Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mark broni mnie

Its bjutiful ☝

Odkleiłam się od Steve kiedy usłyszałam pukanie.

-Proszę.-powiedziałam. Do pokoju wszedł Mark.

-Ktoś do Ciebie.-powiedział. Za Markiem stał Armin.

-Jennifer? Jak się czujesz?

-Ok. Coś się stało?

-Właściwie to nie, ale poczułem twój ból i chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.

-Jak to poczułeś mój ból?

-Chciałem się z tobą skontaktować myślami  i poczułem twój ból. Widzę że jest lepiej. Nie zapomnij o dzisiejszym balu.-powiedział i zniknął.

-Co do cholery? Jak ten gościu zniknął?-spytał zaskoczony Mark.-Dobra później odpowiesz.-powiedział i wyszedł. Westchnęłam i przytuliłam Steve.

-Kocham Cię.-wyszeptał i pocałował mnie w czoło.

-Wiem Stevie.-powiedziałam i uśmiechnęłam się.-Idziemy do salonu? Musze spróbować twojego ciasta.

-Jasne.-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Poszliśmy do salonu. Steve ukroił sobie kawałek ciasta i spróbował.

-Jest pyszne.-powiedział na co się uśmiechnęłam. Do salonu wpadł Clint.

-Dlaczego mi nie powiedzieliście że można już jeść?-spytał i ukroił sobie kawałek ciasta i wziął kęs.-Jakie to jest dobre!

-Ciesze się.-powiedziałam. Już po chwili prawie wszyscy jedli moje ciasto. Co chwilę słyszałam pochwały.

-A ty je jadlaś?-spytał Mark na co przeciąć pokręcił głową.-Jak tak można? Musisz spróbować.-powiedział i wziął kawałek ciasta na wideliczyk.-Leci, leci samolocik. Czy wyląduje?-spytał na co się zaśmiałam i zjadłam kawałek.

-Niezłe.-powiedziałam. Mark usiadł obok mnie. Do pokoju wszedł Tony.

Zaraz się zacznie...

-Po co tu przyszłeś?-spytał Mark.

-To mój budynek i mogę chodzić gdzie chcę. A tak naprawdę to zobaczyć czy się nie potruliście tym ciastem.

-Jak miło że o nas dbasz.-powiedział Bucky.

-Co ty masz do Jennifer? Zrobiła Ci coś? Nie. Tylko uratowała Ci życie przed pustakiem. Mógł byś choć na chwilę odpuścić jej.-powiedział Mark. Tony nic nie powiedział. Widać że nie wiedział za bardzo jak na to odpowiedzieć.

-A jak...

-Ej. Nie kłóccie się.-powiedziałam. Tony nie odpuścił.

-A jak byś ty zareagował na dziewczynę, która widzi duchy, jest nich królową i pije krew?

-Napewno inaczej niż ty.

-Czekaj ty pijesz krew?-spytał Sam. Spuściłam wzrok. Nie odpowiedziałam.

-Widzicie? Nie odpowiedziała. Czyli musi coś ukrywać.-powiedział Stark.

-Tak.-powiedziałam cicho.-Lecz to tylko w krytycznych stanach.-powiedziałam nieco głośniej. Widziałam ten strach w ich oczach.

-Ej! Czy ona wam coś zrobiła? Wyssała wam tą jebaną krew?-spytał zły Mark.

-Nie.-odpowiedzieli.

-To dlaczego oceniacie ją przez jedną cholerną informacje?! Każdy z nas zrobił coś złego. Każdy z nas ma jakąś informację przez którą ludzie skreślili by nas. A wy patrzcie na nią jakby co najmniej zamordowała milion osób. Nie skrzywdziła by was.

-A skąd wiesz?-spytał Stark.

-Bo to kurwa wiem!-wykrzyczał zły Mark.-Pozwoliła by coś stało się Sue? Nie. Pozwoliła by coś się stało wam przez ponuraka? Nie. Pozwoliła aby ta mgła wam coś zrobiła? Nie. Pozwoliła stracić kontrolę i rzucić na was? Nie. Więc spróbujcie jej zaufać. Ona nie chce dla was nic złego.-powiedział Mark. Byłam zdziwiona, że mnie broni.

-A potem się kurwa dziwicie, że się tnie i płacze.-dodał i dokończył ciasto.

-Dlaczego tak bardzo ja bronisz?-spytała Natasha.

-Bo nie pozwolę aby znowu ją skrzywdzono a ja jestem tu i mogę zareagować. Nie pozwolę aby historia się powtórzyła i Jennifer cierpiała przez ludzi, za których oddała by życie. To ją boli ze zdwojoną siłą.-powiedział Mark i pocałował mnie w czoło.

-Nie przejmuj się Starkiem. Kocham Cię Perełko.-wyszeptał, pogładził mnie po policzku i poszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro