Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nakarm się mną

-Nie dawno Avengersów odwiedziły klasowe księżniczki, czym podwyższyły mi ciśnienie. Za kilka dni odbędzie się pogrzeb mojej babci a w dodatku ten wypadek. Nawet nie wiesz jak bałam się od ciebie.-powiedziałam a w moich oczach pojawiły się łzy.

-Hej Jennifer. Jestem tu. Żyje.-powiedziała i uśmiechneła się. Do sali weszła mama Sue.

-Sue! Kochanie! Jak się czujesz?

-Cześć mamo. Czuje się w miare dobrze.

-Lekarz mówił że masz kilka złamań oraz że miałaś dużo szczęścia. Wiesz kto zadzwonił po katetke? Chciałabym tej osobie podziękować.

-To Jennifer.

-Jennifer. Dziecko drogie. Dziękuje za wszystko.-powiedziała i przytuliła mnie.

-Nie ma za co.-powiedziałam. Akurat w tym momencie zaburczało mi w brzuchu.

-Głodna jesteś?

-Troche tak pani Rocked.

-Kilka godzin siedzenia tutaj robi swoje.-dodała Sue.

-Jennifer ile ty już tu siedzisz?-spytała pani Rocked.

-Około 4 godziny.

-Jennifer. Idź już do domu. Napewno jesteś zmęczona, głodna. Ja tu posiedze z Sue.

-Mama ma racje.-poparła Sue.

-No dobrze. Ale jakby coś się stało to proszę dzwonić, pisać. Zostawiłam trobe z ciuchami dla Sue. Mogą być troche za duże. Jest tam jeszcze twój telefon.

-Dzięki Jennifer.

-Ja też dziękuje. Gdyby nie ty nie wiem co by było z Sue. Dziękuje za wszystko.

-Nie ma sprawy.-powiedziałam, uśmiechnełam się i wyszłam z sali. Już po chwili byłam w wierzy. Miałam zamiar iść do pokoju.

-Gdzie byłaś tyle czasu?-spytał Sam.

-U Sue.

-W takich ciuchach? Nie przeziębiłaś się?-spytał Clint.

-Nic mi nie jest.

-Napewno byłaś u tej swojej koleżanki?-spytał Tony.

-Tak. Chcesz sprawdzić? Mam ci podać numer telefonu do niej?

-A ta torba? Co w niej miałaś?

Myślałam że Steve będzie taki dociekliwy.

-Zwłoki.-odpowiedziałam i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku. Zamknełam oczy. Zaburczało mi w brzuchu. Poczułam zapach krwi.

No super.

-Jesteś głodna?-spytał ktoś z nikąd. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Na moim łóżku siedział Bucky.

-Nie.

-Kogo próbujesz oszukać? Mnie czy siebie?

-Bucky.-powiedziałam. W tym momencie zaburczało mi w brzuchu.

-Ja nie jestem głodna tak normalnie.-zaczełam.-Karmie się strachem, widokiem krwi, bólem.-powiedziałam cicho. Jego twarz była kamienna.

-Kiedy to odkryłaś?

-Jak przesłuchiwałam ojca.

-Nakarm się mną.-powiedział pewnie. Moja druga strona zaczeła wariować.

-Co? Nie Bucky. Odpada.-odmówiłam. Nagle moje ciało przestało mnie słuchać i rzuciło się na Buckiego. Zaciągnełam się jego zapachem.

Pachnie śliwkami oraz czekoladą. Cudownie.

Gdy odzyskałam władze nad ciałem szybko odsunełam się od niego.

-Przepraszam.-powiedziałam. Bucky nie przejął się. Wstał i usiadł obok mnie. Posadził mnie na swoje kolana. Wziął moją ręke i przyłożył sobie do policzka.

-Zrób to.-powiedział stanowczo a zarazem delikatnie. Pomyślałam o tym aby sprawić mu ból. Już po chwili słyszałam jak syczy. Napawałam się tym. Po pewnym czasie zdjełam dłoń z policzka.

-Dziękuje.-powiedziałam. Wstałam z kolan Buckiego i usiadłam obok.

-Jakbyś była głodna to masz mi powiedzieć.

-Dobrze.

Czyli będe karmić się Bucky? Ciekawa dieta.

Rozdział opublikowany w prezencie dla karolinastank23.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro