Nakarm się mną
-Nie dawno Avengersów odwiedziły klasowe księżniczki, czym podwyższyły mi ciśnienie. Za kilka dni odbędzie się pogrzeb mojej babci a w dodatku ten wypadek. Nawet nie wiesz jak bałam się od ciebie.-powiedziałam a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Hej Jennifer. Jestem tu. Żyje.-powiedziała i uśmiechneła się. Do sali weszła mama Sue.
-Sue! Kochanie! Jak się czujesz?
-Cześć mamo. Czuje się w miare dobrze.
-Lekarz mówił że masz kilka złamań oraz że miałaś dużo szczęścia. Wiesz kto zadzwonił po katetke? Chciałabym tej osobie podziękować.
-To Jennifer.
-Jennifer. Dziecko drogie. Dziękuje za wszystko.-powiedziała i przytuliła mnie.
-Nie ma za co.-powiedziałam. Akurat w tym momencie zaburczało mi w brzuchu.
-Głodna jesteś?
-Troche tak pani Rocked.
-Kilka godzin siedzenia tutaj robi swoje.-dodała Sue.
-Jennifer ile ty już tu siedzisz?-spytała pani Rocked.
-Około 4 godziny.
-Jennifer. Idź już do domu. Napewno jesteś zmęczona, głodna. Ja tu posiedze z Sue.
-Mama ma racje.-poparła Sue.
-No dobrze. Ale jakby coś się stało to proszę dzwonić, pisać. Zostawiłam trobe z ciuchami dla Sue. Mogą być troche za duże. Jest tam jeszcze twój telefon.
-Dzięki Jennifer.
-Ja też dziękuje. Gdyby nie ty nie wiem co by było z Sue. Dziękuje za wszystko.
-Nie ma sprawy.-powiedziałam, uśmiechnełam się i wyszłam z sali. Już po chwili byłam w wierzy. Miałam zamiar iść do pokoju.
-Gdzie byłaś tyle czasu?-spytał Sam.
-U Sue.
-W takich ciuchach? Nie przeziębiłaś się?-spytał Clint.
-Nic mi nie jest.
-Napewno byłaś u tej swojej koleżanki?-spytał Tony.
-Tak. Chcesz sprawdzić? Mam ci podać numer telefonu do niej?
-A ta torba? Co w niej miałaś?
Myślałam że Steve będzie taki dociekliwy.
-Zwłoki.-odpowiedziałam i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku. Zamknełam oczy. Zaburczało mi w brzuchu. Poczułam zapach krwi.
No super.
-Jesteś głodna?-spytał ktoś z nikąd. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Na moim łóżku siedział Bucky.
-Nie.
-Kogo próbujesz oszukać? Mnie czy siebie?
-Bucky.-powiedziałam. W tym momencie zaburczało mi w brzuchu.
-Ja nie jestem głodna tak normalnie.-zaczełam.-Karmie się strachem, widokiem krwi, bólem.-powiedziałam cicho. Jego twarz była kamienna.
-Kiedy to odkryłaś?
-Jak przesłuchiwałam ojca.
-Nakarm się mną.-powiedział pewnie. Moja druga strona zaczeła wariować.
-Co? Nie Bucky. Odpada.-odmówiłam. Nagle moje ciało przestało mnie słuchać i rzuciło się na Buckiego. Zaciągnełam się jego zapachem.
Pachnie śliwkami oraz czekoladą. Cudownie.
Gdy odzyskałam władze nad ciałem szybko odsunełam się od niego.
-Przepraszam.-powiedziałam. Bucky nie przejął się. Wstał i usiadł obok mnie. Posadził mnie na swoje kolana. Wziął moją ręke i przyłożył sobie do policzka.
-Zrób to.-powiedział stanowczo a zarazem delikatnie. Pomyślałam o tym aby sprawić mu ból. Już po chwili słyszałam jak syczy. Napawałam się tym. Po pewnym czasie zdjełam dłoń z policzka.
-Dziękuje.-powiedziałam. Wstałam z kolan Buckiego i usiadłam obok.
-Jakbyś była głodna to masz mi powiedzieć.
-Dobrze.
Czyli będe karmić się Bucky? Ciekawa dieta.
Rozdział opublikowany w prezencie dla karolinastank23.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro