21. M & M
Nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć wziąć tę miłość w ręce i przenieść ją przez całe życie.
— Konstanty Ildefons Gałczyński
Maks
Kiedy poznałem Liliannę, miałem wrażenie, że każde z jej przyjaciół jest po prostu bananowym dzieciakiem, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat codziennych problemów. Wydawało mi się, że są bezkreśnie szczęśliwi i jedyne czym się przejmują, to tym czy włosy się dobrze układają, albo czy buty, które sobie sprowadzili wprost od projektanta, zdążą dojść przed kolejną celebrycką imprezą. Jednak z biegiem czasu zaczęło do mnie docierać, jak bardzo się pomyliłem.
Okej, nadal uważam, że pieniądze, potrafią wiele ułatwić, ale równie dużo utrudniają. Każde z nich miało ograniczoną wolną wolę, a dostęp do pieniędzy rodziców często okraszony był tragediami, które musisz przeżywać sam. Przecież nie wolno ci się skarżyć, bo masz wszystko o czym zwykli śmiertelnicy mogą tylko pomarzyć. Każde z nich przeżyło coś, czego nie dało się naprawić kolejnym przelewem na konto.
Nie wiedziałem o nich zbyt dużo, bo tylko tyle ile opowiedział mi Nikodem, ale byłem niezłym obserwatorem i wiedziałem, że ich świat okraszony jest sekretami i ukrywaniem prawdy przed światem. Tego byli nauczeni — cierpienia w samotności. Każde z nich miało przeświadczenie, że tak trzeba, że nie wolno mieszać w swoje problemy nawet najbliższych.
Mimo że Lilka umożliwiła mi zarobienie ogromnych pieniędzy, ja nie zamierzałem grać w tę grę. Pierdolony festiwal tajemnic nie był dla mnie. Dlatego, kiedy Lilką zajmowali się lekarze, biłem się z myślami, zastanawiając się, czy powinienem się w to wszystko mieszać. Przecież to, że Lilka nie chce wyznać prawdy swojemu facetowi, nie powinno mnie w ogóle obchodzić. Nawet Nikodem, kategorycznie odmówił poinformowania go, choć w drodze do domu dziewczyny wykonał chyba ze sto połączeń do brata.
Z jednej strony wiedziałem, że Mikołaj jest strasznym chujem, ale coś w głowie podpowiadało mi, że Lilka była jego słabym punktem. Dla niej mógłby zrobić wszystko i tym bardziej uważałem, że powinien wiedzieć, co się stało. Tylko skoro nie odbierał od niej ani od Nikodema, jaka była szansa, że odbierze ode mnie. Nie przekonam się, dopóki nie sprawdzę.
Wybrałem numer mężczyzny, wiedziony myślą, że tak trzeba i że ja także wolałbym wiedzieć, gdyby krzywda działa się kobiecie, którą kocham. Jakie było moje zaskoczenie, gdy odebrał niemalże natychmiast.
-Myślałem, że ten dzień nie może być gorszy. Mów czego chcesz, bo nie mam czasu — warknął. Miałem wrażenie, że jego dzień faktycznie że nie był najlepszy i skóra mi cierpła na myśl, że dopierdolę mu jeszcze bardziej.
-Cześć Mikołaj, to nie jest najlepszy czas na wymianę uprzejmości. Chodzi o Lilkę — odparłem zestresowany.
- Właśnie do niej jadę, więc jeśli zamierzasz znów się zjawić i skomleć o przebaczenie, to nie radzę, bo mam dziś krótki lont.
-Nie, nie o to chodzi. Lilka jest w szpitalu — wyszeptałem przez zaciśnięte gardło
-Co? - W tym krótkim słowie, było zawarte tyle emocji, że ciężko mi nawet określić co dominowało, ale po niechęci sprzed chwili nie było śladu. - W którym? Oddział czy SOR?
-Na Borowskiej. Przewieźli ją na internę — Usłyszałem dźwięk dokręcanej manetki. Najwyraźniej Mikołaj wybrał jedyny słuszny środek transportu na Jagodno, czyli motocykl.
- Co z nią? - Zapytał twardo, jednak pod powierzchowną warstwą bezdusznego chuja, dało wyczuć się strach o ukochaną.
- Nie wiem, nic mi nie chcą powiedzieć — odparłem zgodnie z prawdą.
- Będę do dziesięciu minut — rzucił i rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
W międzyczasie nasza królewna zaczynała dochodzić do siebie. Było ją słychać już z korytarza.
-Proszę pana — sapnęła — powtarzam Panu, że nic mi nie jest i mogę jechać do domu.
-Pani Lilianno — młody lekarz zareagował niespotykanym spokojem — proszę wrócić do łóżka, powinna Pani zostać na obserwacji.
-Powinnam być już w domu. Każdego, kto spadł ze schodów, przetrzymujecie wbrew jego woli?-Ruszyłem w stronę sali, z której dochodziły hałasy. Ciekawe, czy doktorek, który zjawi się tu za chwilę, będzie miał taką anielską cierpliwość.
-Lili, co ty pieprzysz — odezwałem się, wchodząc do sali — przecież gołym okiem widać, że zostałaś pobita. Przestań robić idiotów ze wszystkich dookoła. Przecież tu potrzebna jest obdukcja, żeby udowodnić co zrobił Twój ojciec. Prawda Panie doktorze?
-Jeśli to faktycznie było pobicie, a na to wskazują wszystkie obrażenia, powinniśmy wykonać badania dokumentujące Pani obecny stan zdrowia.
-Jedyna dokumentacja, jaką od Pana przyjmę to wypis na żądanie...-Podniosła się powoli z łóżka i zaczęła zbierać swoje rzeczy — Widzicie? Nic mi nie jest.
Kurwa, do tej dziewczyny trzeba mieć stalowe nerwy... - pomyślałem w momencie, gdy po korytarzu rozległ się dźwięk przyśpieszonych kroków. Mogłem się domyślać do kogo należą.
- Ty do łóżka — Mikołaj wskazał na Liliannę, która była w takim szoku, że bez dyskusji wykonała polecenie ukochanego. — Ty — wskazał na mnie — zostajesz z nią i pilnujesz, żeby się stąd nie ruszała. — A Pan Panie doktorze Raczkowiak, pójdzie ze mną — Mikołaj Skrzycki w pełnej krasie. Pojawił się tu i, mimo że w trakcie rozmowy ze mną był zdenerwowany, to teraz ze stoickim spokojem, demonstrował nam pokaz swojej siły. Mężczyzna zniknął za drzwiami sali, a wzrok Lilki w nich utknął.
-Kurwa — mruknęła i powoli opuściła się z powrotem do pozycji leżącej — Pozwę tego lekarza.
- Lilka, serio? Nie chcesz zgłosić swojego ojca na policję, a będziesz pozywać szpital, za to, że nie chcieli Cię dobrowolnie wypuścić do domu?
Naprawdę traciłem cierpliwość i zaczynałem dziękować temu tam na górze, że nade mną czuwał, kiedy próbowałem poderwać tę rudą wariatkę.
- Nie za to, choć to też do rozważenia — puściła mi oczko — przecież, to oczywiste, że złamał tajemnicę lekarską i powiadomił Mikołaja. - Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.
- A niby kiedy? Przed tym, gdy straciłaś przytomność czy po? To ja zadzwoniłem do Mikołaja. — Na jej twarzy oprócz grymasu bólu wymalowała się także złość.
-Ty Judaszu — wycedziła przez zaciśnięte zęby, kiedy drzwi do sali ponownie się otworzyły.
-Mógłbym to samo powiedzieć o moim bracie, Lilianno. Z tą różnicą, że Maks zachował się przyzwoicie, a Nikodem? Jak tchórz. — odezwał się Mikołaj i ruszył w jej stronę, nadal nie przejawiając żadnych emocji.
- To może ja już pójdę — uśmiechnąłem się blado i ruszyłem do wyjścia, machając Lili na pożegnanie. Była na mnie zła, ale odmachała. Nie wiem, czy to dlatego, że miałem mustanga do naprawienia, czy w gruncie rzeczy była mi wdzięczna.
- Maks, poczekaj — odezwał się mężczyzna i ruszył w moim kierunku.
Przysięgam, że jeśli mi przywali, to rezygnuję z kontraktu i z całej tej powalonej ekipy...
-Mam u Ciebie dług — Wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uścisnąłem ją i uśmiechnąłem się pokrzepiająco — Dzięki stary. Naprawdę Ci dziękuję.
-Daj spokój, każdy zrobiłby to samo na moim miejscu.
-Ojej jak słodko — wyrzęził cichy głosik z łóżka pod oknem.
-Lilianno — westchnął Mikołaj — nie pogarszaj swojej i tak nieciekawej sytuacji.
Dziewczyna przewróciła oczami i zwróciła głowę w stronę okna, usiłowała skrzyżować ramiona, ale najwidoczniej pęknięte żebra były zbyt bolesne. To była najwyższa pora, żeby zostawić ich samych...
Mikołaj
Większość spotkań przebiegła tego dnia pomyślnie, jednak nie miałem choćby chwili, żeby usiąść i przejrzeć telefon, który do momentu zakończenia ostatniego zaplanowanego na dziś zebrania, spoczywał w trybie samolotowym w mojej kieszeni. Dopiero po piętnastej, gdy po niego sięgnąłem, zauważyłem że mam dwa nieodebrane połączenia od Lilki i cztery od Nikodema. O ile te od brata kompletnie mnie nie zdziwiły, tak te od Rudej były nieco zaskakujące. W przeciwieństwie do mojego brata dziewczyna nie miała w zwyczaju dzwonić z byle pierdołą.
Prawda była taka, że minęło dopiero kilkadziesiąt godzin, a ja tęskniłem jak wariat. Oddzwoniłem do niej natychmiast, jednak uporczywie nie odbierała. Pomyślałem, że może jest zajęta. Postanowiłem wrócić do domu, przebrać się i pojechać do niej, by sprawdzić, czy wszystko jest okej, zanim wyjadę do Trójmiasta. Pogoda była idealna na motocykl, a biorąc pod uwagę, że czekała mnie trasa na Jagodno, to Yamaha wydawała się idealnym środkiem transportu.
Zaczynałem mieć nadzieję, że może ten dzień nie skończy się tak źle jak się rozpoczął. Liczyłem na to, że skoro Lili do mnie dzwoniła, to może tak jak ja nie była w stanie poradzić sobie z ta rozłąką. A nuż udałoby mi się ją namówić na wspólny wyjazd, do Gdyni. Jednak kiedy na intercomie sparowanym z telefonem, pojawił się numer Maksa, mój humor prysł niczym bańka mydlana. Wiadomość, którą mi przekazał był tak druzgocąca, że musiałem na chwilę przystanąć. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że coś jej się stało, ale wszystkie informacje przekazane przez Maksa były tak realne, że nie mogły być nieprawdziwe.
Wrocław o tej porze był jednym wielkim zatorem drogowym, dlatego cieszyłem się, że wybrałem Yamahę, bo w przeciwnym razie musiałbym chyba porzucić Range'a na środku drogi i jechać tramwajem. Przepychałem się przez sznury rozwścieczonych kierowców, niejednokrotnie niemalże ocierając się o lusterka ich samochodów. W trakcie drogi próbowałem dodzwonić się do tego imbecyla, potocznie zwanego moim bratem, ale na marne. Jego przeklęta narzeczona także nie odbierała. Niespełna dziesięć minut później przemierzałem korytarze szpitala na Borowskiej. Zgodnie z tym co powiedziałem Maksowi.
–Przepraszam Panią – zagaiłem pielęgniarkę na internie – w której sali znajdę Liliannę Brynicką
–Pan z rodziny? – odburknęła nieprzyjemnym tonem.
Kurwa, uwielbiałem te wszystkie przepisy. Nie powinienem na to utyskiwać, wiedziałem, że kobieta nie robi tego po złości, taką ma pracę. Niby znałem punkt widzenia drugiej strony, ale teraz jako bliski niespokrewniony jedyne co czułem to buzującą frustrację.
– Nie, jestem prywatnym lekarzem Pani Lilianny, zostałem wezwany przez jej rodzinę. – Odblokowałem telefon i machnąłem elektroniczną legitymacją lekarską przed oczami kobiety, na co ta poprawiła się na krześle i uśmiechnęła się ciepło.
– Zaprowadzę Pana, Panie doktorze – wstała i wskazała ręką kierunek.
– Nie trzeba, proszę tylko o numer sali.
– Oczywiście, trzydzieści pięć.
– Dziękuję – odpowiedziałem i ruszyłem w kierunku pokoju.
Już z oddali usłyszałem dyskusje Lilianny dotyczące wcześniejszego wyjścia do domu.
Ona mnie kiedyś wykończy...
Na początku ciężko mi było nie okazywać emocji. Gdy ją zobaczyłem na szpitalnym łóżku z ogromnym siniakiem na twarzy i usłyszałem jej słaby głos to moje serce rozpadło się na kawałki. Natomiast przy okazji zrozumiałem, że jeśli nie przyjmę takiej postawy to Ruda wejdzie na głowę nam wszystkim. Wliczając w to młodego lekarza, prywatnie mojego dwa lata starszego kumpla z wrocławskiej uczelni.
Kiedy udało mi się choć na chwilę ostudzić entuzjazm Rudej, wyszedłem z Markiem na zewnątrz by porozmawiać na temat stanu zdrowia mojej partnerki.
– Jak jest? – Zapytałem zdenerwowany.
– Jak widzisz. – uśmiechnął się do mnie półgębkiem.
– Marek, proszę Cię, i tak jestem na skraju wariactwa. Nie dobijaj mnie bardziej.
– Słuchaj, biorąc pod uwagę to w jakim stanie do nas trafiła myślałem że będzie gorzej. Przez chwilę była nieprzytomna, kiedy ten chłopak ją do nas przywiózł. Mieliśmy obawę, że doszło do jakichś poważniejszych urazów.
– Stary, konkrety, tylko one mnie interesują. Co wyszło na tk? - zapytałem, starając się utrzymać profesjonalny ton, choć w środku gotowałem się ze wściekłości.
– Tomografia potwierdziła lekki wstrząs mózgu. Brak oznak krwawienia wewnętrznego, podobnie z obrzękami. Powstał jeden niewielki krwiak, póki co nie wymaga interwencji neurochirurga, ale chcemy zostawić ją na obserwacji. Przekonasz ją jakoś? Rozumiem, że jest Ci bliska, wnioskując po twoim zachowaniu nawet bardzo.
– To prawda, dlatego zostanie na obserwacji choćbym miał ją spętać. A co z klatką piersiową, robiliście RTG?
– Mikołaj – westchnął z politowaniem. Wiedziałem, że zadaję pytania z kategorii "jak szybko wkurwić lekarza", ale jebać to, tylko zdrowie Rudej się liczyło – RTG wskazało pęknięcie lewych żeber. Dokładniej od czwartego do szóstego. Uprzedzając Twoje kolejne pytanie: obecnie nie ma oznak odmy ani innych powikłań, z tym związanych. – Kumpel ważył słowa, widząc że zaciskam szczęki trochę za mocno, jednak nadal nie z taką siłą jak pięści.
– A oddech? – dopytywałem, mając świadomość, że przy takich obrażeniach infekcje są bardzo częstym powikłaniem.
– Doktorze Skrzycki, saturacja w normie, pacjentka oddycha płycej, ale kolokwialnie mówiąc napierdalają ją żebra, więc ma prawo.
Nie ma innych poważniejszych urazów. Na szczęście nie doszło do żadnych uszkodzeń narządów wewnętrznych, a skany nie wykazały dodatkowych problemów. Prawdę mówiąc, zważywszy na to, co przeszła, jej stan jest zadziwiająco dobry. Jeśli jutro rano w badaniach nie wyjdzie nic nowego, to po południu będziesz mógł zabrać ją do domu.
– Poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu – Kto by się spodziewał, że Mikołaj Skrzycki się ustatkuje, niesłychane – parsknął śmiechem
Uśmiechnąłem się gorzko i skinąłem głową próbując uporządkować nadmiar informacji. Wiedziałem, że Markowi na pewno nic nie umknęło, ale i tak przeczesywałem mózg, w poszukiwaniu dodatkowych pytań.
– Stary jeszcze jedno – kontynuował lekarz – powinieneś ją namówić, żeby złożyła zeznania przeciwko ojcu, taki skurwiel nie powinien chodzić wolno.
– Z pewnością to zrobię, dzięki Marek, istny z Ciebie uzdrowiciel. Wiszę Ci dobrą flaszkę.
– Drobiazg, trzymaj się stary i powodzenia. Ta ruda wydaje się fajną dziewczyną – Odpowiedział i zniknął w pokoju lekarskim.
Zabiję tego skurwysyna... Zniszczę go.
Z tą myślą wróciłem na salę, na której czekał na mnie niełatwy do okiełznania natłok myśli, podłych emocji, a także moja skrzywdzona dziewczyna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro