Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Na gorącym uczynku

Gdybyś kiedyś miała w planach odejść sama
I nie myśleć o mnie znów
Będę szedł wciąż po twoich śladach
By przynieść ogień gdy dopadnie ciebie chłód
- Paluch, „Gdybyś kiedyś "

Mikołaj

Wtorkowy poranek nie był dla mnie najłaskawszy. Odkąd pamiętam źle reagowałem na pogodę, każda najmniejsza zmiana powodowała migreny i odbierała zdolność logicznego myślenia. Na szczęście od kiedy sam zająłem się medycyną wyprowadziłem swoje dolegliwości na prostą. Jednak jednego czynnika nie uwzględniłem w żadnym z badań.
Jakiego? Pięści brata, lądującej na mojej twarzy.

Podniosłem się z łóżka, cały czas czując pulsujące miejsce wokół oczodołu.
- Ja pierdolę - mruknąłem do swojego odbicia w lustrze - powinienem zajebać gnojka. Na lewej części twarzy rozlewał się czerwony siniak. Oko przyozdabiała pajęczyna czerwonych naczynek, a powieka spuchła jak po ukąszeniu osy czy innego badziewia.

Najśmieszniejsze jest to, że nie oberwałem podczas samej awantury jaka się między nami wywiązała, a dopiero gdy ten idiota stracił równowagę i przez przypadek trafił mnie w twarz.

Wszedłem pod prysznic i odchyliłem głowę kierując twarz w stronę deszczownicy. Chłodny strumień nieco złagodził ból, jednak nie był w stanie zmyć natrętnych myśli krążących po mojej głowie:

Czy faktycznie moje poniedziałkowe spotkanie miało wpływ na przebieg wydarzeń w domu Lilianny?

A co jeśli Niko miał rację i to przeze mnie teraz Lili leży w szpitalu?

Gdybym tylko odebrał ten pierdolony telefon! - cisnąłem pięścią o kafelki, jednak te ani myślały pęknąć. Całą siłę uderzenia zebrał nadgarstek i palce, które natychmiast dały o sobie znać, rażone przeszywającym bólem.

- Kurwa - syknąłem i przetarłem mokrą twarz - sprawne dłonie w neurochirurgii się przydają - skrzywiłem się na myśl, że mógłbym uszkodzić dłoń, przez nerwy, które ewidentnie przejęły nade mną kontrolę.

Nikomu to nie pomoże, a może tylko zaszkodzić. Tylko na samą myśl o podejrzeniach Nikodema względem mnie, o tym jak reaguje gdy Lilce dzieje się krzywda, o jego ciągłej obecności w jej otoczeniu zalewa mnie krew. Mój brat zachowuje się jakby zapomniał, że Lili jest partnerką Mikołaja, nie Nikodema.

Ni stąd ni zowąd dotarło do mnie coś co przez dłuższy czas starałem się ignorować. Wmawiałem sobie że mi się wydaje, że to nie możliwe aby on ją nadal kochał. Jednak teraz stało się jasne: pieprzony Golden Boy wzdycha do mojej kobiety.

Kurwa, gdzie ja miałem oczy. Jak mogłem wcześniej nie zwracać na to uwagi. Naiwnie wydawało mi się, wręcz przekonywałem samego siebie, że mój brat etap zauroczenia Lilką ma za sobą, skoro oświadczył się Aurorze i zapatrzony był w nią jak w obrazek. Jednak najwidoczniej nie.

To by się zgadzało. Jego agresywne zachowania, ciągłe awantury, alkohol. To o Lilkę ostatnio kłócił się z Ginger. To o nią zazdrosna była narzeczona mojego brata.

Kurwa mać!

Mimo paskudnej pogody, czułem że muszę stąd wyjść, przewietrzyć się, odetchnąć. Wyszedłem spod prysznica, wyruszyłem włosy i zarzuciłem na siebie szary dres Balenciagi. Poczułem, że potrzebuję się wyżyć, odsunąć od siebie te wszystkie popierdolone myśli i sytuację w jakiej się znalazłem. Zbiegłem po schodach wprost do kuchni i sięgnąłem do apteczki po dwie tabletki przeciwbólowe zapijając je wodą z kranu. Czułem na sobie wzrok dwóch par oczu. Jedne były chabrowe i przerażająco smutne, a drugie czarne niczym węgielki i radosne.

- Możesz mi wyjaśnić dlaczego wgapiasz się we mnie niczym ciele w malowane wrota? - zagaiłem Ginger siedzącą przy wyspie kuchennej.
- Zastanawiam się co się z Wami dzieje. Ty i Nikodem nigdy się nie kłóciliście, a teraz to? - Wskazała dłonią na moje podbite oko - O co Wam poszło? Albo raczej o kogo - skrzywiła się lekko i znów na mnie spojrzała, ale tym razem wyczekująco.
- O nic - odburknąłem, chcąc jak najszybciej uciąć niewygodny temat - ani tym bardziej o nikogo.

- Robisz ze mnie kretynkę, a z siebie ślepca. Nie widzisz, że między nimi coś jest? - Pociągnęła nosem, próbując powstrzymać kolejną falę łez.
- Ginger, naprawdę Cię lubię, ale zajmij się w końcu czymś pożytecznym. Jeśli postanowiliście spieprzyć swój związek, to wasza decyzja, w końcu jesteście dorośli. Ale na litość boską, mnie i Lilianny to tego nie mieszajcie. Ufam jej i twoje czcze gadanie tego nie zmieni.
- I naprawdę nie przeszkadza Ci to że będziemy mieszkać po sąsiedzku?
- Tak długo jak nie będziecie zakłócać miru domowego swoim dzikim seksem to nie. - odparowałem, nadal próbując ją zbyć.

- Jesteś okropny - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Poprawka. Jestem okropnie zakochany i potwornie zmęczony waszymi awanturami. Natomiast ty wyglądasz jakbyś miała za sobą nieprzespaną noc.
- Bo mam, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Co według ciebie powinnam zrobić?

No ja pierdolę, czy ja wyglądam jak ciocia dobra rada?

Westchnąłem teatralnie i oparłem się na dłoniach po drugiej stronie blatu.

- Nie wiem Aurora, nie jestem najlepszym autorytetem w kwestii związków, ale ostatnio nauczyłem się, że szczera rozmowa może wiele ułatwić. Może spróbuj z nim porozmawiać. Powiedz mu o swoich obawach, albo coś.
- Ty tak na serio? - Spojrzała na mnie z wyrzutem
- Chciałaś rady? To masz. Czego się spodziewałaś? Że powiem Ci: zerwij zaręczyny, wyjedź i zostaw go w cholerę? Przecież oboje się kochacie i to widać. Macie teraz gorszy czas, ale powinniście chcieć to przetrwać. Nie mówię, że masz mu wszystko od razu wybaczyć, absolutnie. Sam uważam, że Nikodem powinien odpokutować i w związku z tym zamierzam zablokować mu dostępy w Medicusie, ale to nie znaczy, że się go wyrzeknę i powiem, że już nie jest moim bratem. Chcesz go pomęczyć to to zrób, ale przestań wykańczać siebie. Nie zasłużyłaś żeby ponownie przez to przechodzić.

- Masz rację - westchnęła zrezygnowana.
- Wiem o tym, ale i tak cudownie, że się ze mną zgadzasz. Teraz sorry, ale idę pobiegać. Wezmę ze sobą tę białą francę, żeby trochę się pomęczyła.
- Dzięki - mruknęła i schowała się pod kocem leżącym na kanapie.
- Ginger, mam nadzieję że zamierzasz spać, a nie płakać w poduszkę - zagaiłem dziewczynę, zakładając Layli szelki i smycz biegową.
- Mhm - usłyszałem w odpowiedzi. Podkręciłem tylko głową i wychodząc zgarnąłem z torby treningowej słuchawki.

Być może powinienem zainteresować się bardziej kłopotami Aurory i Nikodema, ale najzwyczajniej w świecie nie miałem na nie siły. Wystarczająco dużo energii pochłaniały problemy moje i Lili.

Włączyłem playlistę do biegania i z każdym kolejnym krokiem stawałem się coraz lżejszy na duchu. Skupiałem się tylko na tym żeby biec zgodnie z rytmem muzyki. Na początku obawiałem się, że Layla może nie nadążać, bo żaden z nas od dawna z nią nie biegał. Samoyedka jednak idealnie dopasowała się do mojego tempa i zdawała się być w swoim żywiole. To była dobra decyzja. Świeże powietrze i wszechobecna zieleń leśnych i parkowych ścieżek dobrze na mnie wpływały. Choć na chwilę zostawiłem za sobą trudne decyzje, problemy i sprawy o których chciałem jak najszybciej zapomnieć.

Pięćdziesiąt minut i dziesięć kilometrów później wróciliśmy do domu. Jak na kilka tygodni bez biegania i obecność psa czas był naprawdę zadowalający.
-Dobra psinka - Poklepałem Laylę po grzbiecie, uwalniając ją z szelek. Samoyedka z wdzięcznością zamerdała ogonem i polizała mnie po twarzy. Od naszego wyjścia niewiele się zmieniło, poza tym, że Aurora faktycznie usnęła.

Ogarnąłem się naprędce, chwyciłem z garderoby czarne jeansy z przetarciami od Alexandra McQueena, biały t-shirt i skórę w tym samym kolorze co spodnie. Pomimo braku słońca zmuszony byłem założyć okulary przeciwsłoneczne. Zdecydowałem się na takie które zasłonią pół twarzy. Przed Lilką i tak będę musiał się wytłumaczyć, ale przed światem nie chciałem.

Zbiegłem po schodach, zastanawiając się gdzie do kurwy nędzy znowu przesiałem swoje sneakersy od Balmain. Musiałem zostawić je po treningu na siłowni. Zajrzałem jeszcze do szafy w holu i w suszarni. Nigdzie nie było tych cholernych butów. Chwyciłem z szafy na dole czarne sztyblety od Burberry. W sumie to pasowały bardziej niż te zgubione Balmain. Z gabloty w salonie zgarnąłem jeszcze zegarek. Granatowy Breitling Superocean miał odwracać uwagę ludzi od śliwy pod okiem. Chciałem z tego korzystać póki mogłem, bo niestety, na konferencji, która zbliżała się wielkimi krokami ten sposób już nie zda egzaminu. Przejrzałem się w lustrze jeszcze raz, przeczesałem włosy palcami i poprawiłem okulary.

- Lepiej nie będzie - mruknąłem do siebie, po czym przeszedłem do garażu, ciesząc się, że tym razem brat nie zarzygał mi auta. Droga ciągnęła się niemiłosiernie. Do szpitala jechałem 45 minut choć to tylko dziewięć kilometrów. Na Alei Wielkiej Wyspy był wypadek, dwa pasy w stronę Borowskiej zamknięte, most Zwierzyniecki w remoncie, Plac Grunwaldzki zakorkowany. Jazda po tym mieście to katorga. Wśród miast po których miałem okazję prowadzić chyba tylko Londyn był gorszy. Gdyby nie fakt, że prawdopodobnie Lilianna miała opuścić szpital przyjechałbym Yamahą lub chociażby tramwajem. Niestety nie wyobrażałem sobie narażać dziewczyny na tłumy w komunikacji miejskiej, a wracać Uberem też mi się nie uśmiechało.

Kolejne dziesięć minut zajęło mi szukanie miejsca parkingowego, na szczęście jakieś małżeństwo właśnie wsiadło do auta po wizycie w przychodni. Gryzłem kierownicę w oczekiwaniu, aż starszy jegomość wycofa na trzysta razy i zastanawiałem się czy nie zaoferować mu pomocy w wyjechaniu z miejsca parkingowego. Kiedy w końcu udało mi się porzucić Range'a na parkingu szybkim krokiem udałem się na oddział wewnętrzny, na którym znajdowała się Lili.

Dziewczyna była przebrana w ubrania, które jej wczoraj kupiłem. Do papierowej torby spakowane miała pozostałe rzeczy, a w dłoniach dzierżyła wypis.
- Cześć kochanie - Poczęstowałem ją najbardziej promiennym uśmiechem na jaki tylko było mnie stać w tamtej chwili.
- Hej Rock Star - roześmiała się i zlustrowała mnie wzrokiem. Cieszyłem się, że w jej oczach nadal dostrzegałem miłość. Miałem nadzieję, że to się nigdy nie zmieni.
- Dlaczego akurat Rock Star? - Przechyliłem lekko głowę wpatrując się w nią z rozbawieniem. Doskonale wiedziałem o co chodzi, ale wolałem usłyszeć to wprost z jej soczystych ust. Nim jednak pozwoliłem Liliannie cokolwiek powiedzieć, podszedłem do niej i pocałowałem ją czule.

Nie mogłem się oprzeć. Włożyłem w ten gest wszystkie swoje emocje, które towarzyszyły mi od wczoraj. Strach w połączeniu z coraz większym uczuciem. To było niesamowite. Nigdy bym nie przypuszczał, że poczuję jeszcze coś tak wielkiego do jakiejkolwiek kobiety.

Oparłem czoło o jej i mruknąłem: a więc? Dlaczego Rock Star?
- Spójrz na siebie Voldi, wyglądasz jakbyś się urwał z okładki "Rolling Stone" albo innego "GQ" i szczerze mówiąc ta wersja podoba mi się jeszcze bardziej niż ta pasująca do Forbesa. Dodatkowo, wszystkie największe gwiazdy nie rozstają się z okularami przeciwsłonecznymi nawet w pomieszczeniach. Zatem są dwie opcje, albo naprawdę zacząłeś gwiazdorzyć, albo...- urwała, zastanawiając się przez chwilę- Mikołaj, zdejmij okulary - poprosiła wpatrując się we mnie niecierpliwie.

Kurwa, szybko poszło.

- To nic takiego, nie denerwuj się. - odparłem, widząc jej przerażoną minę. Dziewczyna przesunęła się bliżej i musnęła okolice obolałego oka. - Pójdę po wózek i opowiem Ci wszystko po drodze. Nie spodziewałem się, że będziesz już gotowa do wyjścia.
- Po pierwsze, żadnego wózka. Ubrałam się sama, więc przejść też się mogę. Po drugie może gdybyś nie torturował wczoraj ordynatora, to nie ściągnęli by mnie o szóstej na badania.
- Nie mam z tym absolutnie nic wspólnego - uśmiechnąłem się zawadiacko, tonąc w głębi szmaragdowych oczu.
- Jasne, tak jak z tym, że wszyscy pielęgniarze na dyżurze, mieli zakaz wjazdu na moją salę?

Przyłapany na gorącym uczynku.

- Chodźmy - Złapałem ją za łokcie, a ona mnie za nadgarstki tak że moje przedramiona robiły za oparcie. - obiecuję, że wszystko Ci wyjaśnię. Pojedziemy do mnie, tam będziesz miała lepsze warunki.
- To i tak tylko maksymalnie na jedną noc - podparła się o barierki mniej więcej w połowie długości korytarza. Ewidentnie jej stan był daleki od optymalnego skoro jednoczesne chodzenie i mówienie ją męczyło. Chwilę później ruszyliśmy ponownie.
- Co? O czym ty mówisz? - zapytałem zdezorientowany - Słuchaj, jeśli chodzi o Aurorę, albo Nikiego to jeśli chcesz to nie musimy opuszczać naszego skrzydła. Wtedy jak dobrze pójdzie to nawet ich nie spotkasz.
- Dlaczego...- sapnęła - miałoby chodzić o Nikodema - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu.
-Dobra, Lili idę po wózek. Nie mogę Cię wziąć na ręce kiedy masz połamane żebra, a ewidentnie na spacery jest jeszcze za wcześnie. Poczekaj tu. - poprosiłem.

Cofnąłem się w stronę magazynku oddziałowego, skąd można było pobierać wózki do transportu, za zgodą salowej. Kiedy udało mi się go wyprosić Lili była już przy windach.

Lilianna Brynicka była uparta i zrobiła coś po swojemu, mając gdzieś moją prośbę? No kurwa, ostatni raz byłem tak zdziwiony kiedy po poniedziałku był wtorek.

Pozostawiłem wózek pod ścianą i podbiegłem do niej w ostatniej chwili, tuż przed tym jak drzwi windy się otworzyły.
-Ty się chyba nigdy nie zmienisz Ruda. Zawsze już będziesz uparta jak osioł. - Pokręciłem głową z dezaprobatą i objąłem ją w pasie tak by mogła się o mnie oprzeć.
- Przecież za to mnie kochasz - uśmiechnęła się słodko i położyła głowę na mój tors czekając aż winda zjedzie na parter
- W tym wypadku to chyba pomimo, a nie za to. - mruknąłem i pocałowałem ją w głowę.
- Czarująco - burknęła gdy winda dała znać, że jesteśmy na miejscu
- Jak zawsze, skarbie. Jak zawsze - westchnąłem i ruszyliśmy w stronę zaparkowanego tuż pod wejściem samochodu.

- Możesz mi wyjaśnić dlaczego chcesz zostać tylko na jedną noc - zapytałem gdy już obydwoje siedzieliśmy na swoich miejscach.
- Bo ty powinieneś być już w Trójmieście, a ja muszę jechać do Warszawy.
- Co proszę? - Zatrzymałem auto w połowie miejsca parkingowego i spojrzałem na nią jakby była z innej planety - Może powinniśmy wrócić do szpitala, bo chyba Ci odbiło skoro myślisz, że puszczę Cię w takim stanie gdziekolwiek.
- Mikołaj, nie rozumiesz. Ja muszę tam jechać. W czwartek mija termin składania dokumentów na studia. Chciałam wrócić na drugi rok, to dlatego pojechałam do ojca.
- Naprawde się cieszę, że o tym myślisz skarbie, ale w takim stanie nie powinnaś zostawać sama, a tym bardziej tułać się przez pół Polski.
- Mikołaj, proszę, nie mogę - westchnęła - nie chcę stracić kolejnego roku. Wy wszyscy się rozwijacie, a ja? Mam kolejny rok wegetować? Nie chcę.
- Lili, załatwimy to, obiecuję, zaczniesz studia w październiku, ale teraz nie ma opcji, żebym puścił Cię do Warszawy.
- Jak chcesz to załatwić? Nie mam nawet dokumentów. Niki zawiózł wszystkie na Jagodno - popatrzyła na mnie tym przeraźliwie smutnym wzrokiem, a jej warga zaczęła drżeć.

- Kochanie - splotłem nasze dłonie i ucałowałem wierzch jej niewielkiej rączki - będziesz odpoczywać, a ja pojadę do domu Pani Janiny, zabiorę twoje rzeczy i dokumenty. Zadzwonię na każdą uczelnię w Warszawie, która oferuje architekturę i jakkolwiek liczy się na rynku. Załatwię wszystko, tylko pozwól mi się tym zająć.

- Nie zapomnij o kluczu od naszego mieszkania - oparła głowę o moje ramię.
- Klucz wezmę w pierwszej kolejności - cmoknąłem ją w czubek głowy i wziąłem głęboki oddech, żeby kontynuować rozmowę na niezbyt wygodne tematy. - Mówiłaś już Zuzie, o tym co się stało?
- Nie - odparła cierpko - boję się, że będzie chciała przełożyć domówkę, a wiem jak bardzo się na nią cieszy. Podsyła mi przepisy, dekoracje, zamówiła nawet barmanów flairowych i sushi mastera. Nie możemy ich zmusić do tego by przełożyli przyjęcie.
- Lili, przecież to Twoja najlepsza przyjaciółka, nikt jej nie będzie zmuszał.
- Nie Mikołaj, nie możemy im powiedzieć. Rodzice Zuzy specjalnie przełożyli jakieś ważne spotkania żeby przylecieć do Gdańska. Przecież wiesz, że brat Pawła przyleci ze Stanów tylko po to by spędzić z nimi ten weekend. Jeśli mają przekładać to przeze mnie to już wolę się tam wcale nie pojawiać. Choć myślę, że do soboty będzie ze mną dużo lepiej.
Poza tym mieliśmy zostać dłużej w Trójmieście i w końcu spędzić trochę czasu razem. Proszę.

Lili miała rację, planowaliśmy zostać w Trójmieście dłużej i ja też bardzo tego chciałem. Choć z drugiej strony takich okazji będzie jeszcze wiele, a jej stan zdrowia teraz nie pozwala na większą aktywność. Kurwa, że też to wszystko musiało być takie skomplikowane. Czasem wolałbym być mniej świadomy. Chciałbym móc z lekkością powiedzieć: pieprzyć konsekwencje. Natomiast wiem, że jeśli zaryzykuję i zgodzę się na wyjazd to każda jej nieostrożność będzie doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie będę w stanie się powstrzymać od chuchania i dmuchania na Liliannę, a najchętniej owinąłbym ją w folię aluminiową. Jednak jeśli ten cholerny wyjazd miał ją uszczęśliwić to...

- Zgoda - westchnąłem ciężko. - Jutro wieczorem jedziemy do Gdańska, pod warunkiem, że rano spotykasz się z lekarzami z Medicusa i to oni wyrażą zgodę na podróż.
- Dziękuję. Świetnie udało Ci się odwlec temat podbitego oka, ale nie uciekniesz przed nim. Nie licz na to- Pocałowała mnie w policzek, akurat gdy wprowadzałem auto na podjazd.
- Nie ma za co Ruda - Ucałowałem jej długie szczupłe palce, po czym opuściłem auto by pomóc jej wysiąść.

Zrobię dla niej wszystko i to mnie kiedyś zgubi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro