Ciekawa historia Marka
Z specjalną dedykacją dla JasnaAsia2
Bruce zaczął opatrywać Natashe a ja Petera. Między nami trwała niezręczna cisza. Mark przerwał ją.
-Dobra. Wy się opatrujcie a ja idę skoczyć po drzewo do pieca.
-Nigdzie nie idziesz. Jesteś ranny. Poczekaj aż wszystkich opatrzymy i wtedy ustalimy jakiś plan działania.
-No dobra.-powiedział niezadowolony.
-Jennifer? Możemy iść po krew?-spytał Armin. Spojrzałam na niego i na innych. Mieli czerwone oczy.
-Tak. Tylko nie zabijajcie dobrych ludzi.
-Okej. Tobie też weźmiemy.-powiedział i zniknął z innymi.
-Dzięki.-powiedziałam i wróciłam do opatrywania Petera.
-Jak to się stało, że możesz zamienić się w ducha?-spytał Sam.
-Kamień mi pomaga.
-Masz tu ze sobą koronę?
-Tak.
-No nieźle.-odpowiedział. Nakleiłam plaster na policzku Petera.
-Jak coś się działo to mów słońce.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuję.-powiedział, zszedł z fotela i pocałował w policzek.
-Nie za co słońce.-powiedziałam a na fotelu usiadł Mark. Zdjął bluzkę a ja zaczęłam polewać ranę solą fizjologiczną.
-Jak to się stało, że wylądowałeś w bazie Hydry?
-Po tym jak Armin rzucił we mnie proszkiem zobaczyłem małego różowego smoka, który latał obok mnie i coś śpiewał. Gdy pojawiliście się wy poczułem potrzeba odpowiedzieli na każde wasze pytanie, ale nic nie spytaliście. Weszliście do portalu a mały różowy smok powiedział, że jest mu smutno i chciał się pobawić w tym portalu. Podszedłem do portalu. Smok wleciał w niego a ja nie chcąc być gorszy też wszedłem. Potem pojawiłem się w jakimś lesie. Przewróciłem się pięć razy a potem ktoś mnie wziął. Resztę znasz.
-No to ładnie.-powiedziałam i założyłam mu opatrunek.-Masz się nie przemęczać.
-Tak mamo.-powiedział i wstał z fotela. Bruce opatrywał Buckiego a Sam, Clint, Vision, Wanda i Tony nie byli ranni. Steve usiadł na fotelu.
-Ja z Tonym i Samem pójdziemy po drewno.-powiedział Clint i poszedł z Tonym i Samem.
-Jennifer? My pójdziemy na górę i poszukamy jakiś kocy oraz ubrań.-powiedziała Wanda i znikła z Viosionem.
-Skończone.-powiedział Bruce do Buckiego.-Gdzie tu jest łazienka?
-Pierwsze drzwi na prawo.
-Dzięki.-mruknął i poszedł.
-Ja idę do chłopaków.-powiedział Bucky.
-Tylko nie pozabijaj się z Samem.-powiedział Steve.
-Spróbuję.-powiedział i poszedł. Wszyscy gdzieś poszli a ja zostałam sama z Stevem.
-Zdejmij bluzkę.-poleciłam. Steve zdjął bluzkę a mi zrobiło się gorąco.
Dzięki Ci Lucyferze, że mogę popatrzeć i podotykać takie ciało.
-Dlaczego nie zostałaś w wieży?
-Nie mogłam znieść, że wy możecie zginąć a ja siedzie sobie w najlepsze i rozmawiam z Arminem.
-Mogłaś zginąć.
-Wy też. Przynajmniej bym umarła z osobami, które kocham.-powiedziałam i już miałam sięgać po sól fizjologiczną, ale Steve złapał mnie za rękę.
-Z osobami, które kocham? Kochasz nas?
-Tak. Jesteście dla mnie bardzo ważni i oddałabym za was życie.
-Kochasz mnie jako ojca czy jako swojego chłopaka?
-Ojca miałam zjebanego a przy tobie nie mogłabym udawać dobrej córki. Kocham Cię jako swojego chłopaka i dziś to zrozumiałam.-powiedziałam. Steve pociągnął mnie za rękę. Byłam zmuszona usiąść na jego kolanach. Przyłożył swoje czoło do mojego.
-Kocham Cię Jennifer.-powiedział i pocałował mnie namiętnie.
-Też Cię kocham.-wyszeptałam i zeszłam z niego. Opatrzyłam mu ranę. Steve założył bluzkę a ja już chciałam iść na górę, ale złapał mnie w tali.
-A ty gdzie idziesz?
-Na górę zobaczyć czy jest jakiś koc.
-Nigdzie nie idziesz. Zdejmij bluzkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro