Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niestabilna

-Nie zostawie cię.-powiedział na co się uśmiechnełam i oddałam uścisk. Odkleił się odemnie a ja zobaczyłam kogoś. Patrzyła na mnie smutnie. Jakby czuła się odpowiedzialna na to co przed chwiłą się stało. Wyszeptała coś i znikneła.

-Jennifer? Wszystko dobrze?-spytał Steve.

-Masz taką mine jakbyś zobaczyła ducha.-powiedział Tony.

Nawet nie wiem skąd on się tu wziął.

-Bo zobaczyłam ducha.-powiedziałam i poszłam do pokoju. Znowu się pojawiła.

-Czego chcesz odemnie mamo?

-Jennifer. Czuje się winna.

-Nic ci na to nie poradze.

-Przepraszam.

-Za co?

-Za to że faworyzowałam Marka, że nie wierzyłam ci jak jest u ojca, że nie wspierałam cię, nie podtrzymałam kiedy ty tego potrzebowałaś, że się ciełaś przezemnie, że popadłaś w anhedonie.

-Teraz to dopiero zrozumiałaś? Teraz?! Przez ciebie tyle się nacierpiałam a gdy już było okej, ty przyszłaś przepraszać?!

-Jennifer...

-Nie! Idź stąd! Zniknij! Nie chce cię widzieć!-wykrzyczałam a po policzkach swobodnie leciały łzy. Mama znikneła a do pokoju wpadł Steve z Peterem.

-Jennifer? Co się stało?-spytał Steve i mnie przytulił.

-Mama do mnie przyszła. Zaczeła mnie przepraszać. Po tylu latach.-odpowiedziałam. Steve pocałował mnie w czoło. Peter wyszedł.

-Spokojnie Jennifer.-wyszeptał a do pokoju wpadł Peter z chusteczkami, lodami i cacao. 

-Mam coś na pocieszenie.-powiedział i wcisnął mi do ręki kubek z cacao.

To raczej mi nie pomoże, ale miło że się stara.

Uśmiechnełam się lekko.

-Dziękuje słońce.-powiedziałam i zaczełam pić cacao. Gdy skończyłam, zaczełam jeść lody. Podzieliłam się z Peterem i Stevem. Podczas jedzenia rozmawialiśmy o wszystkim.

-Musze się zbierać.-powiedział Peter po czym wstał.

-Chyba o czymś zapomniałeś.-powiedziałam. Peter posłał mi pytające spojrzenie po czym przytulił mnie.

-Uważaj na siebie słońce.-powiedziałam i pocałowałam go w czoło.

-Dobrze mamo.-mruknął i wyszedł.

-Jennifer?

-Tak Steve?

-Opowiesz mi o swojej drugiej stronie?

-Co dokładnie chcesz wiedzieć?

-Wszystko.

-Moja druga strona zawsze nademną czuwa. Ostrzega mnie przed duchami. Mam bardziej rozwinięty słuch, wzrok, węch. Widze duchy. Moge je przyłować, rozmawiać z nimi. Lecz gdy dotkną jakąś osobe, odczuwam ból. Raczej nie moge zginąć. Gdy skakałam z dachu to nie zginełam, lecz nie wiem czy nie zgine jak na przykład ktoś strzeli we mnie. W kieszeni mam nóż. Lepiej walcze. Lepiej się bronie. Lecz to ma swoją cene. Musze się karmić. Nie normalnym jedzieniem. Tylko widokiem krwi, strachem. Gdy tego nie zrobie, trace kontrole. Moim celem jest nakarmienie się. Nie patrze kim jest dla mnie ta osoba.-powiedziałam i zamilkłam na chwile.-Najbardziej się obawiam, że strace kontrole i rzuce się na was.-powiedziałam i chciałam opuścić głowę, lecz Steve nie pozwolił na to. Podniósł mój podbródek tak, że musiałam mu spojrzeć w oczy.

-Jennifer. Nie stracisz kontroli. Zadbam o to. Narazie będziesz  się karmić mną. Dobrze?

-Dobrze.-odpowiedziałam. Steve pocałował mnie w nos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro