Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Grzeczne dzieci

Poszłam za Sylią. Weszłam do budynku i usiadłam na kanapie. Uniosłam prawą rękę i trzymałam prosto. Przynajmniej próbowałam, bo efekt był taki, że ręka mi się trzęsła. Zacisnęłam ją w pięść i znowu wyprostowałam. Efekt był taki sam. Podwinęłam rękaw bluzy. Moje żyły były czarne.

-Jennifer?-spytał Peter. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.

-Tak słońce?

-Dobrze się czujesz?

-Tak.

-Nie okłamujesz mnie?-spytał podejrzliwie i usiadł obok mnie.

-Oczywiście, że nie. Dobrze się czuje. Nic mnie nie boli.

-Pokaż brzuch.-powiedział. Wstałam podwinęła bluzę i pokazałam brzuch. Nie było tam żadnej rany.

-Teraz mi wierzysz?-spytałam.

-Tak. Ja przepraszam, że Cię tak wypytuje, ale martwię się.-powiedział i odwrócił wzrok. Poprawiłam bluzę i usiadłam obok niego.

-Wiem Peter, wiem. Nie mam Ci tego za złe.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

-Dobra. Co robimy?-spytał Chris.

-Wysłałem wiadomość do pirata, ale nie wiem za ile będzie. Trzeba będzie wziąć pod uwagę opcje, że zostaniemy tu na noc.-powiedział Tony.

-Rozejrzałem się po pokojach. Widziałem trzy dwuosobowe łóżka i Dwa materace były w piwnicy i pięć kocy.-powiedział Pietro.

-My mamy jakieś jedzenie i trzy koce.-powiedziała Miranda.

-My z Visionem na strychu znaleźliśmy cztery poduszki i jedną kołdrę.-dodała Wanda. Nagle mnie olśniło. Wstałam z kanapy i poszłam do piwnicy. Słyszałam jak ktoś mnie woła, ale zignorowałam to. Podeszłam do ściany i pchnęłam ją.

-Jen? Co ty robisz?-spytał Mark.

-Zobaczysz.-mruknęłam. Pchnęłam ścianę jeszcze raz i dykta spadła. Odsunęłam ją i weszłam do pomieszczenia. Betonowe ściany powitały mnie swoim chłodem, a stół na końcu swoimi narzędziami. Śmierdziało tu krwią, zwłokami i stęchlizną. Podeszłam do stołu i spojrzałam co na nim leżało. Łom, młotek, obcęgi, tasak, ciężki młot i siekiera. Chwiciłam łom i powąchałam go. Pachniał fiołkami, lawendom, ciastkami i metalem. Trochę zdziwiłam się takim zapachem.

-Co to jest?-spytał trochę przestraszony Mark.

-Łom.-odpowiedziałam. Powąchałam jeszcze raz narzędzie. Odłożyłam je i podeszłam do kąta. Wzięłam poduszkę i spojrzałam na nią. Była cała we krwi.

-Kogo to krew?-spytał. Już miałam mu odpowiedzieć, ale ugryzłam się w język.

Po prostu będzie mu lepiej spać bez tej informacji.

Odłożyłam ją i chwyciłam ciemno niebieski koc. Był na całe szczęście czysty.

-Chodź.-mruknęłam. Wyszłam z pomieszczenia i poszłam do salonu nie czekając na Marka.

-Odpowiedź mi!-wykrzyczał i podbiegł do mnie.

-Mniej wiesz lepiej śpisz.-wyszeptałam do niego.-Mam koc.-powiedziałam do reszty.

-Jen proszę.-ciągnął dalej Mark.

-To dobrze. Połóż go na stole.-powiedział Chris. Zrobiłam tak jak kazał i stanęłam obok niego.

-Nie starczy miejsc do spania.-powiedział Fabio.

-Brawo Sherlocku. Jak to odkryłeś?-spytał kąśliwie Chris.

-Spierdalaj.-odpowiedział mu Fabio i pokazał mu język.

-Krowa ma dłuższy i się nie chwali.-dowalił mu Chris.

-Może i ma dłuższy, ale ja umiem robić bardziej skomplikowane rzeczy językiem od niej.

-No na pewno. Nic nie umiesz zrobić porządnie.-powiedział i podszedł do niego.

-No na pewno lepiej od Ciebie.

-Odszczekaj to!

-Ani mi się śni.-powiedział Fabio i się uśmiechnął.

-Chłopaki spokój.-powiedziała Sylia.

-Powtórz to jeszcze raz zjebie.-wysyczał Chris, a jego oczy zabłyszczały na złoto.

-Chłopaki.-powiedziała Sylia.

-Głuchy jesteś? Oj staruszek nie dosłyszał.-powiedział Fabio i się zaśmiał. Chris zacisnął rękę w pięść i chciał mu przywalić. Weszłam pomiędzy nich i złapałam lecącą rękę Chrisa.

-Jen odsuń się.-powiedział Chris.

-Po to żebyś go uderzył?

-Tak.-powiedział i chciał wyrwać swoją dłoń z mojego uścisku, ale wzmocniłam go.

-Puść mnie suko!-wykrzyczał. Poczułam złość i smutek.

-Powtórz.-powiedziałam. Chris popatrzył na mnie że strachem i zrozumiał co powiedział.

-Japierdole. Przepraszam Cię Jennifer ja nie chciałem.

-Powtórz.-powiedziałam.

-Puść mnie suko.-wyszeptał. Puściłam jego rękę i przywaliłam mu z liścia. Chris się przewrócił i złapał za bolący policzek. Podeszłam do niego i złapałam za podbródek.

-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a dostaniesz dwadzieścia razy w twarz.
Zrozumiałeś swój błąd?

-Tak. Przepraszam Cię.-powiedział. Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Chris złapał ją i się podniósł.

-Przeprosiny przyjęte.-powiedziałam, a Chris przytulił mnie.

-Jeszcze raz Cię przepraszam. Nie powinienem Cię tak nazwać, nie zasłużyłaś na to.

-No dobrze już dobrze. Nic się nie stało.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Chris puścił mnie a Fabio zaczął się śmiać.

-Nazwałeś królową suką? Jesteś zajebisty.-powiedział przez śmiech.

-Fabio?-spytałam i podeszłam do niego.-Chcesz podzielić los Chrisa?

-Nie, nie. Przepraszam.-powiedział i przestał się śmiać.

-Cudownie. A teraz macie się pogodzić i sobie nie dogryzać. Zrozumiano?

-Tak.-powiedzieli obydwoje i podali sobie ręce mamrotając coś pod nosem.

-Cudownie. A teraz będziecie grzeczni i aktywni w rozmowie, bo nie chcecie mi zrobić przykrości prawda?

-Tak.-powiedzieli.

-Moje grzecznie dzieciaczki.-powiedziałam, uśmiechnęłam się do niech i stanęłam obok Armina.

-Możemy już rozmawiać.-poinformowałam resztę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro