Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fury

-Jak pachne?

-Co?

-Jak pachne Jennifer?-spytał Peter a Steve popatrzył się na nas dziwnie.

-Słońce. Pachniesz szarlotką i cynamonem.

-Jennifer? O co chodzi z tym zapachem?

-Otóż... Każdy człowiek ma swój unikatowy zapach. Ale wszystkich łączy to że pachną krwią. Gdy jestem głodna zapach tylko mnie podsyca.-powiedziałam i wstałam. Poszłam do salonu. Zaczełam robić sobie kawe z mlekiem. Do salonu weszli faceci w garniturach.

-Na kolana i ręce na kark!-krzyknął pierwszy. Zignorowałam to. Kontyłuwołałam czynnosć. Wyciągnął broń.

-Na kolana!-krzyknął. Do salonu wszedł kolejny męższczyzna.

-Szefie. Nie słucha się.

-Krzycząc nic nie zdziałacie.-powiedziałam z stoickim spokojem.

-Chce z tobą porozmawiać.-oznajmił.

-Porozmawiać z panem wole na osobności.-powiedziałam, wziełam kubek i odwróciłam się do męższczyzny przodem.

Czarno skóry, czarna przepaska na oku, ma broń, wygląda na kogoś ważnego.

Pirat pokazał coś ręką. Jego podwładni wyszli.

-Słucham pana.-powiedziałam i upiłam łyk kawy.

-Mamy rozmawiać tu?

-Nie będe rozmiawiać z panem w pokoju przesłuchań.

-Skąd wiesz że Erick Wenston pracuje w Hydrze?

-Jestem dobrą obserwatorką.

-Rozwiń.

-Niech pan przejrzy nagrania z kamery.

-Widziałem je.

-Super.-powiedziałam a do salonu wszedł Steve.

-Fury co ty tu robisz?

-Kapitanie musimy sobie coś wyjaśnić.-zaczął. Pospiesznie wyszłam z pomieszczenia. Weszłam do pokoju. Usiadłam obok Petera i wypiłam kawe.

-Jennifer. Musze już iść.

-No dobrze słońce. Tylko uważaj na siebie.-powiedział i go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.

-Dobrze. Pa.-pocałował mnie w policzek i wyszedł. Usłyszałam krzyk. Wyostrzyłam swoje zmysły.

-Kapitanie! Jak mogłeś być taki lekkomyślny! Jeżdzisz na misje, masz wrogów a ją mogą wykorzystać. Stanie się twoim słabym punktem.

-Wiem.

-Ona ma zdolności. To też może wykorzystać wróg albo my.

-Nie zostanie szpiegiem.

-Nie ty decydujesz Kapitanie.

-A właśnie że ja. Jestem jej opiekunem prawnym.

-To że ją adoptowałeś nie oznacza że masz całkowitą władze. Ona może nam się przydać.

-Nie wciągniesz w to Jennifer. Ona nie będzie pracować dla Tarczy. To jeszcze dziecko! Całe życie przed nią!

-Ona ma moce. Może nam się przydać.

-Nie. Nie pozwole na to.

-Kapitanie..

-Nie Fury.

-Nie zdziw się jeżeli pewnego dnia przyjde po nią i zamkne w izolatce.-powiedział i wyszedł. Słyszałam kroki zmierzające w moim kierunku. Steve wszedł do pokoju.

-Przepraszam.-wyszeptałam. Steve podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.

-Nie masz za co przepraszać.-powiedział i pocałował mnie w czoło. Położył się na łóżku i zamknął oczy. Położyłam się obok niego i przytuliłam go. Po pewnym czasie zasnełam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro