5 {Ciuszki dla ciężarnych}
– Dlaczego jesteśmy w ciucholandzie? – pyta.
– Spójrz na mnie – podpieram dłonie na biodrach i wypijam ciążowy brzuch, żeby lepiej go widział.
– No co? W sklepach z rzeczami z metkami nie można znaleźć ciążowych ciuchów?
– Tych nie będzie mi szkoda przerobić.
– Przecież masz pieniądze, Fran – przypomina mi, jakbym o tym nie widziała.
– Przecież dopiero była dostawa, a nie ma tu chociażby jednej rzeczy..
– Może dlatego, że jest lato, a oni przywożą swetry – bierze jeden do ręki i macha mi nim przed twarzą.
– Chodź, znajdziemy coś dla ciebie, wielkoludzie – ciągnę go w część z męskimi ubraniami.
– Fran, sorry, ale na samą myśl ubrania tego mam pokrzywkę.
Patrzę na niego, jak na upierdliwe dziecko, ale wiem, że w tym wypadku z nim nie wygram.
– Widziałam twoją koszule, w której chodzisz do pracy, potrzebujesz nowej.
– Nie mam jednej – przypomina.
– Ale do tej akurat nie pasuje twój jedyny krawat – jestem dzisiaj w podłym nastroju – Dlaczego masz jeden krawat, Luke?
– Bo zawiązała mi go babka w sklepie, sam nie potrafię.
– Mogę cię nauczyć.
Prowadzę go do wieszaka z krawatami. Gdybym chciała czuć się poważnie i na odpowiednim stanowisku chyba także nie ubrałabym krawatu ze sklepu z używanymi ciuchami.
– Proszę, nie zakładaj na mnie tego. Chodź, zabiorę cię do Edynburga, tam możesz mnie ubrać w co chcesz.
Kusząca propozycja.
– Możemy też odwiedzić Christophera.
Patrzę na niego, jakby postradał rozum.
– Czy jest zbyt zajęty pracą?
– Do Londynu jest dalej, ale mają lepsze sklepy.
Nie wiem, czy pojedzie ze mną pięć godzin tylko po to, żeby ubrać siebie i moje ciążowe cielsko.
– Cholera, chciałbym, ale nie mogę. Muszę przygotować sprawdzian dla dzieciaków – drapie się po głowie, co jest oznaką jawnego zdenerwowania, a może i rozczarowania.
– Cały czas nie mogę uwierzyć w to, że jesteś nauczycielem – przeglądam jeszcze raz wieszaki, ale naprawdę nic tu nie ma – Nie nadajesz się na nauczyciela.
– Rola, na którą się nadaje jest w tym mieście od lat zajęta.
Teraz to ja patrzę na niego podejrzliwie.
– A co to za rola? O czymś nie wiem? Masz przede mną tajemnice?
– Dużo pytań, muszę się chwile zastanowić...
Uderzam go w ramie.
– Chodź, zrobimy pizzę.
– Chcesz mnie utuczyć! – oburzam się – Jestem w ciąży, naprawdę muszę zacząć jeść zdrowo.
– Położymy na niej ananasa.. – wyciąga mnie ze sklepu – A tak serio, zaprosimy resztę naszych przyjaciół w ten sposób zjesz mniej.
– Jaki ty wspaniałomyślny.. – przewracam oczami – Szkoda, że nie pomyślałeś o tym, co będzie gdy wszystko zjedzą, a ja dalej będę głodna. Możliwe, że wydrapię im oczy, za zjedzenie mojej pizzy.
Luke wybucha śmiechem, trudno mu się dziwić.
– Zrobimy taką specjalną tylko dla ciebie..
– Jak chcesz to w ogóle zrobić, skoro jesteś marnym kucharzem? – przypominam.
– Halo, nie słyszałaś o gotowych ciastach i sosie pomidorowym ze słoika?
– Więc tak przyrządzasz moją ulubioną pizzę?
– Dla ciebie wszystko! – otwiera przede mną drzwi swojego rodzinnego samochodu.
– A ja dostaję pokrzywki na myśl o jeżdżeniu takim z dzieckiem na tyle.
– To miasto jest małe będziesz mogła wszędzie chodzić pieszo i przy okazji pozbędziesz się zbędnych kilogramów – patrzy na mnie, zastanawiając się, jak zareagowałam na wzmiankę o kilogramach – Zawsze jesteś piękna i inne takie blablabla.
– Och, to takie słodkie – klepię go po policzku – Takie przekonywujące.. no rozczuliłeś mnie.
Obraca się do mnie przodem, a jego mina jest całkiem poważna, jedna z poważniejszych, jakie widuję na jego twarzy.
– Pieprzyć wagę, Fran, ciąża, ani pierwsze miesiące z dzieckiem nie powinny być przysłonięte zmartwieniami o dodatkowe kilogramy, je możesz stracić zawsze, a czy chcesz stracić chwile z dzieckiem biegając na siłownie?
– To bardzo – szukam dobrego słowa – demotywująca wersja..
– Wal się, chciałem być pomocny – odpala silnik i odjeżdża z pod lumpa.
– A co z tymi grupami, gdzie można ćwiczyć z dziećmi? O nich nie wspomniałeś. Albo z wózkami, nosidełkami..
– Okej, ja tu jestem w ciąży czy ty? – wkurza się – Chcesz zjeść ciastko to zjadasz cholerne ciastko.
– To takie proste, bo umawiałeś się zawsze z samymi modelkami..
– Nawet nie zaczynaj – naprawdę jestem w takim nastroju.
– Jackie, Monic, Tracy..
Widzę, jak przewraca oczami.
– Chociaż najlepsza była Moly, była samą skórą i kościami. Naprawdę to lubisz?
– Co zazdrosna? – patrzy na mnie wyzywająco – Taka z ciebie zazdrośnica, co Fran?
– Nigdy nie będę skórą i kościami i juz nigdy nie ubiorę stanika z miseczką B.
I zaczynam płakać.
Tego się nie spodziewałam.
A może trochę..
– Chryste, dziewczyno...
– Już mam rozstępy i ciężko mi się chodzi i włosy się nie błyszczą – przeczesuję je – Cudem widzę swoje stopy!
– Nie uważasz, że to jest tego warte? – zabiera jedną dłoń z kierownicy i układa na moim brzuchu.
– Nigdy już nie będę taka ładna – ocieram jego dłonią własne łzy i omal w nią nie smarkam, co jest super obleśne i wywołuje więcej łez – Będę miała cielsko po ciąży.
Odkładam jego rękę i własną koszulką próbuje pozbyć się dowodów rozpaczy.
– Gorąca czekolada, Fran?
– Z dużą ilością lodów.
Pochyla się przez konsole i całuje mnie w głowę, w tej chwili potrzebuję chyba więcej albo nie wiem, czego potrzebuję, bo jestem rozchwiana emocjonalnie.
– Jesteś ładniejsza od nich wszystkich razem – szepcze mi do ucha.
– Musisz tak mówić, bo jeszcze raz bym ci o smarkała rękę.
Wyciera wspomnianą rękę o moją nogę.
– Cóż, kobieta w ciąży jest w stanie zabić, więc ta o smarkana ręka.. – patrzy na mnie – Poza tym hej, zaraz będziemy zmieniać pieluchy.
– Tak, to chyba gorsze, ale to jednak bobas.
– Jesteś jego mamusią – ściska moje udo, raczej mocno, chcąc przekazać mi trochę swojej siły – Więc można ci to wybaczyć.
– Oby nie zdarzało mi się to po ciąży.
– Trzy miesiące na wyjście z ciążowych zwyczajów?
– Jesteś dla mnie taki łaskawy! – krzyczę – To niczym trzymiesięczny okres wypowiedzenia – gryzę się w język – Jeszcze tylko by mi zwolnienia brakowało. Odpukać.
I odpukuję niezliczoną ilość razy, póki nie dojeżdżamy do sklepu, gdzie sprzedają gotowe ciasta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro