ten - 十
🐳🐳🐳
Lulu oraz Qui Ying wygrzewały się dzisiaj na leżakach przed domkiem. Słońce świeciło dziś przyjemnie, a nie tak mocno jak ostatnimi dniami. Yubin robił im dziś za lokaja, a Yibo musiał być w pracy, ponieważ zamienił się z Zhuochengiem zmianą. Bardzo mu zależało na tym, aby wziąć poranną zmianę.
Czarnowłosy zaczął smarować plecy swojej dziewczynie kremem ochronnym, a ta w spokoju czytała serię swoich ulubionych książek o wampirach. Qui Ying spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu, aby zobaczyć, która była godzina. Zapatrzyła się jednak na zdjęcie swojego idola i musiała zerknąć tam ponownie, aby uzyskać potrzebną jej informację.
Była już godzina 15:03, a Wanga nadal z nimi nie było. Miał przyjść do nich z przekąskami na dzisiejszy seans filmowy dziewcząt, który miały rozpocząć, gdy już wywianują Yubina do pracy.
— Wiecie gdzie jest Yibo? — Qui Ying zaczęła martwić się o byłego chłopaka, ale przyjaciel ją uspokoił.
— Pewnie jest jeszcze w sklepie.
— Tyle czasu? — spytała. — Skończył pracę o 14... Stąd ma 10 minut drogi, sklep jest nieopodal. To maks 25 minut.
— Wy dziewczyny jak wchodzicie do sklepu z ciuchami to też mówicie tylko 5 minut, a tak wcale nie jest. Tracicie poczucie czasu. Może Bo się zastanawia, jakie wino kupić, czy coś?
— Powiedziałyśmy mu jakie chcemy — Lulu odłożyła na moment lekturę i głośno zaczęła przeżuwać gumę o smaku truskawkowym.
— O patrzcie, tam idzie!
Yubin wskazał palcem na przyjaciela, lecz gdy zobaczył go z masą różnych rzeczy, idącego ledwo przed siebie szczęka mu opadła. Wang odłożył część przyborów na ziemię i podszedł do dziewczyn, które korzystały z pierwszego z trzech dni wolnego na leżakach. Wręczył im dwie siatki z zakupami. W jednej z nich było ich zamówienie, a w drugiej zapasy na śniadanie dla wszystkich.
Każdy patrzył na uśmiech brązowowłosego, który pojawiał się od czasu do czasu, a momentami wyglądał tak jakby był na czymś bardzo skupiony.
— Chwila, zaniosę je do domu — powiedział do wszystkich, a tak naprawdę do samego siebie i zniknął za otwartymi drzwiami.
Słychać było jak wszedł do kuchni, a potem ekspresowo pobiegł na górę po schodach. Qui Ying spojrzała na Yubina, a on na nią, tylko Lulu wróciła do czytania, bo w końcu jej znajomi przestali gadać czym jej przeszkadzali. Yibo nagle wyszedł z domu i podszedł po rzeczy, które były mu niezbędne na dzisiejsze spotkanie z Xiao. Paul nie mógł uwierzyć w to, że chłopak wypożyczył wędki do łowienia ryb.
Kiedy Wang się pożegnał z przyjaciółmi poszedł w kierunku plaży i czekała go kilkunastominutowa wyprawa wybrzeżem. Yubin popatrzył z oburzeniem na kumpla, a potem błyskawicznie przeniósł swój zaskoczony wzrok w jeden punkt i odparł :
— Kiedy ja go chciałem namówić na wędkowanie to powiedział, że to zajęcie dla starych dziadków na emeryturze... A teraz? — Yubin uniósł swój palec w górę i powolnie przekręcił rękę w kierunku, w którym odszedł Yibo. — Sam wypożyczył pięć wędek. Po co mu ich aż tyle? — zapytał, lecz Qui Ying nie miała zamiaru mu odpowiedzieć i przekręciła się na brzuch, ukrywając swoją twarz, która wyrażała smutek.
Było jej przykro, chciała się cieszyć ze szczęścia Wanga, ale cały czas czuła się z tym źle. Żałowała, że nie była dość dobra, żałowała, że nie zrobiła kilku rzeczy szybciej, co być może pozwoliłoby lepiej porozumieć się z Yibo... Bycie jego przyjaciółką także było dla niej ważne, ale póki co drażnił ją fakt, że Wang miał kogoś innego. Wymienił ją na kogoś, kogo tak naprawdę nie znał.
🐳🐳🐳
Yibo zaczął zarzucać wędki będąc na skałach, a Xiao Zhan z uśmiechem przyglądał mu się chodząc po tafli wody. Czarnowłosy wiedział, że nawet puste przynęty pod postacią haczyków wystarczą, aby kupić im nieco więcej prywatności. Po wczorajszym powrocie do głębin, koniki morskie nie chciały mu dać spokoju i ciągle wypytywały o człowieka. Płaszczki natomiast cieszyły się, że w końcu nawiązał kontakt z przedstawicielem jego dawnego gatunku.
Morskim przyjaciołom zależało bardzo na szczęściu Zhana, który od zawsze był dla nich dobry i pomocny. Dzięki temu, że miał dłonie oraz palce uratował wiele istnień z sieci czy zwykłych wędek przyczepiając do nich śmieci w postaci wyrzuconych puszek.
Wang zarzucił trzy wędki, po czym przeszedł na sąsiednie skały i tam rozstawił dwie kolejne. Xiao wiedział, że będą oni mogli spędzić ten wieczór tylko we dwoje z tego powodu, że mewy zostały dziś wezwane przez Dongfenga. Wieloryb płynął dziś na zachód, aby skontrolować czy wszystko w tamtych wodach było w porządku. Mewy zaś pomagały mu w patrolu, z lotu ptaka dostrzegały wielkie przestrzenie, a także informowały o obecności statków, jakie tam pływały.
Wszystko układało się idealnie.
Czarnowłosy spoglądał na zachodzące słońce i stojąc w morskiej wodzie usłyszał kroki Yibo. Wang bosymi stopami wszedł do świata, w którym przyszło mieszkać Xiao. Chłopak objął starszego od tyłu, a swój podbródek położył na jego barku i razem wpatrywali się przed siebie. Zhan ciągle się uśmiechał, nie mógł przestać tego robić, bo już dawno nie czuł takiego spokoju.
Zaczął się też denerwować, bo był teraz tylko pod opieką jednej osoby. Ufał Yibo, wiedział, że chłopak nie zrobiłby mu nigdy krzywdy. Morski duch odwrócił się w kierunku Wanga, a niższy od razu złączył ich usta witając go krótkim, choć bardzo przyjemnym pocałunkiem. Zhan poczuł w swoim wnętrzu uczucie, które zaczęło dominować nad jego umysłem, ale musiał zachować spokój, bo przygotował prezent dla swojego chłopaka.
Stojąc naprzeciw Yibo, Xiao spuścił swoją głowę i otworzył swoją zaciśniętą dłoń. Oczom Wanga ukazał się zielony kamień, który mienił się w promieniach słonecznych, a po zmierzchu podobno potrafił świecić w ciemności.
— To dla ciebie — wyznał, dając mu owalny kamień wielkości nakrętki w kolorze seledynu, który już zawsze będzie się kojarzył Yibo z tęczówkami czarnowłosego.
Wang uśmiechnął się przyjmując prezent, który Xiao ukrywał na dnie morza, ale nie chciał pozostać mu dłużny. Młodzieniec zdjął ze swojego nadgarstka jedyną bransoletkę i nałożył ją na rękę Zhana. Chłopak był szczupły, więc musiał zapiąć ją o dwa oczka bardziej ściśle, aby jej nie zgubił podczas pływania.
— Gotowe — wyznał, a czarnowłosy zaczął się przyglądać srebrnej bransoletce.
— Jest piękna, skąd ją masz? — zapytał.
— Dostałem ją od taty kiedy jeszcze żył. To było cztery miesiące przed jego śmiercią. Powiedział mi, żebym wręczył ją kiedyś osobie, która stanie się dla mnie ważna — wyznał szczerze, choć zrobił to nieśmiało.
— Dziękuję — Xiao przytulił swojego chłopaka, chcąc wyrazić swoją największą wdzięczność.
Yibo natomiast popatrzył na kamień, który trzymał w ręce i także wyraził swój zachwyt.
— Ja tobie też dziękuję. Za wszystko — powiedział, po czym wziął Xiao za rękę i wyszli oni na plażę.
Tam mieli już oni przygotowany kocyk oraz jedzenie, a także telefon i powiększacz do ekranu, aby móc obejrzeć film. Wang tym razem naładował komórkę do 100%, aby nie przydarzyła mu się żadna przykra niespodzianka. Chciał, aby dzisiejszy wieczór był wyjątkowy i idealny. Pragnął, aby każdy jego dzień wyglądał tak na zawsze. Nie potrafił sobie jeszcze tego wyobrazić, ale coraz bardziej zastanawiał się nad tym, aby być tutaj i trwać razem z Xiao Zhanem.
Usiedli oni na kocyku, który zdążył na szczęście wyschnąć po wczorajszej wpadce z nagłym przepływem. Wang odpakował czarnowłosemu najpierw japońskie mochi nadziane słodką fasolą azuki. Xiao uwielbiał słodkości, wycinał je ze smakiem, bo było to dla niego coś innego. Później Yibo poczęstował go tanghulu*, czyli tradycyjną chińską przekąską. Wybrał kandyzowane truskawki oraz liczi, które były nadziane na bambusowe patyczki. Był to słodki odpowiednik szaszłyka.
Zhan, aby zrewanżować się brązowowłosemu za takie pyszności złowił specjalnie dla niego małże, które były najświeższe w morzu. Xiao otworzył jedną z nich i wręczył ją chłopakowi, który był niezbyt przekonany do tego, aby zjeść żywą istotę.
— Jest pyszna, spróbuj — zachęcał go starszy, który siedział po turecku na kocyku.
Wang wziął do ręki skorupiaka i ze zmarszczonymi brwiami, na raz przychylił muszlę i połknął z trudem obślizgłą małże, której chłodną konsystencje nadal czuł w gardle i podniebieniu.
— O matko... Co to jest?! Ohyda! — Xiao zaśmiał się w głos, a Yibo musiał popić ten morski przysmak wodą. — To smakowało tak jak połykane, surowe jajko... Obrzydliwe! — narzekał cały czas, a Zhan nadal kosztował kandyzowanych owoców będąc zadowolony.
— Ja lubię małże — wyznał.
— To daj mi słodycze, a ja ci dam małże— Yibo chciał zabrać starszemu bambusowy potyczek, na którym nie było już prawie owoców, ale Xiao bronił go jak lwica.
— Na pewno ci nie dam — wyznał. — To jest zbyt dobre — Zhan wyszczerzył się, Wang w końcu przestał się z nim drażnić, bo uznał, że wolał jego uroczy uśmiech od słodkich słodyczy.
Patrzył na czarnowłosego, który w spokoju dokończył jeść, a sam głaskał kciukiem jego delikatną, chłodną dłoń, do której już dawno zdołał się przyzwyczaić. Zimno to było przyjemne, a bliskość morskiego ducha wpływała na niego pozytywnie.
Xiao nagle popatrzył na Wanga i lekko się zawstydził, ponieważ Yibo ciągle na niego spoglądał.
— Nie patrz tak na mnie... — Zhan zasłonił się swoją dłonią, najpierw odkładając patyczek na bok.
Po chwili jednak starszy ponownie popatrzył na swojego chłopaka, który nagle zbliżył się do niego na tyle, że ich twarze prawie się ze sobą stykały. Nagle plan o wspólnym kinie pod gwiazdami zniknęły i oboje skupili się tylko na sobie korzystając z możliwości bycia sam na sam.
Wang ułożył swoją dłoń na policzku czarnowłosego i zaczęli od wolnych muśnięć swych warg. Ich spojrzenia badały wzajemnie twarze, gdy tylko przerywali pocałunki i zaczęli przechodzić w kierunku morza. Woda była dziś spokojna, nie zapowiadało się na to, że fale miałyby się wzmóc.
Yibo ułożył się na plecach natomiast Xiao przywarł do niego swoje chude ciało, które młodszy z przyjemnością zaczął dotykać. Ich dłonie badały swoją skórę wzajemnie, odczuwając przy tym coraz większe emocje. Leżeli oni przy skałach, a woda morska dosięgała tylko ich nóg do kolan. Wang poczuł jak jej fale znajdowały się pod jego łydkami, a po chwili uciekały one ponownie do morza. Xiao w lekko zgarbionej pozycji całował młodszego, który nie zastanawiał się nad tym ile się znali, nie interesowało go to, że zostali parą niedawno, nie wspominał żadnej z takich spraw, bo nie miały one znaczenia w porównaniu do tego jakimi uczuciami darzył Zhana. Chciał z nim być, chciał przy nim trwać, chciał spędzić z nim noc nie myśląc o tym, że chciał poznać to uczucie od dawna... Chciał je przeżyć z właściwą osobą, którą właśnie odnalazł.
Jego dłonie znalazły się na guziku jeansów, które zsunął po chwili z bioder Xiao. Morski duch trzymając za jedną rękę młodszego zdjął je razem ze swoimi bokserkami. Wang usiadł na piaszczystej plaży, łapiąc chłopaka za uda i usadził on go wygodnie, aby Zhan mógł mu pomóc zdjąć zbędną, czarną koszulkę. Czarnowłosy skupił swój wzrok na umięśnionym brzuchu młodszego, którego nie przestawał dotykać. Yibo tymczasem zaczął całować szyję starszego, zasysając się momentami na jego gładkiej, nieziemskiej skórze, która różniła się zdecydowanie od tej ludzkiej. Była ona aksamitna, delikatna, co sprawiało, że Yibo chciał jak najlepiej zadbać o Xiao Zhana. Pragnął dać z siebie wszystko, lecz najpierw chciał pozbyć się koszuli w pionowe paski, która dziś była zapięta aż po samą szyję. Wang zrozumiał dlaczego starszy to zrobił, ponieważ nie miał na sobie czarnej bokserki, a każdy kolejny odpięty guzik odsłaniał jego wychudzone ciało.
Yibo zaczął pieścić jego sutki, a potem zaczął lizać jednego z nich, co sprawiło, że morski duch podparł się bardziej swoimi kolanami o piasek, a swoje wargi otworzył z przypływu kolejnej przyjemności jaką obdarzył go brązowowłosy chłopak. Młodszy odważył się złapać także za przyrodzenie starszego, a gdy to zrobił Xiao wbił swoje palce w jego plecy, a twarz schował w zagłębieniu szyi. Jego policzki płonęły, a z ust wydobywały się ciche westchnienia kiedy tylko Yibo pocierał kciukiem o jego główkę.
Wang poczuł przypływ gorąca w swojej dolnej części brzucha, a jego penis stał już na baczność, czując lekki dyskomfort oraz chęć pójścia o krok dalej.
Yibo postanowił unieść swoje biodra, a wtedy Xiao Zhan ściągnął jego dolną część garderoby, którą rzucił nieopodal. Wang położył pod swoją głowę koszulkę i nagle poczuł jak niespodziewanie starszy zaczął się ocierać o jego przyrodzenie. Brązowowłosy odchylił głowę w tył i zacisnął mocno swoje wargi, bo jeszcze nigdy nie poczuł takiego popędu jak dziś. Jedną ręką przyciągnął Zhana do swoich ust i oboje byli gotowi na to, aby wreszcie ze sobą współżyć.
Nagle Xiao usiadł na udach młodszego, a Yibo sięgnął po swoje spodenki, z których kieszeni wyjął prezerwatywę. Zhan popatrzył na nią i nie miał pojęcia co to było.
— Co to jest? — zapytał, zakrywając dolną partię ciała swoją rozpiętą koszulą.
Yibo zdał sobie sprawę z tego, że chłopak większość swojego życia spędził w morzu, a jako ośmiolatek nie miał wiedzy na temat seksu oraz antykoncepcji. Wang uśmiechnął się delikatnie i już chciał mu wszystko wytłumaczyć, ale wtedy Zhan uznał, że wcale ta wiedza nie była taka istotna.
— To nam nie jest potrzebne — powiedział, kładąc dłonie na twarzy Wanga, który był rozpalony do granic możliwości, a mimo wszystko jeszcze zdołał się powstrzymać.
Młodszy ucałował wargi czarnowłosego i wyznał z lekkim wstydem :
— Nigdy tego nie robiłem.
Po chwili Zhan uniósł swój kącik ust i popatrzył w oczy młodszego :
— Ja też nie, ale ufam ci — wyznał, a wtedy Yibo nie miał już żadnych wątpliwości oraz oporu.
Brązowowłosy nakierował swojego członka na otwór Zhana i powoli się w niego wsunął patrząc jak zahipnotyzowany na twarz starszego, którego ekspresja się zmieniła. Czarnowłosy zamknął swe powieki, a gdy już je otworzył, przyzwyczajając się do wielkości penisa jego oczy stały się seledynowe i mieniły się. Xiao spojrzał na rozmarzony wzrok Wanga, który ułożył dłoń na biodrze starszego. Zaczął wykonywać pierwsze ruchy, unosząc lekkie ciało morskiego ducha, który zaciskał swoje zęby nadal czując lekki dyskomfort, który dopiero po kilku pchnięciach stał się czymś niesamowitym.
Xiao ułożył niekontrolowanie swoje dłonie na szyi Yibo, a młodszy rozchylił swoje nogi bardziej na boki, aby móc unosić Zhana jeszcze wyżej i by mógł czerpać ze stosunku jak największą przyjemność. Młodszy patrzył na czarnowłosego jak zaczarowany, widząc jak Xiao, co chwilę przymykał swoje powieki, po czym je otwierał. Jego westchnienia powodowały, że brązowowłosy chciał słyszeć je jeszcze głośniej dlatego też złapał starszego za rękę i to sprawiło, że Zhan nachylił się do jego ust. Wtedy Wang objął morskiego ducha pod pachami i przywarł jego ciało do swojego sprawiając, że ruchy jego bioder stawały się bardziej intensywne oraz mocniejsze. Czarnowłosy głośno oddychał i wtulał się w tors młodszego, nie mogąc kontrolować własnych myśli, które skupione były jedynie na odbieraniu dużej dawki ekscytacji.
Po chwili nastało znów wolniejsze tempo, twarze obu młodych mężczyzn były zarumienione i szczęśliwe, dalej kontynuując swoje fantazje. Dłonie starszego znalazły się na torsie Yibo, który nie odciągnął swego spojrzenia nawet na moment od przystojnej twarzy Zhana. Byli oboje spoceni i gotowi na dalsze poznawanie własnych ciał oraz możliwości. Wang znów zaczął mocniejsze i szybsze tempo, co sprawiło, że koszula Xiao zsunęła się z jego barków aż do połowy pleców. Każdy dotyka, który odczuwał duch morski, czy to ludzki, czy materiału koszuli, jaka połaskotała jego ciało wyzwalało w nim najskrytsze pragnienia.
Yibo nagle usiadł ponownie na piasku, złapał chudego mężczyznę za plecy i delikatnie zmienił ich pozycje. Tym razem to on był na górze i nie mógł uwierzyć, jaki skarb miał przed swymi oczyma. Rumiany czarnowłosy chłopak znów poczuł jak Wang w niego wszedł i od razu rozpoczął szybsze ruchy, które stopniowo stawały się coraz bardziej wyszukane i pewne. Yibo ułożył swoją rękę nad głową Xiao, a starszy objął jego plecy. Patrząc sobie w oczy, badając zmiany, jakie na nich zachodziły wiedzieli, że zbliżał się punkt kulminacyjny.
Brązowowłosy ponownie wykonał mocniejsze pchnięcie trafiając w punkt kilka razy pod rząd. Xiao miał uchylone usta, z których popłynęła strużka śliny, a jego ciało wreszcie doznało spełnienia. Yibo poczuł na swoim podbrzuszu ciepłą spermę, ale sam musiał jeszcze kilkakrotnie wysunąć się we wnętrze starszego chłopaka, aby wreszcie dojść. Odchylił swoją głowę w tył wypełniając Xiao własnym nasieniem, a potem opadł z sił tuż obok czarnowłosego, który od razu objął go w pasie.
— To było... — duch nie mógł złapać tchu. — ... niesamowite — wyznał, będąc cały mokry od potu.
Yibo przetarł swoją twarz, a jego klatka piersiowa unosiła się łapiąc kolejne dawki powietrza. Nie mógłby marzyć o piękniejszej chwili, którą przeżył z osobą jaka skradła mu serce. Młodszy podwinął koszulę Xiao Zhana i okrył jego nagie plecy, aby nie zmarzł. Sam leżał na wygniecionej koszulce obejmując swojego chłopaka, ciągle nie mogąc nacieszyć się chwilami jakie między nimi zaszły.
Pocałował jego czoło, a Zhan skulił się i uśmiechnął, przymykając swoje powieki.
— Dobrze się czujesz? — spytał Yibo z wielką troską starszego.
Zhan przytaknął i złożył pocałunek na klatce piersiowej Wanga, dalej nie przestawając się uśmiechać.
— Bardzo dobrze — wyznał po chwili i chciał tutaj zasnąć, ale Yibo mu na to nie pozwolił.
Przeszli oni po krótkim odpoczynku na kocyk, nakładając na siebie tylko bokserki, a Zhan miał także na sobie koszulę. Noc była ciepła, gwiazdy i księżyc oświetlały plażę, a rozstawione wędki rzucały swój cień na piasek. Xiao zasnął wtulony w swojego chłopaka, a Yibo patrzył na niego wzrokiem przepełnionym miłością. Pilnował tego, aby trzymać go za dłoń.
Za dłoń, której nigdy nie chciał wypuścić ze swojej ręki.
🐳🐳🐳
Czekam na Wasze teorie. Jak myślicie co tutaj może się dziać? Co myślicie o Fei? Wielorybie? Xiao Zhanie? Jestem ciekawa Waszych przemyśleń ❤
*wywianować - u mnie w domu oznacza to 'przygotować kogoś do wyjścia'. To potoczne określenie.
Tanghulu lub bingtanghulu – tradycyjna chińska słodka przekąska. Przygotowywana jest z kandyzowanych owoców, nadziewanych na cienkie bambusowe patyczki.
Powiększacz do ekranu telefonu
Jeśli ktoś z Was jest ciekaw azjatyckich słodyczy to zapraszam na mój ig : ghelexi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro