two - 二
🐳🐳🐳
— Zaczekaj! — Wang Yibo krzyknął do nieznajomego, który po usłyszeniu dość mocnego i nieco groźnego głosu postanowił się zatrzymać.
Młody mężczyzna stojący w wodzie lekko przechylił swoją głowę w bok i zerknął przez ramię na dziewiętnastolatka. Yibo popatrzył ponownie w oczy tajemniczego człowieka, lecz sam nie wiedział, co chciał mu powiedzieć. Po prostu był go ciekaw. Co on robił tak wczesnym rankiem w morzu? Dlaczego był tutaj sam i zamiast wyjść na ląd wolał się taplać w zimnej wodzie?
— Czy... Możemy pogadać? — zapytał, wskazując swoją ręką w kierunku plaży.
Nieznajomy popatrzył tylko na skrawek piasku i od razu uciekł swoim wzrokiem stamtąd, ponownie skupiając się na wodzie. Yibo ciągle wyczekiwał jego odpowiedzi. Starał się być cierpliwy, choć cierpliwość wcale nie była jego mocną stroną. Wyciągnął dłoń ku nieznajomemu i chciał pomóc mu wyjść na suchy ląd.
— Wyjdź z wody, na pewno jest ci zimno. Pożyczę ci bluzę — zaproponował Wang, a tajemniczy chłopak uniósł swój kącik ust.
— Niepotrzebnie się martwisz — wyznał, a Yibo usłyszał aksamitny, spokojny ton głosu, który już przy pierwszym dźwięku zapadł mu w pamięć.
Jego głos... Był jak przyjemny przypływ wody. Krystaliczny, bezbronny i dobry. Budził on zaufanie.
— To jak? — zapytał ponownie. — Porozmawiamy?
— Tak, ale chcę zostać w morzu — wyznał, co nieco zdziwiło Wanga, ale jeśli to była jego jedyna prośba to niech tak będzie.
Yibo zaczął ostrożnie iść po skałach ponownie w kierunku plaży, nieznajomy zaś dotrzymywał mu kroku tylko on szedł kilka metrów dalej, a jego stopy stykały się z piaskowym gruntem. Wang czym prędzej zeskoczył z porastającego kamienia mchem i znalazł się już na właściwym miejscu. Zwrócił się w kierunku nieznajomego, który ułożył swoje ręce za plecami. Wyglądał na nieśmiałego chłopaka, bał się ponownie popatrzeć w oczy Yibo, gdy stał blisko brązowowłosego. Dziewiętnastolatek uśmiechnął się delikatnie i zerknął na stopy chłopaka, które po kostki były w wodzie. Tak jak powiedział, nie chciał wyjść z morze. Dla Wanga było to kompletnie niezrozumiałe, ale nie chciał atakować nieznajomego mnóstwem pytań, które wciąż cisnęły mu się na język. Był ciekaw, naprawdę ciekaw tego kim był ten młodzieniec? Czy mieszkał nieopodal plaży? Gdzie pracował?
Na ten moment wiedział tylko jedno o tajemniczym chłopaku. Kochał on morze.
Yibo wyciągnął dłoń ku czarnowłosemu i z wyprostowaną postawą czekał aż chudzielec poda mu swoją.
— Jestem Wang Yibo — odparł. — A ty?
Na twarzy nieznajomego wymalowany był strach. Tego Yibo także nie mógł pojąć, ponieważ zadał mu bardzo proste pytanie. Nie było ono ani skomplikowane, ani tym bardziej podchwytliwe jak zadania z treścią na sprawdzianach, co gorsza z matematyki. Czarnowłosy po chwili objął się jedną dłonią, a drugą delikatnie ujął tę dziewiętnastolatka. Wang uniósł swoje brwi, bo skóra chłopaka była... Inna niż kogokolwiek. Yibo miał mnóstwo znajomych, przyjaciół, kolegów, ale żadne z nich nie posiadało takiego dotyku. Myśli Wanga zaczęły krążyć w nieznanych mu dotąd odczuciach. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie się zastanawiał z czym porównać dotyk czyjejś skóry. Była ona delikatna, jakby obejmował zakwitnięte płatki tulipana o poranku. O poranku z tego względu, że mokre dłonie skojarzyły mu się z rosą. W magii tej całej sytuacji dostrzegł jednak także drugą stronę medalu. Ta dłoń... była naprawdę zimna, wręcz wyziębiona. Wang już chciał zaproponować, aby nieznajomy wyszedł z wody i ogrzał się na piasku, ale wtedy czarnowłosy popatrzył w oczy Wanga i odpowiedział :
— Xiao... — w jednej chwili spiął wszystkie swoje mięśnie, a Wang zaczął się zastanawiać czy chłopak w ogóle miał świadomość tego jak był uroczy. — Nazywam się Xiao Zhan.
— Xiao Zhan... — powtórzył Yibo, jakby był oczarowany.
Czarnowłosy po wyjawieniu swojego imienia i nazwiska zerknął na dłoń Yibo, i szybko zabrał swoją z dala od niego. Wangowi zrobiło się trochę głupio, ponieważ powinien od razu puścić jego dłoń. Nie chciał wyjść na żadnego dziwaka, choć patrząc na Xiao to on dla niego był bardziej dziwny. W dobrym znaczeniu. Wyróżniał się, miał w sobie cząstkę jakiejś magii.
— Co tutaj robisz? — zapytał Yibo, który jak najszybciej chciał przerwać ciszę.
— Czekam — odparł bez wahania.
Chłopak o kasztanowym odcieniu włosów zmarszczył brwi i spojrzał na chłopaka, który uśmiechał się od ucha do ucha. Jego spojrzenie skierowane było ku płynącej wodzie, która unosiła się na jedną z maleńkich wydm, po czym ponownie wracała do morza.
— O tej porze? Jest co najmniej czwarta rano — zaśmiał się Yibo. — Z kim masz się spotkać? — zapytał z ciekawości.
— Z moją przyjaciółką. Ostatniego dnia zanim stąd wyjechała to powiedziała, że wróci tutaj w wakacje — Xiao popatrzył na Yibo z olbrzymim entuzjazmem i iskierkach w oczach. Wang widząc jego szczęście, jakie wyzwalały w nim same wspomnienia o dziewczynie były naprawdę silne.
— Masz zamiar tutaj siedzieć całymi dniami i na nią czekać? — zadał kolejne pytania, a Zhan skinął głową.
— Tak — po swojej odpowiedzi usłyszał tylko prychnięcie Yibo.
— A co z pracą? Wracaniem do domu na obiad? Przecież nie można całych dni spędzać na plaży — pokiwał głową i położył swoje ręce na biodrach.
— Będę na nią czekał tak długo ile będzie trzeba — czarnowłosy znów się uśmiechnął, lecz tym razem wyglądał zupełnie inaczej.
Jego spojrzenie stało się bardziej nostalgiczne, a kąciki ust tylko delikatnie zdołały się unieść. Patrzył w stronę plaży która była tuż za plecami młodszego, natomiast Wang badał jego wyraz twarzy, który zmieniał się z przypływem każdego, osobnego wspomnienia. Yibo nie chciał, aby chłopak w koszuli w paski się smucił, dlatego postanowił zmienić nieco kierunek ich rozmowy.
— Jak ma na imię?
— Fei — wyznał Zhan, który znów odważył się spojrzeć w czekoladowe oczy Yibo.
— Musiała ci się spodobać skoro jesteś w stanie dla niej tutaj przesiadywać całymi dniami — Wang rozprostował swoje plecy, a po chwili usiadł na piasku, swoje stopy włożył do wody, a ta drażniła jego skórę z każdym kolejnym przypływem.
Xiao Zhan uklęknął w wodzie, po czym usiadł na swoich stopach. Dłonie ułożył na kolanach jeansowych spodenek, a palce zgiął do wewnętrznej części. Uśmiechnął się ponownie, a nawet Wang zaobserwował, że powstrzymał swój śmiech.
— Fei to tylko moja przyjaciółka. Jest dla mnie ważna, dobrze się dogadujemy — czarnowłosy się tłumaczył, lecz dla Yibo to wciąż było mało.
— A czy to nie materiał na idealną dziewczynę? W związku trzeba się ze sobą dogadywać — Wang pomyślał przez chwilę o Qui Ying.
— To tylko przyjaciółka — zapewnił go po raz kolejny Zhan, a Yibo w końcu mu uwierzył.
— Jest w podobnym wieku? Starsza, młodsza?
— Kiedy się poznaliśmy powiedziała mi, że ma 13 lat, a więc jak spotkam ją w tym roku to będziemy świętować jej 14 urodziny — Xiao znów uśmiechnął się szeroko, odtwarzając następne wspomnienia. — Zbudowaliśmy wtedy razem zamek w piasku, a ona rzucała mnie później tym piachem. Uciekałem przed jej ostrzałami do wody — Wang patrzył na nowo poznanego chłopaka z dość dużym zdziwieniem, bo Xiao wyglądał jakby miał co najmniej 24 lata, więc... To było dla niego trochę dziwne, że zaprzyjaźnił się z trzynastoletnią... dziewczynką.
— Czy... Tobie nie przeszkadza taka różnica wieku? No wiesz, jej rodzice gdyby się dowiedzieli, że widuje się na plaży z dorosłym mężczyzną to wątpię, żeby byli zadowoleni.
— Fei nikomu o mnie nie mówiła. To nasz sekret — Xiao Zhan popatrzył na Yibo. — A ty? Co tutaj robisz?
Tym razem to Zhan był osobą, która zaczęła zadawać pytania. Wang odchylił głowę w tył i westchnął głęboko.
— Pokłóciłem się wczoraj z dziewczyną. Wyszedłem z naszego wynajmowanego domku i zacząłem iść wzdłuż plaży aż dotarłem w to miejsce.
— Przykro mi — wyznał Zhan. — Może powinieneś do niej wrócić i przeprosić?
— Tak będę musiał zrobić. W końcu to zawsze leży na barkach faceta, prawda?
— Chyba tak — odpowiedział, a Yibo się zaśmiał krótko.
— W końcu mówisz jak człowiek — Wang nie przestawał się uśmiechać aż do momentu, w którym ponownie nie spojrzał na Xiao.
Oczy nieznajomego, jakby znów na moment zmieniły kolor. Yibo doszedł do wniosku, że to przez te promienie słońca, które odbijały się od wody. Zerknął na nie jeszcze raz i tak jak myślał, ponownie miały one odcień ciemnego brązu. Wanga jednak nie zmartwiły tęczówki Xiao Zhana tylko to, że młody mężczyzna ciągle poprawiał swoją koszulę, którą się okrywał. Yibo nie dostrzegł na jego ciele gęsiej skórki, ale dotykał jego dłoni, a ona była lodowata, więc z pewnością było mu zimno.
— Usiądź na plaży, woda przecież jest zimna o poranku, a ty wciąż w niej siedzisz — powiedział Yibo, choć zabrzmiało to trochę jak rada zmartwionej, a zarazem poddenerwowanej mamy.
— Wolę zostać w wodzie — Zhan podziękował i nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca.
Yibo przewrócił swoimi oczami i szybko wstał z ziemi. Otrzepał swoje krótkie spodenki, a Xiao spoglądał na niego z dołu. Uniósł swoją głowę i lekko opuścił wargę, gdy poczuł na swych ramionach materiał czarnej bluzy, którą okrył go Wang. Czarnowłosy nie wiedział, co powiedzieć, mógł jedynie spoglądać na Yibo, który usiadł tuż obok niego i zacisnął swoje zęby z całej siły, jego brwi wygięły się w dziwny sposób, a Xiao Zhan zaśmiał się cichutko.
— Ale zimna! — krzyknął Yibo.
— Przesadzasz — odparł Zhan. — Woda jest przyjemna.
— Jesteś jakimś fanatykiem wody? — zapytał Wang, który nie mógł się przyzwyczaić do przemoczonych ubrań i zimna.
— Kiedyś bałem się wody — Xiao znów wyglądał na osobę, która wróciła na moment do swojej przeszłości. — Ale teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia.
— Jeszcze gdyby to była ciepła woda to bym zrozumiał. Taki wrzątek, ale zimno? Zimno nie jest fajne — Yibo pokiwał głową na boki i nagle poczuł jak coś dotknęło jego skóry.
Szybko odwrócił się w tył i zauważył kilka drobnych fioletowych rybek z niebieskimi ogonkami. Wang nie mógł w to uwierzyć, co chwilę przypływały kolejne i kolejne.
— Zhan, spójrz! Ile ich tutaj jest! — powiedział zaskoczony. — Podpłynęły tak blisko brzegu, a w dodatku się nas nie boją.
Xiao Zhan widząc reakcję Yibo przestał przypatrywać się morskim stworzeniom i skupił się na chłopaku. Brązowowłosy wystawił swoją dłoń do różnokolorowych rybek i był zachwycony tym, że każda z kolei podpływała do jego ręki. Nie odczuwały one żadnego strachu, ani obaw. Wang nie słysząc żadnego odzewu ze strony czarnowłosego popatrzył na niego i uśmiechnął się do Xiao. Starszy odwzajemnił ten gest, lecz po tym jak został przyłapany na bezwstydnym gapieniu się musiał ukryć swoje zawstydzenie, więc zwrócił się w stronę rybek.
— No już, popatrzyłyście sobie, a teraz odpłyńcie — wyznał, a Yibo schylił głowę, śmiejąc się z czarnowłosego, który wydawał polecenia morskim mieszkańcom.
Xiao Zhan odwrócił się do nich plecami, po czym popatrzył w niebo odchylając swoją głowę w tył. Wang spojrzał na jego dłonie i miał wrażenie, że między jego palcami zauważył ledwo widoczną błonę. Nie miał odwagi chwycić chłopaka za rękę, ale zapomniał o swoich zamiarach, gdy ponownie popatrzył na ryby, które... zaczęły odpływać. Yibo przyglądał się im z uwagą i wyglądało na to, że morskie stworzenia kłaniały się Zhanowi i wykonywały jego prośbę. Wang przełknął ślinę i spojrzał z powagą na czarnowłosego, który zadowolony poruszał nogami w wodzie. Wang nie wiedział, co miał myśleć o tej całej sytuacji, lecz też nie chciał wyjść na gościa, który tracił zmysły.
Korzystając jednak z okazji usiadł nieco dalej od Xiao i zerkał na niego, zwracając uwagę na każdy szczegół. Jego oczy wciąż były brązowe, między palcami nie miał żadnych błon, a jego nogi nie zmieniły się w ogon. Trytonem nie mógł być. Yibo złapał się za czoło i próbował wybić sobie te głupie myśli z głowy, lecz wtedy zerknął na stopy chłopaka, a pomiędzy ich palcami na pewno zauważył przezroczystą warstwę.
Chłopak nagle podniósł się na równe nogi, czym zwrócił uwagę Xiao. Zhan popatrzył na brązowowłosego, który wystawił swoją dłoń.
— Muszę już iść, więc czy mogę dostać w powrotem swoją bluzę.
Czarnowłosy kiwnął głową. Jedną ręką wciąż trzymał materiału pożyczonej rzeczy, a drugą odepchnął się od podłoża, aby wstać. Yibo korzystając z tej okazji,że byli blisko plaży, złapał chłopaka za rękę i wyprowadził go na brzeg.
— Co ty wyprawiasz?! — Xiao zaczął krzyczeć i się szarpać, ale tylko do momentu, gdy byli oni jeszcze w wodzie.
Wang przyjrzał się stopom młodego mężczyzny, a także jego dłoniom, które kurczowo trzymały się jego przedramion. Zaciskał je z całych sił i ze spuszczoną głową oraz paniką w głosie powtarzał :
— Nie puszczaj mnie... Proszę, nie puszczaj.
Yibo zmarszczył swoje brwi, ponieważ kompletnie nie był w stanie zrozumieć zachowania starszego. Przecież wyszli oni tylko na brzeg, był tutaj bardziej bezpieczny niż w morzu. W każdej chwili mógł się tam utopić, mógł spotkać się z meduzą, która porazi go prądem, mógł nastać sztorm... Cokolwiek.
Wang popatrzył na nieco wyższego chłopaka, który bezsilny zdołał ustać jeszcze na swoich nogach. Popatrzył na Yibo swoimi załzawionymi oczyma i poprosił go ponownie :
— Błagam cię... Zaprowadź mnie do morza — odparł, a gdy Wang ujrzał jego strach kiwnął głową.
— Zaprowadzę — wyznał krótko.
— I nie puścisz mojej dłoni, dopóki nie wejdziemy do wody, dobrze? — Xiao musiał się upewnić czy młodszy wykona jego polecenie.
— Dobrze — powiedział Yibo, który już miał złapać drżącą dłoń czarnowłosego, ale zamiast dotrzymać obietnicy ten po prostu odepchnął Xiao Zhana.
— Nie! — krzyknął przerażony, a Yibo ujrzał coś, czego nawet nigdy nie widział w swych snach.
Xiao Zhan zniknął w jednej chwili, pozostawiając po sobie jedynie chłód. Yibo otworzył szeroko swoje usta i podbiegł do morza, w którym nie był w stanie wypatrzeć czarnowłosego. Przyłożył swoje dłonie do ust i zaczął wołać chłopaka :
— Xiao Zhan! Xiao Zhan, gdzie jesteś?! Odezwij się!
Krzyczał na cały głos, biegł wzdłuż plaży położonej między skałami i wypatrywał nieznajomego, który ot tak zniknął na jego oczach. Yibo był przerażony, ale sam nie wiedział, co było powodem jego strachu. Czy to co stało się z Zhanem, czy czuł strach z powodu własnej winy? Czarnowłosy błagał go, aby nie puszczał jego dłoni, a mimo wszystko Wang go nie posłuchał.
— Xiao Zhan! — biegł dalej, aż w pewnej chwili wbiegł do wody po kolana, a tuż przed sobą zobaczył postać tajemniczego chłopaka, który stał na wodzie oddalony o kilka metrów dalej.
Wang spuścił swoje dłonie wzdłuż ciała i patrzył z niedowierzaniem na Xiao Zhana, przed którym z wody utworzyły się schodki. Czarnowłosy ze spuszczonym wzrokiem zszedł po nich nieco w dół aż nagle morska fala zakryła wyrwę i woda zaczęła sięgać mu na wysokość bioder. Yibo widział przed sobą pozornie tego samego chłopaka, którego dostrzegł o świcie. Od samego początku się nim zafascynował, był dla niego inny, ale nigdy by nie przypuszczał, że ta postać... Nie była człowiekiem. Wang oddychał głęboko i kątem oka patrzył na czarnowłosego, który ze wstydu nie był w stanie spojrzeć na brązowowłosego. Nie wiedział jak miał mu wytłumaczyć sytuację, której był świadkiem. Yibo pomimo narastającego strachu oraz chaosu, jaki ogarnął jego umysł odważył się zbliżyć do tajemniczego stworzenia. Xiao Zhan był gotów usłyszeć jego krzyk, pytania, obelgi, ale ku jego zdziwieniu Wang podszedł do niego i wypowiedział słowo, dzięki któremu czarnowłosy natychmiast popatrzył w jego oczy.
— Przepraszam...
🐳🐳🐳
Jak Yibo nie dostanie zawału to doczekamy się kolejnych rozdziałów <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro