19. Skrzydlate klucze cz.2
- Zgubiłaś tu coś? — Zapytał lodowatym głosem mężczyzna, który jeszcze kilka lat temu kojarzył mi się z bezpieczeństwem i miłością. Dziś na sam jego widok, dostawałam drgawek i ataku paniki.
- To nadal jest mój dom, jakbyś zapomniał. - Próbowałam nie pokazywać przerażenia. Ubzdurałam sobie, że z ojcem jest jak z rekinem. Gdy poczuje krew, to zabije.
-Zmiana kodów nie dała Ci do zrozumienia, że nie jesteś tu mile widziana? - Dostrzegłam niebezpieczny błysk w jego oku, coś, czego jeszcze wcześniej nie doświadczyłam. Zrozumiałam, że jest trzeźwy, a mimo to jego ton jednoznacznie dawał do zrozumienia, że Piotr Brynicki nie miał wobec mnie pokojowych zamiarów.
-Zapomniałeś o biometrii? Przecież sam tak bardzo na nią naciskałeś. -Prychnęłam, udając, że pewność siebie mnie nie opuszcza. Jednak gdy do moich uszu, dotarł dźwięk automatycznego blokowania wszystkich drzwi i okien, poczułam, że tracę grunt pod nogami. Zostawiłam telefon na górze, więc miałam świadomość, że dopóki go nie odzyskam, nie mogłam się stamtąd wydostać.
W odpowiedzi ojciec posłał mi tylko ironiczny uśmieszek, który sprawił, że oblał mnie zimny pot, a ciało zaczęło dygotać ze stresu. Mężczyzna podszedł do barku i nalał sobie do szklanki whisky.
-Nie potrafisz długo wytrzymać, co? - Tym razem to ja nie powstrzymałam się od ironii.
-Nie muszę. Za to ty powinnaś darować sobie komentarze, zwłaszcza takie — wycedził, przez zaciśnięte zęby, wypijając jednym haustem całą zawartość szklanki.
- Masz rację, tato — wyplułam z siebie pogardliwie — ale wiesz, dlaczego powinnam się powstrzymać? Bo na Ciebie to już naprawdę od dawna szkoda strzępić ryja. Zniszczyłeś naszą rodzinę i nie możesz sobie z tym poradzić. Ty nie chcesz choćby spróbować. Upadłeś tak nisko, że pozbyłeś się nawet fortepianu, który dla Łukasza był najważniejszy. Mam nadzieję, że co noc męczą Cię wyrzuty sumienia. Prześladują obrazy, ze świąt, w trakcie których Łukasz płakał ze szczęścia, gdy dostrzegł Steinwaya. Warto było? - Popatrzyłam mu prosto w oczy. Przeraziło mnie to, że nic w nich nie dostrzegłam. Jego wzrok był absolutnie pusty.
Ruszyłam pewnym krokiem w stronę schodów, z zamiarem zabrania reszty rzeczy z góry i wyniesienia się stąd jak najszybciej. Jednak kiedy poczułam stalowy uścisk na swoim przedramieniu, zrozumiałam, że nie pójdzie tak gładko.
-Jak śmiesz! Nie masz pojęcia o niczym — ryknął, po czym wziął zamach i wymierzył cios z otwartej dłoni. Pomimo że odwróciłam twarz to i tak poczułam piekący ból na policzku.
- Puść mnie- jęknęłam i próbowałam wyszarpać rękę.
Wiedziałam, jak bronić się przed pijanym ojcem, ale bijący na trzeźwo był nowością, na którą nie byłam przygotowana.
- Twojej matce też powinienem zapłacić za skrobankę! - powiedział ze stoickim spokojem, uderzając mnie pięścią w brzuch.
Nie zdążyłam się zasłonić, bo jego refleks był zdecydowanie lepszy, niż wtedy gdy był pijany. Zachwiałam się na nogach od siły ciosu, co ojciec natychmiast wykorzystał. Pchnął mnie w stronę regału, przez co uderzyłam w niego głową i poczułam ciepłą, niewielką, stróżkę krwi spływającą po karku. Osunęłam się na ziemię, dzwoniło mi w uszach, a ból rozrywał głowę. To nie powstrzymało go przed dalszymi ciosami.
-Jesteś największą pomyłką mojego życia, córeczko! Szkoda, że Cię nie usunęliśmy, jak starszej siostry, albo brata! Może teraz Łukasz by żył! — wypluł z siebie, kopiąc mnie prosto w żebra.
Zwinęłam się w kłębek i modliłam się, żeby przestał. Jednak kolejne uderzenia lądowały na moim tułowiu i nogach. Kiedy usiłował kopnąć mnie w głowę, zrozumiałam, że nie zamierza odpuścić. Na szczęście, udało mi się zasłonić rękoma, przed tym jednym ciosem.
Mój ojciec miał w oczach obłęd, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam.
-Przestań — wyjęczałam z bólem — jeśli chcesz mnie zabić, to po prostu kurwa to zrób -wycharczałam, czując, że jestem coraz słabsza.
-Nie zamierzam Cię zabić, idiotko — splunął — Chcę, żebyś wiedziała, ile kosztuje puszczanie się z wrogiem. Jesteś taka sama jak twoja matka, naiwna i głupia.
Z wrogiem?! O czym on do cholery mówi?! Czy rodzina Mikołaja, coś mu zrobiła?! Czy Mikołaj mu coś zrobił?!
Kolejny cios wymierzony na wysokość żeber otrzeźwił mnie wystarczająco, by zacząć szukać w sobie siły do walki. Pod regałem leżał stary, złamany w pół pogrzebacz do kominka. Sięgnęłam po niego i resztką mocy wymierzyłam ojcu cios w kolano. Mężczyzna zachwiał się i na chwilę stracił równowagę, co pozwoliło mi na kolejne uderzenie. Tym razem ostrym zakończeniem w stopę oprawcy. Mężczyzna wył z bólu, rzucając kurwami, na lewo i prawo. Zyskałam chwilę czasu, by się podnieść, ale nie wystarczająco, by uciec na górę. Przypomniało mi się, że mebel, pod którym znalazłam pogrzebacz, ma uszkodzoną nóżkę. Kopnęłam w nią, na tyle mocno na ile pozwalał mi mój stan. Wypełniony szkłem regał przewrócił się na mężczyznę, ogłuszając go na chwilę.
Pokuśtykałam ile sił w nogach na górę, trzymając się za brzuch. Niemal wczołgałam się do pokoju i zamknęłam drzwi. Po policzkach ciekły mi łzy, a ręce trzęsły się tak bardzo, że nie byłam w stanie utrzymać telefonu. Kiedy w końcu udało mi się odblokować urządzenie, wybrałam numer Mikołaja, jednak ten nadal nie odpowiadał.
- Pieprzyć Aurorę — wybełkotałam, wybierając numer Nikodema. Chłopak odebrał niemal natychmiast.
-Hej Lils, co u Ciebie? — zapytał radośnie.
-Nikodem — wyszlochałam — musisz mi pomóc.
-Lili, spokojnie, gdzie jesteś? — odparł z opanowaniem.
-Na Oporowie — wymamrotałam.
-Kurwa, jesteś tam sama? Już jadę! Nie ruszaj się z pokoju.
-Niki! On demoluje Shelbiego! - odpowiedziałam, z przerażeniem patrząc w okno.
-Lilianna! Nie ruszaj się z pokoju! Piotr w ten sposób próbuje Cię wywabić z bezpiecznego miejsca. Maks, zbieraj się, jedziemy! - rzucił do chłopaka, który najwyraźniej z nim był — Lili, zajmiemy się autem, ale najpierw musimy Cię stamtąd wydostać. Już do Ciebie jedziemy. Musisz powiadomić policję.
-Nie, Nikodem, żadnej policji! Proszę Cię! Chcę po prostu stąd wyjść — jęknęłam, patrząc na zdemolowanego mustanga.
Siedziałam przerażona na podłodze z nogami podciągniętymi pod brodę. Ból, jaki odczuwałam w tej pozycji, był niewyobrażalny. Jednak strach, który mnie paraliżował, brał nad nim górę. Nie miałam odwagi ruszyć się choćby o milimetr.
Dopiero pukanie do drzwi wyrwało mnie z odrętwienia. Nie wiem, ile czasu minęło od mojego telefonu do Nikodema, ale miałam wrażenie, że wieczność.
– Lili, otwórz, to ja Niki – usłyszałam przerażony głos przyjaciela. – Nie bój się, jesteś bezpieczna. Sprawdziliśmy z Maksem cały dom, nikogo nie ma.
Podniosłam się, przenosząc cały ciężar ciała na rękę, którą opierałam o drewnianą ramę łóżka i powłócząc nogami podeszłam do drzwi, by uchylić je chłopakowi.
– Chryste Lili! Nic Ci nie jest?! – Zamknął mnie w uścisku, na co z moich ust wydobył się żałosny jęk.
– Niki – wymamrotałam – bo on mi chyba połamał żebra – oparłam na chłopaku cały ciężar, bo nie byłam w stanie dłużej ustać. Podtrzymał mnie i pogłaskał po włosach, odkrywając, że mam rozciętą głowę.
– Kurwa Lils, jedziemy do szpitala! Musi Cię obejrzeć lekarz.
– Nikodem, po prostu zawieź mnie do domu, to nie jest pierwszy raz. Kilka dni z nimesilem i wszystko wróci do normy.
– Czy ty masz mnie za idiotę? Mam cię zostawić w domu, z rozbitą głową i połamanymi żebrami? Masz dwie opcje albo jedziemy od razu do szpitala, albo do Mikołaja i to z nim będziesz dyskutować. Dlaczego do niego nie zadzwoniłaś? Rozumiem, że macie gorszy czas, ale on powinien być tu z tobą.
– Dzwoniłam, przed wejściem do domu i chwilę przed tym, jak zadzwoniłam do Ciebie. Miał wyłączony telefon.
– Poczekaj, przyniosę Ci jakąś czystą bluzę, z pokoju Łukasza – pomógł mi usiąść i zniknął za drzwiami.
Wiedziałam, że Nikodem nie odpuści. Ostatnie czego chciałam, to żeby Mikołaj się obwiniał. Dlatego, gdy wrócił z czystą bluzą Off-White, zgodziłam się na wizytę w szpitalu.
–Niki, zgadzam się na szpital, ale mam jeden warunek. Ty zajmiesz się Shelbym, a Maks zawiezie mnie – mruknęłam. Na jego twarzy pojawił się grymas, jednoznacznie wskazujący na niezadowolenie.
– Lili, wolałbym jechać z Tobą. Wiem na co Cię stać i boję się, że urobisz Maksa, by zabrał Cię do domu – odparł szczerze.
– Niki, pojadę na pieprzone badania, ale chcę mieć pewność, że jeśli ojciec wróci, zanim mustang stąd zniknie, to nie odważy się go zniszczyć bardziej. To auto znaczy dla mnie więcej niż kilka siniaków na żebrach, a obawiam się, że Piotr nie miałby skrupułów, by skrzywdzić Maksa. Ciebie się boi, więc nawet się nie zbliży. Pod siedzeniem kierowcy jest aktówka, są tam rzeczy, które nie mogą dostać się w niepowołane ręce. Tobie ufam bezgranicznie, więc zabezpiecz ją i zawieź na Jagodno.
-Lils, co jest w tej teczce? - zapytał skonsternowany.
-Moje nowe życie — odparłam gorzko — bez całego syfu ciągnącego się za mną od jebanych pięciu lat. — Nikodem nie zadawał więcej pytań. Widział, że jestem obolała i najwidoczniej potrzebowałam pomocy, bardziej niż mi się wydawało. Patrzył na mnie jakbym za chwilę miała wyzionąć ducha. — Niki, daj spokój, nie patrz tak nam mnie. Jeszcze nie umieram, to naprawdę nic wielkiego. Bywało gorzej.
Faktycznie, to nie był szczyt możliwości ojca, ale gdyby nie udało mi się uciec... Wolałam o tym nie myśleć. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, gdy był trzeźwy. To chyba przerażało mnie najbardziej. O ile wcześniej tliła się we mnie jeszcze iskierka nadziei, że Piotr coś zrozumie i spróbuje naprawić swoje błędy, tak teraz nie miałam już żadnych złudzeń.
-Wiesz, że Mikołaj go nie oszczędzi, prawda? — stwierdził, wkładając mi bluzę przez głowę, bo sama nie byłam w stanie.
-Dlatego dowie się o tym, dopiero gdy będziemy w Gdyni, rozumiemy się? - spojrzałam na przyjaciela wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. Jednak efekt nie był oszałamiający, z powodu pojawiającego się siniaka i zaczerwienionego oka.
- Chodź, musi zobaczyć Cię lekarz i to jak najszybciej. — Wziął mnie na ręce, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, bo chyba nie dałabym rady zejść po schodach. - Uraz głowy musi być poważniejszy, niż nam się wydaje — kontynuował — skoro łudzisz się, że nie dam znać bratu. Gdyby chodziło o Aurorę, to bym go zajebał, gdyby mi nie powiedział. Nie wymagaj ode mnie bym miał przed nim kolejną tajemnicę.
- Nie możesz mu powiedzieć. Będzie czuł się winny, że nie odebrał telefonu, pamiętasz jakie to uczucie?
-Lilka, jesteś strasznie niesprawiedliwa. - westchnął, wychodząc na zewnątrz.
-Po prostu, się o niego troszczę. Powiem mu, że spadłam ze schodów, czy coś. - mruknęłam, sama nie wierząc w głupoty, jakie opowiadam.
-Słuchaj, ja wiem, że Mikołaj często zachowuje się jak skończony kretyn i może nie zna się na kobietach, ale jest coś, na czym zna się wybitnie i nazywa się to medycyna. Naprawdę chcesz wciskać kit, że spadłaś ze schodów, komuś, kto robi specjalizację z neurochirurgii i widział setki takich urazów na SOR?
Być może Nikodem miał racje, ale nie do końca trafiały do mnie jego słowa. Zobaczyłam z bliska jak wygląda Shelby i poczułam się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Mina Maksa nie poprawiała sytuacji.
-Nikodem, postaw mnie na ziemię — niemal wyrwałam się z jego uścisku. Widząc, że nie ustąpię, odstawił mnie posłusznie i chwycił za ramię, by pomóc mi podejść do mustanga.
Uklęknęłam przy aucie i przytuliłam obolały policzek, do chłodnej poobijanej maski. Łzy ciekły po policzkach strumieniami. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko kawałek blachy. Dla mnie to auto znaczyło znacznie więcej i czułam się potwornie, patrząc na wgniecioną maskę, wybitą przednią szybę, poprzebijane opony i stłuczony reflektor. Dodatkowo po całej długości, ciągnęła się rysa zrobiona śrubokrętem.
-Lils- Maks uklęknął obok i objął mnie delikatnie ramieniem — obiecuję Ci, że go naprawię. Przysięgam na wszystko, nie zauważysz nawet różnicy. Sprowadzimy wszystkie oryginalne części. Polakieruję go całego, na ten sam kolor, a maskę da się wyciągnąć. Proszę, nie płacz. — Chłopak ujął to dość łagodnie. Nie płakałam, ja żałośnie łkałam, nie mogąc oderwać się od auta — Pomogę Ci wstać — Maks wziął mnie pod ramię i cierpliwie czekał, aż zbiorę się w sobie, by wstać z asfaltu.
Podniosłam się, wykrzywiając twarz z bólu. Ewidentnie potrzebowałam leków przeciwbólowych. Mężczyzna podprowadził mnie do szarej Cupry Formentor i pomógł wsiąść. Całe szczęście nie przyjechali R8, bo nie byłabym w stanie do niej wejść. Nim wsiadł za kierownicę, podbiegł jeszcze do Nikodema, tłumacząc mu coś i energicznie przy tym gestykulując. Nikodem z rezygnacją pokręcił głową, na co Maks machnął ręką i chwilę później zajmował już miejsce kierowcy.
- Jedźmy — westchnął, spoglądając na mnie ukradkiem.
- Maks, tylko nie do wojskowego — jęknęłam.
- Ale on jest najbliżej.
- Tak i jeszcze kilka dni temu mogłam się tam natknąć na Mikołaja. Ktoś z jego znajomych na pewno by mu doniósł.
-Lilka, wiesz, że to chore, prawda? Przecież, wy jesteście razem. Jak ty byś się poczuła, gdyby role się odwróciły — Przymknęłam oczy opierając policzek o zimna szybę, co choć na chwilę przyniosło ulgę. Rana na głowie nie doskwierała mi tak bardzo, jak pulsująca, zaczerwienione twarz.
Kurwa, czym ja to zakryję?
-A co ty byś czuł, gdybyś nie odebrał telefonu od swojej dziewczyny, gdy dzwoniła do Ciebie przed i po pobiciu?
-Czuł bym się jak skończony chuj, to prawda. Jednak wiesz kiedy czułbym się gorzej? Kiedy kobieta którą kocham ukrywałaby to przede mną. Przecież on i tak się dowie. Pomyślałaś co poczuje gdy zrozumie, że dostał tę informację jako ostatni? Nie dość, że będzie czuł się podle, bo mógł Cię przed tym uchronić, to dodatkowo poczuje się jak śmieć, któremu za grosz nie ufasz.
–Maks, nic o nas nie wiesz – odparłam krótko, chcąc zakończyć dyskusję na którą nie miałam siły. Jednak mężczyzna kontynuował.
-Lilka, kurwa, przecież Mikołaj jest dorosłym facetem, a nie małym chłopcem. Przestań go chronić przed światem. On ma prawo wiedzieć.
- A ty masz prawo się zatrzymać, jeśli nie chcesz, żebym puściła pawia w Twoim nowym aucie.
-Co? - Maks, łypnął na mnie okiem i zahamował. Chyba zrozumiał że nie żartuję, gdy zobaczył że zzieleniałam.
Po pół godziny i trzech przystankach na wymiotowanie dotarliśmy na Borowską. Mężczyzna zaparkował najbliżej jak się dało i opuścił auto, prawdopodobnie po to, by otworzyć mi drzwi. Oczywiście jak to miałam w zwyczaju, przypomniałam sobie nieadekwatny do sytuacji tekst Mikołaja, o patrzeniu na pośladki i podejmując niezwykle rozważną decyzję postanowiłam, że wysiądę sama.
I to był kurwa wielki błąd...
Już przy podnoszeniu się z fotela pasażera zobaczyłam mroczki przed oczami, następna w kolejce była całkowita ciemność, utrata równowagi, huk i przeraźliwy pisk w uszach.
-Lili! - usłyszałam męski głos jakby z oddali — Pomocy!
Moje powieki opadły, a świat spowiła absolutna cisza...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro