.
-On zrobił to specjalnie. Specjalnie nie wkurzył.
-Kto?
-Lucyfer.-powiedziałam i wyszłam z pokoju. Armin szedł za mną. Poszłam do salonu.
-Specjalnie mnie wkurzył aby sprawdzić moją reakcje.-powiedziałam i usiadłam na kanapie ignorując Steva.
-Co Ci powiedział?
-Że Avengersi będą moim słabym punktem i chciał odsunąć mnie od nich. Spróbował by tylko.-powiedziałam. Steve usiadł obok mnie i pocałował w czoło.
-Cześć Jennifer.-powiedział. Weszłam mu na kolana i przytuliłam się do niego. Zaczął mnie głaskać po głowie. Przymknęłam oczy delektując się tą chwilą.
-Armin? Mam jakieś papiery do wypełnienia?
-Narazie nie. Wybacz Jennifer. Śmierć wzywa.-powiedział i zniknął.
-Jennifer?
-Tak Stevie?
-Dlaczego Mark wczoraj chciał rzucić się na Tonego?-spytał. Otworzyłam oczy i spojrzałam mu w oczy.
-Wiedziałam, że te pytanie kiedyś padnie. Wczoraj miałam dość docinek Tonego i poszłam na dach wieży. Podeszłam do krawędzi. Chciałam skoczyć. Armin uświadomił mi jakbym skrzywdziła was. Odeszłam od krawędzi. Jakiś czas później rozmawiałam z Arminem w moim pokoju. Mark podsłuchał naszą rozmowę.-powiedziałam. Steve popatrzył na mnie po czym mocno przytulił.
-Przepraszam.-wyszeptałam.
-Jak słodko. Zaraz się pożygam.-powiedział. Wiedziałam kto to. Szybko odsunęłam się od Steve i podeszłam do niego z sztyletem.
-Czego chcesz?
-Co tak ostro królowo?
-Mam Ci połamać palce?
-Nic nie zrobisz mi gdy jestem w tej formie.
-Na twoim miejscu nie była bym tego tak pewna. Pytam ponownie. Czego chcesz?
-Nudzi mi się i pomyślałem o tym aby odwiedzić cudowną królowę duchów. No, no. Nieźle się urzadziłeś gościu. Wyrwałeś królowę. Przekupiłeś ją ciastkami czy cukierkami aby była twoja?-spytał. Widziałam, że Steve miał ochotę się na niego rzucić, lecz opanował się.
-Jean Renner. Trzydzieści cztery lata. Mafioza. Kobieta Cię rzuciła po tym jak dowiedziała się, że ją zdradzasz. Nie masz partnerki od sześciu miesięcy.-powiedziałam grzebiąc w jego głowie.
-Nieźle.-skomentował ponurak.-A teraz ty przedstaw się Gwiazdeczko.
-Jennifer Williams.
-Masz pietnastkę nie?
-Tak.
-Jak władza musi być zdesperowana, żeby jako królowę wybrać pietnasto latkę?
-Nie mnie oceniać. Odpowiesz na moje pytanie. Tym razem na serio.
-Na serio to przysłał mnie Loki.
Cześć. Wiem, że ten gif w załączniku nie bardzo pasuje, ale nie mogłam znaleźć lepszego. Następna część w sobotę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro