four - 四
🐳🐳🐳
Yibo na początku spędzania dnia z przyjaciółmi oraz swoją dziewczyną nie mógł się dobrze bawić, bo wyrzuty sumienia męczyły go niemiłosiernie. Jednak po jakimś czasie uznał, że jeden dzień różnicy nie powinien przeszkodzić czarnowłosemu, który i tak przesiadywał całe dnie przy plaży. Czekanie raczej nie było dla niego czymś obcym, a więc brunet sięgnął po następną butelkę piwa i rozmawiał z Yubiem, który spoglądał na dwie przyjaciółki bawiące się na środku parkietu.
— Mógłbym tak całe życie — westchnął Paul, po czym przytulił szklaną butelkę do swojej klatki piersiowej.
— Siedzieć tutaj i balować od rana do nocy?
— Yhym.
— Nawet jako stary dziadek? — Yibo zaśmiał się.
— Nie, chciałbym być wiecznie młody, spędzać czas właśnie tak jak tutaj. Z najlepszym kumplem, dziewczyną i bardzo dobrą przyjaciółką — Yubin westchnął do marzeń, które nigdy by się nie ziściły, a potem wypalił coś kompletnie z innej beczki. — Ej! Może jutro skoczymy na ryby? Widziałem, że wypożycza się wędki obok baru z naleśnikami.
Wang prychnął i dopił kolejne piwo, które przestało mu już smakować.
— Chcesz łowić ryby? — spytał z uniesionymi brwiami.
— Tak, a co w tym złego?
— To zajęcie dla ludzi na emeryturze. Poza tym to idiotyczne.
Yubin przestał nagle tryskać swoim entuzjazmem, oparł się o kanapę i zaczął narzekać na Wanga pod nosem. Cisza jednak nie trwała zbyt długo.
— A ty jak zwykle coś oceniasz zanim spróbujesz. A kto wie? Może złowiłbyś Małą Syrenkę? — chłopak szturchnął Yibo w ramię, a kasztanowowłosy nagle się uśmiechnął.
Wyobraził sobie scenę, w której stał na jednej z czarnych skał na sekretnej plaży oddalonej od cywilizacji. Zarzucił wtedy wędkę, a gdy zaczął ściągać żyłkę wraz z nią przybył także czarnowłosy, który z uśmiechem trzymał palce zaciśnięte na haczyku.
Yibo szybko wstał ze swojego miejsca i poczuł nagle, że musiał spotkać się z Xiao. Yubin tylko zdołał wstać na równe nogi i zobaczyć jak sylwetka chłopaka zniknęła za drzwiami baru połączonego z mini klubem. Paul przyłożył swoją dłoń do czoła, bo nie miał pojęcia jak wytłumaczy całą tę sytuację dziewczynom.
🐳🐳🐳
Yibo biegł przed siebie, lecz musiał się zatrzymywać, co jakiś czas, bo brakowało mu tchu. Chłopak nigdy nie unikał zajęć wychowania fizycznego, lecz tego typu aktywność nie była jego mocną stroną. Uważał, że bieganie za piłką nożną po boisku było czymś zupełnie innym. Miało swój własny cel, strzelenie gola, danie zwycięstwa drużynie. Samo w sobie stawianie nogi za nogą, aby dobiec do linii mety nigdy go nie satysfakcjonowało.
Wkroczył na drewnianą ścieżkę zrobioną z drewnianych belek, przy których rosły pojedyncze rośliny. Później znajdował się przed nim mostek, a następnie wbiegł na plażę. Zdjął swoje trampki ze stóp, ponieważ tak było mu łatwiej przemierzać przez piaszczystą plażę.
Było już ciemno, a chłopak miał przy sobie jedynie latarkę w telefonie. Musiał znaleźć się na plaży jak najszybciej, ponieważ miał tylko siedem procent baterii. To nie wróżyło niczego dobrego z racji tego, że dziewiętnastolatek nie przepadał za ciemnością, bał się jej...
To go zmotywowało, aby jak najszybciej dobiec do skał. Pędził tak już przez czterdzieści minut aż od baru znajdującego się blisko centrum. Miał już dość, jednak wiedział, że jeśli się nie zjawi to Xiao nigdy mu tego nie wybaczy. Yibo widział go tylko raz na oczy, nie miał pojęcia czym był czarnowłosy, ale jego ciekawość była silniejsza. Poza tym Zhan wydawał się być naprawdę kimś wyjątkowym, Yibo czuł się w jego towarzystwie naprawdę dobrze i wiedział też, że był drugim z kolei człowiekiem, który z nim rozmawiał.
Wang dotarł na miejsce po czterdziestu sześciu minutach. Był spocony i zmęczony, ale musiał odnaleźć w sobie siłę, aby zawołać tajemniczego młodzieńca. Nie patrząc na to czy ktoś tutaj także był, zaczął wołać, będąc skierowany w stronę morza:
— Xiao Zhan! Gdzie jesteś? To ja, Yibo! Wiem, że miałem być o poranku, ale wyszło... Inaczej... Proszę cię, przyjdź do mnie! Xiao Zhan!
Yibo krzyczał przez ponad godzinę aż w końcu zdarł sobie gardło i usiadł tuż przy wodzie na plaży. Woda zaczęła sięgać do jego stóp i okrywała je aż po same kostki. Chłopak siedział w kompletnej ciemności na brzegu i ze smutkiem spoglądał na morską pianę, która wytwarzała się przy każdym zetknięciu z suchym piaskiem.
Dziewiętnastolatek o kasztanowych włosach miał posępną minę i podkrążone oczy. Był senny i bardzo zmęczony. Zdał sobie sprawę z tego, że złamał kolejną obietnicę i zranił tajemniczego chłopaka, który mu zaufał, a wcale nie musiał tego robić. Wang ułożył swoje plecy na zimnym piasku i zasunął swoją bluzę z adidasa aż po samą szyję. Ręce skrzyżował na klatce piersiowej, aby zrobiło mu się ciepło i starał się nie myśleć o ciemności, która go zewsząd otaczała.
— Xiao Zhan... — wyszeptał, a potem zamknął swoje powieki, bo wypiciu dwóch piw także spowodowało, że chłopak stał się senny.
Zasnął w zimnie i dość niebezpiecznym miejscu tuż przy podnoszącym się poziomie morza.
🐳🐳🐳
Wang Yibo, gdy otworzył swoje oczy zauważył, że był w kompletnie innym miejscu. Podparł się na rękach, a jego oczy poraziło poranne słońce. Młodzieniec rozejrzał się wokół i popatrzył za siebie. Był tuż obok lasu, który był oddalony od morza na około trzydzieści metrów. Brązowowłosy uniósł swoje brwi i wstał szybko na nogi, do których przyczepił się piasek. Dziewiętnastolatek zaczął pocierać swoje ramiona, aby się rozgrzać, ale wcale nie skupiał się na zimnie, które stopniowo mijało dzięki wschodzącemu słońcu.
Yibo wiedział, że jedyną osobą, która mogła go tutaj przenieść był Xiao Zhan. Brązowowłosy podbiegł w podskokach do morza i z uśmiechem na twarzy zaczął wołać tajemniczego chłopaka.
— Xiao Zhan! Wiem, że tutaj jesteś! Proszę, przyjdź do mnie! Chce podziękować i... porozmawiać!
Wang miał w sobie wciąż tę samą nadzieję, że w końcu spotka czarnowłosego, że da mu drugą, a raczej... trzecią szansę. Chłopak opuścił swoje dłonie, które trzymał przy ustach, gdy ujrzał jak Zhan wypłynął zza skały, która była najbardziej oddalona od brzegu. Dziewiętnastolatek szybko wbiegł do zimnej wody, a Xiao spuścił swoje powieki i zaczął się od niego oddalać.
— Xiao Zhan, proszę... Nie odchodź, muszę cię przecież przeprosić.
Czarnowłosy znalazł się daleko od brzegu, ale mimo wszystko nie był w stanie zostawić chłopaka, który przecież przyszedł do niego zeszłej nocy i wolał go przez długi czas. Xiao cały czas był blisko, ale nie potrafił pokazać mu się na oczy. Dopiero wyłonił się z wody, gdy zobaczył śpiącego na brzegu Wanga. Znał morze jak własną kieszeń i doskonale wiedział, że jeśli nie przeniósłby stąd młodzieńca to mógłby się utopić. Woda podniosła się na prawie trzy metry w przód, a więc tak naprawdę Xiao uratował mu życie. Yibo nie był tego jednak świadomy, był ślepy na wiele rzeczy oraz uczucia innych, dlatego Zhan nie był pewien czy to dobry pomysł, aby zadawać się z brązowowłosym człowiekiem.
Xiao jednak nie mógł tego zrobić... Nie chciał go zostawić, bo pomimo wielu wad widział w Yibo także te jasne strony. Zdawał sobie sprawę z tego, że jako jedyny czekał na niego na plaży, wołał go, spędził noc w zimnie... A teraz nawet podchodził coraz bliżej, choć dobrze wiedział, że Yibo nie utrzymałby się długo ponad powierzchnią, gdyby podpłynął jeszcze bliżej. Stopy Wanga stykały się z niepewnym podłożem, a woda sięgała mu już do ramion. Zhan widział jak usta młodszego zaczynały drżeć z zimna i ciągle z obawą spoglądał na chłopaka, który chyba szczerze żałował.
— Stój — Zhan kazał mu nie stawiać ani jednego więcej kroku w przód. — Przyjdę do ciebie — powiedział, a wtedy Yibo uśmiechnął się i tylko patrzył jak czarnowłosy zbliżał się do niego.
Wang nie mógł spuścić z niego swojego wzroku, co Xiao oczywiście zauważył. Starszy spuścił swoje powieki, bo wiedział, że jeśli popatrzy w ciemne tęczówki Yibo to zbyt szybko zdoła mu wybaczyć. Tajemniczy chłopak skupiał się na falach morskich oraz na kropelkach wody, które ociekały po jego pasemkach. Szedł przede siebie i nawet nie zauważył kiedy znalazł się tuż obok Wanga, który złapał go za ramiona.
Wtedy to się stało. Zhan uniósł swój wzrok i spotkał się z tym, którego tak bardzo chciał uniknąć. Jego serce przestało już być zranione i stało się ono radosne, ponieważ mógł ponownie porozmawiać z ludzką istotą.
— Wyjdziemy na brzeg pogadać? — zapytał Yibo, a Xiao Zhan tylko skinął głową i dał się zaprowadzić w miejsce, które było dla czarnowłosego wyjątkowe.
To właśnie tutaj poznał malutką Fei oraz Yibo.
Wang wyszedł na plażę, aby ponownie rozgrzać się z pomocą promieni słonecznych. Piasek stał się dla niego przyjemny, choć oblepił całe jego nogi. Młodzieniec skulił się i kichnął raz, potem drugi. Miał tylko nadzieję, że się nie przeziębi, ponieważ nie chciał chodzić z chusteczkami w wakacje.
Xiao siedział jednak w wodzie i nadal czuł zawód, jednak nie tak mocno jak wczorajszego dnia, gdy nie doczekał się Yibo na plaży. Czarnowłosy poruszał swoją ręką wraz z rytmem fal morskich, a Wang spoglądał na jego błony między palcami. Chciał o nie zapytać, ale wiedział, że musiał rozpocząć rozmowę w zupełnie innym charakterze. Był przecież winny, lecz o dziwo to nie on jako pierwszy przemówił. Tylko Zhan.
— Czemu nie było cię o poranku? Czemu wróciłeś? — spytał Xiao, a wtedy Yibo przełknął ślinę, bo ujrzał jaki smutek sprawił swoim bezmyślnym zachowaniem czarnowłosemu.
Wang przysiadł się bliżej Xiao, lecz nie na tyle, aby ponownie kąpać się w zimnej wodzie. Zhan zerkał na niego ukradkiem, choć bał się spojrzeć mu bezpośrednio w oczy.
— Nie chciałeś zawieść przyjaciół i mojej dziewczyny — powiedział. — Planowaliśmy ten wyjazd już od dawna, udało nam się tutaj dotrzeć, a ja chciałem sobie pójść i spędzić czas z tobą. Yubin mój przyjaciel wyznał, że to kompletnie nie w porządku wobec nich i... Szczerze nie miałem pojęcia co robić. Było mi szkoda, że tak postawiłem, naprawdę. Wstydziłem się tego, ale wieczorem zrozumiałem, że muszę tutaj przyjść — Wang zaczął tłumaczyć, ale zrozumiał, że nie tedy droga. — Źle zrobiłem i nie chce się usprawiedliwiać. Powinienem przyjść tutaj i ci chociaż powiedzieć, że wychodzę z przyjaciółmi. Głupio zrobiłem dlatego wcale się nie zdziwię jeśli ty... Nie będziesz chciał mnie już widzieć — Yibo poczuł ukłucie w swoim sercu, bo bał się decyzji czarnowłosego. Wcale nie chciał kończyć tej znajomości na tak wczesnym etapie. Pragnął go poznawać, spróbować zrozumieć czemu znikał, gdy znajdował się poza morzem. Było tak wiele niewiadomych, lecz też... Zależało mu na tym, aby być jego oparciem i towarzyszem. — Czy to ty mnie przyniosłeś z dala od morza? — zapytał, a Zhan nieśmiało skinął głową. Wang uśmiechnął się delikatnie. — Dziękuję ci, ale... Jak ty to zrobiłeś?
Wang nie otrzymał odpowiedzi i zrobiło mu się wstyd. Chłopak zrozumiał, że jego milczenie oznaczało tylko jedno, aby zostawić czarnowłosego w spokoju. Yibo zacisnął swoje wargi, po czym wstał z miejsca.
— Naprawdę cię przepraszam... — wyznał, bo tym razem nie zasłużył na wybaczenie. Zranił Xiao dwa razy w ciągu dwóch dni... Czuł wobec siebie odrazę. — Pójdę już i nie martw się, nikomu o tobie nie powiem — odparł i zaczął odchodzić tuż przy brzegu.
Odchodził ze spuszczoną głową, trzymał w lewej ręce swoje trampki, a za jego prawą dłoń nagle złapał Xiao Zhan. Wang ze zdumieniem popatrzył na chłopaka, którego stopy nawet na chwilę nie opuściły morza. Czarnowłosy zarumienił się delikatnie, ale nie starał się uciec już wzrokiem. Patrzył w tęczówki Yibo i chciał, aby został. Postanowił, że zaryzykuje i spróbuje się zaprzyjaźnić z człowiekiem.
— Nie chcę, żebyś odchodził — wyznał pospiesznie, jakby to Yibo miał zaraz zniknąć i już nigdy nie wrócić.
— Naprawdę? Ale ja przecież... Zachowałem się wobec ciebie jak najgorszy przyjaciel...
Zhan spuścił swoją głowę, ale jego dłoń nadal spoczywała na tej Yibo.
— Było mi przykro, bo bardzo cieszyłem się, że cię znów spotkam. W świecie morskich stworzeń nie czuje samotności, ale... Widzę, że jestem inny niż oni. Nie mam płetw, nie mam wielkich zębów ani łusek. Chciałbym cię znowu spotkać — powiedział z uśmiechem na twarzy, a Wang mógł z ręką na sercu przyznać, że bardziej uroczego uśmiechu nie widział nigdy.
— Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Myślałem, że każesz mi spadać i tyle— zaśmiał się Yibo.
Zhan pokiwał głową na boki i wyprostował swoją postawę.
— Nie chcę — odpowiedział niczym maleńkie dziecko, któremu na siłę próbowało się dać warzywa na obiad.
To sprawiło, że Yibo uśmiechnął się, a Xiao także ukazał rząd śnieżnobiałych zębów.
— Przyjdę później i porozmawiamy — powiedział Wang, który już nie mógł się doczekać ich kolejnego spotkania.
— Będę tutaj czekał.
🐳🐳🐳
Wydaje mi się, że ten projekt jest zbytnio ekscentryczny i nie wiem czy go kontynuować? Fantastyczne książki to coś od czego zaczęła się moja przygoda z pisaniem i mam sporą wyobraźnię jeśli chodzi o taką tematykę. Może lepiej zająć się innym yizhanem? Co o tym myślicie?
A jeśli będę jednak kontynuować to...
Mam trzy pomysły na zakończenie tego ff... Jprdl, które wybrać?!😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro