17. Prawda jest gorzka, a łzy są słone...
Za przyjaźń bo bez tego nie doszedłbym nigdzie
Choć z roku na rok coraz mniej nas na tej liście
Z każdej sytuacji wspólnie znajdziemy wyjście
Jeszcze parę zwycięstw razem będziemy na szczycie
-Paluch, „Za wszystko"
Rano obudziła mnie brutalna rzeczywistość. Nim otworzyłam oczy, nieświadomie zaczęłam szukać ręką Mikołaja.
- Kurwa - mruknęłam, gdy dotarło do mnie, że wczorajsze wydarzenia, nie były złym snem, a pieprzonym koszmarem, w dodatku na jawie.
Ogarnęła mnie pustka, podejrzewałam, że spowodowana brakiem łez. Miałam wrażenie, że wypłakałam wszystkie, po rozmowie z Mikołajem. Nie wiem, jak długo leżałam, wyjąc w poduszkę, ale wystarczająco by zasnąć z wycieńczenia. Ostatecznym dowodem na potwierdzenie moich słów był fakt, że miałam na sobie wczorajsze ubrania i resztki makijażu.
Zwlekłam zmęczone ciało z miękkiego materaca i podreptałam do łazienki. Napuściłam wody do wanny, dolewając do niej płynu malinowo-różanego, sypnęłam dwie garści soli morskiej i zamoczyłam się w gorącej pianie.
Poczułam jak moje mięśnie się rozluźniają, a z ramion schodzi całe napięcie. Zanurzyłam głowę pod taflą wody i wstrzymałam oddech, licząc, że spłynie na mnie jakieś rozwiązanie. Oczywiście mylnie. Chwilę później wynurzyłam się, cały czas walcząc z myślami. Zastanawiałam się, czy jeśli faktycznie zdecydujemy się być dalej razem, to czy Mikołaj będzie w stanie przeciwstawić się na tyle ojcu, by ten dał nam spokój.
Kurwa, Lilka, jakie jeśli - zganiłam się w myślach - już raz los Was rozdzielił więc, zamiast zastanawiać się, czy dacie radę to ogarnąć, powinnaś ułożyć plan, jak to zrobić.
Jedno było pewne, Bary miał rację. Nie mogłam stracić Mikołaja, w moim sercu nie było miejsca na kolejną wyrwę, tym bardziej że ta by była niczym lej po bombie. Mikołaj sprawiał, że znów chciało mi się żyć. Odmienił moją rzeczywistość i choć sam wiele przeszedł, tchnął we mnie życie.
Spojrzałam na swoje przedramiona i skrzywiłam się na widok blizn, skrzętnie zakamuflowanych pod tatuażami. Skrzyżowałam ręce i oparłam je o klatkę piersiową, ponownie dając nura pod wodę.
Kiedyś będę musiała mu o tym powiedzieć. Prędzej czy później sam zauważy.
Spod wody wyciągnęło mnie pukanie do drzwi.
- Liluś, śniadanie na stole, zrobiłam racuchy, zjesz z nami? - zapytała babcia. W jej głosie można było nadal wyczuć napięcie, albo raczej troskę.
- Tak babciu, daj mi chwilę, zaraz zejdę.
Pośpiesznie umyłam całe ciało i wymęczone stylizacjami włosy i wręcz wyskoczyłam z wanny. Otuliłam się miękkim szlafrokiem i zawinęłam włosy w turban.
Świat mógłby się walić i palić, ale gorących racuchów Janiny się nie odmawia.
Wychodząc z łazienki, czułam, że moje kiszki grały marsza, a kubki smakowe zaczęły wariować. Zeszłam do kuchni, gdzie na stole stał półmisek świeżych racuchów i świeżo zaparzona kawa.
- O Boże, jak pachną - mruknęłam z zadowoleniem i przysunęłam do siebie cały półmisek - babciu, a gdzie porcja dla Janka - Puściłam oczko mężczyźnie, który siedział na jednym ze stołków i ze spokojem czytał gazetę.
- Przecież na wyspie stoi cały półmisek - odparła, obracając się w moim kierunku - och, rozumiem, mam jeszcze jabłka, dosmażę.
-Babciu, żartowałam. Przecież to wystarczy, dla naszej trójki i jeszcze mniej więcej dla połowy osiedla. - Usiądź w końcu z nami i zjedz - Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
- Tak, tak, już kochanie, już - odparła roztargniona.
- Dobra, widzę, że coś cię gryzie, o co chodzi? - Spojrzałam najpierw na Janinę, a później na Jana, który jak na siebie był zbyt milczący -Obydwoje coś ukrywacie. No mówcie - wymamrotałam, z pełnymi ustami.
No tak, racuchy nigdy nie pojawiały się ot tak. Tym razem myślałam, że to na poprawę humoru, ale po ich minach wnioskowałam, że jednak to nie mój podły nastrój był przyczyną puszystych placuszków, które pochłaniałam jeden po drugim.
-No bo...- urwała Janina, nerwowo miętosząc ściereczkę kuchenną.
-Janinko - odezwał się Jan - pozwól, że ja to zrobię.
- Dziecinko, powiem prosto z mostu - wziął głębszy oddech- poprosiłem Twoją babcię o rękę.
- O kurwa! - wymsknęło mi się.
- Lilianno Różo Brynicka! Słownictwo! - upomniała mnie babcia.
Machnęłam ręką na niezadowoloną kobietę i podniosłam się z miejsca.
- Gratuluję, dziadku! - przytuliłam go serdecznie - mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to, że nazywam cię dziadkiem.
- Oczywiście, że nie, to dla mnie zaszczyt dziecinko!
- Babciu, gratuluję! Naprawdę się cieszę - odpowiedziałam, popijając kawą kolejnego racucha. - Oboje zasługujecie na szczęście.
Janina nie kryła radości. Objęła mnie ramionami i mocno uściskała.
- Tak się cieszę, że to mówisz. Wiesz, chciałabym pojechać z Janem do jego syna, do Szczecina, ale jeśli mnie potrzebujesz, to zostanę.
-Babciu, spokojnie, jedź. Dziadek przecież nie może przekazać takiej nowiny bez Ciebie - Położyłam dłoń na ręce kobiety. - Ja i tak we wtorek rano wyjeżdżam do Warszawy, a stamtąd pojadę do Zuzy i Pawła, gdzie pewnie trochę zostanę.
- Do Warszawy? A po co? - Zapytała zdziwiona.
- Janinko, daj spokój, dziewczyna może jedzie się wyszaleć, a ty jej dziurę w brzuchu wiercisz. Będzie potrzeba, to na pewno nam o tym powie.
-Jeszcze mnie nie poślubiłeś, a już ją rozpieszczasz - burknęła.
-Janinko, gdyby nie Dziecinka, to nigdy bym Cię nie poznał. To oczywiste, że ma u mnie specjalne względy - Mężczyzna ujął dłoń partnerki i złożył na niej pocałunek.
- Naprawdę, mogę patrzeć na Was godzinami, ale muszę uciekać.
- Kochanie, a co z Tobą i Mikołajem? - zapytała zatroskana Janina.
- Mikołaj się wyprowadza. Dostał świetną propozycję pracy w Warszawie. Tylko zapomniał mi o tym wspomnieć - prychnęłam - Mam się z nim spotkać w Gdyni w piątek. Tylko jak na razie to absolutnie nie wiem, co mu powiedzieć.
- Drogie Panie, muszę Wam przerwać. Chcę się tylko pożegnać z moimi ulubionymi kobietami.
Praca wzywa - Uśmiechnął się Jan, machając nam ręką na pożegnanie.
-Znajdziesz jeszcze dla mnie chwilę? Czy naprawdę musisz już iść? - westchnęła Janina.
- Babciu, dla Ciebie zawsze znajdę czas.
- Liluś i jak Ci z tym wyjazdem Mikołaja. To po to jedziesz do Warszawy?
- Szczerze mówiąc - westchnęłam - sama nie wiem. Z jednej strony jestem z niego niesamowicie dumna i w głębi serca bardzo mu kibicuję, ale boję się, że jeśli tu zostanę, a on będzie tam, to nie przetrwamy - otarłam łzę z policzka.
- Koochanie - przeciągnęła Janina - jeśli macie być razem to będziecie, bez względu na odległość, jaka Was dzieli. Mikołaj Cię kocha i co do tego nie mam wątpliwości, ale to ty musisz się ich wyzbyć.
- Ja po prostu nie wiem. Codziennie zastanawiam się, co on we mnie widzi- odpowiedziałam, drżącym głosem- Jest świetnie wykształcony, ma dobrą pracę, realizuje wszystkie cele. Jest jak taran, gotów sforsować wszystko na swojej drodze, by mieć to, czego chce. W dodatku mógłby mieć każdą kobietę, zatem dlaczego poświęca czas mi? Przecież jestem jedną, wielką, chodzącą blizną, bez większych perspektyw. Nikodem się nade mną zlitował, zatrudniając jako swojego managera, ale to nie będzie trwało wiecznie. Boję się, że po prostu, któregoś dnia przestanę mu wystarczać.
- To chyba nie jemu powinnaś wystarczać, tylko sobie, co? - odezwał się znajomy damski głos zza moich pleców.
- Co tu robisz, Zuza? - odparłam chłodno, nie odwracając się w jej kierunku.
- Wysłuchuję tych głupot, które bredzisz na swój temat. Jak to mówią, nie chciał Mahomet do góry, to góra przyszła do Mahometa. Jeśli liczyłaś, że będę potulnie czekać na to, aż łaskawie się do mnie odezwiesz, to rozczaruje Cię, bo ja jestem Palińska, nie Skrzycka - mówiła, usadawiając się na kanapie w salonie.
- To może ja Was zostawię? - zapytała babcia - Ale czy ty się Lilusiu czasem gdzieś nie wybierałaś?
-Owszem - mruknęłam - miałam jechać do Mahometa.
- Rozumiem - uśmiechnęła się do nas - Tak czy inaczej, kochana wnusiu, będę Cię wspierać w każdej decyzji, jaką podejmiesz. Nie będziesz miała lepszego czasu, jak teraz, by dowiedzieć się, kim tak naprawdę jesteś i gdzie jest Twoje miejsce na ziemi.
- Kocham Cię, babciu - objęłam ją za szyję.
- Ja Ciebie też i nigdy o tym nie zapominaj. No, a teraz uciekam na zakupy, a wy sobie porozmawiajcie, bo zdaje się, że macie o czym.
- Jak skończysz zakupy, daj znać, przyjadę po Ciebie - zwróciłam się do starszej z kobiet.
- Liluś, zamówię ubera - roześmiałam się, a ona puściła mi oczko.
- W normalnych warunkach, bym się oburzyła, że wolisz ubera niż mnie, ale odkąd Twój narzeczony dla nich pracuje, jakoś mi z tym lżej.
- Narzeczony?! -Ożywiła się Zuza, o której obecności przez chwilę zapomniałam.
- Tak - odparłam beznamiętnie, dając przyjaciółce jednoznacznie do zrozumienia, że nadal jestem na nią wściekła. - Dziadek Janek poprosił babcię o rękę.
- O mój Boże, to cudowna wiadomość! Gratuluję! Tak się cieszę - Dziewczyna wystrzeliła z kanapy i uściskała babcię, stojącą w przedpokoju.
- Dziękuję Zuziu - odparła, nieco zakłopotana - Teraz naprawdę pora już na mnie. Do zobaczenia, dziewczynki
-Pa Babciu!
- Do widzenia, Pani Janino! - pomachała jej Zuza, po czym zwróciła się do mnie i ponownie wróciła na wcześniej zajmowane miejsce.
- Zjebałam, wiem - wymamrotała - ale wierz mi, naciskałam na Mikołaja, żeby Ci powiedział.
- Sama powinnaś mi powiedzieć - syknęłam.
- Kurwa, Lili, nie wystarczy, że Paweł zawiódł jego zaufanie, mówiąc Ci o Matyldzie, a mi o Warszawie? Naprawdę wolałabyś, żeby Mikołaj przestał nam ufać i trzymał wszystko w sobie? Tego chcesz?
- Chcę, żeby moja przyjaciółka stała po odpowiedniej stronie barykady - odpowiedziałam rozczarowana jej postawą.
- Barykady?! - zapytała z niedowierzaniem - Czy ty się słyszysz?! Przecież wy jesteście razem, więc powinniście stać obok siebie, a nie naprzeciw. Wspierać się, a nie szukać sprzymierzeńców, w walce z tą drugą stroną. Wybacz, że Ci to powiem, ale ktoś musi Tobą potrząsnąć. Dorośnij w końcu. Jeśli chcesz szczeniackiej miłości ubranej w motylki i cukrową watę, udającą, że prawdziwe problemy dookoła nie istnieją, to źle ulokowałaś uczucia. Co ty miałaś w głowie, myśląc, że Mikołaj chciał Cię tylko przelecieć. Lilka, do kurwy nędzy! Serio, po tym wszystkim, co przeszedł, jak bardzo się przed Tobą otworzył?! Kim jesteś i co zrobiłaś z moją inteligentną i logicznie myślącą przyjaciółką?!
Sama chciałabym to wiedzieć. Prawda była taka, że ostatnio nie poznawałam samej siebie...
-Skąd to wiesz? - zapytałam zdziwiona, udając, że jej pozostałe słowa wcale we mnie nie uderzyły.
- Bo tak właśnie działa zaufanie i przyjaźń! Mimo, że zjebałam go z góry na dół, wczoraj wieczorem, to po rozmowie z Tobą i tak przyjechał do mieszkania Pawła. Spojrzałaś choć przez chwilę na tę sytuację z jego punktu widzenia? Postawiłaś się na miejscu Mikołaja?! Nie. A wiesz dlaczego? Bo nie potrafisz wyjść za pieprzone ramy własnych ograniczeń i kompleksów.
Masz ogromny talent, świetną pracę i faceta, który na każdym kroku całuje ziemię, po której stąpasz, ale nie. Ty ciągle potrzebujesz więcej! W ten sposób nie wyleczysz się ze słabości, a tylko dobijesz wasz związek, zdecydowanie szybciej niż go zbudowaliście. Jak mam być szczera, to nie Mikołaj traktuje Was niepoważnie, tylko właśnie ty! Nie jesteś w stanie się głębiej zaangażować, bo cały czas wydaje Ci się, że to za chwilę się skończy. Kilka tygodni temu, powiedziałaś mi, że mam problemy z zaufaniem i zdecydowanie miałaś rację, po czym postanowiłaś wdepnąć w to samo gówno.
-A dziwisz mi się, że nie potrafię mu zaufać? Jak przy tak ważnych decyzjach o mnie zapomina? Zuza, kurwa, nie rób ze mnie rozkapryszonej nastolatki.
- To przestań się tak zachowywać! Dlaczego poprosiłaś go o czas na przemyślenie?
- Żeby ułożyć plan, jakoś to połatać, uratować.
- No to teraz połącz kropki i w końcu zrozum, dlaczego nie powiedział Ci od razu. Przyszedł do Ciebie z planem, zrobił dokładnie to samo co chcesz zrobić ty. Chciał Ci zapewnić poczucie bezpieczeństwa!
- Kurwa, Zuza, co Cię ugryzło? Czemu taka dla mnie jesteś? - warknęłam - w jaki sposób zatajenie prawdy o wyprowadzce miało dać mi poczucie bezpieczeństwa?! - uniosłam głos i brwi, zirytowana narracją mojej przyjaciółki, jakobym to ja miała być winna obecnemu stanowi.
- Tylko ja w tym towarzystwie mam jaja, by powiedzieć Ci, że niszczysz to, na czym tak bardzo wam zależało. Gotowi byliście puścić z dymem każdą relację, by tylko się nie przyznać do własnych uczuć, a gdy w końcu się udało i jesteście razem, to dla odmiany postanowiliście być autodestruktywni, obydwoje! Lepiej byś się poczuła, gdyby przyszedł do Ciebie i powiedział: „wyjeżdżam, nie mam żadnego planu, więc nie wiem co dalej z nami" czy wolałabyś, żeby zrezygnował i został tutaj, biorąc od groma dyżurów całodobowych. Tak by było lepiej?
-Oczywiście, że nie! - krzyknęłam już całkowicie wkurwiona - Wiesz, kiedy było by lepiej? Gdybym się dowiedziała od niego, a nie od jego popierdolonego ojca, przy całej sali obcych ludzi!
-Lili - westchnęła z rezygnacją - zapewniam Cię, że Mikołaj też by wolał tę opcję. Zgadzam się, to było strasznie chujowe, ale ty powinnaś wiedzieć najlepiej, że relacje z rodzicami nie zawsze są takie, jakimi byśmy sobie życzyli.
- Wiem, ale gdyby mi powiedział...- niedane było mi skończyć, bo przyjaciółka weszła mi w słowo.
- Jesteś jak zdarta płyta! Możesz sobie gdybać do woli, ale możesz też spróbować stawić czoła tej przeszkodzie, stojąc w jednym rzędzie z Mikołajem. Zamiast przerzucać się odpowiedzialnością, zacznijcie w końcu działać razem. CHRYSTE PANIE, LILKA! Przestań udawać, że jesteś świętsza od papieża, bo obie wiemy, że tak nie jest. Sama masz przed nim tajemnice, o których nawet nie zamierzasz wspomnieć. Powiedziałaś mu, że próbowałaś popełnić samobójstwo? Albo, że straciłaś dziewictwo z jego młodszym bratem? Oczywiście, że kurwa nie!
Zuza raz po raz mnie punktowała. Próbowałam się jakkolwiek bronić, ale jej argumenty były mocne i stanowczo zbyt prawdziwe.
- Zapominasz o jednym fakcie, te sprawy, o których mówisz, dotyczą mojej przeszłości - prychnęłam.
- Ach, więc to nie tak, że boisz mu się o tym powiedzieć? Ty po prostu uznałaś to za nieistotne - parsknęła ironicznym śmiechem - chcesz się tak bawić, to proszę bardzo! W takim razie, kiedy zamierzasz powiedzieć Mikołajowi o ofercie Seniora? Przecież to już dotyczy waszej przyszłości.
- Oczywiście, że nie zamierzam! Wtedy ojciec zniszczy mu karierę! - żachnęłam się.
-Aha, czyli jak Mikołaj przedstawia Ci plan na wspólną przyszłość, to masz żal do niego, że decyduje za Ciebie. Jednak kiedy ty, jawnie odbierasz mu możliwość zadecydowania o własnym losie, podejmując decyzję, że mu nie powiesz, to wszystko jest w porządku?
Zgodnie z Twoją logiką, powinnam iść mu to teraz wszystko wyśpiewać, tak?
-Zuza, proszę Cię, nie możesz mu powiedzieć - odparłam realnie przerażona tym, co może się stać, gdy Mikołaj pozna prawdę o swoim ojcu.
-Dlaczego nie? - zapytała z delikatnym uśmiechem.
- Wiesz, że on zmiecie wszystko z powierzchni ziemi, gdy się o tym dowie. Nie będzie myślał logicznie i wytoczy przeciwko ojcu najcięższe działa, a ten w odwecie zniszczy mu życie.
- Dlaczego by miał ryzykować karierę i lata studiów dla chwilowego bzykanka, daj spokój. - Jej słowa ociekały ironią i sarkazmem.
-Zuza, odpuść mi w końcu - jęknęłam zrezygnowana.
- Nie licz na to. Dopóki nie dotrze do Ciebie, to jak irracjonalnie się zachowujesz. Już mi się wydawało, że wszystko jest na dobrej drodze. Co z Tobą Lils? - jej ton się zmienił. W końcu przypominał ten, który znałam.
- Już mówiłam - westchnęłam - boję się, że któregoś dnia dotrze do niego, że jestem niewystarczająca.
- Lili, czemu mam wrażenie, że tu wcale nie chodzi o Mikołaja? - przerwałam jej.
- Oczywiście, że o Mikołaja, a o kogo - próbowałam jeszcze zgrywać głupią i udawać, że nie wiem, co ma na myśli.
- O Ciebie Lili, od początku chodziło o Ciebie. Już jakiś czas temu zaczęłam się domyślać, ale wczorajsza sytuacja tylko mnie w tym utwierdziła. Zaczęłaś zauważać, że każde z nas idzie dalej.
Ja rozkręcam firmę, wyprowadzam się, wychodzę za mąż. Nikodem się oświadczył i wyjeżdża z Aurorą, by rozpocząć pracę dla Rekinów. Teraz Mikołaj postanowił zawalczyć o swój rozwój. Nawet Twoja babcia się odważyła.
Wcześniej, aż tak bardzo Cię to nie dobijało, nauczyłaś się ignorować głos rozsądku, który podpowiadał Ci, by wziąć sprawy w swoje ręce i naprawdę zacząć żyć własnym życiem. Teraz sprawa się rypła, bo jesteś zakochana w Mikołaju tak, że już chyba nawet nie potrafisz bez niego oddychać i zachowujesz się jak zwierze w potrzasku, bo wiesz, że masz dwie opcje: zostać we Wrocławiu i stracić miłość życia, albo wyjechać razem z nim i opuścić w końcu pieprzoną strefę złudnego komfortu.
Poczułam w gardle gulę, która nie pozwalała mi swobodnie oddychać. Wszystkie słowa, które dzisiaj padły, trafiały do mnie ze zdwojoną siłą. Zuza miała rację, czułam, że zostaję w tyle i nie potrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego.
- Masz rację, od samego początku. Boję się, że nie będę potrafiła iść dalej, dotrzymać kroku Mikołajowi, że to wszystko mnie przytłoczy. Boję się Zuza, tak strasznie się boję. Nie wiem czy nie przerosną mnie te zmiany.
- Lili - Objęła mnie za szyję i przyciągnęła do siebie - przysięgam, że że wszystkim Ci pomogę i jestem przekonana, że Mikołaj stanie na rzęsach, byś poczuła się dobrze w Warszawie. Tylko to ty musisz podjąć tę decyzję, nie my - Gładziła mnie po włosach, wysłuchując cichego szlochu.
- Zuś, dziękuję, nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. Naprawdę jestem wdzięczna, że powiedziałaś mi to wszystko. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką. - Przylgnęłam do niej i pozwoliłam sobie na ułożenie głowy na jej kolanach.
- Od tego jestem, tylko postaraj się w końcu uwierzyć w siebie. - Pogłaskała mnie czule po głowie.
- Zuś - wzięłam głębszy oddech, zastanawiając się czy na pewno chcę znać odpowiedź, na pytanie, które zaraz zadam.
- No co tam?
- Wiedziałaś, że Łukasz kupił mieszkanie w Warszawie?
- Co? O czym ty mówisz? Powiedziałabym Ci! Wygląda na to, wszystkie znaki na ziemi i niebie, dają Ci do zrozumienia, że chyba pora na nowy rozdział! - popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Warszawo, nadchodzę...- mruknęłam bez przekonania.
~~~~💚🩵~~~~
Hej Wybryczki!
Ze smutkiem muszę Was poinformować, że uległam kontuzji i nie mogę pisać 💔,
a nie mam żadnych spisanych rozdziałów od A do Z.
Niestety, prawa ręka jest wyłączona z użytku przez najbliższy tydzień (minimum).
Mam nadzieję, że będę mogła wrócić do Was we wtorek 15.10
Będę informować na bieżąco.
Uważajcie na siebie!
XOXO
Wybryk 🩵 💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro