9. Czas rozliczeń cz.2
"Nie bój się dużego kroku. Nie pokonasz przepaści dwoma małymi."
—David Lloyd George
–Czy mógłbyś oddać mi kluczyki– zapytała niepewnie
–Lili, nie jestem pewien czy to dobry pomysł – przystanąłem na chwilę opierając się o tył Mustanga.
–Proszę– westchnęła zmęczonym głosem i wtuliła się we mnie, opierając policzek o moją klatkę piersiową.
Schowałem twarz w jej włosach delektując się zapachem kokosa. Naprawdę nie wiedziałem co zrobić. To było jej auto, ale nie uśmiechało mi się objeżdżać Wrocławia dookoła ryzykując, że zabraknie nam benzyny, na środku drogi. Choć i tak wiem, że to nieuniknione, bo nie przejadę przez ten pieprzony most, nawet choćby mnie torturowali.
Czułem ciepło jej ciała i spokojnie poruszającą się klatkę piersiową. Miałem wrażenie, że Lili po prostu musi się na czymś skupić, by odsunąć od siebie złe wspomnienia, dlatego w końcu wyciągnąłem klucz z kieszeni spodni i zamknąłem go w jej dłoni.
–Gotowa? –zapytałem zmęczony
–Powiedzmy – mruknęła– ale widzę, że ty już jesteś gotowy do snu i to bardzo. –Stanęła na palcach i połączyła nasze usta w pocałunku.
Jeszcze chwila i faktycznie będę gotowy, ale absolutnie nie do snu.
Odwzajemniłem pocałunek, pogłębiając go. Miałem wrażenie, że Lilianna włożyła w niego wszystkie emocje jakie w niej dziś kiełkowały. Oderwałem się od jej ust ciężko oddychając. Nie chciałem by nasz pierwszy raz tak wyglądał, moje zmęczenie osiągnęło punkt krytyczny i byłem prawie pewien, że mógłby być niewypałem.
Pocałowałem jej dłoń i otworzyłem drzwi kierowcy. Nim zdążyłem podejść do swoich, silnik Mustanga już pomrukiwał.
Zajęcie miejsca pasażera było dla mnie czymś dziwnym. Nie ukrywam, ze wolałem trzymać lejce i przyzwyczajony byłem do tego, że zawsze robiłem za kierowcę.
Położyłem dłoń na jej udzie i zapiąłem pas. Spojrzałem na drążek skrzyni biegów z myślą, że powinien być ustawiony na R, żeby Lilianna mogła wycofać i objechać most inną drogą. Natomiast gdy Ruda przesunęła go na D stojąc przodem do mostu poczułem nieopisaną radość.
Po ustawieniu skrzyni biegów, zacisnęła dłoń na mojej. Zacząłem ją gładzić okrężnymi ruchami
-Dasz radę skarbie, jestem obok - Odparłem spokojnie.
Dziewczyna niepewnie wcisnęła gaz, a Mustang przetoczył się w przód. Gdy pokonała pierwsze metry w żółwim tempie, przekonując się, że na pewno most się nie zawali, jak i również otaczający nas świat, docisnęła gaz i przemknęła przez niego wciąż zaciskając jedną z dłoni na mojej ręce, natomiast druga pewnie spoczywała na kierownicy. Z każdym pokonywanym metrem jej strach zastępowała satysfakcja.
Niesamowite uczucie, czułem dumę niczym ojciec, który był przy pierwszym postawionym przez dziecko kroku.
Oparłem głowę o szybę i poczułem jak moje powieki stają się coraz cięższe, pozwoliłem im całkowicie opaść, jak tylko zrozumiałem, że Lilianna jest stworzona do prowadzenia auta.
Lilianna
Co Ty wyrabiasz?! - Darł się głos w głowie- Nie możesz tamtędy jechać!
Nie? To patrz!- Kłóciłam się sama ze sobą, niczym rasowa wariatka. Po prostu zrozumiałam, że zrobię to teraz, przy mężczyźnie którego kocham i obdarzyłam ogromnym zaufaniem, albo wcale.
Kiedy Shelby pokonywał pierwsze metry, walczyłam ze sobą by nie zamknąć oczu.
Lils, to tylko pierdolony most - most do nowego życia, bez tajemnic i żalu do samej siebie.
Dzięki temu, że Mikołaj cały czas gładził moją dłoń, czułam się bezpieczna i zaopiekowana. Fakt, że podzieliłam się z nim moim największym ciężarem, sprawiał, że miałam poczucie, że teraz pokonamy już każdą przeszkodę. Docisnęłam gaz i pomknęłam przez most po naszą nową wspólną przyszłość.
Kiedy spojrzałam na Mikołaja, zauważyłam, że śpi oparty o szybę, miałam ochotę pogłaskać go po twarzy, ale jednocześnie wiedziałam, że najlepszym co zrobię teraz dla niego to po prostu zapewnię mu wygodne miejsce do spania.
Zjechałam na stację, tym razem zatankowałam do pełna i ruszyłam w stronę Jagodna, spoglądając co jakiś czas na spokojną twarz Skrzyckiego. Zdawałam sobie sprawę, jak wiele mam mu do wyjawienia, ale fakt, że na początek wytoczyłam najcięższe działa dawał nadzieję, na to, że jesteśmy w stanie przetrwać wiele.
Po 20 minutach parkowałam Shelbiego wzdłuż chodnika, a Mikołaj nadal spał w najlepsze, co tylko pokazywało jak bardzo musiał być wykończony. Na szczęście to był jego ostatni dyżur przed urlopem, a ja postawiłam sobie za cel, że zrobię wszystko, żeby w końcu zwolnił. Może nawet udałoby mi się go namówić na jakieś krótkie wakacje. Grecja albo Włochy, chociaż na tydzień, tylko my dwoje, zdecydowanie będę musiała z nim o tym porozmawiać.
Wygramoliłam się z miejsca kierowcy i wpakowałam się na odsunięty do końca fotel Mikołaja, składając na jego twarzy delikatne jak piórko całusy.
–Voldi– mruknęłam między pocałunkami– jesteśmy w domu
Voldi, –uśmiechnęłam się do siebie– tak będę go nazywała gdy będziemy we dwoje, bo przecież wśród ludzi urwie mi za to głowę.
–Jeszcze pięć minut– szepnął obejmując mnie w talii, po czym ułożył głowę na moich piersiach– Tu jest tak mięciutko i ciepło
Roześmiałam się i pogłaskałam go po przydługiej czuprynie.
–Kocham Twój śmiech, Ruda – dodał całując lewą pierś – i Ciebie też kocham– mówiąc to patrzył mi już prosto w oczy.
Pocałowałam go czule, po czym otworzyłam drzwi pasażera i wyszłam na świeże powietrze, czekając aż do mnie dołączy. Chwilę później splótł nasze dłonie i ruszyliśmy w stronę domu Janiny.
–Lili?– odezwał się nieśmiało– chciałbym jutro zjeść śniadanie z mamą, czy mogłabyś w tym czasie zająć się Aurorą? Nie chcę, żeby siedziała sama.
–Jasne, zaplanuję coś– odparłam, wzruszając ramionami.
Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Byłam pozytywnie nastawiona, bo przecież szansa że Niki spotykał się z jakąś jędzą była minimalna.
–Właściwie, to chciałbym Cię prosić, żebyś zabrała ją na jakieś zakupy, bo jak znam życie to jej walizka jest wypełniona jeansami, t-shirtami i sandałami, a chciałabym żeby czuła się dobrze na nadchodzących wydarzeniach.
–We Wrocławiu nie ma zbyt dużego wyboru, ale coś wykombinuję– uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
–Właściwie, to do tej pory nie dałaś mi jasnej odpowiedzi, czy pójdziesz ze mną w sobotę –przystanął na chwilę
–Drogi książę z bajki, potowarzyszę Ci na balu i będę najpiękniejszą księżniczką wśród zaproszonych dam – roześmiałam się, a Mikołaj mi zawtórował. Uwielbiam jego donośny głęboki śmiech, zakochiwałam się w nim każdego dnia od nowa.
Chłopak uniósł mnie, jakbym nic nie ważyła i przyciągnął do siebie. Oplotłam go nogami w pasie i pozwoliłam zanieść się do domu, wdychając zapach jego orzeźwiających perfum.
Postanowiłam, że położymy się w gościnnym, ze względu na to, że tam łóżko było większe i zdecydowanie wygodniejsze.
Mikołaj zdjął koszulę i spodnie, a mi się zrobiło gorąco. Pożerałam go wzrokiem i miałam ochotę zedrzeć z niego wszystko, dotykać go i całować. Zaczynało mi powoli odbijać i czułam wzbierającą frustrację z tego powodu.
–Podoba mi się to w jaki sposób na mnie patrzysz Lilianno –odparł zadziornie i obdarzył mnie szelmowskim uśmiechem– wierz mi albo nie, ale mam podobne myśli.
Jego bezpośredniość nigdy nie przestanie mnie onieśmielać, o czym jasno do zrozumienia dawały wypieki, które pojawiły się na mojej twarzy.
–A fakt, że tak uroczo się rumienisz wcale nie pomaga – dodał, ściągając ze mnie bokserkę.
Jego dłonie niespiesznie sunęły po moim ciele, a usta obsypywały szyję. Gdy na chwilę oderwał się ode pocałunków, spojrzał na mnie z czułością, jednak w jego oczach dostrzegłam zmęczenie, które starał się ukryć.
Zmieniłam spodnie na krótkie spodenki i umościłam się wygodnie na łóżku.
– Chodź do mnie – mruknęłam wyciągając ręce w jego kierunku. Mikołaj zawisł nade mną, opierając się na ramionach i złożył na moich ustach delikatny pocałunek
–Lili, przepraszam – westchnął przytykając czoło do mojego – marzyłem o tej nocy od dawna i naprawdę nie chcę tego spieprzyć, a obawiam się, że tak by mogło być.
Choć doprowadzasz mnie do szaleństwa nawet po prawie 50 godzinach bez porządnego snu, to chciałbym Ci dać wszystko to na co zasługujesz, a teraz nie jestem w stanie tego zrobić – w jego głosie dało się wyczuć zażenowanie, ale jedyne co czułam to bezwzględną miłość do tego mężczyzny.
Przyciągnęłam go do siebie i odparłam:
– Kochanie, naprawdę myślisz, że oczekuję przeprosin? Pojechałeś ze mną na cmentarz. Dmuchałeś pieprzone balony. Byłeś przy mnie w trudnym momencie. Zdjąłeś ciężar sekretu, z którym do tej pory musiałam sobie radzić sama i nie patrzyłeś na mnie jak na wariatkę, gdy bałam się przejechać przez most. A wszystko to po 24-godzinnym dyżurze. Jestem wdzięczna, a nie zła i nie wiem czym sobie na Ciebie zasłużyłam.
Mikołaj uśmiechnął się z wdzięcznością i westchnął głęboko, po czym opadł na łóżko obok mnie. Jego ręka wciąż spoczywała na moim biodrze, ale teraz dotyk był bardziej delikatny i ledwie wyczuwalny. Dłoń mężczyzny błądziła po moim brzuchu, kreśląc leniwe kręgi, a ja delikatnie muskałam jego ramię opuszkami palców.
Leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc, ciesząc się swoją obecnością. Jego oddech stał się miarowy i spokojny, co oznaczało, że usnął. Wsunęłam nogę między uda Mikołaja i oplotłam tors, a chwilę później poszłam w jego ślady i zasnęłam.
Gdy się obudziłam, Mikołaja nie było już w łóżku. Podniosłam się leniwie i ruszyłam na dół. Gdy tylko otworzyłam drzwi do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach.
Nie, to nie możliwe, wydaje mi się.
Zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie siedział całkowicie gotowy do wyjścia Mikołaj. Popijał kawę i przeglądał coś na smartfonie. Gdy mnie ujrzał promiennie się uśmiechnął, co ledwo dostrzegłam przez zapach świeżo prażonych pistacji.
–Dzień Dobry Lilianno, ktoś tu ewidentnie lubi sobie pospać. –Podszedł i wziął mnie w objęcia, jednak ja nie mogłam się skupić na niczym innym i poruszałam nosem niczym pies tropiący – wiesz, że jest taka rasa psa jak Lagotto, która jest hodowana do szukania trufli? –cmoknął mnie w czoło– ty natomiast wyglądasz jakbyś była stworzona do wyczuwania naleśników.
Obserwowałam jak porusza się po kuchni, z gracją i pewnością siebie. Chwilę później doprawiałam łzami stojące przede mną naleśniki z bananami, czekoladą i prażonymi pistacjami.
–Skarbie– otarł kciukiem łzę z mojego policzka –one są wystarczająco słone od pistacji. Popatrzyłam na niego pełna wdzięczności i podziwu.
Wstałam od stołu i objęłam go z całą siłą jaką miałam w rękach. Nie czule, nie subtelnie tylko jak dziecko, które do upadłego trzyma misia, którego ktoś próbuje mu wyrwać. Chciałam mu podziękować, ale nie byłam w stanie wydukać z siebie ani słowa. Chwycił wolną ręką mój podbródek i uniósł go lekko w górę.
–Mam nadzieję, że to nie są łzy smutku– mruknął z czułością i pocałował mnie delikatnie
–Szczęścia– szepnęłam nie odrywając się od jego ust.
–Mam nadzieję, że to jedyne łzy jakie będę ścierał z Twojej pięknej twarzy, a teraz spróbuj nim całkiem wystygną.
–Są idealne, skąd wiedziałeś...–urwałam, nim skończyłam pytanie. W gruncie rzeczy wiedziałam kto go nauczył robić te naleśnik. Cholerna Matylda, która przepis przekazała również mojemu bratu – przepraszam – mruknęłam.
–Nie masz za co przepraszać kochanie, w końcu Voldi jest tylko jeden i najwyższa pora żebyśmy obydwoje przestali bać się o nich opowiadać – odparł, ścierając kciukiem czekoladę z moich ust.
W moim brzuchu od razu pojawiło się przyjemne ukłucie, a w oczach pojawił się żar.
–Lilianno, jeśli chcesz to zliżę czekoladę z każdego fragmentu Twojego ciała który tylko wskażesz, ale na Boga, przestań tak na mnie patrzeć, bo za godzinę musimy być pod Hiltonem. A jeszcze trzy sekundy i obiecuję, że nie wypuszczę Cię z łóżka do jutrzejszej gali.
–Brzmi, jak wyzwanie –mruknęłam, dojadając ostatni kęs – to groźba czy obietnica Voldi – spojrzałam na niego spod pół przymkniętych powiek.
–Ty mnie wykończysz – jęknął– zostało 55 minut.
–Może powinnam Ci zmienić nazwę, na zegarynka zamiast Voldiego – przewróciłam oczami i odwróciłam się tyłem by ruszyć w kierunku schodów.
W tym momencie Mikołaj przyparł mnie do ściany i uniósł trzymając moje nadgarstki nad głową. Wyciągnęłam głośno powietrze, a podniecenie, które odczuwałam szukało ujścia w każdy możliwy sposób. Nim zdążyłam się odezwać, pocałował mnie głęboko i namiętnie ściskając mój pośladek. Biodrami podtrzymywał przy ścianie i kontynuował słodką torturę. Szorstki materiał jego spodni przyjemnie drażnił moją uwrażliwioną skórę.
–Chryste, Lilianno jak ty mnie kręcisz, jeśli nie przestaniesz w tej chwili to przysięgam że się nie powstrzymam – oplotłam go szczelniej nogami i zaczęłam delikatnie poruszać biodrami. Poprawił chwyt i wpił się w moje usta, wydając z siebie gardłowy jęk.
Chłopak wprawnym ruchem przeniósł się na kanapę, nie wypuszczając mnie z objęć. Teraz siedziałam na nim okrakiem i miałam ochotę błagać o każdy dotyk. Na szczęście nie musiałam tego robić, bo jego dłonie zwiedzały każdy centymetr mojego ciała. Kiedy jedna z nich przesunęła się na wewnętrzną część ud, westchnęłam niecierpliwie i poczułam na pośladkach...
wibracje?!
–Kurwa, nie wierzę– wymamrotał ochrypłym głosem, spoglądając na smartwatch –jebać to– westchnął kąsając moją pierś, po czym odrzucił połączenie– na czym my to...– mruknął przesuwając dłoń w stronę mojej kobiecości. Jednak nim wykonał jakikolwiek ruch, telefon znów zaczął uporczywie wibrować. Oparłam z rezygnacją głowę o jego obojczyk i zsunęłam się z kolan mężczyzny.
–Odbierz–odparłam z irytacją– to musi być coś pilnego.
Chłopak, próbował mnie zatrzymać, ale na marne. Wyciągnął telefon z kieszeni i zatwierdził połączenie. Jego telefon połączył się z systemem audio zamontowanym w salonie. Najwidoczniej przy szykowaniu śniadania z niego korzystał.
–Cześć Auri– odchrząknął
–Cześć –głos Aurory był szorstki i odniosłam wrażenie, że nieco zdenerwowany – czyżbym przerwała poranne ćwiczenia z łowczynią Skrzyckich serc?
Uniosłam brew i posłałam zdziwiony wzrok w stronę Mikołaja.
–Aurora, tak się składa, że właśnie wróciliśmy z joggingu
Parsknęłam cicho na dźwięk słowa jogging.
– Cudownie, a możesz mi wyjaśnić czemu dostałam opiekunkę na cały dzień? Potrafię się sobą zająć!
–W to nie wątpię–odparł beznamiętnie– natomiast Lilianna w odróżnieniu od Ciebie wie na czym polega dresscode typu white tie i powinnaś docenić, że znalazła dla Ciebie czas– Mikołaj w wersji kochany Voldi ustąpił miejsca Skrzyckiemu, oschłemu dupkowi.
Nie ukrywam, że byłam tym faktem usatysfakcjonowana, bo wersję Voldi zarezerwowałam dla siebie i nie zamierzałam się nią dzielić, zwłaszcza z jakąś Brytyjską dzi(e)wką.
–Don't be asshole* (nie bądź dupkiem) – odparła rozmówczyni, używając angielskiego z przepięknym brytyjskim akcentem
Ruszyłam w stronę łazienki z myślą: Please be asshole*(proszę bądź dupkiem). Zadowolona, że Mikołaj nie dał się zbić z pantałyku.
Wchodząc do łazienki zauważyłam swoje zaróżowione policzki i obecną nadal gęsią skórkę. Ciało wciąż było dość mocno uwrażliwione, co poczułam zdejmując z siebie ubrania.
Spojrzałam na telefon, by sprawdzić ile mamy czasu do wyjścia i czy może mogłabym sama rozładować buzujące we mnie napięcie. W tym momencie, w ręce zawibrował smartfon informując o wiadomości.
Mikołaj: Skarbie, proszę postaraj się utrzymać ręce przy sobie, wszystko Ci wynagrodzę, słowo Voldiego!
Jak?!– otworzyłam usta zdziwiona– skąd?!
Odpisałam, żeby przestał świntuszyć w trakcie rozmowy z dziewczyną swojego brata i wskoczyłam pod prysznic odgrywając w głowie scenę z Harrego Pottera
Snape: Wydaje się, że między umysłem Czarnego Pana a twoim istnieje swego rodzaju więź. Czy jest on w tej chwili świadom tej więzi, tego nie wiemy. Lepiej, by o tym nie wiedział.
Harry: To znaczy, że gdyby wiedział o tym, mógłby czytać w moich myślach?
Snape: Czytać, kontrolować je i wpływać na nie.
Czy w obecnym układzie sił, miałam coś przeciwko? Absolutnie, niezaprzeczalnie nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro