a good machine
Świat superbohaterów.
Avengers jest na misji, tak się składa, że poza naszą planetą, gdyż zagrożenie przybyło skądindziej. Takim sposobem udają się w kosmos, gdzie staczają efektowną bitwę, w sumie bez problemów pokonują wroga. Rzecz jasna odnieśli jakieś obrażenie, ale standardowe, nie licząc Tony'ego, którego zaatakowało coś, ale szybko się poddało. Wracają na Ziemię z tarczą, zadowoleni, opijają swoje zwycięstwo. Wszystko wydaje się tak jak zawsze, avengers robią swoje, tylko Ironman czuje, że coś z nim nie tak, przede wszystkim gdy wkłada na siebie zbroję. Wkrótce geniusz orientuje się, że jego zbroja została czymś zarażona, a najgorsze jest to, że bez niej zaczyna coraz gorzej funkcjonować.
Dochodzi do tego, że Tony nie jest w stanie jej zdjąć. Mimo że pracował nad kolejnym modelem, aktualny staje się jego drugą skórą. Ostatecznie nawet kiedy chce ją zdjąć, okazuje się, że ta staje się nim. Stark czuje się coraz gorzej, fizycznie oraz psychicznie, zdarzają mu się plamy w życiorysie, których kompletnie nie pamięta. Wraca do domu z krwią na rękach. Oczywiście wszyscy orientują się, że coś jest nie tak, przede wszystkim Steve (bo byłoby to stony, idk, pasuje mi). Próbują mu pomóc, ale tajemnicza siła przejmuje kontrolę nad Ironmanem całkowicie i doprowadza to do tragedii.
paringi: stony, brutasha
Ogólnie Steve i Tony byliby ze sobą od razu bez dram, tak samo Nat i Bruce. Wszyscy byliby w sobie bardzo zakochani, takie prawdziwe miłości. Nie jakieś wypaczone jak w 33 feet under, bo tutaj chodziłoby o to, co zjada Starka i że staje się potworem dosłownie i w przenośni. Kosmiczny byt, który się zadomawia w jego zbroi, całkowicie przejmuje kontrolę, sprawiając jak już napisałam, że coraz mniej pamięta, lecz jego ciało też by się deformowało.
Zapewne zrozpaczony chciałby zdjąć zbroję siłą, przez co pozbyłby się z siebie trochę ciała, bo nie chciałaby zejść. Tego świadkiem byłby właśnie Steve, przerażony tym, co mu jest i od razu szukałby pomocy u Bannera czy Strange'a, ale ciężko by było. Zostałby przy Tonym, który wykrzyczałby mu, że go nienawidzi, oczywiście tak by nie było, po prostu nie chciałby, by Rogers był świadkiem jego całkowitego rozpadu cielesnego i duchowego. No, ale przecież byt miałby inne plany i zabijałby, więc Ironman z bohatera stałby się obrzydliwym zbrodniarzem, a Tony nie mógłby z tym żyć.
Pasowałoby, by ostatecznie pokonał tę siłę, ale za ogromną cenę. Nie byłby już zawadiackim Tonym Starkiem, tylko wrakiem człowieka, schorowanym i wykończonym psychicznie. Pomijam jego wygląd, bo przez to, jakby zaingerowałby w jego ciało, wyglądałaby okropnie, ale przecież by mu pomogli, co nie? Więc z czasem wróciłby do ludzkiego wyglądu. I wtedy przekonałby się, że Steve naprawdę go kocha, a reszta to jego prawdziwi przyjaciele.
LUB bardziej dramatycznie, w ostatecznej rozgrywce byt w Tonym zabiłby Rogersa, przez co zdruzgotana świadomość Starka wróciłaby do niego z taką mocą, że tak naprawdę zabiłaby i jego, i samą siebie, tym samym nic nie zagrażałoby ziemi ze strony Starka, bo nie mógłby żyć bez Steve'a, i jeszcze ze świadomością, że to on zabił go swoimi rękami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro