Burza
Przesiedziałam z Tonym kilka godzin. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, rozmawialiśmy. Poczułam zalewające od środka uczucie. Szczęście. Szczęście, którego szukałam tyle czasu.
-Jest już dwudziesta trzecia siedem. Powinnaś iść spać.
-Pójdę pod jednym warunkiem. Ty też pójdziesz spać.
-Ja nie potrzebuje tyle snu co ty.
-Może i nie potrzebujesz tyle snu co ja, ale każdy potrzebuje snu.
-Jennifer.
-Tony proszę.
-No dobra.-powiedział. Wyszliśmy z warsztatu. Odprowadziłam go pod samą sypialnie.
-Dobranoc Tony.
-Dobranoc Jennifer.-powiedział. Poszłam do pokoju. Weszłam do pokoju. Przebrałam się w piżame. Usłyszałam grzmot. Ze strachu aż podskoczyłam. Spojrzałam na pogodę za szybą. Była burza.
O nie.
Bałam się burzy. Bardzo bałam się burzy. Poszłam pod sypialnie Steva. Już miałam pukać...
A może śpi? A jak go obudzi będzie zły. Ale nie wytrzymam sama w pokoju.
Zapukałam. Drzwi otworzył Steva.
-Jennifer? Wejdź do środka.-powiedział. Weszłam do pokoju. Gdy zamknął drzwi przytuliłam go mocno.
-Co się stało?-spytał i pogłaskał mnie po włosach.
-Boje się burzy.-wyszeptałam.-Może trafić w wieże a wtedy...-urwałam.
-Jennifer. Ufasz mi?
-Tak.-powiedziałam. Steve wziął kołde z łóżka i położył ją na ziemi niedaleko ściany zrobionej z szyb. Usiadł przy ścianie.
-Usiądź przed mną.-powiedział. Podeszłam do niego i usiadłam przed nim. Okrył siebie i mnie kołdrą. Na mojej dłoni położył swoją dłoń.
-W wieże nie trafi piorun. Jesteś tu bezpieczna. Zobacz.-powiedział i pokazał mi błyskawice.-Niektóre błyskawice są piękne i nic Ci nie zrobią. A poza tym możesz słuchać muzyki, myśleć o miłych rzeczach, porozmawiać z kimś, grać w gry planszowe, pomóc Tonemu w warsztacie.
-A mogę przyjść do Ciebie i się poprzytulać o każdej porze?-spytałam i odwróciłam się od niego.
-Oczywiście.-powiedział i pocałował mnie. Wtuliłam się w Steva. Wsłuchałam się w bicie jego serca i po jakimś czasie zasnęłam.
Byłam na czymś miękkim. Ręką zaczęłam szukać Steva.
-Steve?-spytałam i otworzyłam oczy. Odpowiedziała mi głucha cisza. Z łazienki wyszedł właśnie on. Z jego włosów kapała woda. Bluzka przykleiła się do niego. Musze przyznać, że w tym wydaniu wyglądał dosyć... seksownie? Brzmie jak jakaś małolata.
-Cześć Jennifer.-powiedział. Podszedł do mnie, położył się obok i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się.
-Cześć Steve.-powiedziałam. Położyłam rękę na jego policzku i zaczęłam go gładzić. Steve uśmiechał się do mnie a ja do niego. Tak chwila była taka piękna, beztroska. Nie chciałam żeby kiedykolwiek się kończyła. Przybliżyłam swoją twarz do niego i delikatnie go pocałowałam po czym się odsunęłam. Stevowi jednak to nie wystarczyło i pocałował mnie namiętnie.
-Jennifer?-spytał ktoś. Odskoczyłam od Steva jak poparzona i spojrzałam na osobę, która odezwał się.
-Armin?
-To ja przyjdę później.-mruknął i zniknął. Popatrzyłam na Steva. Był przerażony.
-Steve? Wszystko dobrze?
-On nas widział jak się całowaliśmy. A co jeśli...
-Steve.-nie pozwoliłam mu dokończyć.-Armin nikomu nie powie. Nie martw się.-powiedziałam po czym pocałowałam go.
-Jennifer? Lucyfer ma do Ciebie sprawę.
-Musze się zbierać Steve. Lucy ma jakąś sprawę do mnie.-powiedziałam, wstałam i podeszłam do drzwi. Steve podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Kocham Cię.-wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
-Wiem Stevie.-powiedziałam, uśmiechnęłam się, pocałowałam go w policzek i wyszłam.
Notatka od autorki
Cześć kochani! Co tam u was? Ja jestem rok bliżej do śmierci :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro