Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.Echa ostatnich dni cz.2

"Miłość to nie tylko uczucie, które przeżywamy w chwilach szczęścia, ale także siła, która pozwala nam przetrwać trudne chwile i znaleźć sens w cierpieniu."

Harville Hendrix, Getting the Love You Want: A Guide for Couples

Mikołaj 

Po 24. godzinach dyżuru, jedyne o czym marzę to prysznic i sen. Zanim pojechałem po mamę i Aurorę na lotnisko, musiałem zostawić auto pod domem. Niestety choćbym chciał to do R8 nie wejdą trzy osoby. Przy okazji zabrałem kilka rzeczy by móc spędzić noc u Lilianny. Zamówiłem Uber Comfort i ruszyłem na Strachowice. Oczywiście jak na tanie linie lotnicze przystało samolot miał opóźnienie, więc żeby zająć czymś głowę postanowiłem powkurwiać Zuzę.

original_skrzycki: Dlaczego nie widzę relacji z Paryża, przecież masz hotel pod samą wieżą Eiffla?
oh_palinska: Pierdol się Skrzycki. Nienawidzę Cię!
original_skrzycki: I tak wiem, że skrycie mnie kochasz ;). Jak się sprawy mają? 

oh_palinska:  Jesteś bezczelnym chujem, najpierw polożyłeś sprawę szampana , a później wpakowałeś mnie w klasę ekonomiczną w Ryanair! A relacji nie ma, bo dziś zjechałam chyba pół Francji w poszukiwaniu Twojego szampana!

original_skrzycki: Zuza, nie marudź. Masz niespełna 160 cm wzrostu, nie mogło być tak źle. Właśnie czekam na moją mamę, która również leci Twoja znienawidzoną linią, a ma jakieś 15 cm więcej. Nie wspominając o Aurorze która jest jeszcze wyższa. 

oh_ palińska: Twoja matka się nie liczy. Od 30 lat jest z Twoim ojcem, więc to podchodzi pod masochizm. Cierpienie sprawia jej przyjemność. 

Uśmiechnąłem się smutno, trudno się z tym nie zgodzić. Zwłaszcza z punktu widzenia osoby postronnej. Kocham swoich rodziców, ale wiem jak mojego ojca postrzega otoczenie i faktycznie ostatnio jest z nim coraz gorzej. 

original_skrzycki: Masz tego szampana czy nie? - Postanowiłem zignorować uwagę o moim ojcu, bo tak naprawdę nie wiedziałem co mam jej na to odpowiedzieć.
oh_palinska: Gdybym miała to już byś o tym wiedział! Działam! A teraz bez odbioru, dupku! 

Gdy podnoszę oczy znad telefonu dostrzegam uśmiechniętą wysoką blondynkę, przyglądającą mi się uważnie błękitnymi oczami. Nie zważając na nic odwzajemniam uśmiech i poprawiam włosy. 

-Mamo- chwytam szczupłą dłoń i składam na niej pocałunek na znak szacunku, a następnie zamykam rodzicielkę w uścisku. Niesamowicie za nią tęskniłem. To ona od zawsze była największą fanką naszych sukcesów i powierniczką wszelkich tajemnic. Zarówno ja jak i Nikodem bezgranicznie jej ufamy. Gdybym miał podzielić rodziców na dobry i zły glina to Julia Skrzycka bez dwóch zdań była tym pierwszym.

-Synku- przytuliła mnie czule i otarła łzę- dobrze Cię w końcu widzieć. 

Z każdą chwilą wzbierało we mnie wzruszenie. Więź jaką nawiązaliśmy z matką była godna podziwu. Julia Skrzycka była najlepszą chirurg onkologiczną w tej części Europy, zarządzała prężnie rozwijającą się siecią klinik, a jednocześnie była najlepszą matką i przyjaciółką jaką sobie mogłem wymarzyć. O ojcu mogłem wiele powiedzieć,  ale na nią ani złego słowa.

Aurora przyglądała się naszemu powitaniu nie próbując nawet ukryć rozrzewnienia. Rozpostarłem ramiona i czekałem, aż dziewczyna przyjdzie się przywitać. 

-Hej, big boy!- wyszczerzyła się. Jej Polski połączony z brytyjskim akcentem tworzył niespodziewanie przyjemne połączenie. Gdy odwiedzałem ich w Anglii, porozumiewaliśmy się po Angielsku, jednak ustaliliśmy, że gdy Auri, przyleci na stałe zaczniemy używać Polskiego. 
-Hej Ginger! - Oczywiście przezwisko, którym ją przywitałem pochodziło od koloru włosów, jednak Aurora używała go także jako pseudonim artystyczny. Dziewczyna dorabiała sobie jako grafik, ale na co dzień zajmowała się szeroko pojętym programowaniem i była w tym bezbłędna. 

Zabrałem od nich walizki i puściłem Panie przodem informując, że Uber nadal na nas czeka. Idąc za Aurorą, zauważyłem, że znów schudła. Była niepokojąco szczupła, gdy ją objąłem, bałem się, że zaraz ją połamię. Obawiałem się, że mój brat - gówniarz– tak skupił się na sobie, że zbagatelizował problem, który już raz im zagroził, a jego skutki ciągnęły się za nim do teraz. 

–Aurora –zagaiłem, gdy mama udała się do łazienki informując nas, że jeśli za chwilę z niej nie skorzysta to narobi nam siary w taksówce – wszystko u Ciebie w porządku?
–Tak– uśmiechnęła się, uporczywie unikając mojego wzroku - dlaczego pytasz? 

Niestety widziałem, że dziewczyna kłamie. Miałem tylko nadzieję, że nie jest tak źle jak wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka. Wiedziałem, że to nie jest temat na rozmowę w obecnych warunkach. Dlatego szybko uciąłem temat.

-Po prostu, sprawdzam co u mojego drugiego ulubionego człowieka - puściłem jej oczko, siląc się na uśmiech.
-Drugiego? Kiedy spadłam z rowerka, w rankingu ulubionych rudych? - udała urażoną
-No wiesz - potarłem kark zakłopotany

-Spoko spoko, wiem, Nikodem mi mówił. Nie wiem natomiast, co Lilianna ma w sobie, że bracia Skrzyccy głupieją na jej punkcie, ale nie mogę się doczekać, aż ją poznam. Z dwojga złego wolę, żebyś to ty ją obracał niż mój Nikodem - odparła gorzko. 
-Co? O czym ty mówisz? - ściągnąłem brwi zaskoczony wyznaniem Ginger. 

Niestety nie uzyskałem odpowiedzi, bo akurat jak na złość pojawiła się przy nas mama. Wzięła mnie pod ramię i zaczęła opowiadać o kolejnym pacjencie w remisji. Choć bardzo chciałem jej słuchać w pełni zaangażowany to w głowie układałem sobie listę tematów do rozmowy z Lilianną:

1. WSPÓLNA wyprowadzka do Warszawy

2. Przyjęcie oferty ojca

3. Jej próba samobójcza

4. Problemy z alkoholem

5. Co do kurwy nędzy znaczyło, że lepiej żebym obracał ją ja niż mój brat?!

Zająłem miejsce obok kierowcy Ubera, natomiast Aurora  i mama usiadły z tyłu. Kierowca w ciągu 30 minut dotarł pod Hilton, gdzie zatrzymały się kobiety. Chciałem by mama jechała do domu, ale ona uparła się, że musi samodzielnie dopilnować całej gali.

S&S jest jej trzecim dzieckiem, ojciec stalową ręką podejmował szereg decyzji, ale to Julia była dobrym duchem tego miejsca. Brała udział we wszystkich kampaniach, dbała o nieskazitelny PR klinik i była jej twarzą. Na banerach, plakatach i billboardach wisiał jej wizerunek, który wzbudzał ogólne zaufanie. Gdy zbierałem się by powiedzieć jej, że położyłem sprawę szampana dostałem wiadomość od Zuzy.

Zuza: Załatwiłam. Jesteś mi dozgonnie wdzięczny i jutro wracam biznesową, a nie pieprzonym Ryanairem. Tylko jeszcze nie wiem jak sprowadzę go do Polski w tak krótkim czasie. 

Ja: Privat jets. Mówi Ci to coś? 
Zuza: Poważnie przyślesz po mnie prywatny samolot?
Ja: Po Plenitude, ty wracasz Wizzairem ;) 
Zuza: Świnia. 
Ja: Jak poprosisz pilota, to może Cię zabierze. Do jutra! 

Zuza: A jakieś dziękuję? 
Ja: Czy wysłanie po Ciebie Embraera nie jest wystarczającym dowodem uznania? - odpisuję i chowam telefon do marynarki.

-Synu!-Matka krzyknęła mi wprost do ucha. Podniosłem na nią wzrok - Mówię do Ciebie od pięciu minut.
-Przepraszam, sprawy sobotniej gali -uśmiechnąłem się rozbrajająco. Ogromny kamień spadł mi z serca. 

-Właśnie o to pytam, dostarczono już szampana? Wiesz, że to mają być podarunki dla gości.
-Wiem, dlatego właśnie próbuję zorganizować samolot do Paryża, by sprowadzić go tu na sobotę – posłałem jej uśmiech niczym rugane za występek dziecko, którym w istocie się stałem.

–Mikołaj! Na litość boską – matka uniosła głos na tyle by zmusić taksówkarza do sprawdzenia czy wszystko w porządku – przecież media nas zjedzą, gdy dowiedzą się że wysyłamy prywatne samoloty dla zaspokojenia własnego widzimisię! Najwidoczniej ani Ty ani Twój ojciec nie macie pojęcia czym jest ślad węglowy.
–Dlatego zrobiłem rezerwację na nazwisko Palińska – dodałem, aby jakkolwiek ratować swoją sytuację

Stałem na podjeździe Hiltona i czułem się jak ostatni kretyn. Mój wzrok powędrował w kierunku rabat przy drzwiach wejściowych.

Ciekawe do której z nich narzygałem ostatnio, bo niesprawiedliwym by było gdybym za chwilę puścił pawia do tej samej.

Wzrok ojca nie robił na mnie żadnego wrażenia, natomiast rozczarowane spojrzenie mamy przeszywało mnie na wskroś. Każdy skrawek mojego ciała, błagał o to by się rozsypać i uniknąć osądzających oczu Julii Skrzyckiej.

Podeszła do mnie i pogładziła po twarzy. Po czym odezwała się już nieco łagodniej.

–Tyle lat prosiłam wszystkie bóstwa świata, żebyś w końcu zaznał szczęścia, jesteś szczęśliwy synku? – popatrzyła na mnie z taką miłością jak nikt inny nie potrafił.
–Mamo, proszę– westchnąłem, próbując się nie rozkleić.
–Dobrze, dobrze, jakoś sobie z tym poradzimy. Tylko znajdź jutro czas na śniadanie z matką, we dwoje. –uśmiechnęła się i czule mnie przytuliła
–Dla Ciebie zawsze i wszędzie– odpowiedzialne zgodnie z prawdą– poproszę Liliannę by zabrała Aurorę na zakupy przed galą.

Ginger, była świetną dziewczyną, ale szczytem jej możliwości modowych były jeansy i biały t-shirt. Przed nami dwa dni wymagające eleganckich strojów, zwłaszcza że obowiązujący na gali dresscode był najbardziej formalnym ze wszystkich dostępnych, zatem musiałem mieć pewność, że dziewczyna mojego brata nie będzie odstawać. Nie chciałem by wprawiło ją to w zakłopotanie.

–Świetny pomysł. A mówiąc o Liliannie, przekaż jej proszę, że jutro dostanie pierwszą transzę pieniędzy i podpisaną umowę. –Zrobiłem wielkie oczy, bo nie zdążyłem jej jeszcze o niczym powiedzieć.

Matka roześmiała się na widok mojej miny po czym dodała:
–Miki, Twojemu ojcu może się wydawać, że ma władzę, ale szara eminencja jest tylko jedna– ucałowała mnie w oba policzki i zniknęła w ogromnym hotelowym holu, jak gdyby nigdy nic, zostawiając swojego pierworodnego w ciężkim szoku. 

Przez całą drogę marzę by wtulić się w Liliannę i w końcu odespać ten cholerny dyżur. Nienawidziłem całodobowych zmian, ale takie uroki pracy na kontrakcie. Niby wolno było nam spać, ale to raczej czuwanie niż pełnowartościowy sen.

Gdy dotarłem na Jagodno nauczony doświadczeniem po prostu nacisnąłem klamkę bramki i tym razem się nie zawiodłem. 

Do listy którą utworzyłem wcześniej postanowiłem dopisać punkt 6. Nauczyć Liliannę jak działa zamek w drzwiach i furtkach. Kiedy wchodzę do domu wita mnie całkowita ciemność. 

-Lili- wołam dziewczynę, jednak nie dostaję odpowiedzi. 
Wchodzę na górę, szukając pokoju zajmowanego przez ukochaną. Kiedy w końcu trafiam w odpowiednie drzwi, wydaje mi się, że Lilianna śpi, jednak podchodząc bliżej słyszę muzykę, która prawdopodobnie rozsadza jej właśnie bębenki, a z jej gardła wydobywa się cichy szloch. Dotykam delikatnie jej ramienia chcąc uniknąć przestraszenia. 

Mam zamiar zrobić jej wykład o skrajnym braku odpowiedzialności, bo inaczej nie można było nazwać otwartego domu i siedzenia po ciemku w słuchawkach. Jeszcze tylko brakowało neonu "napadnijcie mnie" nad fasadą. Jednak kiedy dziewczyna podnosi się z łóżka i przytula mnie z całych sił całkowicie się rozklejając, cała złość przechodzi mi jak ręką odjął.

-Skarbie - reaguję łagodnie - co się dzieje -obejmuję ją ramieniem i siadam na łóżku sadzając Rudą na swoich kolanach. Popatrzyła na mnie zapłakana i schowała głowę w moją szyję -Lili- gładzę dziewczynę po plecach, próbując ją uspokoić - co się dzieje -powtarzam pytanie
-Zapomniałam - pociągnęła nosem. 
-O czym- pytam z troską

-Łukasz ma - urwała po czym się poprawiła - miałby dziś urodziny. Jak sobie przypomniałam to było już ciemno,  a ja - zająknęła się - ja..- wzięła kolejny głębszy oddech- od ataku Marcina boję się wychodzić sama - to wyznanie mnie przygniotło, przytuliłem ją tak mocno jakbym chciał uchronić się przed rozpadem. 
-Kochanie - westchnąłem- dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?
-Bo byłeś z mamą nie chciałam przeszkadzać - odparła smutno

-Lilianno, obiecaj mi, że już nigdy nie pomyślisz, że mi przeszkadzasz. Jesteśmy razem i jesteś całym moim światem - pocałowałem ją czule i choć czułem coraz większe zmęczenie, wiedziałem co należy zrobić.
-Chciałam pobyć z nim chociaż przez chwilę, a teraz jest już za późno. To pierwsze urodziny, których nie spędzimy razem.
-Chodź - zdjąłem ją z kolan i wstałem podając jej przy tym rękę.
-Dokąd - popatrzyła na mnie zdezorientowana
-Ubierz się, pojedziemy na cmentarz, niedaleko jest kwiatomat, jak będziemy mieć szczęście to dorwiesz jeszcze jakiś bukiet, a znicz zapalimy innym razem. 
-Naprawdę!? -zerwała się z entuzjazmem 
-Oczywiście, tak mało czasu spędziliśmy razem, nie ma spokojniejszego miejsca niż cmentarz.

15 minut później siedziałem za kierownicą mustanga czekając na Liliannę, która nie mogła zdecydować się na konkretny bukiet
- To będzie długa noc- mruknąłem do siebie. Choć wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo. 

Chwilę później Lili wróciła do auta trzymając niewielką wiązankę słoneczników. Splotłem nasze palce i ruszyliśmy w stronę cmentarza. Tak jak się spodziewałem główna brama była zamknięta, ale na szczęście płotek okalający cmentarz nie był wysoki więc obydwoje nie mieliśmy problemu z przeskoczeniem go. Okazało się, że w kwiatomacie dostępne były także balony w kształcie cyferek. 

Czy była godzina 23.30, a ja siedziałem na cmentarnej ławce i dmuchałem pieprzone balony?

Owszem.

Czy chciałbym być teraz gdzie indziej?
 
Tak, na przykład na piwie z żywym Luksiem, ale wiedząc, że to niemożliwe i  widząc wdzięczność w oczach Lilianny, odpowiedź brzmi absolutnie nie.

Przez cały pobyt Lilianna nie odezwała się ani słowem. Ja też nie miałem odwagi, ograniczyłem się do tulenia jej i ścierania łez, które płynęły strumieniami po policzkach mojej dziewczyny. Choć na co dzień radziła sobie świetnie, w takich chwilach jak ta pojmowałem cały jej ból.

Kiedy wróciliśmy do auta, w mustangu zaświeciła się kontrolka informująca o niskim stanie paliwa. O nie, nie chciałem powtórki z rozrywki, więc szybko wyszukałem najbliższą stację, która oferowała odpowiednie paliwo. Musieliśmy się cofnąć i przejechać przez most rędziński. 

Gdy już mi się wydaje, że ten pieprzony dzień dobiega końca, dzieje się coś czego kompletnie się nie spodziewałem i czego nigdy w życiu nie chciałbym zobaczyć drugi raz.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro