33. Nowe szaty cesarzowej
Wszystko zmienia się nagle
Trzymam skarby przy boku i chronię przed nimi [...]
Kiedyś tańczyłem z diabłem, dziś sypiam z bogini
Nie leci na image ani Lamborghini
Zna każde moje znamię zabliźnione po ranach
I patrzymy przez ramię, bo już nic nie zasłania nam
— Quebonafide, Bogini
Gdy tylko Mikołaj zniknął za drzwiami łazienki zabrałam się za przygotowania do dzisiejszego wyjścia. Skupiłam się całkowicie na przyziemnych sprawach, w przeciwnym razie chyba bym zwariowała. Mój mózg działał na najwyższych obrotach, analizując zaistniałą sytuację w zapętleniu, od nowa i od nowa.
Usiadłam przy toaletce i próbowałam wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu, jednak bez większych efektów. Zastanawiałam się, dlaczego Sergiusz tak bardzo mnie nienawidzi i o co chodzi w całej tej chorej układance. Obawiałam się także, jak długo będziemy w stanie wytrzymać ciągłe bombardowanie naszego związku.
Nasilający się ból żeber wcale nie poprawiał sprawy. Wyciągnęłam z torebki saszetkę ze środkiem przeciwbólowym i rozpuściłam go w szklance z wodą. Wypiłam zawiesinę duszkiem, a końcówką wody z butelki popiłam leki przepisane przez psychiatrę. Schowałam opakowania z powrotem na miejsce, tak by Mikołaj nie zorientował się, że podwoiłam dziś przepisaną przez niego dawkę medykamentów uśmierzających ból.
Dobra Lili, do roboty. Nie możesz przecież zawieść przyjaciółki.
Nałożyłam bazę pod makijaż i czekając aż się wchłonie zaczęłam prostować włosy. Samo to zajeło mi około czterdziestu minut. Kiedy po tym czasie Skrzycki nie tupał nade mną pospieszająco, zrozumiałam, że to zapowiedziane pół godziny faktycznie było żartem.
Użyłam nowego podkładu z Diora, który kosztował mnie zawrotne siedemset czterdzieści dziewięć złotych i godzinę straconą w Sephorze. Jednak, jak się właśnie okazało, było warto. Po siniakach na twarzy nie było śladu.
Z racji tego, że najpierw czekała nas kolacja z najbliższymi naszych przyjaciół postawiłam na lekki makijaż, jednak ze strojem postanowiłam nieco zaszaleć.
Wiedziałam, że Zuza zabiłaby mnie, gdybym pojawiła się w jednej z sieciówkowych kreacji i natychmiast wcisnęłaby mnie w jedną ze swoich sukienek, dlatego postawiłam na coś, co uszyłam sama. Nie zamierzałam ukrywać, że brak kontaktu fizycznego z Voldim zaczął mi doskwierać, dlatego sukienka, którą wybrałam miała działać także na jego zmysły i zmotywować go do aktywności fizycznych innych, niż bieganie. Chciałam kusić i zadawać szyku jednocześnie.
Gorsetowa góra zamszowej sukienki przylegała do mnie niczym druga skóra jednocześnie usztywniając korpus, co miało wesprzeć obolały tułów. Dekolt w kształcie litery V , głęboki, ale nie wulgarny. Dolną część sukienki uszyłam idealnie, miała wszystko, czego potrzebowałam na wieczór. Opinała biodra oraz uda i była wystarczająco krótka. Drapieżnego charakteru nadawało wysokie rozcięcie biegnące po lewej stronie, aż do połowy uda, które odsłaniało nogę przy każdym kroku. Tył sukienki był, o ile to możliwe, jeszcze bardziej prowokacyjny, odkrywał całe plecy ukazując nagą skórę. Ozdobiony był cienkimi, krzyżującymi się paskami z połyskującej satyny, które przyciągały wzrok i dodawały całości eleganckiego sznytu.
Wsunęłam stopy w srebrne sandałki na wysokiej szpilce, przyglądając się starannie wykonanym paskom. Buty wspaniale rozświetliły kreację, podobnie jak bransoletka z literką M i kolia, które dostałam od Mikołaja.
Przeszłam do salonu, by przejrzeć się w lustrze i efekt, który uzyskałam naprawdę mnie zadowalał.
Usłyszałam za sobą dobrze znane mi kroki. Mikołaj zatrzymał się tak blisko, że niemal poczułam ciepło jego ciała. Gdy odwróciłam się do ukochanego, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego spojrzenie — pełne sprzecznych emocji: gniewu pomieszanego z pożądaniem, a może nawet zazdrość?
– Nigdzie tak nie pójdziesz, Lili – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się na chwilę na głębokim dekolcie i rozcięciu sukienki. Zacisnął szczęki, a jego dłonie mimowolnie zwinęły się w pięści.
– Przepraszam, – odparłam na pozór niewinnie – od kiedy to ty decydujesz o tym, w co mogę się ubierać?
– Od momentu, w którym postanowiłaś, że każdy facet na tej imprezie będzie się ślinił na twój widok, Lilianno – wycedził. Jego głos stał się mroczy i nieco zachrypnięty. Voldi mógł stwarzać pozory opanowanego, jednak znałam go wystarczająco długo, by wiedzieć, że w środku się gotuje.
– Nawet ojciec Zuzy? – rzuciłam zaczepnie.
– Lili, nie przeciągaj struny – Ostrzegł mnie.
– Ja? – prychnęłam.
– Tak, ty – syknął. – Przebierz się – polecił.
– Nie ma mowy – odparłam stanowczo. – To tylko sukienka!
– Tylko sukienka? – powtórzył zagryzając wargę.
– Tak – odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie. Jednak jego postawa i bliskość sprawiały, że straciłam zdolność logicznego myślenia. Fakt, że stał przede mną w czarnej, obcisłej koszuli i beżowym lnianym garniturze, pachnący tak, że moje zmysły wywijały fikołki, wcale nie poprawiał sytuacji.
– Lilianno, zapewniam cię, że to nie jest "tylko sukienka", ale przecież ty doskonale o tym wiesz. Wiesz, co robisz ze mną i jak działasz na innych mężczyzn. Wyglądasz obłędnie – dodał. Po czym zmniejszył i tak niewielki dystans między nami i wyszeptał mi wprost do ucha: Jesteś tylko moja i nie zamierzam się dzielić tym widokiem z nikim innym, rozumiesz, skarbie?
Ominęłam go i odsunęłam się kilka kroków, by odzyskać rezon.
– Spóźnimy się – odrzekłam, wiedząc że Skrzycki nienawidzi spóźnialstwa. – Idę do auta, jeśli nie będzie cię w garażu za pięć minut, to pojadę sama – Chwyciłam torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia, nadal oczarowana jego słowami.
Całe szczęście leki przeciwbólowe zaczęły działać i każdy krok, w tych cholernie wysokich szpilkach, bolał coraz mniej. Chcesz być piękna, cierp.
Chwilę później siedziałam na fotelu pasażera, obserwując Mikołaja, który pakował jeszcze swoją sportową torbę na tylne siedzenia Mercedesa.
– Co tam masz? – wskazałam głową na tobołek, gdy tylko Voldi zajął miejsce za kierownicą.
– To, co zazwyczaj posiada się w torbie sportowej, Lilianno. Umówiłem się z Pawłem na trening jutro rano. – odpowiedział, nie spoglądając nawet w moją stronę. – Hej, Mercedes – zwrócił się do wirtualnej asystentki:
– Słucham? – odpowiedział damski głos.
– Prowadź do: Bernardowska, Gdynia
– Prowadzę. Oczekiwany czas dojazdu osiemnasta czterdzieści trzy.
– Skończyłeś już rozmawiać z ulubioną kobietą w tym aucie? – prychnęłam, nieco rozbawiona jego dziecinnym zachowaniem.
– Mhm – burknął. Niecierpliwie bębnił palcami o kierownicę, czekając aż szlaban się podniesie.
– Mikołaaaj, proszę – mruknęłam zalotnie, celowo przeciągając jego imię. Jednak Voldi był stanowczy i nieugięty, dlatego położyłam dłoń na jego udzie, delikatnie muskając palcami materiał spodni.
– Ja też prosiłem – warknął. – I co mi to dało? – Zacisnął usta w wąską linię i uporczywie wpatrywał się w drogę. Przemykał sprawnie między zakorkowanymi ulicami Gdańska, by jak najszybciej dostać się do obwodnicy.
– Gdybym wiedziała, że uszyta przeze mnie sukienka tak bardzo ci się nie spodoba, to założyłabym jakąś szmatę z sieciówki – wymamrotałam. Miałam świadomość, że wcale nie chodziło mu o sukienkę, tylko o moje nieposłuszeństwo, ale na litość boską, nie dajmy się zwariować.
– Lilka, do cholery – wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja zrozumiałam, jak bardzo mam przesrane. Voldi, bardzo rzadko odzywał się do mnie per Lilka. I zazwyczaj tylko wtedy, gdy był porządnie wkurwiony. Poprawiłam się na fotelu i przygotowując się na kazanie, założyłam nogę na nogę. Mikołaj oderwał wzrok od jezdni i łypnął okiem na rozcięcie odsłaniające jeszcze więcej uda. – Kochanie, – westchnął, układając dłoń na mojej nodze – ta sukienka jest fenomenalna, ale wolałbym zabrać cię w niej na randkę, niż na imprezę pełną mężczyzn. W dodatku twoje buty wcale nie poprawiają sytuacji. Wczoraj ci odpuściłem, bo nie chciałem robić scen przy ludziach, ale ty to po raz kolejny wykorzystałaś – Bardzo chciałam skupić się na słowach Voldiego, ale jego dłoń, wędrująca po mojej nodze w tę i z powrotem, wcale tego nie ułatwiała.
– Ale co znowu wykorzystałam? – oburzyłam się. – Przecież do tej pory nie przeszkadzało ci, że chodzę w szpilkach. Ba! – wykrzyknęłam. – Wręcz miałeś hopla na ich punkcie.
– I co? Naprawdę nie wiesz, co mogło wpłynąć na tę zmianę?! – zakpił. Oczywiście, że wiedziałam, ale nie zamierzałam mu dać tej satysfakcji. Dlatego ucięłam dyskusję i wkleiłam wzrok w szybę, podziwiając widoki, przy okazji strącając dłoń Skrzyckiego z mojej nogi. – Och, no tak, zrobiło się niewygodnie, więc przestajemy rozmawiać, tak? – fuknął. – W dodatku zamierzasz mnie ukarać swim fochem, oj Lili, Lili – chwycił moją dłoń i przyłożył ją do swoich ust, składając na niej lekki jak piórko pocałunek.
– Nie, po prostu, skoro mój strój jest nieadekwatny do okazji, to dlaczego masz wykorzystywać jego walory? – prychnęłam, wyszarpując dłoń z jego uścisku – Trzeba było kupić mi majtki z golfem – Na jego twarzy zaczął malować się leniwy, szelmowski i seksowny jak diabli uśmiech.
– Rozważę to – Zaśmiał się, jednak sekundę później znów stał się poważny. Gdy zrozumiał, że nie zamierzam podjąć tematu, odezwał się ponownie:
– Lili, – westchnął, skręcając do podziemnego garażu w apartamentowcu naszych przyjaciół – szpilki naprawdę nie pomagają w rekonwalescencji. Pomijając moją zazdrość, bo to oczywiste, że zielenieję za każdym razem, gdy jakiś facet zawiesi na tobie wzrok na dłużej, niż powinien, to po prostu się o ciebie troszczę. Powinnaś odpoczywać, nabierać siły, zwolnić tempo, a ty je wręcz podkręciłaś i to podwójnie. Zrozum, że nie jestem twoim wrogiem, ani tym bardziej psychopatą. Nie zamierzam trzymać cię w złotej klatce. Jestem dumny, że mam u swego boku piękną i inteligentną, choć nieco narwaną kobietę. Jednak chciałbym się tobą cieszyć jak najdłużej, a jeśli o ciebie nie zadbam, a przede wszystkim jeśli ty o siebie nie zadbasz, nie będzie nam to dane – Uśmiechnął się serdecznie i po zaparkowaniu auta czule mnie pocałował.
Chryste, skaranie boskie z tym Skrzyckim. Weź lekarza mówili…
– Okej – westchnęłam teatralnie – od jutra tylko trampki, majtki z golfem i spódnice do kostek – Mikołaj przewrócił oczami i wysiadł z auta, nie komentując moich słów.
– Poczekaj, otworzę ci drzwi – polecił.
Kiwnęłam głową, bo przecież to żadna nowość, że Voldi w poprzednim wcieleniu na pewno był odźwiernym. Jednak, gdy do moich uszu dotarł dźwięk automatycznego zamka, spojrzałam przez szybę zaskoczona. Tuż obok moich drzwi, po drugiej stronie auta stanął Mikołaj, nonszalancko oparł się o Mercedesa i od czasu do czasu spoglądał w moją stronę obserwując jak szarpię się z klamką.
– Mikołaj, – wrzasnęłam – wypuść mnie! – Skrzycki nachyli się nad oknem i udawał, że nie słyszy.
– Przebierz się, wtedy cię wypuszczę. — Wyszczerzył szereg białych zębów.
–Och, przysięgam ci, że jak tylko stąd wysiądę, będziesz musiał nauczyć się żuć gumę palcami! – odgrażałam się, jednak on nic sobie z tego nie robił. – Zuza mnie wypuści i nici z twojego planu! – Wydarłam się i wystawiłam mu język. Voldi pomachał mi przed oczami należącą do mnie kopertówką od Valentino, w której spokojnie spoczywał telefon i również wystawił język w moją stronę.
Przez chwilę rozważałam wciśnięcie przycisku “SOS”, ale przypomniałam sobie, że nie powiadamia on właściciela, tylko służby ratunkowe, a mimo wszystko nic mi realnie nie zagrażało.
– Ty przebrzydły skunksie! – wrzasnęłam. – Oddawaj mój telefon! – darłam się jak opętana, jednak Mikołaj rozłożył ręce na boki i pomachał przecząco głową. – I ty mówisz, że nie jesteś psychopatą?! – prychnęłam. To, że zabrał moją torebkę, nie wzbudziło we mnie żadnych podejrzeń, wielokrotnie tak robił i podawał mi ją dopiero wtedy, gdy wysiadłam z auta.
– Lilianno, wystarczy, że się przebierzesz w rzeczy, które są w mojej torbie – Machnął głową w kierunku tylnych siedzeń. Spojrzałam w stronę torby i poczułam jak wściekłość buzuje w moich żyłach.
– Zaplanowałeś to! Ty oszuście! Wypuść mnie – darłam się jak opętana. Jednak pierdolony Voldi nic sobie z tego nie robił.
– Zuza nie będzie zadowolona, jeżeli się spóźnimy. O, zobacz, już napisała – Przystawił telefon do szyby, tak, bym mogła przeczytać wiadomość od przyjaciółki.
@oh_palinska: Skrzycki! Gdzie jesteś ty, moja przyjaciółka i przede wszystkim Mercedes?! Próbuję go namierzyć, ale GPS zwariował i pokazuje, że auto jest w garażu. Wszystko w porządku? Lili nie odbiera. Zaraz zacznę obgryzać paznokcie ze stresu, a tego byście nie chcieli, bo są nowe!
Wystawiłam środkowy palec w stronę swojego faceta, kiedy na ekranie jego telefonu pojawiła się kolejna wiadomość, tym razem od Pawła.
@konarski_is_here: Stary, gdzie wy kurwa jesteście?! Zuza zaraz zacznie brać zakładników. A wszyscy już są, oprócz Was. Błagam, pośpieszcie się!
Przewróciłam oczami, uznając tym samym swoją porażkę. Wyciągnęłam rzeczy z torby i zamarłam. Mikołaj wybrał sukienkę, którą zgarnęłam z domu na chłodne nadmorskie wieczory. Mówiąc o majtkach z golfem nie spodziewałam się, że spędzę dzisiejszą imprezę w białej sukience z kołnierzem wokół szyi, kupionej na Zalando i w dodatku sięgającej do kostek,. Co z tego, że miała rozcięcie na boku, skoro jej materiał był tak ciężki i lejący, że praktycznie wcale nie pracował. Jednak gdy wyjęłam buty, miałam ochotę się rozpłakać, roześmiać, albo wszystko naraz. Klapki, co prawda od Versace, ale nadal, kurwa, klapki.
– Nienawidzę cię – jęknęłam na tyle głośno, by wyraźnie mnie usłyszał. – Zuza mnie zabije, a właściwie to ciebie! To przez ciebie będę wyglądała jak uboga krewna! – Darłam się, zmieniając kreację, na pospolitą kieckę.
– Prosiłem, żebyś się przebrała, ale nie chciałaś skorzystać – Posłał mi buziaka przez szybę.
– W dupę sobie wsadź te całuski! – wrzasnęłam wściekle.
– A teraz uchylę okno, wyrzucisz przez nie buty i podasz mi sukienkę, żeby się nie zniszczyła – wyrecytował, po czym mruknął, gdy szyba się uchyliła: – Sam to zrobię, gdy ją z ciebie zerwę.
– Niedoczekanie twoje! – prychnęłam, spełniając jego polecenie.
– Grzeczna dziewczynka – odpowiedział, zwalniając blokadę w aucie.
– Otwieraj te drzwi i lepiej uciekaj, ile sił w nogach – warknęłam. Mikołaj posłusznie otworzył drzwi i podał mi torebkę, szczęśliwie nie dostrzegając tego, co ukryłam w kieszeni sukienki.
Kiedy opuściliśmy windę, zatrzymałam się przed drzwiami i sięgnęłam do kieszeni, zanim Mikołaj zdążył nacisnąć dzwonek.
– Masz – rzuciłam w niego majtkami i natychmiast nacisnęłam przycisk, by nie zdążył wytaszczyć mnie z powrotem do auta. Jego wyraz twarzy był wart wszystkich pieniędzy świata. Voldi poczerwieniał ze złości, a na jego idealnej buzi pojawiła się poprzeczna zmarszczka. – No co tak na mnie patrzysz – Zatrzepotałam uroczo rzęsami. – Są czarne, prześwitywałyby przez biały materiał, a wtedy na pewno wszyscy by się gapili – Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka.
Jeden– jeden, panie Skrzycki, a to jeszcze nie koniec – Pomyślałam, witając się z przyjaciółką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro