34. I nie wódź mnie na pokuszenie cz.1
Czekam na lato, żeby znów móc poczuć się jak dziecko
W czasach, gdy coraz rzadziej chce mi się uśmiechać
Ale odkładam problemy na bok, bo znajomi po mnie już jadą
Chcę po prostu uciec, no widzisz nie różnię się tak bardzo
- RiRi, White 2115
Zuza zmierzyła mnie wzrokiem i ze sztucznym uśmiechem, przyklejonym do twarzy, szepnęła do ucha:
– Czemu wyglądasz, jakbyś napadła na kontener PCK?!
Auć. Brutalnie. Ale spodziewałam się tego.
– W którym kontenerze można dorwać laczki Valentino? – prychnęłam tak, by tylko ona usłyszała, a następnie rzuciłam wymowne spojrzenie w stronę Voldiego.
– Okej, rozumiem. Później – Puściła mi oczko i zwróciła się do Mikołaja.
– Skrzycki! Kluczyki – Wystawiła swoją niewielką rączkę i zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy. – Swoją drogą, nie wiesz, że nie wypada wyglądać lepiej od swojej kobiety? Spójrz na mnie i na Pawła – rzuciła z wyrzutem, na co jej narzeczony tylko przewrócił oczami i pobłażliwie pokręcił głową.
– Nie, no, litości – jęknęła. – Rozumiem, że zabroniłeś jej chodzić w szpilkach, co nawet pochwalam, – I ty Brutusie, przeciwko mnie?! – ale to?! – Ponownie obrzuciła pogardliwym wzrokiem moją sukienkę.
– Ekhm – odchrząknęłam sugestywnie. – Nie wiem, czy wiecie, ale ja tu nadal jestem!– Przepraszam – wydęła usta. – Najważniejsze, że przyszliście
– Uścisnęła mnie czule i wyszeptała do ucha: – Moja szafa stoi otworem – parsknęłam śmiechem i ucałowałam ją w policzek.
– Dobra, dobra. Gadki szmatki. Starczy tego. Umieram z głodu– Voldi wymamrotał niezadowolony. Wiedziałam, że ten dzień go porządnie wymęczył i że jest tu wyłącznie ze względu na naszych przyjaciół, a mimo to, po akcji z parkingu, nie byłam w stanie wykrzesać z siebie odrobiny współczucia.
– Zuza, skarbie, odpuść już – Paweł pocałował narzeczoną w czubek głowy. – Wejdźcie do środka, wszystko już gotowe – Uśmiechnął się do nas i wskazał ruchem ręki stół w jadalni.
Zgodnie z tym, co pisał wcześniej Paweł, wszyscy byli już na miejscu. Państwo Palińscy, szatynka w średnim wieku, która uraczyła mnie radosnym uśmiechem – jak się później okazało mama Pawła – oraz młody mężczyzna, niezwykle podobny do gospodarza.
– Siema, Staryyy – Chłopak, podobny do Pawła, zerwał się z miejsca, zamykając Mikołaja w niedźwiedzim uścisku. Tym samym skutecznie uniemożliwił nam przywitanie się z innymi.
– Cześć Kornel – odpowiedział sucho Voldi i poklepał go niechętnie po plecach.– Pozwolisz, że przywitam się z resztą gości?
– Jasne – wykrzyknął, przenosząc wzrok na mnie. – No,no! Ty musisz być Lilka, dużo słyszałem o tobie i teraz już czaję, o co ten cały ambaras.
– Kornel! – Paweł jęknął z zażenowaniem, a Mikołaj ledwo się powstrzymywał, by nie schować twarzy w dłoniach. W tym samym momencie, mama Pawła i Kornela, w mgnieniu oka zmaterializowała się między nami, ustawiając syna do pionu.
– Korneliuszu Konradzie Konarski, nie rób siary! – Niewiele brakowało, bym wybuchła śmiechem na dźwięk tych słów. Nie spodziewałam się, że elegancka kobieta przed pięćdziesiątką, ubrana w przepiękny, beżowy garnitur, akurat w taki sposób, postanowi okiełznać młodszego z synów. – Przepraszam za niego. Violetta Konarska, szczęśliwa mamusia dwójki synusiów – wyciągnęła dłoń w moim kierunku i uścisnęła pewnie moją, gdy tylko ją podałam.
–Mamo! – jęknął Paweł, na co Zuza zachichotała radośnie.
– Lilka, to znaczy Lilianna Brynicka – Uśmiechnęłam się życzliwie.
– Złotko, wiem kim jesteś – Objęła mnie, co spotkało się z delikatnym oporem ze strony moich obolałych żeber. – Ten dryblas, – wyszczerzyła się do Mikołaja, który z uporem maniaka nie odstępował mnie na krok i mechanicznie gładził kciukiem nasze splecione dłonie. – wiele mi o tobie opowiadał. A ty co? – zwróciła się do Voldiego. – Nie przywitasz się ze mną?! Ehh – westchnęła – ta dwójka – wskazała palcem na swoich synów – też się mnie wstydzi w towarzystwie. A ja zupełnie nie wiem dlaczego – parsknęła śmiechem, czym nawet udało jej się rozbawić śmiertelnie poważnego Mikołaja. Skrzycki uwolnił na chwilę nasze splecione dłonie i przytulił matkę przyjaciela.
– Cześć, Viola. Dawno się nie widzieliśmy – przyznał i wypuścił ją z ramion.
– Daj spokój, miłość rządzi się swoimi prawami, no, a teraz puszczam was wolno, bo tu jeszcze teściowie mojego syneczka – Pomachała w stronę Pawła, śmiejąc się z jego zażenowanej miny – czekają w kolejce.
Faktycznie, rodzice Zuzy cierpliwie czekali, by móc się z nami przywitać, co jakiś czas posyłając nam życzliwe uśmiechy.
– Och, Lili, tak dobrze cię widzieć – Pani Karolina natychmiast przytuliła mnie czule, gładząc po włosach. – Dobry wieczór – Spojrzała na Mikołaja i, uwalniając mnie z objęć, uprzejmie uścisnęła jego dłoń, na co Voldi skinął szarmancko głową i przedstawił się:
– Mikołaj Skrzycki, miło mi poznać rodziców mojej niezastąpionej przyjaciółki – Po przywitaniu się z panią Palińską, uścisnął pewnie wyciągniętą dłoń Karola Palińskiego.
– Karol Paliński, a to moja piękna żona Karolina, my również cieszymy się, że możemy poznać legendarnego Mikołaja. Wiele o panu słyszeliśmy. Czasem nawet więcej, niż byśmy chcieli – pan Karol spojrzał na Mikiego podejrzliwie. Pierwszy raz widziałam Voldiego, który zgubił swoją pewność siebie, choć myślałam, że to niemożliwe. Być może, łysy, postawny mężczyzna faktycznie wzbudził w nim respekt większy, niż mi się wydawało.
– Kochanie – pani Karolina popatrzyła na męża pobłażliwie – wystarczy
– Spokojnie, wszystko w porządku – zapewnił Mikołaj. – Mam świadomość, że przeszłość się za mną ciągnie, ale proszę mi wierzyć – Wyprostował się i spojrzał Karolowi prosto w oczy. – przy Liliannie jestem zupełnie innym człowiekiem – Ujął moja dłoń i ucałował ją czule, nie spuszczając wzroku z ojca Zuzy. Czy ja,przed chwilą,mówiłam coś o utracie pewności siebie? Bredziłam. Obok mnie znów stał Mikołaj Skrzycki — młody, bezwzględny biznesmen.
– Niezwykle mnie to cieszy, bo nie wiem, czy wiesz, ale Lili jest dla nas jak córka i BARDZO bym nie chciał, żeby stała się jej krzywda – Obserwowałam, jak Voldi zacisnął szczęki i zużywał wszystkie pokłady cierpliwości, by nie wdać się w awanturę. Karol dotknął tematu, który wyzwalał w Mikołaju najbardziej nieprzewidywalne zachowania, a gdy dodamy do tego sugestię, że to właśnie Voldi mógł mnie skrzywdzić, mamy przepis na piękną katastrofę. Zacisnęłam mocniej swoją rękę na dłoni Mikołaja i gładziłam ją kojąco.
– O to proszę się nie martwić – odpowiedziałam i przytuliłam się do umięśnionego ramienia Skrzyckiego. – Mikołaj jest jak mój anioł stróż, przy nim czuję się bezpieczna, zapewniam – Uśmiechnęłam się do pana Karola i posłałam Zuzie błagalne spojrzenie. Wiedziałam, że tylko córeczka tatusia może opanować sytuację.
– Cóż, w takim razie, ostatnio słabo mu poszło – obrzucił mojego faceta wzrokiem pełnym złości. Mikołaj nabrał powietrza i już miał się odezwać, ale z odsieczą nadeszła Zuza.
Chwała Bogu!
– Tatkuu – zaszczebiotała Blondi – potrzebujesz tej głowy konia, którą mamy w lodówce? A może dać ci fotel i kota? Przepraszam cię, Mikołaj, ale tata czasem zapomina, że jest winiarzem, a nie polskim Vito Corleone – Poklepała ojca po ramieniu i roześmiała się radośnie, gdy patrzyliśmy na nią, jak na wariatkę – Paweł miał gorzej, prawda, kochanie? – krzyknęła do Komandosa, gdy ten zajmował się daniem głównym. Paweł, zajęty jagnięciną, za którą przejechałyśmy dziś pół Trójmiasta, pokiwał tylko głową i uniósł kciuk w górę, czym ostatecznie udowodnił, że pod pantoflem Zuzy jest mu całkiem wygodnie. Wszyscy roześmialiśmy się na ten gest i z ulgą zauważyłam, że Mikołaj już się nieco rozluźnił.
– No, więc – kontynuowała Zuza, nie dając dojść do głosu nikomu innemu – jak już skończyłeś ten cyrk, to przywitaj się z Mikołajem i Lili jak człowiek, a nie jak świrus.
– Przepraszam, córuś, czasem zapominam, że obie jesteście już dorosłe – Nachylił się i pocałował córkę w głowę – Wybacz mi, młody człowieku, mam nadzieję, że nie żywisz do mnie urazy i rozumiesz, że to wszystko z troski o moje dziewczyny – Mimo, że byłam zła na pana Palińskiego o aluzje, że jakoby to miała być wina Mikołaja, że ojciec mnie pobił, to jego słowa o trosce rozmiękczyły moje serce. Prawda była taka, że poza babcią, Palińscy byli moja jedyną rodziną.
– Oczywiście – Uśmiechnął się gorzko. – Zuza, masz może papierosa?
– Jasne, pójdę z tobą – Poklepała Skrzyckiego po ramieniu.
– Wybacz, ale wolałbym przez chwilę pobyć sam – Spojrzał na mnie i wyplątał dłoń z naszego uścisku.
– Daj spokój – prychnęła – taras mamy tak duży, że nawet mnie nie zauważysz. Lili, porywam twojego bodyguarda na dymka – oświadczyła i pociągnęła Voldiego za mankiet marynarki, nie zważając na jego protesty.
– Oczywiście – wymamrotałam. Dostrzegłam kątem oka, jak Zuza posłała mordercze spojrzenie ojcu, na co ten się skulił jak złapane na gorącym uczynku dziecko. Mógł sobie prowadzić sieć winiarni, mieć winnice rozsiane po całej Europie, ale gdy jego jedynaczka tupnęła nogą, Paliński stawał na rzęsach, by zrealizować jej życzenia i bardzo nie lubił jej zawodzić.
– Lilijko – pan Paliński odezwał się z zawstydzeniem – nie chciałem go urazić. Po prostu uważam, że nie powinien cię puszczać samej do paszczy lwa.|
– Nie wiedział – odparłam i ruszyłam w stronę ogromnego stołu z litego drewna, który stał na środku jadalni.
– Ale jak to? – zapytała pani Karolina, która wraz z mężem podążała moimi śladami.
– Nie powiedziałam mu – jęknęłam, wpatrując się w drzwi tarasowe. – W dodatku nie pozwoliłam go poinformować, że jestem w szpitalu, ani o tym że ojciec mnie pobił. Gdy się dowiedział, przyjechał do szpitala, namówił do wykonania wszystkich badań, a przede wszystkim nie odstępował mnie na krok, opiekując się mną dwadzieścia cztery godziny na dobę – Ból w moim sercu narastał, zrozumiałam, że wyrządziłam mu tym większą krzywdę, niż mi się wydawało.
–Lili – Pan Karol odburknął z rozczarowaniem – tyle raz prosiliśmy cię, żebyś była bardziej dpowiedzialna, a przede wszystkim rozważna. Proszenie o pomoc to nie wstyd. Nie chciałaś jechać z Mikołajem, mogłaś zadzwonić do mnie. Moi chłopcy z chęcią by się przejechali do domu Piotra.
– Karol – syknęła pani Palińska – nie możesz nasyłać swoich ochroniarzy na ojca Lili – Pogładziła mnie po obitym policzku. Niby siniaka nie było widać, ale byłam przekonana, że pani Karolina wie, że on tam jest.
– Ojca?! – żachnął się. – To zwykły skurwiel, a nie ojciec!
– I tu się z panem zgodzę – usłyszałam ukochany, męski głos za swoimi plecami.
– Młody człowieku – Paliński wyprostował się i spojrzał na Mikołaja – wybacz mi, proszę, moje nieodpowiednie zachowanie. Nie spodziewałem się, że Lili nadal jest tak uparta.
– W porządku, chcę, żeby pan wiedział, że gdybym mógł, cofnąłbym czas i nie dopuścił do tego. Nigdy, świadomie, nie pozwoliłbym, aby ktokolwiek skrzywdził Liliannę – Nachylił się nade mną i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który niezmiennie wywoływał u mnie falę ciepła i tysiące motyli w brzuchu.
– Cieszę się, że to mówisz i teraz gdy Lili wszystko nam wyjaśniła, także to dostrzegam.
– No – Mama Pawła wcisnęła się między nas. – To jak już wszystkie brudy zostały wyprane, to zapraszam do jedzenia. Wszystko stygnie, a goście na imprezę dla znajomych już tuż, tuż – Roześmiała się, zarażając nas swoim dobrym humorem. Nie chcąc się narażać pani Violetcie, wykonaliśmy jej polecenie bez zająknięcia.
– W porządku? – szepnęłam do Voldiego, gdy tylko zajął miejsce obok mnie.
– Tak – Skinął głową i wsunął lewą dłoń pod materiał sukienki, układając ją na moim kolanie – kocham cię, skarbie – mruknął i złożył szybki pocałunek na moich ustach.
– Ja ciebie bardziej – odpowiedziałam, odwzajemniając pocałunek
– No – odezwała się pani Konarska – dobrze, że w rodzinie będzie Event Manager, bo tu się nam chyba drugi ślub szykuje.
– Mamo – krzyknął Paweł – proszę cię!
Czułam, że moje policzki zapłonęły żywym ogniem. Gdyby nie ten cholernie drogi podkład, z pewnością byłabym już bordowa.
– Spokojnie, Viola – Mikołaj odpowiedział, nie tracąc rezonu – najpierw mamy inny ślub do odhaczenia – Popatrzył wymownie na naszych przyjaciół i włożył do ust kawałek soczystej jagnięciny, która, swoja drogą, była obłędna. Gdy spróbowałam pierwszego kęsa, mruknęłam z zadowoleniem i postanowiłam włączyć się do dyskusji.
– No właśnie – Klasnęłam w dłonie – jak idą przygotowania? Czy jest coś, w czym możemy wam pomóc?
– Właściwie, to tak – O dziwo, to Pan Młody odezwał się pierwszy – może moglibyście w poniedziałek pojechać obejrzeć z nami salę?
– Jasne, czemu nie – Mikołaj potwierdził z uśmiechem na twarzy. – A gdzie? Tu, czy w Gdańsku? A może Sopot?
– Właśnie w Sopocie, niedaleko molo. Zuza bardzo chciała tu, w Gdyni. W takim klubie... jak on się nazywał, kotuś? – Uniosłam spanikowane oczy na Zuzę, zaklinając rzeczywistość.
Proszę, nie Latina, proszę, nie Latina.
– Co za różnica i tak nie organizują tam wesel – Odetchnęłam z ulgą, gdy moja przyjaciółka puściła mi oczko.
– No właśnie, byłem tam później, zaoferowałem im nawet wyższą cenę, ale byli nieugięci – westchnął smutno. – A widziałem, jak bardzo Zuza była oczarowana tym miejscem, zwłaszcza, że chcieliśmy przyjęcie w stylu latino.
– Latino? – odezwała się pani Viola. – To pewnie Latina! Byłam tam wczoraj z koleżankami!
– Tak! Dokładnie – krzyknął podekscytowany Paweł, po czym się zreflektował, co tak naprawdę usłyszał – Mamo, co ty robiłaś w takim miejscu?
– Miałam spotkanie kółka różańcowego – Parsknęła śmiechem, a my razem z nią. – Synu, ja mam czterdzieści osiem lat, a nie dziewięćdziesiąt osiem – Pokręciła głową z dezaprobatą.
– Słuchajcie! – Mikołaj w mig podłapał temat. – Mój prawnik jest współwłaścicielem Latiny, załatwię z nim lokal na wyłączność!
Gdy usłyszałam te rewelacje, poczułam, że kawałek jagnięciny więźnie mi w gardle. Zaczęłam niekontrolowanie kaszleć, próbując nie umrzeć na parapetówce przyjaciół. Chwyciłam za kieliszek Mikołaja i opróżniłam go jednym haustem. Zdecydowanie czerwone Chateau Cheval Blanc nadawało się lepiej do zapicia tych nowin, niż woda z cytryną z mojego kieliszka.
– Wszystko w porządku? – Poczułam na sobie zmartwiony wzrok Mikołaja i wszystkich innych zebranych przy stole.
– Tak, wpadło w złą dziurkę – wyharczałam, szukając wzrokiem Zuzy. Przyglądała mi się z przerażeniem, jednak przez chwilę w jej oczach dostrzegłam ekscytację i zrozumiałam, że to naprawdę jej wymarzone miejsce na wesele.
– Nie, nie ma takiej potrzeby, ta sala w Sopocie też jest świetna – odezwała się moja Blondi.
O nie, nie tym razem, nie poświęcisz tego dla mnie, pomyślałam.
– Zuś, – Postanowiłam w końcu zabrać głos, który jeszcze nie wrócił w pełni do swojej poprzedniej wersji – skoro Miki ma taką możliwość, to czemu nie? – Posłałam jej uspokajający uśmiech.
– Naprawdę?! – zapytała z zachwytem. Mogła oszukiwać siebie i wszystkich dookoła, ale ja wiedziałam, ile to dla niej znaczy.
– Oczywiście – Przytaknęliśmy oboje.
Wiedziałam, że prędzej czy później, będę musiała porozmawiać z Mikołajem na temat mojego jednorazowego spotkania z Filipem. Dlatego, tym bardziej, nie mogłam dopuścić, żeby przez jednonocną przygodę moja najlepsza przyjaciółka zrezygnowała ze swojego marzenia.
Lilianny, która by się na to zgodziła, już nie ma i niech tak zostanie.
Reszta kolacji upłynęła w naprawdę miłej i rodzinnej atmosferze. Wspominaliśmy anegdoty z dzieciństwa i rozmawialiśmy o planach na przyszłość, zajadając się nieziemskim sernikiem baskijskim z polewą pistacjową, który upiekła pani Karolina. Ojciec Zuzy i Mikołaj nawiązali kolejną nić porozumienia, gdy pan Paliński dowiedział się, że to dla Mikołaja jego córka organizowała szampana i że to on wcisnął ją do tanich linii lotniczych. Niemal popłakał się ze śmiechu, opowiadając o tym, jak odbierał ją z lotniska w Paryżu. Jednocześnie przyznał, że to było nielada wyzwanie, nawet dla niego.
Było tak spokojnie, ciepło i radośnie... Czyli tak, jak powinno być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro