three - 三
🐳🐳🐳
Xiao Zhan sadził, że się przesłyszał, ale przecież to było niemożliwe. Włosy czarnowłosego drgnęły na lekkim wietrze, a jego oczy, które skupiały się na tych Wanga zmieniły nagle swój kolor. Yibo ciągle miał uchylone usta z wrażenia i patrzył w lśniące, seledynowe, morskie tęczówki wyższego.
Xiao widząc jego strach zamrugał kilkukrotnie i spuścił swoją głowę, aby skupić się na swej ludzkiej postaci. Człowiek nie miał takich oczu, musiał znów sprawić, aby były one brązowe. Tak się też stało, a gdy to nastąpiło Zhan zauważył, że dłoń Wanga kurczowo zaciskała się na jego koszuli. Starszy popatrzył na rękę, która nie potrafiła nawet na chwilę zwolnić uścisku. Yibo zerknął w miejsce na jakim skupił się Xiao. Zrobiło mu się głupio, ale nie chciał pozwolić odejść Zhanowi bez żadnych wyjaśnień.
— Pewnie oczekujesz wyjaśnień — wyznał Xiao, który cofnął się o krok, czym zmusił Yibo do tego, aby go w końcu puścił. — Ale myślę, że lepiej będzie jeśli odejdziesz i zapomnisz — wyznał, a wtedy Wang podszedł do młodego mężczyzny i znów go złapał za materiał koszuli.
Dolna warga Xiao opadła w dół, ponieważ każda reakcja brązowowłosego człowieka go zadziwiała. Pomimo przerażenia nadal nie uciekł w popłochu tylko trwał tuż obok.
— Puść mnie — wyznał, spuszczając swoje powieki. Xiao nie chciał ponownie przeżywać tego samego co z Fei. Najlepszym wyjściem byłoby rozstanie tu i teraz. Na zawsze.
— Jak mam zapomnieć? — Yibo zapytał z widoczną złością. — Nie codziennie widzę jak ktoś nagle znika przede mną, a potem stoi na tafli wody! — uniósł swój ton, lecz tak naprawdę nie wiedział jak miał się zachować wobec Xiao... Nie był przecież człowiekiem. Wyglądał tak, ale nim nie był. — Ja naprawdę żałuję tego co zrobiłem — wyznał zdecydowanie ciszej niż poprzednie słowa. — Nie powinienem puścić twojej dłoni, ale to nie znaczy, że tego żałuję — odparł, a wtedy Zhan popatrzył na Yibo, który się lekko zdołał uśmiechnąć.
— Nie żałujesz? — spytał, przypominając sobie dziewczynkę, która pewnego lata także go nie odtrąciła.
Wang pokiwał głową na boki i z każdą chwilą czuł się coraz bardziej pewnie. Strach zaczął mijać, dlatego puścił Xiao, który był zaskoczony po raz kolejny.
— Jeśli ty nie będziesz żałował, że poznałem twój sekret to ja także nie będę — zadeklarował i wsunął swoją dłoń do kieszeni spodenek. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że zostawił telefon na brzegu. Wang zerknął na bluzę oraz komórkę, którą musiał w końcu włączyć.
— Lepiej by było, abyś mnie nigdy nie spotkał — powiedział cichym tonem Zhan.
Czarnowłosy zaczął cofać się w tył, lecz nie mógł spuścić swego spojrzenia, które jak magnes musiało spotykać się z brązowymi tęczówkami Yibo. Niższy chłopak nie próbował go już zatrzymywać na siłę, nie mógł przecież zmusić nieznajomego do tego, aby mu zaufał zwłaszcza po tym jak złamał swoją obietnice błyskawicznie. Puścił jego dłoń... Choć widział jak Zhan bardzo tego nie chciał. Xiao żałował, że zaufał człowiekowi, ale każde jego uczucie kazało mu wybaczyć młodszemu. Brązowowłosy go zaintrygował, był inny niż ludzie, których widział lata temu.
— Muszę już iść — wyznał Yibo, a Zhan poczuł smutek, który pojawił się znienacka. — Ale jutro tutaj przyjdę. Z samego rana, dobrze? Chcę ci udowodnić, że można mi zaufać. Wrócę tutaj, słyszysz?
Wrócę tutaj, Zhan Zhan.
Xiao przez chwilę nie mógł złapać tchu, a jego usta uchyliły się, po czym wydał z siebie ciche westchnienie po tym jak usłyszał głos małej dziewczynki.
Po chwili popatrzył na Yibo, który znalazł się już na plaży. Schylił się po swoje rzeczy, a gdy ponownie popatrzył na morze, Xiao Zhana już z nim nie było.
— Przyjdę do ciebie — szepnął.
🐳🐳🐳
Yibo szedł wzdłuż plaży tym razem za dnia. To dlatego nie kojarzył żadnego budynku, ani drzewa, które rosło niedaleko plaży. Chłopak zaczął odczuwać niemałe zmęczenie, ponieważ nie zmrużył oka.
Droga powrotna zajęła mu półtorej godziny, trwałby to krócej, ale zmęczenie dało się we znaki. Wang potarł swoje oczy, gdy był już blisko domku, a wtedy z huśtawki na werandzie wstała Qui Ying. Dziewczyna popatrzyła na swojego chłopaka i szybko wbiegła na piasek w swoich czerwonych trampkach. Czarnowłosa rzuciła się Yibo na szyję i z wyrzutami sumienia zaczęła go przepraszać.
— Yibo... To moja wina, nie powinnam mówić takich rzeczy, osądzać cię. Przepraszam, kochanie — wydukała, po czym pocałowała chłopaka w policzek. — Tak bardzo się o ciebie martwiłam... — wyznała, a dopiero teraz Wang zrozumiał, że zostawił przyjaciół i swoją ukochaną bez słowa.
— To ja przepraszam— odparł. — Powinienem wam chociaż dać znać, że nie wrócę na noc.
— Yibo! — z domku wybiegł Yubin. — Stary, gdzie ty byłeś?
— Wszyscy cię szukali przez pół nocy...
— Nawet sąsiedzi się zaangażowali — dodał.
— Bardzo was przepraszam — powiedział Yibo, który objął swoją dziewczynę w pasie. — A teraz wybaczcie, ale pójdę się przespać, bo za trzy godziny musimy być w pracy, prawda.
— T-tak, racja — potwierdził Yubin, który przyjrzał się po chwili przyjacielowi.
Wang miał worki pod oczami, jego ciuchy były wymięte, a bluza, którą trzymał w ręce częściowo była mokra. Yubin się zastanawiał gdzie Yibo spędził ostatnią noc, ale nie chciał go teraz o to wypytywać. Nie mógł przecież robić kłopotu kumplowi przy jego dziewczynie.
— Chodź, odpoczniesz — powiedziała troskliwym tonem Qui Ying.
— Dobrze — odparł posłusznie, bo zdał sobie sprawę z tego jak wiele osób go szukało, a jak najbliżsi się o niego martwili.
Wang z posępną miną wszedł po schodach na górę do pokoju, bo zauważył jak jego głupie zachowania raniły innych ludzi.
Nie tylko ludzi...
Brązowowłosy położył się na łóżku nawet nie zdejmując swoich wilgotnych, przepoconych rzeczy. Qui Ying ku zdziwieniu 19-latka nie narzekała na to dzisiejszego dnia i położyła swoją głowę tuż przy ramieniu Wanga. Objęła ona ręką tors chłopaka i chciała być jak najbliżej niego, by nie spuścić go z oka, nie stracić ponownie.
— Nie rób już tak więcej, dobrze?
Qui Ying szukała zapewnienia w jego słowach, ale nie usłyszała żadnej deklaracji. Po chwili dziewczyna o włosach sięgających do ramion spojrzała na twarz Wanga, a chłopak gdy tylko się położył to od razu zasnął. Ying uśmiechnęła się delikatnie, bo chciała widywać częściej taki wyraz twarzy swojego ukochanego. Był taki niewinny i spokojny, a w rzeczywistości często żartował oraz robił sobie żarty z wielu spraw. Qui Ying miała niekiedy wrażenie, że Yibo nie potrafił niczego traktować poważnie... To ją czasem przerastało, bo wiedziała, że chce być z Wangiem, lecz czy potrafił pomyśleć o ich przyszłości, a nie tylko żyć chwilą? Dziewczynie zależało na ich bliskości, wspólnym spędzaniu czasu, a także pierwszym razie, lecz bała się, że zaraz po tym Yibo ją zostawi. Zwyczajnie wykorzysta...
🐳🐳🐳
Yibo podpierał się rękoma o blat barowy, a oczy mimowolnie mu się zamykały. Yubin polerował w tym czasie pokale i kiwając swoją głową na boki gapił się dalej na kolegę, który miał tylko zetrzeć kurze.
Była już północ, za chwilę miała przyjść trzecia zmiana i kontynuować dalej imprezę z alkoholami. Jeden z nich był już przy barze i obsługiwał pół przytomnych gości.
Ręka Yibo zaczęła zsuwać się razem z mokrą ścierką po blacie i gdyby nie Yubin to Wang spotkałby się z podłogą wyłożoną płytkami. Dziewiętnastolatek ocknął się w ramionach przyjaciela i się zarumienił. Szybko odszedł od czarnowłosego, a na twarzy bohatera pojawił się głupi uśmieszek.
— Co ty się tak zawstydziłeś? — spytał, nabijając się z kolegi.
— Zamknij się — warknął Wang, który chwycił za żółtą ściereczkę i zaczął kończyć swoją pracę na dziś.
— Ej! Tak się odwdzięczasz za ratunek? Gdybym cię nie złapał to byś teraz zęby zbierał z podłogi — Yubin skrzyżował ręce na klatce piersiowej, ale nie złościł się , bo znów ujrzał zawstydzonego Wanga. — Bo zaraz sobie pomyślę, że lecisz na facetów. Ten rumieniec widać nawet po ciemku — zaśmiał się. — Podobam ci się?
Paul Yubin ciągle droczył się z przyjacielem, a ten tylko marszczył swoje brwi. Czarnowłosy miał z niego niezły ubaw, bo rzadko bywało tak, że to Yibo był poniżany. Choć raz zamienili się miejscami.
Yubin jednak przerwał dwoje głupie teksty i w drodze powrotnej, szedł tuż obok Yibo, który z trudem unosilł swoje stopy ponad ziemię. Jego klapki szurały po grysie na parkingu, a później po piasku, następnie po drewnianej ścieżce i moście.
— Gdzie byłeś wczoraj w nocy? — chłopak chciał teraz podpytać kumpla korzystając z okazji, że ledwo kontaktował. — Pewnie poznałeś kogoś — poruszał sugestywnie brwiami.
— Przestań — Yibo widział, że nie mógł nikomu powiedzieć o Xiao Zhanie.—szwędałem się tu i tam.
— Całą noc?
— Tak, czy to takie dziwne?
— Domyśl się — Yubin zaczął udawać głos Lulu, aby zabrzmieć jak najbardziej kobieco.
— Skończ się wreszcie wygłupiać — Yibo miał dość na dziś swojego głupkowatego znajomego. Marzył tylko o miękkim łóżeczku i niczym poza nim.
— Dobra, dobra, wiedzę, że jesteś zmęczony. Musisz odpocząć, bo jutro idziemy zwiedzać miasteczko. Lulu moja najukochańsza dziewczyna znalazła fajne atrakcje nieopodal, a potem możemy iść na obiad do restauracji z owocami morza, którą wypatrzyłem, a na zakończenie dnia pójdziemy do baru. Naszym kobietkom kupimy drinki, a my weźmiemy coś mocniejszego.
— Nie mogę — wyznał Wang.
— Co? Jak to? — dopytał.
— Mam się jutro z kimś spotkać — Yibo chciał uderzyć się w czoło za to, że tak łatwo dał się podejść.
— Czyli poznałeś kogoś! Ale stary... Pamiętasz, że masz dziewczynę, co nie? A twoja dziewczyna przyjaźni się z moją. Przemyśl to dokładnie, bo inaczej będzie problem.
— O co ci chodzi? Poznałem takiego chłopaka, który ma mnie uczyć pływać na desce — wymyślił szybko kłamstwo.
— Stary, ty wolisz spędzać czas z jakimś typem niż z nami? Nie tak to miało wyglądać — odparł zawiedziony, kompletnie nie rozumiejąc zachowania przyjaciela. — Musisz pójść z nami. Nie ma innej opcji. Napisz do tego gościa, że spędzasz czas z nami.
— Nie mogę — zaprotestował.
— "Nie mogę" i "nie mogę". Ogarnij się, bo to mają być najlepsze wakacje w naszym życiu. Jesteśmy tutaj z naszymi dziewczynami, możemy każdej nocy spędzać z nimi czas, a ty co odwalasz?
— Proszę cię, Yubin — Yibo złapał przyjaciela za ramię. — Powiedz Lulu i Qui Ying, że zadzwonił do nas Zhuocheng i chciał się zamienić, a ja się zgodziłem.
— Yibo... Wiesz, że jesteś moim kumplem, ale nie mogę tego zrobić. Pomyśl o Qui Ying. Czy na pewno chcesz ją okłamywać? — zapytał, a Wang spuścił swoją głowę w dół.
🐳🐳🐳
Xiao Zhan usiadł na jednej ze skał i wpatrywał się w niespokojne morze. Fale kołysały się na wietrze, pomimo słonecznej pogody. Czarnowłosy wdychał świeże powietrze, które otulało jego ciało. Młody mężczyzna miał jedną swoją nogę spuszczoną do wody, aby nie stracić kontaktu z morzem.
Po chwili przybyły do niego małe skorupiaki. Czerwone kraby bokiem wspinały się na skały, a Xiao pomagał im wejść na szczyt uśmiechającą się do zwierzątek. Był szczęśliwy. Wiedział, że ławice ryb dowiedziały się już o jego spotkaniu z człowiekiem. Morskie stworzenia plotkowały pod taflą wody, a Zhan tylko się przy tym rumienił.
Młodzieniec wziął jednego ze ślimaków na swoją dłoń i patrząc na jego drobne czułki radośnie zaczął opowiadać wszystkim tu zebranym o Yibo.
— Ma wszystkie kończyny, jest wysoki i silny — Zhan uśmiechnął się ponownie. — Trochę go przestraszyłem, ale później... Zobaczyłem w jego oczach Fei. Ona jednak w ogóle nie odczuła strachu. Podeszła do mnie i czekała aż podam jej swoją dłoń. Z Yibo było inaczej — czarnowłosy poczuł rumieniec na swojej twarzy, a jedna z mew zaczęła wydawać jakieś odgłosy. Xiao teatralnie się oburzył i krzyknął do niej. — To nieprawda! Nawet tak nie mów!
Biały ptak wylądował na skale i zaczął trzepotać skrzydłami, jakby stroił sobie żarty z Zhana.
— Ty sobie nie pozwalaj — Xiao pogroził jej palcem, a potem spuścił swoje powieki i delikatnie uniósł kąciki ust. — Ma za chwilę się tutaj zjawić i spędzić ze mną czas — wyznał ucieszony jak dziecko.
Xiao Zhan popatrzył na słońce, dzięki któremu był w stanie określić mniej więcej jaka była godzina. Czarnowłosy zobaczył, że zbliżała się szósta, a więc odwrócił się plecami do horyzontu i tym razem skupił się na widoku plaży. Nie mógł się doczekać spotkania z kolejnym człowiekiem. Wiedział, że ujrzy tutaj Yibo, ale liczył także na przyjście Fei.
Zhan czekał kilka godzin siedząc na czarnej skale. Zerknął na niebo, które dało mu znać o tym, że nastało południe, a po nim... Z każdą kolejną minutą wątpił w przyjście Wanga. Spuścił swoją głowę i poczuł w sercu rozczarowanie. Zaczął zaciskać swoje szczupłe palce, do których podszedł jeden z krabów. Ułożył swój szczypiec na dłoni Xiao Zhana, a chłopak wymusił swój uśmiech, po czym otarł maleńką łzę :
— To nic takiego — wyznając te słowa, choć sam w nie nie wierzył.
Xiao Zhan ostatni raz popatrzył przed siebie, a gdy nie dostrzegł ani Fei, ani Yibo odchylił się w tył i rzucił do morza, w którym zniknął, odpływający jak najdalej od plaży, która przywoływała wspomnienia.
🐳🐳🐳
Xiao... :((
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro