Gość
-Muszę zszywać, ale nie mam do tego sprzętu.-powiedział Bruce.
-Poszukam.-powiedziałam i wstałam.
-Lepiej by było jak byś usiadła i cierpliwie poczekała a ja poszukam.
-Nie Bruce. Ty poczekaj a ja poszukam.-powiedziałam i podeszłam do szafki nad zlewem. Otworzyłam ją i zaczęłam przesuwać wszystkie kubki na bok.
-Jesteśmy!-krzyknął Armin. Odwróciłam się do niego.
-Mamy krew i trochę jedzenia.-powiedział i rzucił w moją stronę worek z krwią.
-Zero rh plus. Posmakuje Ci.-powiedziała Sylia.
-Dzięki.-odpowiedziałam. Otworzyłam woreczek i powąchałam krew.
Goździki i pomarańcza.
Wzięłam łyk.
Słodka.
Do salonu wszedł Clint z Sanem, Tony i Buckim.
-Mamy drewno.-powiedział Clint i położył obok pieca.
-Masz.-wyciągnęłam zapałki, które leżały obok zielonego kubka i rzuciłam do niego.
-Dzięki.-mruknął i zaczął wkładać do pieca drewno.
-Mamy jedzenie.-powiedział Rey i pomachał paczką chrupek.
-Skąd macie krew?-spytał Sam.
-Ukradliśmy ze szpitala.-powiedział Fabio.
-Z tego co pamiętam to dwanaście kilometrów stąd jest szpital psychiatryczny.-powiedziałam i zaczęłam pić krew.
-No a jak myślisz skąd wzięliśmy krew?-spytał Rey. Wyplułam całą zawartość krwi, którą miałam w buzi. Spojrzałam na etykietkę worka.
Christina Raymon.
Choroby: schizofrenia, bezsenność.
-Kurwa mać.-powiedziałam i zakręciłam worek.
-No ej!-krzyknął Fabio i zabrał ode mnie woreczek krwi.-Co to za marnotrawstwo?
-Mogliście mi powiedzieć, że ta krew jest z psychiatryka!-wykrzyczałam. Sam zaczął się śmiać.
-Mówiłam, że to nie jest dobry pomysł.-mruknęła Miranda. Wzięłam jakaś szmatę i zaczęłam wycierać oplutą szafkę. Tą szmatą okazała się być moja bluzka.
-Co tu się dzieje?-spytał Steve, który wszedł do salonu.
-Jennifer marnuje krew.-powiedział Fabio.
-Ta krew jest z psychiatryka!-wykrzyczałam zła i rzuciłam bluzkę na podłogę.-A jak się zarażę tym cholerstwem?!
-No, ale jesteś duchem.-powiedział Fabio.
-Nie jestem. Kamień pomógł mi się przemienić.
-O kurwa.-powiedział Fabio i złapał się za głowę.-O tym to nie pomyślałem. Przepraszam.-powiedział, podszedł do mnie i klęknął.-Jestem debilem. Przepraszam Cię.
-Wstań.-powiedziałam zła. Fabio posłusznie wykonał mój rozkaz.-Wytrzesz tą szafkę na błysk a potem się zobaczy.-powiedziałam. Fabio wstał z klęczek, wziął moją bluzkę i zaczął wycierać szafkę.
-Mamy przejebane.-wyszeptał Chris.
-Może nie będzie źle.-wyszeptał Armin. Poszłam do toalety. Wzięłam jakiś ręcznik i zaczęłam się wycierać.
-Cholera!-krzyknęłam z bólu. Do łazienki wpadł Steve.
-Co się dzieje?
-Przejechałam ręcznikiem po brzuchu.-powiedziałam. Steve wziął ode mnie ręcznik. Namoczył go w wodzie i zaczął powoli wycierać krew.
-Masz złote oczy.
-Zdenerwowałam się.
-Co z twoimi ranami?
-Bruce musi szyć, ale nie ma do tego sprzętu.
-A co z krwią?
-Nie będę piła krwi z psychiatryka.
-Przecież wiesz, że mogę dać Ci swoją krew?
-Nie ma takiej opcji.
-Jennifer. Proszę Cię.
-Skarbie. Nie będę Cię krzywdzić. A poza tym nie jestem głodna aż tak. Dam rade.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Poczułam zapach krwi Steva. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Oparłam ręce o zlew i zamknęłam oczy.
-Możesz poszukać dla mnie bluzki?-spytałam.
-Oczywiście. Poczekaj tu chwile.-powiedział i poszedł. Słyszałam bicie jego serca, rozmowy, szelest liści na dworze, chodzenie wiewiórki po drzewie.
O kurwa. Tak dobrze to jeszcze nie słyszałam.
Skupiłam się na dźwiękach wokół budynku.
-Proszę.-powiedział Steve. Otworzyłam oczy i wzięłam od niego bluzę.
-Dziękuję.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Usłyszałam szelest liści i kogoś kto siarczyście klnie.
Super. Jeszcze jest nieproszony gość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro