Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niezadowolona

-Cześć Jennifer. Dlaczego się nie odzywasz?-spytał Derek.

-Z kim się założyłeś?

-Z nikim.

-Nie wierze ci.

-Trudno. Przyszedłem pogadać.

-No to gadaj.

-Jennifer.. J-ja.. Kocham cię.-wyznał i chciał mnie pocałować lecz mu na to nie pozwoliłam.

-Założyłeś się z Joe. Kazał ci mnie rozkochać i zaciągnąć do łóżka.

-Nie prawda.

-Czyżby? To dlaczego widze strach w twoich oczach?

-Nie prawda.

-Wyjdź stąd.-rozkazałam. Nie ruszył się o krok.

-Wyjdź.-powiedziałam stanowczył głosem. Popatrzył zrezygnowany i wyszedł.

-Już nie mają co robić i zaczynają wymyślać żarty i zakłady ze mną w roli głównej.-powiedziałam i poszłam do pokoju gdzie znajdował się Peter. Usiadłam obok niego i westchnełam.

-Co się stało?

-Derek przyszedł. Wyznał mi miłość a ja go wywaliłam.

-Dlaczego?

-Bo to głupi zakład. Założył się z Joe że mnie rozkocha i zaciągnie do łóżka. Debile.-powiedziałam. Po chwili zadzwonił telefon. Odebrałam.

-Halo?

-Dzień dobry tu posterunkowy Aleksander Nilk. Mam przyjemność z Jennifer Williams?

-Tak.

-Sprawa pani babci została umożona. Może pani odprawić pogrzeb.

-Dobrze, rozumiem.

-Dowidzenia.

-Dowidzenia.-powiedziałam i się rozłączyłam.

-Jennifer. O co chodzi z twoją babcią?

-Zastrzelił ją jakiś facet. Sprawe umożyli.

-Przykro mi.-powiedział i dokończył lody.

-Ja będe się zbierał już.

-No dobrze.

-Pa Jennifer.

-Pa słońce. Odwiedź mnie jeszcze.

-Napewno odwiedze.-powiedział i wyszedł. Wziełam pudełko po lodach i wyrzuciłam. Z kubkiem i dwoma łyżkami poszłam do kuchni i włożyłam do zmywarki.

-Z kim rozmawiałaś?-spytał Bucky.

-Z Peterem.

-A ten chłopak, który dzisiaj do ciebie przyszedł?

-Derek.

-Skąd wiedziałaś że założył się?

-W jego oczach czaiła się niepewność oraz strach. A że uwielbia się zakładać z Joe to wiedziałam że z nim się założył.-odpowiedziałam. Poczułam ukłucie. Rozejrzałam się dookoła.

Dlaczego akurat w takim momencie obudziła się moja druga ja?

Cofnełam się o krok. Zapach krwi zaburzał moje myślenie. Miałam ochote rzucić się na Buckiego i go zabić.

Nie, nie, nie. On nic mi nie zrobił.

Zaciągnełam się tym zapachem. Ręce zaczeły mi drżeć.

-Bucky. Odsuń się.-rozkazałam i jeszcze raz zaciągnełam się zapachem krwi. Wyciągnełam nóż i przejechałam po nim palcem.

-Dlaczego nie pójdziesz? Nie odsuniesz się? Przecierz moge ci zrobić krzywde.

-Nie skrzywdziła byś mnie. A nawet jeśli.. To umiem się obronić.-odpowiedział. Podeszłam do niego i przyłożyłam nóż do gardła. Chciałam już poczuć cudowny zapach krwi i napawać się nią. Cofnełam ręke a nóż schowałam do kieszeni.

-Widzisz? Nie skrzywdziłaś mnie.

-Tia.

-Masz ochote wypruć komuś flaki ale się hamujesz. Mimo to twoje drugie oblicze się ukazuje ale walczysz z tym. Próbujesz nikogo nie skrzywdzić i zadowolić wszystkich. Lecz zawsze ktoś będzie niezadowolony.

-Ja jestem niezadowolona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro