Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieznany

-Tak próbowałam się zabić.

-Jennifer. Próbowałaś się zabić?-spytał zszokowany Peter.

-Tak słoneczko. Najpierw próbowałam z powieszeniem się. Wszystko przygotowałam na strychu. Krzesło, line, nóż. Stanełam na krześle. Założyłam pętle. Zeskoczyłam z krzesła. To bolało za bardzo. Szybko wyciągnełam z kieszeni nóż i odciełam line. Druga próba była z tabletkami nasennymi. Zamknełam się w pokoju. Wysypałam siedem tabletek na ręke. Włożyłam je do buzi. Popiłam wodą. Położyłam się na łóżku. Zmuliło mnie po kilku minutach. Obudziłam się następnego dnia. Zdałam sobie sprawe że wziełam za mało tabletek. Myślałam o jeszcze jakiś samobójstwach. Podcięcie sobie żył, skok z wysokiego budynku, utopienie się, rzucenie się pod samochód. Ale zrezygnowałam. Pomyślałam o tym jak babcia byłaby załamana. Nie zniosłabym tego.

-Dlaczego chciałaś popełnić samobójstwo?-spytał Sam.

-Szkoła, ludzie, rodzina a raczej jej brak. Zaczełam odczuwać to za bardzo. Wolałam popełnić samobójstwo niż żyć. Uważałam to za łatwiejsze.

-Nadal nie chcesz żyć?-spytała Natasha.

-Nie chce żyć, ale mam dla kogo.-powiedziałam. Peterowi zaszkliły się oczy. Przytulił się do mnie bardziej.

-Moje małe słoneczko.-powiedziałam i pocałowałam go w czoło.

-Sir. Nick Fury czeka w salonie.-powiedział mechaniczny głos.

-Powiedz że mnie nie ma.

-Niestety wie że pan znajduje się w Avengers Tower.

-Przekaż mu że zaraz będe.-powiedział Tony i wyszedł. Inni też wyszli. Został tylko Steve, Bucky oraz Peter.

-Musze iść Jennifer.-powiedział pocałował mnie w czoło i wyszedł a Bucky razem znim. Poczułam cudowny zapach.

Krew.

Wstałam z łóżka i podążyłam za zapachem. Nie zwracałam uwagi na krzyki Petera. Z każdym krokiem czułam coraz więcej rzeczy.

Fiołki, truskawka, wanilia.

Dotarłam do salonu. Była w nim jakaś osoba, której nie znam. Zmierzyłam go wzrokiem.

Facet. Na oko ma 35 lat. Brunet. Ma zielone oczy. 180 cm wzrostu... To on.

-Jennifer. Miałaś leżeć.-powiedział Steve.

Coś mi tu nie gra.

Podeszłam do męższczyzny. Powąchałam go.

Za bardzo pachnie krwią.

-Co ty robisz?-zapytał.

-Kim jesteś?

-Jestem z Tarczy.

-Kłamiesz.-powiedziałam i urochomiłam swoją drugą ja. Za nim stało stado duchów. Dałam im znać gestem ręki aby znikneły.

-Jennifer? Co ty mówisz?-spytał Sam.

-Za bardzo pachnie krwią. Dręczą go koszmary związane z przeszłością.

-Po co kłamiesz dziewczynko?

-Spiąłeś się. Na twoim czole są kropelki potu. Twój głos lekko drży.

-Nie prawda!

-Nie prawdą jest to że pracujesz dla Tarczy.-powiedziałam i podeszłam do Buckiego. Powąchałam go.

Śliwki, czekolda, jakieś kwiaty i krew.

Podeszłam do faceta.

-Pachniesz krwią. Lecz nie swoją. Pachniesz krwą ludzi, których zabiłeś.

-Co ty bredzisz?!

-Zabiłeś ich bo taka była twoja misja. Jeśli nie zrobiłbyś tego to byś zginął.

-To kłamstwa.

-Pracujesz dla Hydry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro