Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Skrzydlate klucze cz.1

Wszelka przemoc jest skutkiem tego, że ludzie oszukują samych siebie, wierząc, że ich ból pochodzi od innych ludzi i że w konsekwencji ci ludzie zasługują na karę.”

– Marshall Rosenberg

Niedziela upłynęła dość spokojnie. Do wieczora siedziałam z Zuzą. Oglądałyśmy durne komedie romantyczne i opychałyśmy się lodami i popcornem, zapijając je hektolitrami coli zero. Wieczorem pożegnałam przyjaciółkę, która w poniedziałek rano ostatecznie opuszczała Wrocław, by rozpocząć nowy etap w Trójmieście. Chwilę później w drogę wyruszyła nasza power couple.

Już się chyba pogodziłam, z przeprowadzką Zuzy i Pawła. Jak wszystko dobrze pójdzie, w najbliższym czasie sama wyprowadzę się z Wrocławia.

Znaczy, mam nadzieję, że nie sama...–przebiegło mi przez myśl.

Przy dobrych wiatrach trasę z Warszawy do Gdyni byłam w stanie pokonać w dwie i pół godziny, zatem mogłam uznać, że nadal Zuś będzie na wyciągnięcie ręki.

Gdy zostałam sama w domu, przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do Mikołaja. Rozłąka była znacznie trudniejsza, niż mi się początkowo wydawało. Jednak przekonywałam samą siebie, że ten czas spędzony osobno wyjdzie nam na dobre, a już z pewnością mi, i tak też było. Samotnie spędzona noc utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę zrobić wszystko, byśmy nadal mogli iść wspólnie przez życie.

Poniedziałek rozpoczął się dla mnie po dziesiątej, wzięłam szybki prysznic i wypiłam Redbullesso, wypalając przy tym trzy papierosy. Plan ułożony w głowie przez noc, za chwilę miał się urealnić. Stres, który mi przy tym towarzyszył, sprawiał, że nie byłam w stanie wcisnąć w siebie nic poza kawą.

Dasz radę, dasz radę, dasz radę...– powtarzałam jak mantrę, stojąc przed lustrem w kremowo-różowym dresie od Armaniego i sneakersach od tego samego projektanta. Związałam włosy w kok i obrzuciłam wzrokiem swoje odbicie w lustrze.

– Brakuje Ci jeszcze wymalowanych na twarzy barw wojennych – prychnęłam do siebie.
Spojrzałam na kartony rzucone w rogu holu, obok nich stała aktówka na dokumenty, które były niezbędne, do dalszej realizacji planu.

– Okej, nikt tego za Ciebie nie zrobi, Lils – próbowałam się przekonać do wciśnięcia startu, tuż po tym, gdy wpakowałam do Shelbiego kartony i wrzuciłam na siedzenie  pasażera aktówkę. Drżącą dłonią wcisnęłam przycisk, silnik przyjemnie zamruczał, a z głośników zaczął sączyć się kojący głos Harry'ego Stylesa. Zmieniłam natychmiast playlistę, nie mogłam pozwolić by jeden z ulubionych artystów, kojarzył mi się z piekłem na ziemi.

Wyjechałam z podjazdu i na pierwszym skrzyżowaniu skręciłam w prawo, zgodnie ze znakiem, na którym widniał napis „Oporów".
Choć wiele bym dała by zapomnieć drogi do tego miejsca, to obawiałam się, że wszystkie blizny i bolesne wspomnienia nigdy mi na to nie pozwolą.

Myśli zagłuszały kolejne dźwięki techno, które nie pozwalały mi na ponowne analizowanie całego planu. Miałam świadomość tego, że nie jest idealny, ale nie mogłam i nie chciałam dłużej czekać i zastanawiać się, czy to wszystko ma sens. Kiedy wjechałam na osiedle w środku gęstego sosnowego lasu, poczułam ucisk w żołądku i nieprzyjemny chłód.

Zatrzymałam się przed budynkiem, w którym mieszkał mój ojciec i zacisnęłam dłonie na kierownicy. Wzięłam kilka głębszych wdechów i dotarło do mnie, że chyba nie jestem w stanie wejść tam sama.

Postanowiłam wybrać numer Mikołaja i poprosić go by przyjechał. Pieprzyć postanowienia o czasie dla siebie
Zrozumiałam, że potrzebuję go teraz jak nikogo innego. Poza tym cholernie się boję wejść tam sama. Niestety, aby zrealizować plan, który powstawał w mojej głowie, potrzebowałam kluczy od mieszkania Łukasza, a właściwie to od mojego, oraz świadectw maturalnych i zaświadczeń z uczelni, że skończyłam pierwszy rok studiów. Dodatkowo bardzo chciałam odzyskać bransoletkę, którą dostałam od mężczyzny,  uporczywie nieodbierającego moich połączeń.

Dzień Dobry, tu Mikołaj Skrzycki, nie mogę odebrać połączenia. Po usłyszeniu sygnału proszę zostawić wiadomość "

–Zajebiście – mruknęłam, wysiadając z auta. Wyciągnęłam aktówkę i kartony, z nadzieją, że Mikołaj za chwilę oddzwoni i nie będę musiała wchodzić tam sama. Jednak na marne. Rozważałam też telefon do Nikodema, ale z tyłu głowy huczały mi cały czas słowa Aurory, że powinnam zniknąć z ich życia.

Dobra Lils, zróbmy to, tylko prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu. – Próbowałam podnieść się na duchu, tekścikami mojego brata. Nikt poza mną nie wiedział, że ten twardy i oschły z wierzchu człowiek, miał duszę jak puszysta chmurka i słabość do bajek DreamWorks. Dlatego, gdy byliśmy sami, sypał cytatami jak z rękawa.

Zanim ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, upewniłam się, że Volvo nie stoi pod domem, a alarm jest uzbrojony. Próbowałam otworzyć furtkę kodem, ale ojciec go zmienił. Na szczęście zapomniał o aplikacji i możliwości otworzenia przy użyciu biometrii. Prościej mówiąc, poprzez zeskanowanie źrenicy i odcisku palca. Po potwierdzeniu tożsamości wyświetlał się jednorazowy kod do furtki i drzwi wejściowych, który trzeba było nanieść na panelu przy bramce, a następnie przy głównym wejściu.

Jakim potworem trzeba być, żeby zmienić kod do domu rodzinnego, własnemu dziecku – pomyślałam z rozżaleniem.

Po wejściu do domu uderzył mnie potworny odór. Na podłodze walały się stare pojemniki po jedzeniu z najpodlejszych knajp. W kuchni, a raczej w tym, co po niej pozostało, walały się sterty śmieci. Prawdopodobnie stary liczył, na to, że wyniosą się same. Jeśli poleżą tu jeszcze trochę, to prawdopodobnie tak się stanie. Dalej było tylko gorzej, potłuczone szkło, zakrwawiona koszula, brudne wyświechtane spodnie dresowe, wymiociny w rogu korytarza. Zastanawiałam się, czy na pewno dobrze trafiłam, bo to miejsce nie przypominało domu, w którym się wychowywałam, ojciec zrobił z niego regularną melinę. Najwidoczniej nawet Pani Maria przestał tu przychodzić. Nic dziwnego, skoro ten idiota przestał jej płacić. 

Nie miałam czasu na to, by rozczulać się nad tym, co straciliśmy jako rodzina. Choć to, co działo się w domu, było najlepszym przykładem, że straciliśmy wszystko. Przechodząc na piętro, dostrzegłam na stoliku w jadalni, ślady, które mnie zmroziły.

Kokaina? Serio, tato? - pomyślałam zawiedziona. Mimo wszystko czułam się winna. Może gdybym go nie zostawiła, nie stoczyłby się tak bardzo. Może jeśli bym z nim więcej rozmawiała, to udałoby się go przed tym uchronić. W sumie nie wiedziałam, dlaczego z dnia na dzień tak bardzo się zmienił. Domyślałam się, że to miało związek z odejściem matki i z problemami w pracy, ale tak naprawdę, nigdy nikomu nie powiedział co się u niego dzieje. Mimo że przez wiele lat mnie krzywdził, wierzyłam, że to nie jest mój tata, tylko przypominająca go wydmuszka, wyprana z wszelkich emocji. Moje poczucie winy rosło z każdą minutą, ale wszystkie wyrzuty sumienia zdawały się zamilknąć, tuż po tym, gdy odkryłam, że w pokoju dziennym na piętrze brakuje fortepianu. 

Mogłam usprawiedliwić wszystko, ćpanie, chlanie, nawet przemoc, ale pozbywanie się pamiątek po zmarłym synu? To już przekraczało granice mojej wyrozumiałości. Poczułam, jak do oczu cisną mi się łzy, które były połączeniem wściekłości, bólu, rozczarowania i ogromnego smutku. 

Mam nadzieję, że go nie zniszczył. Jeśli go sprzedał, to może uda mi się odzyskać stracony fortepian. 

Zniknięcie fortepianu i stan, w jakim znajdował się dom, utwierdzał mnie w przekonaniu, że decyzja o wyprowadzce, to dobry ruch. Jeśli nie odnalazłabym kluczy do mieszkania, to byłam gotowa zgodzić się na warunki Mikołaja. To był mój plan B.

Część Planu A, znajdowała się  w mojej ręce i przekręcała zamek do drzwi — klucze do pokoju mojego i Łukasza. Wciągnęłam kartony do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi na wszystkie możliwe sposoby, czyli zamek, łańcuszek i skobelek. Miałam nadzieję, że zdążę wyjść, zanim wróci ojciec. Wrzuciłam do jednego z kartonów, nadal nieotwarte prezenty urodzinowe i zabrałam się za przeszukiwanie szuflad, w których przechowywałam wszystkie dokumenty. W końcu znalazłam różową teczkę z podpisem świadectwa. Wsunęłam ją ostrożnie do aktówki, aby następnie dołożyć tam: akt urodzenia, sylabus z pierwszego roku architektury, zaświadczenie o przerwaniu studiów po pierwszym roku, indeks i potwierdzenie o zaliczeniu dwóch semestrów. Do tego doszły dokumenty potwierdzające działanie w parlamencie studenckim i kołach naukowych. 

Chciałam spakować jak najszybciej wszystkie dokumenty, by znajdowały się w bezpiecznym miejscu w razie, gdyby ojciec wrócił szybciej, niż zakładałam, co było bardzo możliwe, bo wyglądało na to, że ani biuro projektowe, ani PB-Development nie funkcjonowały najlepiej. Do kompletu dokumentów brakowało mi aktu notarialnego. Przeszukałam swój pokój bardzo dokładnie i go nie znalazłam, co oznaczało, że musiał być w miejscu, w którym nie byłam od ponad dziesięciu miesięcy. 

Nacisnęłam niepewnie klamkę drzwi łączących nasze pokoje. Wzięłam dwa głębsze wdechy i z zaciśniętymi, do granic możliwości, powiekami, przekroczyłam próg. Choć oczy miałam zamknięte, reszta zmysłów od razu dała znać o tym, gdzie się znajduję. W powietrzu nadal można było wyczuć delikatną woń jego perfum, a ledwo wyczuwalny zapach świeżego prania nadal krążył po pokoju. Na twarzy poczułam ciepłe promienie słońca. Zawsze zazdrościłam Łukaszowi, że jego pokój był lepiej nasłoneczniony. Choć obydwa znajdowały się po tej samej stronie, to przy moich oknach sosny rosły gęściej, przez co do pomieszczenia wpadało mniej światła. 

Łzy pod powiekami piekły coraz mocniej. Choć od momentu wyznania Mikołajowi prawdy o śmierci Łukasza, czułam się lżej, to tęsknota za bratem z dnia na dzień rosła, chociaż powinno być na odwrót. Nowe informacje, jakie przekazał mi Bary, wcale nie pomagały w uporaniu się  z emocjami. Myśl, że nie znałam Luksa, tak dobrze, jak mi się wydawało, sprawiała, że czułam się podle. Dopiero do mnie docierało, że byłam fatalną siostrą i zawodziłam na każdej linii, na tyle by zmuszony był ukrywać przede mną nawet swoją prawdziwą miłość. 

Kiedy, otworzyłam oczy, odetchnęłam z ulgą. Pokój Łukasza był w nienaruszonym stanie. Tak jakby przed chwilą stąd wyszedł i zaraz miałby wrócić. Niestety, w trakcie poszukiwania aktu notarialnego, albo chociaż kluczy od mieszkania, przewróciłam pokój do góry nogami. Po dokumencie nie było śladu, po kluczach także. Ostatnią nadzieją na znalezienie czegokolwiek była przepastna biblioteczka wypełniona po brzegi książkami. Począwszy od różnego rodzaju kodeksów, przez Sapkowskiego, Tolkiena, Tołstoja i Orwella, na Harrym Potterze w specjalnym wydaniu kończąc.

Jeśli Łukasz chciał, żebym znalazła dokumenty lub klucz i faktycznie ukrył je pośród książek, to nie mogła być pierwsza lepsza książka. Najpierw sięgnęłam po „Folwark Zwierzęcy", a następnie „Rok 1984", dwie ulubione książki mojego brata. Następnie przetrzepałam całą serię o Geraldzie z Rivii,  żeby w końcu sięgnąć po Kodeks Cywilny, jednak nadal bez skutku. Już miałam wyciągać losowo książki z półek i sprawdzać każdą po kolei, kiedy ni stąd, ni zowąd w  mojej głowie pojawiła się scena z Harrego Pottera.

No jasne! Harry Potter i Kamień Filozoficzny! Tam na sto procent coś będzie.

Wertowałam książkę kartka po kartce w poszukiwaniu choćby zaznaczonego fragmentu. Jednak tego, co zastałam na stronie poświęconej Skrzydlatym Kluczom, naprawdę się nie spodziewałam. W pozostałej części książki był idealnie wycięty kształt pasujący do klucza, który znajdował się w książce.

Hermiona:
Te ptaki... przecież nie mogą tu być dla dekoracji.
Harry:
To nie ptaki! To są klucze! Uskrzydlone klucze...

Mój także miał dospawane skrzydełka do górnej części i był wierną kopią rekwizytów z ekranizacji książki. Pod spodem klucza była złożona niewielka karteczka, na której widniał napis „klucz zapasowy" i podany adres, który potwierdzał słowa Barego. Mój brat miał apartament na Żoliborzu. Niestety, aktu notarialnego nie udało mi się znaleźć, ale istniała szansa, że dokument znajdował się w mieszkaniu w Warszawie.

Schowałam znalezisko do aktówki z dokumentami i wręcz zbiegłam po schodach, by móc ją schować do auta. Musiałam mieć pewność, że zabezpieczę teczkę przed powrotem ojca. Umieściłam ją pod fotelem kierowcy, tak by nikt nie dostrzegł torby. Chwilę to trwało, nie mogłam jej wcisnąć, więc musiałam się trochę namęczyć i pozmieniać ustawienia fotela, żeby w ogóle ją tam wepchnąć. Kiedy miałam pewność, że aktówka jest bezpieczna, wróciłam do środka po resztę rzeczy. 

Wchodząc do domu, zauważyłam, że zrobił się przeciąg, zwiewając ze stołu walające się  wszędzie szkice architektoniczne. To oznaczało, że ojciec, chociaż starał się pracować. 
Spojrzałam na jeden z nich, który wylądował pod moimi nogami i skrzywiłam się nieznacznie. To, co trzymałam w rękach, za nic nie przypominało prac, o które zabijały się największe agencje nieruchomości i developerzy. Odłożyłam rysunek, na komodę i weszłam do salonu, żeby zamknąć drzwi tarasowe. 

Dziwne, nie zauważyłam wcześniej, żeby były otwarte. - Pomyślałam i zamarłam, tuż po tym, gdy odwróciłam się w stronę schodów.

Miałam rację, wcześniej drzwi tarasowe były zamknięte...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro