Miałeś tego nie mówić
-Co? Z kim rozmawiałaś?-spytał Mark.
-Rozmawiałam z kamieniem dusz. Powiedział mi abym okiełznała swoją drugą stronę.
-Skąd w wieży kamień dusz?-spytał Bruce.
-W mojej koronie jest jeden.
-Jen. Masz czerwone oczy.-powiedział Mark. Steve złapał mnie za rękę.
-Zaraz przyjdę.-powiedział, wstał i poszedł.
-Po co on idzie?-spytał Mark.
-Po krew.-odpowiedział Bucky. Po chwili Steve przyszedł z woreczkiem. Pogłaskał po głowie i dał woreczek.
-Dziękuję.-powiedziałam i popatrzyłam na woreczek. Miałam wielką ochotę wypić krew Steva, ale nie wiedziałam czy mogę.
-Nie będzie wam przeszkadzać jeśli..-powiedziałam cicho i urwałam.-wypije krew przy was?-powiedziałam jeszcze ciszej.
-Nie. Skądże. Nie krępuj się.-powiedział sarkastycznie Tony.
-Nie słuchaj Tonego. Pij śmiało.-powiedział Sam. Popatrzyłam na worek. Otworzyłam go i wypiłam całą jego zawartość. Moja skóra odzyskała normalny kolor tak samo jak żyły.
-Serio? Nikt nie zareaguje? Ona właśnie wypiła krew nawet nie wiemy kogo w salonie!-wykrzyczał Stark. Mark wstał i podszedł do niego.
-No i co z tego? Krzywdzi Cię tym? Napewno nie tak bardzo jak ty ją.
-Tak? A co jej zrobiłem? Wypiłem jej krew z lodówki? A może zjadłem kogoś kogo ona chciała zjeść?
-Tony.-powiedziałam.
-Tak ją właśnie krzywdzisz! Tymi docinkami!
-Mark. Przestańcie.-powiedziałam, lecz zignorował mnie.
-Ach tak? Przepraszam panią "wszystko biorę sobie do serca".
-Śmieszy Cię to? Ona chciała przez Ciebie się zabić!-wykrzyczał Mark.-Chciała skoczyć z dach Avengers Tower!
-Mark. Miałeś tego nie mówić.-wyszeptałam.
-Wiem Perełko, ale nie mogłem patrzeć jak on Cię krzywdzi.-powiedział. Widziałam w oczach Tonego, że naprawdę ta informacja go zabolała. Stark niby niezwruszony wyszedł z pomieszczenia z szklanką whisky. Mark już miał coś powiedzieć, ale pokręciłam głową.
-Jennifer? To prawda?-spytał Sam. Wszyscy popatrzyli się na mnie.
-Ja...-wyszeptałam. Nie mogłam znieść ich wzroku. Zamknęłam oczy.-Tak.-Otworzyłam oczy.-Ale żałuję.-powiedziałam i potarłam skornie. Do salonu wszedł Peter.
-Cześć!-krzyknął radośnie. Mark przyszpilił go do ściany.
-O co założyłeś się z Starkiem?
-J-j-ja..
-Gadaj!
-O misję. Jeśli wygram pan Stark miał mi dać ważniejszą misję.
-I to było warte łez Jennifer?-spytał Mark i puścił Petera. Zrobił kilka kroków.-Nogi z dupy Ci powyrywam!-krzyknął po czym rzucił się na Petera. Szybko go odciągnęłam.
-To było warte jej łez? Tego że poczuła się jak rzecz?!-wykrzyczał Mark.
-Mark wystarczy.-powiedziałam.
-No chyba nie mówisz poważnie?
-Mówię jak najbardziej poważnie.
-Jennifer.-powiedział i ujął w swoje ręce moją twarz.-No chyba nie dasz mu następnej szansy?-spytał i spojrzał mi w oczy.-Nie wierzę.-wyszeptał i odsunął się ode mnie.-Nie wierze. No kurwa nie wierze.-powiedział i złapał się za włosy.-A Starkowi?-spytał i spojrzał na mnie.
-Zajebiście! Kurwa zajebiście!-wykrzyczał i poszedł gdzieś.
-Co tu się odwaliło?-spytał Clint. Zignorowałam to pytanie i weszłam do windy. Już po chwili byłam w parku.
Co ja teraz mam kurwa zrobić?
Did you miss me?
Tak wiem. Rozdział miał pojawić się szybciej, ale wena mnie opuściła. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział.
Miłego dnia, wieczoru, nocy. ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro