Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. ... Z papieru miłością cz.2

Zwiedzam zakamarki mojej głowy, by
Znaleźć odrobinę odpowiednie słowa
Gdy znalazłem wyrzucam je prędko na głos
Nic nie mówisz, więc zaczynam od nowa
Biegam po zakątkach mojej głowy by
Znaleźć chociaż trochę pasujące słowa
Gdy znalazłem nie wyrzucam ich tak prędko
Gdyż widzę tylko smutek w twoich dużych oczach

CatchUp, Parę dni.

Mikołaj

Kiedy już traciłem nadzieję, że ona wróci, usłyszałem charakterystyczny dla Mustanga warkot. Gdy na podjazd wtoczył się zielony muscle car, poczułem przyspieszające serce i buzującą krew. Dłonie zaczęły się pocić i niekontrolowane trząść. Ujrzałem Liliannę, wysiadającą z wozu. Wyskoczyłem z Range Rovera jak poparzony, by mieć pewność, że nie zniknie od razu za drzwiami domu.

– Lili – zagaiłem niepewnie, nie robiąc ani kroku, by jej nie spłoszyć.

Spojrzała na mnie zielonymi ślepiami, w których można było dostrzec zmęczenie i zagubienie.

– Porozmawiamy? Proszę – przesunąłem się kilka kroków w jej stronę.
– Dobrze – odparła sucho – słucham.
– Tu?

Kurwa, naprawdę? Będziemy decydować o naszej przyszłości na pieprzonym podjeździe?

–A gdzie, Mikołaj. Jest wpół do drugiej. Zatem albo tu, albo wcale. – Chciałem oddać jej swoją marynarkę, ale cofnęła się, sprawiając, że po raz kolejny poczułem się jak śmieć.
–Wejdźmy chociaż do auta, jest chłodno, a ty masz top na ramiączkach. – Otworzyłem drzwi od Range'a, ale dziewczyna hardo powędrowała w stronę Shelbiego i usadowiła się na miejscu kierowcy. Nie chciałem nadwyrężać jej cierpliwości, dlatego bez zbędnego gadania usiadłem na fotelu obok.

Nie odezwała się słowem i obserwowała otoczenie przed sobą, uporczywie unikając mojego żałosnego wzroku. Była tak blisko, a jednocześnie cholernie daleko.

– Kochanie, ja naprawdę nie wiem, jak mam Cię przepraszać.
– To nie przepraszaj, po prostu powiedz mi, jak sobie to wszystko wyobrażałeś. Czy naprawdę miałam być tylko na chwilę? – Miałem ochotę zetrzeć łzę, która samotnie spłynęła po jej policzku.

– Lilia, błagam Cię! – uniosłem głos, zszokowany jej pytaniem – Opowiedziałem Ci od A do Z historię, której nie zna w całości ani mój brat, ani mój przyjaciel. Naprawdę uważasz, że po tym wszystkim, po naszej wspólnej nocy...-urwałem, bo nagle mnie olśniło-  zaraz, ty pomyślałaś, że się z Tobą przespałem i postanowiłem się ulotnić! – stwierdziłem, mając stuprocentową pewność, że nadal podświadomie brała mnie za chuja, którym już jakiś czas temu przestałem być. Tak mi się przynajmniej wydawało.

- A dziwisz mi się?- odparła.
- Tak Lilianno, dziwię się – odpowiedziałem z rozbrajającą szczerością – co jeszcze mam zrobić? Myślałem, że to wszystko, co Ci powiedziałem, jak bardzo się przed tobą otworzyłem, dało Ci jednoznaczne świadectwo, że jesteś dla mnie wszystkim, teraźniejszością i przyszłością.
- Mhm — mruknęła — wybacz, ale w obliczu ostatnich wydarzeń, mam wątpliwości co do ostatniego. Przyszłość? Jaka przyszłość, Mikołaj? Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, jak długo wiedziałeś? - odpowiedziała, nadal na mnie nie patrząc.

- Kurwa, Lilianno, spójrz w końcu na mnie! - warknąłem desperacko, jednak na marne. - Naszą wspólną przyszłość. Chciałem Ci powiedzieć, rano, przy śniadaniu, ale nie miałaś czasu. Przecież obiecałem, że wszystko wyjaśnię, zaraz po gali. 
- Wiesz co? Jednak nie chcę wiedzieć, od jak dawna wiesz. Domyślam się, że wystarczająco długo, żeby skontaktować się z agentem nieruchomości, ale za krótko, żeby spokojnie porozmawiać. Skoro nie na chwilę, to jak? Ja tu, ty tam? Spotkania na weekendy? To na dłuższą metę nie ma racji bytu! Nie widzisz tego? - zapytała, zwracając w końcu głowę ku mnie. 

-Lili, od początku próbuję Ci to wyjaśnić -westchnąłem, coraz bardziej zmęczony tą dyskusją. – Umówiłem się z tym agentem, żeby znalazł mieszkanie, dla nas. Chciałem wynająć coś, żebyśmy mogli zamieszkać razem. Jak dorośli ludzie, prawdziwa para, a nie dzieciaki, które nie mają nawet własnego kąta.
– Wspaniale, gratuluję. Ty załatwiłeś sobie pracę, znalazłeś mieszkanie, założyłeś, że zamieszkamy razem. Wszystko pięknie, ale zapomniałeś tylko o jednym nic nieznaczącym szczególe. Ja nie jestem meblem, który można zapakować do auta i wywieźć – mruknęła.

Jej głos nadal był zimny i pozbawiony emocji, ale w oczach coś uległo zmianie – lekko błyszczały. Można było dostrzec, że Lilianna intensywnie analizuje to, co usiłowałem jej przekazać. Poczułem, jak serce zaciska się w piersi. Znałem to spojrzenie – była na granicy, wiedziałem, że muszę coś zrobić, cokolwiek, żeby ją zatrzymać przy sobie.

– Lilianno – położyłem dłoń na jej udzie. Nie strąciła jej, co było dobrym znakiem. – Kocham Cię, nad życie i zaakceptuję każdą Twoją decyzję, ale błagam Cię, nie rozstawajmy się. – szepnąłem, czując jak grunt obsuwa mi się spod nóg.

Nie odpowiedziała od razu. Siedzieliśmy w ciszy, a atmosfera w aucie stała się tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Czułem, jakbym stał nad przepaścią, nie wiedząc, czy wyciągnie rękę i mnie uratuje, czy pozwoli spaść.

W końcu spojrzała na mnie znowu. Jej twarz była zatopiona w rozrywającym mnie na strzępy smutku, a oczy pełne niepewności, ale gdzieś głęboko dostrzegłem coś, co przypominało cień nadziei.

– Skąd pomysł, że chcę się rozstać? – wymamrotała przez zaciśnięte gardło – Kocham Cię, wszystkie moje emocje i uczucia od początku są szczere. Jestem po prostu zagubiona, Mikołaj. Nie chcę być częścią skrupulatnie ułożonego przez Ciebie planu. Zawładnąłeś moim ciałem, umysłem i sercem, ale nie mogę – westchnęła – nie chcę być tylko dodatkiem do Ciebie.

– Lili, przysięgam Ci, że nie ukryję już niczego. – Słowa wypowiadałem powoli, z namysłem, tak by na pewno zrozumiała, co mam na myśli. – Chcę, żebyś była pewna, że zawsze będziesz najważniejsza. Nie jestem doskonały, wiem to, ale wierz mi, że każdego dnia uczę się jak być w związku. Nadal popełniam błędy i pewnie jeszcze nie raz coś spierdolę, ale od ośmiu lat byłem odpowiedzialny tylko za siebie, teraz jest inaczej. Muszę... chcę nauczyć się wszystkiego. Wspólnego podejmowania decyzji, dzielenia się z tobą troskami i problemami. Zawsze wpajano mi, że muszę brać wszystko na klatę, że nie powinienem się użalać. Nauczyłem się, że muszę radzić sobie sam. Zresztą tak samo, jak ty. Obydwoje musimy zrozumieć, że możemy na siebie liczyć, że już nie musimy dźwigać wszystkiego na własnych barkach. Wiem, że Cię zraniłem, ale proszę, daj mi szansę, żeby to naprawić.

Kątem oka dostrzegłem jak jej napięte dotychczas ramiona i kurczowo zaciśnięte na kierownicy dłonie się rozluźniają.

– Potrzebuję kilku dni, muszę to sobie poukładać. Zastanowić się nad tym. Nie wiem, czy jestem w stanie wytrzymać ciągłe torpedowania naszego związku. Twój ojciec jest dupkiem i chyba obydwoje mamy świadomość, że to nie było jego ostatnie słowo. – odparła smutno, a na jej policzkach pojawiły się łzy. Mur, który wybudowała tego wieczoru, właśnie runął.

– Skarbie, proszę, nie płacz – Próbowałem ją uspokoić, ale głos mi się łamał. Nie wiem, czy to jej łzy to wywołały, czy świadomość, że tkwiliśmy po uszy w bagnie. Wysiadłem z auta i otworzyłem drzwi kierowcy – Lili, chodź do mnie – szepnąłem i wyciągnąłem do niej dłoń. Kiedy była już na zewnątrz, przyciągnąłem ją do siebie i otoczyłem ramionami. Dziewczyna wtuliła się we mnie, jakby to miał być nasz ostatni uścisk. – Tyle lat na Ciebie czekałem, więc poczekam jeszcze chwilę. Chciałem, żebyś jechała ze mną w poniedziałek wieczorem do Gdańska, na konferencję, ale zrozumiem, jeśli potrzebujesz więcej czasu. Mam niespodziankę, ale to może poczekać. Teraz jesteś najważniejsza ty i nasz związek.

– Dziękuję, naprawdę potrzebuję tego czasu. Przyjadę w piątek do Gdyni, porozmawiamy na spokojnie. Wszystko zaplanujemy – wyszlochała, nie odrywając policzka od mojego torsu.
– Dobrze Kochanie, tylko błagam, nie płacz już – przytuliłem ją mocniej, zanurzając nos w jej włosach. – Poradzimy sobie, ze wszystkim. We dwoje jesteśmy niezniszczalni, a mój ojciec nam niestraszny. Musimy sobie obiecać, że nigdy więcej żadnych tajemnic i uciekania. Kocham Cię, nie zapominaj o tym.

Podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Jej smutny, zmęczony wzrok, sprawiał, że odechciewało mi się żyć, ale przecież kochamy się, więc wszystko musi się ułożyć. Nie do końca pojmowałem, po co jej ten czas na przemyślenia, przecież plan był idealny. Jednak nie chciałem naciskać, dlatego postanowiłem uszanować prośbę dziewczyny, w końcu zrobiłbym dla niej wszystko. Miałem wrażenie, że żadne z nas nie miało już nic do powiedzenia, przynajmniej nie w tej chwili. Staliśmy wtuleni w siebie, podświadomie bojąc się, że to nasze pożegnanie. Miałem pretensje do Lilianny, że mi nie ufa, a sam pomimo zapewnień nie potrafiłem wypuścić jej z ramion i  uwierzyć, że faktycznie za kilka dni będzie nam dane się spotkać. 

- Dobranoc Voldi — szepnęła, wydostając się z moich objęć.
- Do zobaczenia Lili — odpowiedziałem, niechętnie rozluźniając uścisk. 

Kiedy odwróciła się by odejść chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, łącząc nasze usta w desperackim pocałunku. Miałem to gdzieś czy dostanę po mordzie, nie potrafiłem wypuścić jej, ot tak. Pragnąłem mojej Lili całym sobą, chciałem by wiedziała, że dla mnie cała ta sytuacja też nie była łatwa.

Lilianna 

Kiedy nasze usta się złączyły, poczułam jak moje serce niekontrolowanie galopuje. Nie chciałam tego pocałunku, a przynajmniej tak sobie wmawiałam. Wszystko we mnie krzyczało, żeby się odsunąć, ale... nie mogłam. Jeszcze przez chwilę walczyłam, próbowałam się oprzeć wszystkim emocjom, które odczuwałam, ale na marne. Położyłam dłoń na jego ciepłym policzku i zatraciłam się bez reszty. Pocałunek przepełniony był naszym bólem, zmęczeniem i żalem. Chciałam wierzyć, że wszystko się ułoży, że jesteśmy w stanie przetrwać ten test. Z drugiej strony obawiałam się, że miłość, którą bez wątpienia się darzymy, nie wystarczy. 

Odsunęłam się od niego powoli, wciąż czując ciepło, jego zaciśniętej na moim nadgarstku, dłoni.
- Mikołaj, błagam, daj mi czas — wymamrotałam.
– Dobrze, Lilianno – powiedział cicho, a jego głos był pełen rezygnacji, ale też zrozumienia. Jednak wzrok, jakim mnie obdarzył, był jak nóż, który powolnie wbijał się w moje serce – Dam ci go, ale obiecaj mi jedno... że nie znikniesz. Że naprawdę wrócisz.
- Zobaczymy się w piątek — jęknęłam, czując, że cholerne łzy znów cisną mi się do oczu — pójdę już — wyszeptałam drżącym głosem  i nie czekając na jego reakcję, ruszyłam w kierunku domu. Walczyłam ze sobą, by nie zawrócić i nie rzucić mu się w ramiona. Byłam gotowa  zapomnieć o wszystkim, ot tak, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinnam wykorzystać czas, o który poprosiłam. 

Potrzebowałam oddechu, lekkiego, pozbawionego ciężaru na sercu. Oszukiwałam się, że to możliwe. Naprawdę chciałam uwierzyć, że to wszystko może się udać i do tego właśnie potrzebny był mi czas. Musiałam ułożyć swój własny plan na nasze wspólne życie i skonfrontować go z tym przedstawionym przez Mikołaja. W głowie wciąż miałam jego słowa, jego spojrzenie, ale wiedziałam jedno – musiałam być pewna, że kiedy ponownie się spotkamy, będę gotowa z nim być. Chciałam świadomie zadecydować, kim powinna być Lilianna Brynicka, bo na pewno nie tylko dodatkiem do Mikołaja Skrzyckiego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro