Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miałeś tego nie mówić

-Co? Z kim rozmawiałaś?-spytał Mark.

-Rozmawiałam z kamieniem dusz. Powiedział mi abym okiełznała swoją drugą stronę.

-Skąd w wieży kamień dusz?-spytał Bruce.

-W mojej koronie jest jeden.

-Jen. Masz czerwone oczy.-powiedział Mark. Steve złapał mnie za rękę.

-Zaraz przyjdę.-powiedział, wstał i poszedł.

-Po co on idzie?-spytał Mark.

-Po krew.-odpowiedział Bucky. Po chwili Steve przyszedł z woreczkiem. Pogłaskał po głowie i dał woreczek.

-Dziękuję.-powiedziałam i popatrzyłam na woreczek. Miałam wielką ochotę wypić krew Steva, ale nie wiedziałam czy mogę.

-Nie będzie wam przeszkadzać jeśli..-powiedziałam cicho i urwałam.-wypije krew przy was?-powiedziałam jeszcze ciszej.

-Nie. Skądże. Nie krępuj się.-powiedział sarkastycznie Tony.

-Nie słuchaj Tonego. Pij śmiało.-powiedział Sam. Popatrzyłam na worek. Otworzyłam go i wypiłam całą jego zawartość. Moja skóra odzyskała normalny kolor tak samo jak żyły.

-Serio? Nikt nie zareaguje? Ona właśnie wypiła krew nawet nie wiemy kogo w salonie!-wykrzyczał Stark. Mark wstał i podszedł do niego.

-No i co z tego? Krzywdzi Cię tym? Napewno nie tak bardzo jak ty ją.

-Tak? A co jej zrobiłem? Wypiłem jej krew z lodówki? A może zjadłem kogoś kogo ona chciała zjeść?

-Tony.-powiedziałam.

-Tak ją właśnie krzywdzisz! Tymi docinkami!

-Mark. Przestańcie.-powiedziałam, lecz zignorował mnie.

-Ach tak? Przepraszam panią "wszystko biorę sobie do serca".

-Śmieszy Cię to? Ona chciała przez Ciebie się zabić!-wykrzyczał Mark.-Chciała skoczyć z dach Avengers Tower!

-Mark. Miałeś tego nie mówić.-wyszeptałam.

-Wiem Perełko, ale nie mogłem patrzeć jak on Cię krzywdzi.-powiedział. Widziałam w oczach Tonego, że naprawdę ta informacja go zabolała. Stark niby niezwruszony  wyszedł z pomieszczenia z szklanką whisky. Mark już miał coś powiedzieć, ale pokręciłam głową.

-Jennifer? To prawda?-spytał Sam. Wszyscy popatrzyli się na mnie.

-Ja...-wyszeptałam. Nie mogłam znieść ich wzroku. Zamknęłam oczy.-Tak.-Otworzyłam oczy.-Ale żałuję.-powiedziałam i potarłam skornie. Do salonu wszedł Peter.

-Cześć!-krzyknął radośnie. Mark przyszpilił go do ściany. 

-O co założyłeś się z Starkiem?

-J-j-ja..

-Gadaj!

-O misję. Jeśli wygram pan Stark miał mi dać ważniejszą misję.

-I to było warte łez Jennifer?-spytał Mark i puścił Petera. Zrobił kilka kroków.-Nogi z dupy Ci powyrywam!-krzyknął po czym rzucił się na Petera. Szybko go odciągnęłam.

-To było warte jej łez? Tego że poczuła się jak rzecz?!-wykrzyczał Mark.

-Mark wystarczy.-powiedziałam.

-No chyba nie mówisz poważnie?

-Mówię jak najbardziej poważnie.

-Jennifer.-powiedział i ujął w swoje ręce moją twarz.-No chyba nie dasz mu następnej szansy?-spytał i spojrzał mi w oczy.-Nie wierzę.-wyszeptał i odsunął się ode mnie.-Nie wierze. No kurwa nie wierze.-powiedział i złapał się za włosy.-A Starkowi?-spytał i spojrzał na mnie.

-Zajebiście! Kurwa zajebiście!-wykrzyczał i poszedł gdzieś.

-Co tu się odwaliło?-spytał Clint. Zignorowałam to pytanie i weszłam do windy. Już po chwili byłam w parku.

Co ja teraz mam kurwa zrobić?



Did you miss me?

Tak wiem. Rozdział miał pojawić się szybciej, ale wena mnie opuściła. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział.

Miłego dnia, wieczoru, nocy. ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro