Bóg kłamstw
-Zaraz, zaraz. Ten Loki? Ten co napadł na Nowy Jork?-spytał Steve.
-A znasz jakiegoś innego?
-Co chce ode mnie Loki?-zapytałam.
-Chce się spotkać z tobą.
-Kiedy?
-Teraz.-powiedział. W jego ręku pojawiła się moja korona.-Gotowa?-spytał. Podeszłam do Steve i pocałowałam go w policzek.
-Za niedługo wrócę.-powiedziałam. Podeszłam do Jeana, wzięłam od niego swoją koronę i założyłam ją.-Gotowa.-powiedziałam. Przedemną pojawił się zielony portal.
Czuwają nademną Arminie.
Weszłam do portalu. Po chwili byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu.
-Loki Laufeyson. Bóg psot i kłamstw.-przedstawił się.
-Jennifer Williams. Królowa dusz.-powiedziałam i rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany były czarne oraz zielone. Na samym środku było czarne biurko z papierami. Przy szybach stał Loki.
-Chce abyś zapoznała się z tymi papierami.-powiedział. Jean podał mi papiery. Szybko przejrzałam je.
-Chcesz mieć udział w królestwie? Móc zbadać koronę? Rządzić armią? Po co?
-To już moja sprawa.
-Co bym z tego miała?
-Pomógł bym Ci opanować oraz odkryć twoje zdolności.
-Przemyśle to.-powiedziałam. Jean otworzył portal.-Thor za tobą tęskni. Myśli, że jesteś martwy.-powiedziałam zanim weszłam do portalu. Pojawiłam się w salonie. Steve stał przy blacie.
-Już jestem Stevie.-powiedziałam i podeszłam do niego.
-Co chciał od Ciebie Loki? Nic Ci nie zrobił?
-Dał mi dokumenty. Nie, nic mi nie zrobił skarbie.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
-Napewno nic Ci nie zrobił?
-Steven nic mi nie jest. Jest dobrze kochanie.-powiedziałam, uśmiechnęłam się i złożyłam krótki pocałunek ma jego ustach po czym poszłam do pokoju. Odłożyłam dokumenty i koronę.
-Armin. Masz wolne?
-Tak.
-Mógłbyś ze mną poćwiczyć?
-Oczywiście.
Wzięłam ciuchy z szafy i przebrałam się. W pokoju pojawił się Armin.
-Gotowa?
-Tak.-powiedziałam. Poszłam z Arminem na salę treningową. Stanęłam na macie.
-Nauczę Cię paru chwytów i ciosów.-powiedział Armin.
Perspektywa Armina
-Walcz ze mną.-powiedziałem. Jen uśmiechnęła się a jej oczy zabłysnęły na złoto.
Perspektywa Jennifer
Czułam podekscytowanie, ale też... złość? Armin zaatakował, lecz zrobiłam unik. Unikałam ciosów Armina. Kiedy w końcu się zmęczył, zaatakowałam. Po chwili leżał na macie.
-Nieźle.-powiedział. Walczyłam z Arminem jeszcze kilka razy.
-Na dziś starczy. Idź się ogarnij a potem widzimy się w salonie.-powiedział. Poszłam do pokoju i ogarnęłam się. Poczłapałam do salonu. Usiadłam na kanapie obok Armina.
-Gdy będziesz na jakimś spotkaniu masz się uśmiechać i nie przerywać komuś jak mówi. Musisz nosić koronę jak idziesz do piekła. Umiesz tańczyć?
-Nie bardzo.
-Jutro nauczę Cię. Masz.-powiedział i podał mi książki.-Pokażesz mi jakie tematy przerobiłaś i czego nie rozumiesz.-powiedział. Otworzyłam na ostatnich tematach jakie robiłam w szkole. Powiedziałam czego nie rozumiem. Armin wszystko mi wyjaśnił.
-Na dziś Ci wystarczy. Porozmawiam z Lucyferem, żebym był twoim osobistym ochroniarzem. Oczywiście jeśli nie chcesz nie będę pytał.
-Armin.-powiedziałam i przytuliłam go.-Oczywiście, że chce.-dodałam. Uśmiechnął się, pogłaskał mnie po głowie i zniknął. Wzięłam książki i poszłam do pokoju. Położyłam książki na biurku i popatrzyłam na koronę. Wzięłam koronę i dotknęłam kamieni. Czerwona poświata owinęła się wokół ręki. Moja skóra przybrała szary kolor a żyły stały się czarne. W pokoju zrobiło się duszno. Padłam na podłogę i złapałam się za szyję. Obraz mi się zamazał.
-Pomocy.-wyszeptałam zanim zobaczyłam ciemność.
Notatka od autorki:
Cześć kochani! Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział, ale wena mnie opuściła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro