Fury
-Jak pachne?
-Co?
-Jak pachne Jennifer?-spytał Peter a Steve popatrzył się na nas dziwnie.
-Słońce. Pachniesz szarlotką i cynamonem.
-Jennifer? O co chodzi z tym zapachem?
-Otóż... Każdy człowiek ma swój unikatowy zapach. Ale wszystkich łączy to że pachną krwią. Gdy jestem głodna zapach tylko mnie podsyca.-powiedziałam i wstałam. Poszłam do salonu. Zaczełam robić sobie kawe z mlekiem. Do salonu weszli faceci w garniturach.
-Na kolana i ręce na kark!-krzyknął pierwszy. Zignorowałam to. Kontyłuwołałam czynnosć. Wyciągnął broń.
-Na kolana!-krzyknął. Do salonu wszedł kolejny męższczyzna.
-Szefie. Nie słucha się.
-Krzycząc nic nie zdziałacie.-powiedziałam z stoickim spokojem.
-Chce z tobą porozmawiać.-oznajmił.
-Porozmawiać z panem wole na osobności.-powiedziałam, wziełam kubek i odwróciłam się do męższczyzny przodem.
Czarno skóry, czarna przepaska na oku, ma broń, wygląda na kogoś ważnego.
Pirat pokazał coś ręką. Jego podwładni wyszli.
-Słucham pana.-powiedziałam i upiłam łyk kawy.
-Mamy rozmawiać tu?
-Nie będe rozmiawiać z panem w pokoju przesłuchań.
-Skąd wiesz że Erick Wenston pracuje w Hydrze?
-Jestem dobrą obserwatorką.
-Rozwiń.
-Niech pan przejrzy nagrania z kamery.
-Widziałem je.
-Super.-powiedziałam a do salonu wszedł Steve.
-Fury co ty tu robisz?
-Kapitanie musimy sobie coś wyjaśnić.-zaczął. Pospiesznie wyszłam z pomieszczenia. Weszłam do pokoju. Usiadłam obok Petera i wypiłam kawe.
-Jennifer. Musze już iść.
-No dobrze słońce. Tylko uważaj na siebie.-powiedział i go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.
-Dobrze. Pa.-pocałował mnie w policzek i wyszedł. Usłyszałam krzyk. Wyostrzyłam swoje zmysły.
-Kapitanie! Jak mogłeś być taki lekkomyślny! Jeżdzisz na misje, masz wrogów a ją mogą wykorzystać. Stanie się twoim słabym punktem.
-Wiem.
-Ona ma zdolności. To też może wykorzystać wróg albo my.
-Nie zostanie szpiegiem.
-Nie ty decydujesz Kapitanie.
-A właśnie że ja. Jestem jej opiekunem prawnym.
-To że ją adoptowałeś nie oznacza że masz całkowitą władze. Ona może nam się przydać.
-Nie wciągniesz w to Jennifer. Ona nie będzie pracować dla Tarczy. To jeszcze dziecko! Całe życie przed nią!
-Ona ma moce. Może nam się przydać.
-Nie. Nie pozwole na to.
-Kapitanie..
-Nie Fury.
-Nie zdziw się jeżeli pewnego dnia przyjde po nią i zamkne w izolatce.-powiedział i wyszedł. Słyszałam kroki zmierzające w moim kierunku. Steve wszedł do pokoju.
-Przepraszam.-wyszeptałam. Steve podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
-Nie masz za co przepraszać.-powiedział i pocałował mnie w czoło. Położył się na łóżku i zamknął oczy. Położyłam się obok niego i przytuliłam go. Po pewnym czasie zasnełam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro