4 {Rodzinna nasiadówa}
– Wybraliście już imię?
– Chciałabym coś dostojnego – stwierdzam – Imię robiące wow.
– Jakie imię dla chłopca, a jakie dla dziewczynki?
– Może Luke? – proponuje właściciel tego imienia – No co? To świetne imię.
– Chciałabym coś dłuższego, bardziej wytwornego.
– Moje serce boli – łapię się za nie dramatycznie.
– Mnie boli, że chcesz nazwać dziecko, jakby pochodziło z jakieś dynastii.
– Czy to nie dobrze, gdy imię ma historie?
– Jesteś tak zakochana w swoim imieniu, że może nazwij dziewczynkę Fran?
– Nie – stwierdzam szybko – Jeśli to chłopiec, mógłby nazywać się po jakimś brytyjskim aktorze.
– O nie, zaczyna się – jego głowa opada na moje ramie – Proszę, nie mów tego.
– Harry.
– No i powiedziałaś – dramatyzuje.
– Może od razu pięciu chłopców, żeby nazwać ich jak członków One Direction? To ta twoja wytworność?
– Charlie.
– Ten facet ginie w większości filmach. Nie uważasz tego za złą passę?
– Dzieciaki... – karci nas moja mama – W ogóle nie traktujecie tego poważnie.
– No nie wiem, czy się da tak poważnie, jak ty Connie. Trzymanie imienia dziecka w sekrecie nawet po urodzeniu?
Większość ludzi przy stole chichocze.
– Jak ma ta kruszynka na imię? A przepraszam spieszę się!
– Nie chciałam, żeby wszystkie przyszłe dzieci miały na imię Francesca! To piękne imię i nie chciałam, żeby stało się pospolite.
– Musiałam obiecać, że nie wydam – odzywa się mama Luke'a – Prawie składałam przysięgę krwi..
Moją mamę to bawi, jego niekoniecznie, chyba dalej jest przerażona na myśl o tym.
– Dobrze, że masz samych synów, dzięki temu było łatwiej.
– Może nazwę tak moje dziecko? – odzywa się Ben i wszyscy przy stole zamierają.
Cóż, ja zrobiłam to w mniejszym gronie, ale nie wiem, czy to miało znaczenie, bo dziesięć minut później i tak wszyscy już wiedzieli. Patrzymy na niego i na na jego żonę Kelsey. Nic jeszcze nie widać, nie to, co po mnie.
– Skąd już wiesz, że to dziewczynka? – pyta Jack.
– Nie wiem, chciałem po prostu oświadczyć to wszystkim – wzrusza ramionami i ściska kolano żony – Po co macie do siebie dzwonić?
– Zostanę babcią! – ekscytuje się jego mama – Mój najstarszy syn w końcu będzie miał dziecko!
– Wow, gratulacje — odzywa się Luke – Wow – powtarza.
Ściskam jego kolano, nawet nie jestem pewna, dlaczego, ale on ściska moją dłoń, jakby właśnie dokładnie tego potrzebował.
– No to deser! – krzyczy mama Luke'a – Upiekłam ciasto z Norą – Nora to narzeczona Jacka.
– Dla ciężarnych specjalnie duże kawałki.
Nasze rodziny przyjaźnią się od zawsze. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie czasu gdy tak nie było, bo gdy się urodziłam już mam zdjęcia z rodziną Hemmingsów. Wspólne niedzielne obiady to tradycja, był czas gdy było nas mniej i czas gdy przybywało nas, co raz więcej. Teraz dołącza już kolejne pokolenie i chyba będziemy musieli przenieść obiady do ogrodu, bo stół powoli zaczyna się robić za mały. W tym tygodniu nie ma naszych babć, w ogóle pojawiają się rzadziej od czasu mojej ciąży.
Gdzie pierścionek?
Gdzie ślub?
Nikt z nas nie mógł tego słuchać, a one na to patrzeć.
Wymykamy się z deseru na bujaną huśtawkę za domem.
– Powinniśmy poważnie porozmawiać o tym imieniu, skoro ma być ważne to może jakaś postać historyczna?
Przerzucam przez niego nogi, bo i tak nie mam siły się odpychać z tym brzuchem, w szczególności, że zabraliśmy trochę ciasta i właśnie się nim zajadam.
– Królowa Wiktoria? - pyta – To dostojne imię.
– I całkiem popularne. Wołanie kogoś Viki..
– Ciebie wołamy Fran. Chyba nie będziesz na nie mówić w domu Wiktoria proszę do stołu? Twoja mama prawie nigdy nie zwraca się do ciebie pełnym imieniem!
– Przekonywujący argument.
Podkładam mu łyżeczkę pod usta, chcąc uraczyć go kawałkiem pyszności, które wypiekły.
– A chłopiec? Ten Charlie mi się podoba, mogłoby to być zdrobnieniem od Charlsa.
– Fuj, Charles kojarzy mi się tylko z jakimś starym facetem..
– Żadne imię ci się nie podoba – uświadamia mnie.
– Bo chcę coś do niego poczuć, jakąś osobistą więź...
Przewraca oczami i zarazem otwiera szeroko buzie, żeby dostać jeszcze kawałek ciasta.
– Nie ma znaczenia, jakie to będzie imię.
– Nie chcę, żeby śmiali się z niego albo niej w przedszkolu.
– To może pomińmy imiona jakiś baronów albo księżnych z poprzednich epok?
Przytulam policzek do jego piersi.
– Może gdy się urodzi coś wymyślimy.
Ściska moje ramie na te słowa.
– Może przerobię z dzieciakami w szkole temat o jakimś bohaterze i poczuję, że to to.
– Albo bohaterce.
– A jak nie, to po prostu przekształcimy imię na żeńskie, a teraz dawaj ciasto.
– Bardzo dobre, dobrze, że Nora pomagała twojej mamie..
– Jestem po niej marnym kucharzem. A tobie kruszynko smakuje? – znów masuje mój brzuch, chcąc poczuć kopanie.
– Chyba śpi.
– Będzie w podobnym wieku z dzieckiem Bena, a on jest z sześć lat starszy..
To po prostu fakt. Nie ma w tym pretensji, oskarżeń, ani czegokolwiek innego, może trochę wątpliwości, że nasze posiadane doświadczenie życiowe jest zbyt blade w porównaniu z jego starszym bratem.
– Czy on by wiedział, co kupić na baby shower?
– No co ty, on nawet nie będzie pieluch zmieniał. Założę się o dziesięć funtów, że tego nie zrobi.
– Czy to źle, że nie wiem ile za dziesięć funtów mogę mieć pieluch?
– Dowiesz się szybciej, niż później.
I całuje mnie w głowę, a ja trochę bardziej się odprężam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro