Święta Czwórca
Na wstępie zaznaczę, że kocham MCU i tak dalej, ale ogólnie to ogromną miłością darzę Deadpoola w wykonaniu Ryana Reynoldsa i od ponad pół roku chyba chodzi mi pomył o Deadpoolu, aż wpadłam na genialny, by go połączyć z MCU. xD
*ok to pora na śmianie się*
Zacznijmy normalnie. Mamy sobie MCU, bez Thanosa, traum i dram, czyli Sama, radosnego Bucky'ego - czy po terapiach, czy przed, do własnej interpretacji póki co, po prostu Bucky jest radosnym człowiekiem, tak samo Wilson. To są po prostu bff - no ale nie tak prosto.
Nasz Balcon ma dwa problemy. W sensie Sam ma jeden, a Bucky ma drugi.
Tak więc Sam Wilson chce się "zabić", bo jego daleki kuzyn zapowiedział się, że wpada do Nowego Jorku i ten ma go przygarnąć, i że nie ma innej opcji. A Sam do tej pory pamięta kłopotliwego Wyde'a, który zwalał wszystko na Sama. Ogólnie Falcon średnio wierzy w jego przybycie do Nowego Jorku, ale faktycznie Wade Wilson odwiedza naszego Wilsona. I cóż, Sam, mimo kręcenia nosem, od razu łapie falę ze zrytym psychicznie Wadem, i jak się okazuje, Deadpoolem, który ma również problem fizyczny z poparzeniem. Rzecz jasna Falcon ma jego twarz gdzieś, po prostu Wade i on to soulmates na 200%, co weryfikują po dniu przebywania ze sobą.
Im głusze pomysły, tym lepiej. Mamy jeszcze przecież naszego Bucka, który im durniejszy pomysł, tym bardziej super, więc tak naprawdę mamy bff trio: Deadpool, Falcon i Zimowy Żołnierz. Po prostu psiapsiółki na maksa. Rzecz jasna - wykonują razem zadania, łapią złych, rozwiązują zagadki, ale okazuje się, że wyznaczyli sobie zupełnie inny życiowy cel.
Tym celem jest zestawienie świętego Steve'a Rogersa z jakąś fajną damą.
I próbują. Jak nie ta, to druga, nie ta, to inna, nie ta, to tamta, jak nie czwarta, to dziesiąta. Naprawdę się starają, na wszelkie sposoby, tak, Deadpool też. Serio wychodzą z siebie. I konfrontują to z Rogersem, ale on za każdym pieprzonym razem jest na NIE.
W końcu... tak, Wade zaczyna myśleć. A jak on, to i Sam, a jak sam, to i Bucky.
I odkrywają, dlaczego randki, które aranżowali, nie wychodziły. Ponieważ Steve się zakochał w kimś innym. W kimś, kogo znają. Co gorsza, w facecie.
W Tonym.
I mamy tu dramat naszych trzech (pseudo)homofobów, którzy jednak nie są homofobami, bo przyjaciel jest ważniejszy niż głupie poglądy. Okazuje się, że Wade w ogóle się z nich śmiał, gdyż Sam od dawna zakochany był w Buckym, a Bucky w nim, niemniej tylko Deadpool to widział, zdeklarowany homofob. Ale nie względem nich.
I w sumie całe clue ff. Nie chodzi tu o obrażanie kogokolwiek xd, po prosu o fun. Każdy miałby trochę rewolucję w swoich poglądach i tyle - musieliby zmierzyć się sami ze sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro