31. Serce skute lodem
Zimne dni i górski wiatr
I deszcz podszyty chłodem
Zrodziły mroźnych piekieł moc
I to serce skute lodem
Niech każdy co tchu
Taflę tnie
Tutaj miłość, tutaj gniew
Piękno tkwi w przejrzystej krze
Ciosaj aż po spód
Niech pęka serca lód
— Serce skute lodem, "Kraina Lodu"
Lilianna
– Halo! Śpiąca królewno, mam dzwonić po księcia, by wrócił i obudził cię pocałunkiem prawdziwej miłości? – Otworzyłam oczy i dostrzegłam nad sobą roześmianą twarz przyjaciółki.
– A będzie całował mnie czy Wenerę? – jęknęłam zakrywając ręką oczy.
– Boże. Lils – Zuza westchnęła i odciągnęła moje ramię od oczu – spójrz na mnie – Nie zamierzałam jednak podnosić powiek, bo nawiązanie z nią kontaktu wzrokowego oznaczało szereg logicznych argumentów przemawiających na korzyść Mikołaja, a na to autentycznie nie miałam ochoty. – No już – ponagliła – pokaż mi te swoje piękne, zielone ślepia – Spojrzałam na nią niechętnie w oczekiwaniu na kazanie.
– Naprawdę uważasz, że rozmawianie o nim, gdy siedzi za ścianą to dobry pomysł? – prychnęłam, licząc, że uda mi się odwlec w czasie tę pogadankę.
– Przecież Mikołaj wyszedł ponad godzinę temu, naprawdę nie słyszałaś? Poza tym mogłabym cię tu zamordować i nikt by nie usłyszał. Ściany są dźwiękoszczelne.
– Jak to wyszedł? Tak bez pożegnania? – Skrzywiłam się, zawiedziona postawą mojego faceta.
– Spałaś jak kamień. Nic dziwnego. Poza tym wpadł jak po ogień, zabrał mi Mercedesa, zostawił kluczyki od Range Rovera i wyleciał jak poparzony.
– Stało się coś? – Napięłam się cała, ignorując przeszywający ból. Mogłam być wściekła i zawiedziona, ale to nie zmieniało moich uczuć względem Voldiego.
– Dostał wezwanie na audiencję od Julii, wyluzuj – Zuza spojrzała na mnie ze zmartwieniem. Jakby obawiała się, że za chwilę umrę, albo się rozpadnę, a przecież to tylko kilka siniaków.
– To wy wyluzujcie, patrzycie na mnie jak na ofiarę… Nic mi nie jest. Nie musicie mnie owijać w folię bąbelkową. Serio. Muszę pogadać z Aurorą – zerwałam się z łóżka i ruszyłam do drzwi.
– Ej, ej, ej – Zuza złapała mnie za barki – oddychaj. Nie ma jej. Wyszła razem z Mikołajem.
– Aha, czyli ją można było zabrać, a mnie nie raczył nawet poinformować. Cudownie – wymamrotałam.
– Ty się chyba musisz napić kawy, bo nie myślisz logicznie. Opanuj się, Lils. Serio. Przespałaś cały pierdolnik, jaki się tu dzisiaj dział, bo nie możesz zasnąć bez silnych leków przeciwbólowych, które zagryzasz tymi na uspokojenie. Myślisz, że nie widziałam tego zestawu małego lekomana u ciebie w torebce? Kto ci to przepisał? Mikołaj wie? – Bombardowała mnie gradem pytań.
– Jaki pierdolnik? O czym ty mówisz? – Chciałam przemilczeć resztę pytań, ale wzrok Zuzy dawał jednoznacznie do zrozumienia, że moja przyjaciółka nie zamierza odpuścić tematu leków, dlatego westchnęłam ciężko i odpowiedziałam. – Te przeciwbólowe dostałam przy wypisie ze szpitala, a uspokajające od psychiatry – przyznałam ze wstydem. – Poprosiłam Mikołaja by znalazł kogoś, kto mi pomoże. Ponoć mam objawy PTSD. Tak moja droga, z jednego bagna w drugie. Fajnie, co? – ironizowałam.
– Chryste Lili! Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest aż tak źle – Zuza przyciągnęła mnie do siebie i czule przytuliła. – Powiedziałaś lekarzowi, że bierzesz silne leki przeciwbólowe, prawda?
– Zuś, – odsunęłam się od dziewczyny i założyłam jej pukiel włosów za ucho – w moim przypadku to tylko tak strasznie brzmi. To nie jest aż tak rozwinięte stadium zaburzenia, jak na przykład u policjantów czy żołnierzy, którzy wrócili z misji. Farmakologia i terapia, którą mam rozpocząć po powrocie do Warszawy, postawią mnie na nogi – Uśmiechnęłam się do Zuzy, chcąc ją nieco podnieść na duchu. – A co do tego, czy powiedziałam lekarzowi o lekach przeciwbólowych, to zapytam tylko: a miałam inne wyjście? – Parsknęłam śmiechem na wspomnienie Mikołaja, który przez dwie godziny wpatrywał się w ulotkę – Pan „control freak” i tak przestudiował ulotkę wzdłuż i wszerz jedyne pięć razy.
– Cieszę się, że nie musisz sama przez to przechodzić. To potwornie niesprawiedliwe, że w ciągu ostatniego roku tyle na ciebie spadło, ale wiem, że Mikołaj jest ogromnym wsparciem. To widać Lili. Odżyłaś przy nim. Kiedyś zamknęłabyś się w czterech ścianach i płakałabyś do butelki wina albo zatracałabyś się w innych używkach, nieustannie balansując na granicy życia i śmierci, a teraz stawiasz czoła problemom. Nie uciekasz przed nimi.
Wczoraj przy Wenerze to udowodniłaś. Byłam z ciebie taka dumna, dlatego nie rozumiem skąd to dzisiejsze zwątpienie, przecież Mikołaj zachował się wręcz książkowo.
– Ja… – wzięłam głęboki oddech, by zastanowić się, o co tak naprawdę mi chodziło. – Nie zwątpiłam w niego, tylko w siebie, Zuza. Szukam wymówki, by nie myśleć o Filipie. O tym, że gość, z którym się przespałam, będzie ściśle współpracował z mężczyzną, którego kocham.
– Och, – Zuza przygryzła wargę i spojrzała na mnie, tak że jej niebieskie oczy przeszywały mnie na wylot – a więc to o Filipa chodzi. Mogłam się domyślić, ale spójrz na to racjonalnie, przecież ty i Mikołaj nie mogliście wtedy przebywać nawet w jednym pomieszczeniu, bo kończyło się to karczemną awanturą, pożogą albo innym kataklizmem, przecież nikt nie oczekiwał od ciebie, że będziesz żyła w celibacie. Lili, litości.
– Zuś, wiem, ale mam wrażenie, że na każdym kroku czai się ktoś lub coś, co może nam zaszkodzić. Albo zaczynam mieć paranoję, albo naprawdę to nie jest zbieg okoliczności. Sama zobacz, odkąd zaczęliśmy być razem pojawił się Sergiusz i jego rewelacyjne oferty, później Aurora, która w jakże subtelny sposób dawała do zrozumienia Mikołajowi, że łączy mnie coś z Nikodemem. Nawet mój ojciec, który w napadzie szału wrzeszczał, że sypiam z wrogiem. Nikodem, któremu nagle odwaliło i pomyliły mu się rude dziewczyny, a teraz jeszcze Wenera i Filip – Wyrzuciłam z siebie wszystko, co wczorajszej nocy i dzisiejszego poranka kotłowało mi się w głowie.
– Lili, ja wiem, że sporo tego w ostatnim czasie, ale po prostu to jakiś cholerny zbieg okoliczności. Przynajmniej taką mam nadzieję. Tylko proszę, nie kłóćcie się. Nie róbcie sobie tego.
– Nie zamierzam mu robić awantury o Wenerę, bo zachował się idealnie, plus pomaga jej bratu, więc musiałabym być skończoną idiotką, żeby się czepiać o to, że lekarz leczy i w dodatku działa w fundacji. Moje serce jeszcze w całości nie jest skute lodem, Blondi. Natomiast to, że zabrał do hotelu nie tę rudą, co trzeba, to już inna sprawa – Wyszczerzyłam się do przyjaciółki, ruszając w stronę jej garderoby.
– Ej! Poczekaj! Dokąd to?! – krzyknęła i wpadła za mną do szafy. – Jak daleko muszę się od ciebie wyprowadzić, żebyś przestała kraść mi ubrania?
– Na tyle, żebyś przestała wynosić moje buty – wskazałam na beżowe loafersy na platformie od Stelli McCartney, które pożyczyła rzekomo na jeden wieczór, w kwietniu.
– Dobra, – westchnęła – że tak powiem: częstuj się, a ja w tym czasie opowiem ci, co stało się rano i dlaczego Aurora pojechała z Mikołajem – Zuza rozsiadła się wygodnie na puchatym dywanie i niczym cerber pilnujący wrót Hadesu sprawdzała, czy przypadkiem nie zabieram jednej z jej ulubionych rzeczy.
– Zatem? – Spojrzałam na nią kątem oka, jednocześnie przeglądając się w lustrze, przytrzymując przy biodrach czarną plisowaną spódniczkę od Maisona Margieli.
– Mikołaj, po tym jak zabrał mi Mercedesa – Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie wtrąciła.
– Biedny Miecio, mam nadzieję, że będzie się z nim obchodził lepiej niż z Audi. Dlaczego w ogóle zabrał ci auto? No i gdzie jest Range Rover?
– Chryste, Lili – jęknęła Zuza – po kolei. Ty się szykuj, a ja będę opowiadać. Pytania później, okej? I nie nazywaj mojego auta Mieciem, błagam.
– Jasne – przytaknęłam, choć obydwie wiedziałyśmy, że to raczej mało realne. Tak czy inaczej będę się wtrącać, a Miecio zawsze będzie Mieciem, czy jej się to podoba czy nie.
– Mikołaj wczoraj przyjechał uberem, nie był pijany, ale lekko wstawiony, więc podejrzewam, że Range jest dalej na hotelowym parkingu. Wczoraj, gdy usnęłyście, ja na niego czekałam. Pogadaliśmy chwilę i poszliśmy spać. Dziś rano Paweł wyciągnął go na jogging, chociaz podejrzewam, że też na męską rozmowę, bo jego zegarek wskazywał piętnaście kilometrów, a taki dystans to pan komandos pokonuje w pięćdziesiąt minut, a nie było ich przeszło dwie godziny.
– No tak – Zuza spiorunowała mnie wzrokiem, bo znowu się wtrąciłam.
– Wyszli około siódmej. Byli tak dyskretni, że nieboszczyka by obudzili, ale nie zakodowałam już godziny powrotu – Zuza zerknęła na telefon i sprawdzając coś zawzięcie, dodała:
– O dziewiatej pięćdziesiąt Miki uruchomił Mercedesa, więc wrócili około dziewiątej dwadzieścia. Znaczy Mikołaj wrócił, bo Paweł poszedł jeszcze po śniadanie, którego nie zdążymy zjeść, jeśli się nie pospieszysz.
– Nieważne - Machnełam dłonią. – do brzegu Zuś.
– Tak, już - zreflektowała się – tak jak wspominałam, Julia wezwała do siebie Mikołaja. Pożyczył ode mnie auto, bo na ubera musiałby długo czekać i wyjeżdżając z budynku wpadł na nikogo innego, jak na Nikodema.
- Co?! – Wlepiłam w nią wzrok, zostawiając wszystko co do tej pory robiłam. – Proszę powiedz, że nie pobili się trzeci raz w ciągu kilku dni – Zacisnęłam kciuki, prosząc również w myślach, żeby Skrzyccy faktycznie nie złapali się za łby.
– Nie, na szczęście Paweł wracał akurat ze sklepu, więc dopilnował sytuacji, ale nawet gdyby go tam nie było, to raczej Niki nic by Mikołajowi nie zrobił. Nasz Nikoś wlał w siebie tyle alkoholu, że ledwo trzymał się na nogach. Paweł mówił, że słyszał, jak ktoś krzyczy, ale nie spodziewał się, że to pijany Nikodem wykrzykuje imię “Aurora” siedząc na środku wjazdu do garażu podziemnego. Nikodem nie chciał się przesunąć i uniemożliwiał Mikołajowi wyjazd, a gdy Paweł chciał go przesunąć, ten głąb wierzgał jak wściekły, drąc się, że bez Aurory się nie ruszy, dlatego Mikołaj zadzwonił po nią, by zeszła na dół. W międzyczasie, do Mikołaja zadzwoniła Julia, że nie może się dodzwonić do Nikodema i że odchodzi od zmysłów, dlatego starszy, wzorowy syn zadeklarował się, że przyciągnie do hotelu młodszego. Gdy Ginger usłyszała, że mieliby sami przebywać w jednym aucie, w dodatku w moim, kategorycznie się temu sprzeciwiła i postanowiła jechać z nimi.
– No tak, bo przecież Auri, w razie czego, rozdzieli dwóch rosłych facetów – rzuciłam z ironią i chwyciłam za telefon by wystukać wiadomość do Voldiego.
Ja: Wybaczę Ci nawet, że pomyliłeś rude i zabrałeś do hotelu nie tę co trzeba, tylko daj proszę znać jak minęło rodzinne spotkanie. Nie wdawaj się w dyskusje z Nikodemem, ani tym bardziej z ojcem. Błagam. Powinnam wrócić koło siedemnastej, to może jeszcze przed wyjściem na parapetówkę uda nam się coś zjeść.
PS. Kocham Cię, Voldi.
Mikołaj
Po scenie, jaką odwalił mój brat, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Cyrk na kółkach. Wiem, że nie jestem wzorem cnót, ale nadal lepiej zasnąć na przystanku i zarzygać kwiatki w hotelu, niż robić awanturę w sobotę o dziewiątej rano, na osiedlu, na które dopiero co wprowadzili się nasi przyjaciele.
– Co my teraz z nim zrobimy? – wyjęczała Aurora, przyciśnięta, bezwładnie opadającym, zakutym łbem Nikodema.
– Mam kilka pomysłów, ale żaden nie jest do końca legalny – rzuciłem w stronę Aurory, by choć trochę rozładować napięcie w aucie.
– Jesteś okropny – fuknęła. – Pytam serio, przecież jak Julia zobaczy go w takim stanie to się stopą przeżegna.
– Napiszę jej, że spóźnimy się pół godziny i postawię go na nogi – Uśmiechnąłem się złowieszczo, na samą myśl o tym, co za chwilę zrobię mojemu bratu.
– Nie wiem, czy chcę wiedzieć. Nie zrobisz mu krzywdy, prawda? – zapytała cicho, siedząca z tyłu rudowłosa.
– To urocze, że po tym wszystkim, co ostatnio odpierdolił mój brat, nadal się o niego martwisz. Spokojnie, nie zamierzam ryzykować dla tego pacana prawem do wykonywania zawodu – wyjaśniłem, wjeżdżając na parking podziemny. – Idź do lobby i poproś, aby dostarczyli do waszego apartamentu dwa coolery wypełnione po brzegi lodem i litr czarnej kawy.
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – mruknęła, wpatrując się we mnie tak intensywnie, jakby liczyła na to, że żartuję.
– Ginger, zrób to – wydałem polecenie, wyszarpując z auta najebanego Nikodema.
– Może – Zawahała się, nadal próbując wpłynąć na moje zalecenia – pomogę ci go zaprowadzić do pokoju?
– Ginger, jego noga waży więcej, niż ty sama, spójrz na niego, przecież ten kretyn jest totalnie nieprzytomny. Daj mi swoją kartę do apartamentu i zrób to, o co cię proszę. Nie mamy czasu na dyskusje.
– No dobra – Dziewczyna wyciągnęła z torebki kartę i wsunęła mi ją do kieszeni marynarki. Nikodem zabełkotał niewyraźnie, po czym znowu spuścił głowę.
– Zamknij się, cymbale. Powinienem cię zawieźć na wytrzeźwiałkę za to co odwaliłeś, a nie do hotelu – warknąłem do brata, który w geście pojednania uniósł w moją stronę środkowy palec.
Zobaczymy, czy za chwilę będziesz taki cwany.
Przerzuciłem przez kark jego ramię i powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę windy. Gdy już udało mi się wtargać brata do dźwigu, oparłem go o jedną ze ścian i sprawdziłem kieszenie, z których wyciągnąłem telefon i rozładowany smartwatch. Całe szczęście, apartament Aurory i Nikodema znajdował się naprzeciwko wind, na tym samym piętrze, co pokój rodziców. Wygrzebałem kartę z kieszeni i wepchnąłem brata do środka, wprost do otwartej na oścież łazienki. Chwilę później zjawiła się Auri, razem z boyem hotelowym, który dostarczył zamówienie. Dziewczyna wręczyła mu napiwek i zamknęła za nim drzwi.
– Aurora, – zwróciłem się do przerażonej dziewczyny – zamknę się z nim w łazience, pewnie będzie się darł wniebogłosy, ale obiecuję ci że nie zrobię mu krzywdy, okej? Ufasz mi? – Spojrzałem na nią w oczekiwaniu na potwierdzenie. Ginger kiwnęła głową i usiadła w fotelu, zakładając słuchawki. Mądre podejście, nie będzie musiała tego wysłuchiwać. Całe szczęście, że nadal byłem w dresie, byłoby mi szkoda jednego z garniturów, a tak, mogłem swobodnie poznęcać się nad braciszkiem. Chwyciłem naczynia wypełnione lodem i wszedłem do łazienki, przekręcając za sobą zamek. Podwinąłem rękawy i wprawnym ruchem wsypałem pięć litrów lodu wprost pod koszulkę Nikiego. Chłopak od razu otworzył oczy, jednak nim zorientował się co jest grane odkręciłem lodowatą wodę z deszczownicy, jednocześnie polewając go po twarzy, wprost z prysznicowej słuchawki.
– CO, DO KURWY?! – ryknął przytomnie. – ODJEBAŁO CI?!
– Nie wydzieraj się – odparłem z lodowatym spokojem. – Za dwadzieścia minut mamy się spotkać z rodzicami. W chuju mam, co pomyśli ojciec, ale mama nie może cię zobaczyć w takim stanie. Wystarczy, że masz spuchniętą mordę – Nie ukrywam, że z ogromnym zadowoleniem przyglądałem się twarzy brata, która była solidnie obita. Należało mu się.
– Spierdalaj – burknął i podniósł się o własnych siłach, podtrzymując się uchwytu dla osób ograniczonych ruchowo.
– Widzę, że nadal nie ochłonąłeś – Uśmiechnąłem się szyderczo i z dzika satysfakcją wywaliłem kolejne wiadro z lodem na durny łeb mojego brata. – Ogarnij się Nikodem, jak nie potrafisz dla siebie, to zrób to dla Aurory, bo ona na to nie zasłużyła, cymbale.
– Aaa kurwa! Dużo masz jeszcze tego w zanadrzu – warknął przecierając dłonią po mokrej twarzy i włosach. – Ale czekaj, jak to Aurora?! – Cóż, w tamtym momencie Niko nie był mistrzem szybkiego łączenia kropek – To ona tu jest? – Po raz pierwszy od dłuższego czasu brat spojrzał na mnie bez nienawiści w oczach.
– Jest, przyniosła ci kawę, którą musisz wypić. Weź prysznic i przyjdź za dwadzieścia minut do pokoju rodziców.
– Mikołaj? – zagaił, więc spojrzałem na niego wyczekująco. – Przepraszam, naprawdę.
– Wal się – syknąłem. – To nie mnie powinieneś przepraszać w pierwszej kolejności – odpowiedziałem i opuściłem pomieszczenie, nie wdając się w dalsze dyskusje. Nie chciałem przebywać z nim w jednym pokoju, a co dopiero wysłuchiwać jego nędznych przeprosin. Mógłbym mu wybaczyć to uderzenie po pijaku, a nawet to, że nie powiadomił mnie o pobycie Lilki w szpitalu, ale knucie przeciwko mnie na trzeźwo, było innym wymiarem rozczarowania i nawet najszczersze przepraszam niewiele w tej sytuacji mogło zmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro