seven - 七
🐳🐳🐳
Brązowowłosy wyprostował swoje nogi i odchylił się wprzód, aby spojrzeć na Xiao Zhana. Oczy chłopaka lśniły, choć nie chciał ich wcale pokazywać Yibo. Jakby się ich wstydził. Wanga nieco zirytowało zachowanie starszego dlatego złapał za rękę czarnowłosego i wtedy Zhan musiał na niego popatrzeć.
Wang wtedy zobaczył seledyn, który można było porównać do matowego szmaragdu. Twierdził, że nigdy widok tych tęczówek by mu się nie znudził, tak samo jak dotyk aksamitnej skóry. Yibo wiedział, że tylko w obecności Zhana mógł poczuć takie emocje, chwile słabości i zatracenia własnych myśli. Xiao był dla niego kimś niezwykłym, lecz nie tylko ze względu na to, że był morskim duchem.
— Chcesz mi o tym opowiedzieć? — spytał, po czym puścił nadgarstek starszego, którego kolor oczu wrócił do ciemnej barwy.
— Tobie tak — wyznał, nie ukrywając swoich emocji. Yibo zauważył, że czarnowłosy się denerwował.
— Nikomu o tym nie mówiłeś? Nawet Fei?
— Nikomu... — odparł, a potem Wang zamilkł w duszy ciesząc się z tego, że w pewnym sensie był lepszy od Fei. Chociaż w tym jednym aspekcie. Czarnowłosy westchnął, zbierając wszystkie swoje myśli oraz wspomnienia z tamtych dni. — Miałem wtedy osiem lat. Razem z rodziną płynęliśmy statkiem. Miałem tylko mamę i tatę żadnego rodzeństwa czy kuzynów, przynajmniej z nikim nie utrzymywaliśmy kontaktu. Trudno było to robić na morzach i oceanach. Żeglowałem od najmłodszych lat — Zhan zmarszczył swoje brwi. — Nie pamiętam szczegółów, tylko to, że pewnej nocy morze było niespokojne. Statek zaczął się kołysać, a później tonąć. Coś w nas uderzyło i uszkodziło pokład. Z racji tego, że była noc lampy naftowe rozbiły się i wybuchł w dodatku pożar. Ogień czy woda? Trzeba było wybrać rodzaj własnej śmierci — Xiao spuścił swoją głowę w dół, a Yibo dalej siedział tuż przy nim i słuchał dalszej opowieści. — Mój ojciec został przygnieciony przez jeden z masztów, a mamę porwały fale morskie... Nie przeżył nikt z załogi... Prócz mnie — Wang spoglądał na przyjaciela, ktorego tęczówki naprzemiennie zmieniały swą barwę.
— I co było dalej?
— Zacząłem tonąć. Okręt poszedł na dno, ciała załogi także, a ja machałem swoimi małymi, słabymi rękami, aby dostać się na powierzchnię. Nie miałem żadnych szans, zwłaszcza z raną na nodze. Krew leciała bezustannie. Choć powietrza w płucach miałem wystarczająco to jednak... Utrata krwi spowodowała, że powoli traciłem przytomność. Moje ręce powędrowały na boki, beznamiętnie, a ciało zaczęło tonąć. Zanim zdołałem zamknąć swoje oczy na dobre wtedy zobaczyłem przed sobą olbrzymiego potwora, który płynął w mą stronę z otwartym pyskiem. Myślałem, że chciał mnie pożreć, ale on... Wypłynął ze mną na powierzchnię i sprawił, że potrafiłem stanąć na wodzie, nurkować w niej bez potrzeby wstrzymywania oddechu...
— Czy to oznacza, że jedynym sposobem, aby cię uratować była przemina w morskiego ducha?
— Najwyraźniej tak. Gdyby nie on to już bym dawno był martwy.
— Ale... Jak on tego dokonał? Jak zmienił cię w morską istotę?
— Pamiętam tylko urywki. Wiem, że kiedy byłem w jego paszczy to wcale nie było tam ciemności, lecz zielone światło. Czułem jak pokryło ono całe moje ciało, jakby dało mi moc. Zacząłem słyszeć tysiące słów jednocześnie, a dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że rozumiem mowę zwierząt. Po wypłynięciu na powierzchnię stałem się taki. Dorastałem w wodnym świecie, chciałem w pewnej chwili zapomnieć o życiu ludzkim, lecz kiedy poznałem Fei... Zapragnąłem, aby się stąd wydostać, choć na jeden dzień — Xiao uśmiechnął się promiennie, po czym Yibo ujrzał seledynowy blask bijący z jego oczu. — Kocham morze, jestem wdzięczny Dongfengowi* za ratunek i opiekę nade mną, ale chciałabym poczuć znów jak to jest być zwykłym człowiekiem.
Wang nie wiedział kompletnie, co miał mu powiedzieć. Czuł się tak jakby słuchał jakiegoś monologu z fantastycznego filmu. Dostrzegł także w słowach Xiao kilka niuansiw, które go zaciekawiły, ale początkowo nie miał odwagi się nimi podzielić. Nie znał całej historii, relacji jaka łączyła Zhana z morskim królem.
— Dongfeng nie pochwalał moich spotkań z Fei. Uważa, że skoro nie jestem już człowiekiem to nie powinienem tego robić. Dlatego mnie woła kiedy zbyt długo nie ma mnie pod powierzchnią. Pamiętam, że gdy byłem młodszy to mogłem swobodnie pływać w najskrytsze zakamarki, ale to się zmieniło, gdy zabrał mnie do Nieba.
Wang zmarszczył swe brwi ponownie, ponieważ "niebo" miało raczej inne znaczenie w świecie Xiao niż w jego.
— Niebo to ułożenie gwiazd pod koniec sierpniowego miesiąca. Wtedy te białe światła odbijają się na tafli morza. W konkretnym punkcie na wodzie, gwiazdy spadają z nieba i tworzą tam lśniące, mieniące się światło. Dongfeng zabrał mnie tam tylko raz, gdy już dorosłem i powiedział mi, że już nigdy nie mogę tam popłynąć.
— Czy wyjaśnił ci dlaczego?
Zhan pokiwał głową na boki.
— Wieloryb nie jest zbytnio rozmowny. Kiedy do mnie mówi to tylko konkretnie, a później milczy. Nie przeszkadza mi to. Szanuje jego osobowość za to, że mnie ocalił.
Wang słuchając kolejnych informacji na temat wieloryba czuł dziwny niepokój. Okazało się, że zwierzę morskie było jeszcze bardziej tajemnicze niż Xiao Zhan.
— Tęsknisz czasem za rodzicami?
— Nie bardzo. Tak szczerze to prawie ich nie pamiętam. Nawet kiedy żyli to ich życie rozgrywało się na statku, dbali o załogę, poświęcali każdemu swój czas.
— Przez co zaniedbali własnego syna — Yibo popatrzył na starszego.
— A jacy są twoi rodzice? — Xiao był ciekaw Yibo tak samo jak brązowowłosy Zhanem.
— Moja mama jest najbardziej silną kobietą jaką znam. Potrafi sama o mnie zadbać, dała mi wszystko czego zapragnąłem. Dużo czasu spędza w pracy, ale w każdej wolnej chwili jest przy mnie.
Czarnowłosy posmutniał, bo zrozumiał, że Wang nie miał ojca.
— Czyli, że... Jesteście tylko we dwoje?
— Tak — Yibo skinął głową. — Straciłem ojca wtedy, co ty swojego. Także miałem tylko osiem lat i nie pamiętam go za dobrze. Nawet kiedy byłem mały to rzadko bywał w domu, bo jeździł w delegacje do Japonii, Tajwanu, Wietnamu. Mógłbym wymienić jeszcze kilka krajów — brązowowłosy uśmiechnął się. — Wiem, że zawsze na niego czekałem na schodach kiedy tylko mama powiedziała mi, że tata wraca. Raz miał przyjechać o trzeciej w nocy, więc wziąłem kocyk, orzeszki do jedzenia i swój drewniany miecz, aby się bronić w razie, gdyby ktoś chciał mnie zaatakować — do oczu Yibo napłynęły łzy, a Zhan gdy je ujrzał położył swoją dłoń na jego, aby dodać mu otuchy. — Oczywiście zasnąłem tam wtedy, a mama przyszła i usiadła obok mnie. Przeze mnie sama nie spała prawie całą noc tylko po to, abym nie przegapił żadnego przyjazdu taty. Kiedy już otworzył furtkę mama mnie zbudziła, a ja pobiegłem najszybciej jak tylko mogłem do niego, a on wziął mnie na ręce.
Łzy Wanga popłynęły po jego policzkach i szybko zaczął je ocierać, ale nie ukazać więcej swojej słabości przed Xiao.
— Musiałeś go bardzo kochać.
— Był moim tatą — odpowiedział Yibo, gdy już doprowadził się do porządku. Jego nosek stał się delikatnie czerwony, a Zhan potarł palcem jego dłoń. — Żałuję, że go ze mną nie ma. Powinien mnie nauczyć jak być mężczyzną, dobrym, silnym człowiekiem.
— Przecież jesteś — Xiao Zhan zdziwił się, gdy usłyszał słowa brązowowłosego.
— Nie, jestem zagubiony. Sam przecież wiesz. Nie potrafię zdecydować czego chce, na czym najbardziej mi zależy — wyznał.
— Moim zdaniem w życiu nic nie jest ważne poza szczęściem. Ze szczęścia rodzi się wiele innych pozytywnych uczuć — odparł Zhan.
— Coś w tym jest — Yibo posłał uśmiech starszemu i wtedy znów poczuł przyjemne kołatanie swojego serca.
Woda morska dosięgnęła ich dłoni, które wciąż się ze sobą stykały, ale pomimo tego Wang nie chciał, aby Zhan ją stamtąd zabrał. Przestało mu to przeszkadzać, nawet pomimo tego, że oboje byli dorosłymi facetami.
Xiao nagle uniósł swoją drugą dłoń, a Yibo dostrzegł, że trzymał w niej małego, czarnego robaka. Kiedy tylko Wang go dostrzegł od razu wstał na nogi i zaczął odchodzić od Zhana.
— Zabierz go ode mnie — powiedział, wskazując palcem na przyjaciela.
— Ale on chciał się tylko przywitać.
— Wiesz, że nie lubię robali. Spadaj z nim — Yibo nie chciał mieć styczności z takim odrażającym stworzonkiem jak żuk morski.
Xiao zaczął biec za Yibo, który nagle wybiegł z morza i nie miał zamiaru tam wracać jeśli czarnowłosy nie wypuściłby go na wolność. Zhan poddał się w końcu i oddał stworzenie morskie jego falom. Wang odczekał około minuty, aby dać czas małemu żyjątku na odpłyniecie. Kiedy już tak się stało młodszy wrócił do Xiao i uderzył go delikatnie w ramię.
— Masz tak więcej nie robić — powiedział przez zaciśnięte zęby. Mimo tego nie mógł przestać się uśmiechać.
— Dobrze — Zhan także otwartą dłonią uderzył Yibo i zaśmiał się w głos.
— Z czego się śmiejesz?! — Wang także się śmiał i złapał starszego za nadgarstki, po czym zaczął wpychać czarnowłosego do morza. Nie było to zbyt mądrym zagraniem, ponieważ Zhan podstawił mu nogę i oboje przewrócili się do wody.
Byli cali przemoczeni. Obaj zaczęli odgarniać swoje mokre kosmyki włosów i nie przestawali się śmiać. Fale morskie stały się nieco silniejsze i chciały one porwać Zhana, który stracił na moment równowagę. Yibo szybko zareagował i złapał starszego za biodro, po czym przyciągnął go do siebie. Ich twarze były naprawdę blisko, a ich zdziwione spojrzenia z każdą sekundą zaczynały coraz bardziej przyzwyczająć się do braku przestrzeni osobistej.
Przez ich nieuwagę następna fala nadpłynęła i uderzyła mocniej w plecy Yibo, który stracił równowagę i upadł wraz z Xiao na mokry piasek. Młodszy uniósł się na rękach i popatrzył na twarz Zhana, który zaciskał mocno swoje oczy. Brązowowłosy uśmiechnął się niekontrolowanie, widząc ponownie uroczego chłopaka, którego grzywka znalazła się na środku jego czoła. Yibo odgarnął ją najpierw na bok, a potem delikatnie w górę, a tym gestem sprawił, że Xiao popatrzył na niego wzrokiem przepełnionym radością. Wang spojrzał w oczy morskiego ducha i delikatnie uniósł swoje kąciki ust, a Zhan poczuł wypieki na własnych policzkach.
Oboje leżeli w takiej pozycji aż do momentu, w którym Wang nie usłyszał alarmu włączonego w telefonie. Zhan nie wiedział skąd dochodził dziwaczny sygnał, którego nigdy przedtem nie słyszał. Yibo zacisnął wargi z niezadowoleniem, po czym podniósł się znad ciała Xiao. Pomógł wstać starszemu, a sam ruszył w kierunku rzeczy, które przyniósł dzisiejszego poranka. Yibo wyłączył alarm i żałował, że ich dzisiejsze spotkanie dobiegło końca.
— Muszę już iść — powiedział, po czym złapał się za kark.
— Rozumiem. Musisz iść do pracy.
— Tak, muszę.
Atmosfera między tą dwójką się zmieniła, gdy zdali sobie sprawę z tego, że ich uczucia zaczęły się wznosić jak niejedne fale morskie podczas wzmożonego wiatru.
— Przyjdę jutro, ale dopiero po południu — powiedział, a Xiao jak zwykle go zapewnił, że będzie czekał tutaj na niego.
Kiedy zobaczył jak Yibo odchodził ze wszystkimi rzeczami, które dla niego przyniósł poczuł niebywały smutek.
Natychmiast u jego stóp znalazły się różnokolorowe rybki, a także maleńkie kraby i wszystkie stworzonka spoglądały na swojego księcia morza, który nie mógł przestać się uśmiechać.
Panie, chodźmy już. Dongfeng będzie się niepokoił.
Wyznał jeden z krabów, który swoimi szczypcami pociągnął go za białą nitkę prujących się jeansowych spodni.
— Wracajmy — odpowiedział mu Zhan, który stracił z pola widzenia Yibo. Zanim jednak zanurkował w wodzie uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział do zgromadzonych stworzątek. — Lubię go. Naprawdę go lubię.
Xiao Zhan zamknął oczy i rzucił sie w kierunku głębin morza.
🐳🐳🐳
Yibo z przyjemnością i uśmiechem obsługiwał kolejnych klientów. Brązowowłosy nie mógł pozbyć się nawet na chwilę swojego uśmiechu i z radością wykonywał swoją pracę. Nic nie mogło popsuć dziś jego humoru. Yubin natomiast przyglądał się przyjacielowi i stawał się coraz bardziej podejrzliwy. Wiedział, że dobry humor Yibo był spowodowany tym chłopakiem, o którym mówił przez sen. Był tego pewny, nie miał cienia wątpliwości, ale nie mógł zapytać o szczegóły, choć bardzo tego chciał.
Postanowił zaufać mu tylko ze względu na Qui Ying, która dała mu wolną rękę. Paul zaczął być jednak tego zdania, że dziewczyna zbytnio była pewna tego, że nie straci w ten sposób Wanga. Zdaniem Yubina już powoli tak się działo. Chłopak nawet nie spedzal z nią tyle czasu, co z tym tajemniczym gościem. Nie wiedział jak miał zacząć badać tę sytuację, aby Yibo nie zaczął tego podejrzewać, ale pod koniec ich zmiany uśmiechnął się i zaczął zagadywać do brązowowłosego.
— A co ty taki wesoły? Czyżby między tobą, a Qui Ying się w końcu coś wydarzyło? — szturchnął Yibo i postanowił udawać dziś głupka, aby nie zdradzać swych prawdziwych zamiarów.
Wang przewrócił oczami jak to miał w zwyczaju i burknął :
— Mówiłem ci, żebyś się nie wtrącał w nasze sprawy.
— No weeeź. Wiesz jaki jestem ciekawski jeśli chodzi o panienki.
— Ja wiem, a czy Lulu jest tego świadoma? — zapytał ze zwycięskim uśmieszkiem.
— Tylko spróbuj jej powiedzieć — Yubin złapał Yibo za szyję i potarł jego włosy zaciśniętą pięścią.
— Hah, nie powiem, możesz być spokojny o to.
Po tych słowach Yubin puścił Wanga i oboje dokończyli polerować szklanki oraz pokale. Czarnowłosy przyglądał się zadowolonemu Yibo i zaczął odczuwać smutek, ponieważ miał wrażenie, że sekrety, które skrywał brązowowłosy mogły zniszczyć ich wieloletnią przyjaźń.
🐳🐳🐳
Tak jak myślałam...
Rozdziałów będzie więcej 😂😂
Dongfeng ( 東風 , oświetlony "wschodni wiatr").
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro