five - 五
🐳🐳🐳
Yibo wrócił do domku tylko po to, aby coś zjeść, przebrać się, przespać z dwie godzinki, a później ponownie pójść do Xiao Zhana. Chłopak nie mógł przestać się uśmiechać, ponieważ nie wierzył w to, że czarnowłosy dał mu kolejną szansę. Wiedział, że nie mógł już niczego więcej popsuć, zależało mu na tej znajomości, a limit cierpliwości młodego mężczyzny z morza był zapewne ograniczony.
Wang przekroczył próg drewnianego domku, a w kuchni tuż przy stole zobaczył Qui Ying, która patrzyła ze smutkiem przez okno, a swój kciuk ozdobiony różową hybrydą przygryzała. Yibo nie wiedział tylko czy robiła to ze zdenerwowania czy zmartwienia tym, że po raz kolejny spędził noc poza domem.
Kiedy tylko trzeci panel zatrzeszczał pod naciskiem stopy kogokolwiek kto na niego stanął, dziewczyna popatrzyła w kierunku Yibo i wstała ona z miejsca. Jej twarz nie wyglądała tak samo jak poprzednim razem, w jej oczach nie było tej obawy co kiedyś, tylko płomienie. Wang zdawał sobie sprawę z tego, że źle postąpił, ale miał też nadzieję, że jakoś wybrnie z trudnej sytuacji.
Qui Ying podeszła do chłopaka i z całej siły uderzyła go w policzek. Uderzenie było tak mocne, że Yibo aż odchylił swoją twarz w bok i poczuł pieczenie na skórze. Yubin właśnie schodził wtedy po schodach, lecz gdy ujrzał napiętą sytuację między przyjaciółmi to od razu się wycofał.
— Pozwól mi wyjaśnić — Wang już szykował kolejne kłamstwo, lecz Qui Ying nie miała zamiaru tego słuchać.
Młoda dziewczyna ułożyła dłonie na biodrach i spojrzała prosto w oczy swojemu chłopakowi, który dopiero teraz zobaczył zmęczenie na jej twarzy.
Czyżby Ying nie spała całą noc?
— A co tu wyjaśniać? Nie było cię jednej nocy, teraz drugiej. Pewnie znów pójdziesz spać, bo jesteś zmęczony, mam racje? — czarnowłosa starała się nie krzyczeć, ale jej ton głosu wciąż był wysoki.
— Do czego ty zmierzasz? — Yibo przestał pocierać bolący policzek i popatrzył w oczy Qui Ying z ogromnym znakiem zapytania.
— Myślisz, że jak to wygląda? — dziewczyna zbliżyła się do brązowowłosego, po czym zaczęła szeptać. — Nie chce ci dać to szukasz innego wyjścia, co? Ładna jest chociaż? Dobrze się z nią bawisz?!
— Qui Ying! — brwi Yibo poszybowały w górę. — Jak możesz mnie o coś takiego oskarżać? Że niby cię zdradzam?! — Wang nie mógł w to uwierzyć, natomiast Ying w żadne jego słowo.
— To bardzo możliwe. Wyłączasz telefon, odkąd jesteśmy razem nigdy mi nie powiedziałeś, że mnie kochasz, znikasz nocami, a nawet w środku spotkania, nie pociągam cię. Mam wymieniać dalej? — Qui Ying złapała Yibo za rękę i pokazała chłopakowi ślady, o których nie miał pojęcia. — Masz zadrapania na tej ręce, a na drugiej siniaka... — do oczu czarnowłosej napłynęły łzy i odsunęła się o dwa kroki w tył od chłopaka, który nadal był w szoku. — Rozmawiałam już z Lulu i Yubinem. Będę mieszkała razem w pokoju z przyjaciółką, a ty z Paulem. Nie chce, żeby nasze kłótnie popsuły ten wyjazd — wyznała z ogromnym żalem, a Yibo przypomniał sobie dlaczego polubił Qui Ying. Mimo trudnych sytuacji zawsze myślała o innych, a nie tylko o samej sobie. Wang był jej przeciwieństwem.
— Qui Ying... To naprawdę nie tak. Nigdy bym cię...
— Wybacz, ale... Nie chce z tobą teraz rozmawiać. Jak chcesz to chodź z nami wieczorem na air hokeya, a jeśli masz inne plany to mi po prostu powiedz... — czarnowłosa zaciskała nerwowo swoje palce, bo bała się jego odpowiedzi.
Chłopak wiedział, że nie mógł wyznać całej prawdy, ujawnić tego, że spotkał kogoś wyjątkowego, nadzwyczajnego, ale postanowił zachować się jak mężczyzna i nie ukrywać faktu, że miał inne plany.
— Później też wychodzę... — wyznał, choć momentalnie poczuł ukłucie w sercu.
— Jasne... — Qui Ying pokiwała głową, jednocześnie zaciskając wargi. — Szkoda, że nie ze wszystkim potrafisz być taki szczery.
Po tych słowach dziewczyna odeszła i poszła na górę, aby móc w spokoju wypłakać się w poduszkę. Wiedziała, że była tam Lulu, która zawsze ją wspierała.
Wang usiadł przy stole w kuchni i podłączył swój telefon, aby wreszcie go naładować do przynajmniej 60%. Gdy już to zrobił podparł swoją głowę na dłoniach i miał mętlik w głowie, prawdziwy chaos, nie miał pojęcia co powiedzieć Qui Ying, aby już się na niego nie gniewała, co zrobić, aby wybaczyła...? Aby nie pomyślała o zerwaniu? Bez niej nie chciał wracać do Shangahaiu, nie chciał chodzić samotnie do miejsc, w których razem byli, bo wciąż wierzył, że uda im się stworzyć związek, który mógłby przetrwać wszystko.
Yibo kątem oka zobaczył Yubina, który nagle odsunął krzesła i usiadł naprzeciw przyjaciela, który znalazł się w trudnej sytuacji.
— Dużo z tego słyszałeś? — spytał.
— Troszeczkę tylko — Paul nie chciał całej prawdy.
— Masz pomysł, co mogę zrobić? — zapytał, po czym zacisnął swoje dłonie na nieco przetłuszczonych włosach.
— Po pierwsze nie idź znów do tego instruktora od lekcji pływania na desce — Paul zrobił z palców cudzysłów, a Yibo spuścił swoje powieki. — Po drugie, nie okłamuj, a po trzecie błagam na kolanach Qui Ying, aby ci wybaczyła.
— Ty też mi nie wierzysz... Ja naprawdę jej nie zdradzam — Wang popatrzył na kumpla błagając o litość, aby w końcu ktoś mu uwierzył.
— To skąd te ślady na rękach? Tylko nie mów, że kot cię podrapał, bo przywalę ci mocniej niż twoja dziewczyna — Yibo nigdy przedtem nie widział, aby Paul był tak zdenerwowany. Nawet jego głupie żarty nigdy nie doprowadziły Yubina do takiego stanu.
— Powiem ci teraz prawdę — Wang odetchnął, a czarnowłosy czekał na wytłumaczenie. — Ja naprawdę nie wiem skąd mam te zadrapania i siniaka.
— Czyli co? Mam uwierzyć w to, że najebałeś się dwoma piwami i ci film ucięło? — Yubin podparł się o blat stołu i zanim od niego odszedł to dodał. — Pogadaj ze mną o tym kiedy będziesz gotowy na prawdę.
🐳🐳🐳
Wang usiadł na skale z posępną miną. Nogi skrzyżował, a głowę ułożył na dłoniach, kiedy swoje łokcie podparł na udach. Xiao Zhan był w wodzie aż po samą szyję, a gdy ujrzał smutek na twarzy znajomego postanowił wyjść z morza i usiąść obok niego. Brązowowłosy uniósł delikatnie swój kącik ust kiedy ujrzał Xiao, który wyglądał dokładnie tak samo jak człowiek. Po opuszczeniu wody jego błony między palcami zniknęły.
— Coś się stało? — zapytał Zhan, który nie ukrywał swojego zmartwienia względem Yibo. Nie chciał, aby ten się smucił.
— Tak — Wang wyprostował swoją postawę i zerknął na nogę Zhana, która jedna była na suchych kamieniach, a druga spoczywała w wodzie. Po chwili Yibo przeniósł swoje spojrzenie na na twarz młodego mężczyzny, a gdy upewnił się, że ten na niego spoglądał uniósł rękaw koszulki i pokazał mu zadrapania. — Czy ty mi to zrobiłeś? — spytał, zastanawiając się jednocześnie czy Xiao potrafił także wysuwać pazury jak wilkołaki.
Zhan zacisnął mocno swoje wargi i uciekł swoim wzrokiem od człowieka. Czarnowłosy tak się zawstydził, że jego twarz lekko się zaczerwieniła. Nie miał pojęcia jak miał mu to wyjaśnić, aby go nie urazić.
— Słuchaj, nie będę na ciebie zły. Po prostu chce wiedzieć jak to się stało? — Yibo posłał do starszego delikatny uśmiech, po czym położył dłoń na jego kolanie, aby dodać mu otuchy i pewności.
Widocznie to pomogło, ponieważ Xiao odważył się wyznać prawdę.
— Wczoraj, gdy zasnąłeś na plaży zauważyłem cię będąc w morzu. Woda podnosiła swój poziom, więc wiedziałem, że prędzej czy później woda by cię dosięgnęła. Musiałem cię przenieść, abyś był bezpieczny — wyznał. — Byłeś trochę ciężki i jak cię kładłem to wyślizgnąłeś mi się z rąk — Xiao zakrył swoją twarz rękoma, a Yibo na ten widok zaśmiał się krótko. — Przepraszam, musiałem cię zadrapać przez przypadek, a jak upadłeś to wtedy nabiłeś sobie tego siniaka... Ja naprawdę chciałem dobrze.
Wang śmiał się dalej, a Zhan zerkał na jego radosną twarz przez swoje palce.
— Zabawne jest to, że się w ogóle nie obudziłem — zauważył brązowowłosy, który zbliżył się do starszego. Jedną dłonią złapał za palce Xiao i przyciągnął je w dół, aby już się nie ukrywał. — Dziękuję, Zhan — wyznał.
— Czy to przeze mnie jesteś taki smutny?
Yibo uniósł swoje brwi w górę.
— Nie! Po prostu... Moi przyjaciele są na mnie trochę źli, ale to nie twoja wina, jasne? — Xiao pokiwał głową, choć domyślał się, że mógł być powodem ich nieporozumień. — Mogę cię o coś zapytać?
Zhan popatrzył w oczy młodszego i zgodził się bez wahania.
— Nie będę pytał jak taka chudzina jak ty mogła mnie unieść, ale... Ostatnio, gdy wyszedłeś z morza to zniknąłeś. Czemu tym razem tak nie było? — to pytanie bardzo nurtowało młodzieńca.
— Skąd wiesz, że tak nie było? — Yibo nie zrozumiał starszego i czekał ja wyjaśnienia. Xiao tym czasem uśmiechnął się i popatrzył na swoją nogę, która była częściowo w wodzie. — Nie mogę opuszczać tych wód, jeśli wyjdę to po prostu znikam i znów znajduje się w morzu.
— To jak ty... — Wang przypomniał sobie pierwsze spotkanie z czarnowłosym, gdy wyciągnął go na plażę, Zhan błagał, aby go nie puszczać.
— Mogę wyjść na suchy ląd kiedy ktoś trzyma mnie za rękę albo po prostu mam kontakt z człowiekiem. Fei zawsze przychodziła, a ja łapałem za jej drobną dłoń i razem często wychodziliśmy na plażę, aby budować zamki lub po prostu, aby pospacerować.
— Czy wtedy się zorientowałeś, że w taki sposób możesz opuszczać morze?
— Tak. Przyjaźń z Fei pozwoliła mi odkryć w sobie kilka niuansów, o których nie miałem pojęcia.
Wang pokiwał głową i zaczął myśleć o dziewczynce, której naprawdę wiele zawdzięczał. Brązowowłosy także chciałby spędzić czas z Xiao na suchym lądzie, ale oboje byli facetami, więc to raczej nie było możliwe.
— Ciekawe czy jest jakiś inny sposób, abyś wyszedł na ląd? — Yibo spojrzał na słońce, które powoli zaczęło zachodzić za horyzont. — Bo wiesz... Trochę głupio by to wyglądało, gdyby dwóch dorosłych facetów szło przez miasto trzymając się za ręce — chłopak zaśmiał się, a Zhan popatrzył na Yibo zwyczajnie, nie wyrażając żadnych emocji.
— Na miasto?
— No tak — wzruszył ramionami. — Chciałbym cię tam zabrać, żebyś zobaczył ilu ludzi odwiedza wesołe miasteczko, bary z drinkami, jak wielu z nich tańczy na parkiecie.
— Kiedy o tym mówisz to naprawdę... Chciałbym tam pójść z tobą.
Zhan uśmiechnął się szeroko odsłaniając swoje ząbki, które były naprawdę urocze. Gdy Yibo je zobaczył zaśmiał się w myślach z samego siebie, bo wcześniej myślał o nim jak o wilkołaku, a teraz twierdził, że uroczy z niego króliczek. Wang skupiał się na twarzy swojego towarzysza, po czym zauważył jak jego uśmiech pozostawał bez zmian jednak w oczach ujrzał smutek. Kolor tęczówek czarnowłosego zmienił się na lśniący seledyn jednak po paru chwilach zniknął, a Zhan odparł :
— Szkoda tylko, że to niemożliwe...
Yibo poczuł ten bijący smutek i rozczarowanie, ale zamiast zacząć pocieszać Xiao, ten uśmiechnął się z niedowierzaniem.
— Jesteś mieszkańcem morza i mówisz o rzeczach niemożliwych? — Wang nie potrafił tego pojąć. — W dodatku jego mieszkańcy się ciebie słuchają. Dla ciebie powinno być wszystko możliwe.
— Spójrz na to z innej strony. Dla ciebie spacer po dnie morza byłby czymś absurdalnym, a ja jestem osobą, która potrafi cię tam zabrać — brązowowłosy uchylił swoje wargi ze zdziwienia. — Ale to by dziwnie wyglądało gdyby dwóch facetów trzymało się za ręce. Co by ławice powiedziały?
Wang uśmiechnął się szeroko, ponieważ zrozumiał, że te słowa były odpowiedzią na jego poprzednią wypowiedź. Xiao Zhan także się rozchmurzył, choć poczuł iskierkę nadziei na to, że Yibo kiedyś mu zaufa i zdoła mu pokazać swój dom.
— Spacer po dnie morza... Bez żadnych sprzętów do nurkowania? — zapytał i spuścił swoje stopy nad wodę, uważając, aby nie zamoczyć butów.
— Tylko mój dotyk by wystarczył — Zhan spojrzał w oczy Yibo, a jego tęczówki znów przybrały inny kolor. Wang uniósł swoje kąciki ust i poczuł coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczył. Było to uczucie takie... nieznane, lecz przyjazne.
— Coś wymyślę, abyś mógł zejść na ląd — zadeklarował Wang, a Xiao się zdziwił.
— Ale... Nie musisz, naprawdę. W wodzie nie jest wcale tak źle. Kocham tutaj żyć.
— Gdybyś poznał życie na lądzie to byś wiedział, że tutaj też jest fajnie.
Zhan zmrużył swoje oczy i po krótkiej chwili ciszy odparł :
— Ale ja żyłem kiedyś na lądzie... — Yibo znów skupił swoją uwagę tylko i wyłącznie na Xiao nie bacząc na to czy woda dosięgnie jego butów. Zhan zmarszczył swe brwi, jakby sięgał pamięcią do odległej przeszłości. — Zanim stałem się duchem morskim to byłem przedtem człowiek.
Yibo spojrzał zdziwiony na czarnowłosego, a temu było wstyd, że nie miał zbyt wielu wspomnień z tamtego czasu. To było tak dawno temu.
— Jesteś... Duchem morskim?
Xiao Zhan kiwnął głową.
— Czemu to takie dziwne? — spytał, a Wang się zaśmiał.
— Nie dziwne tylko... Są trzy rzeczy, których się boję.
— Jakich?
Brązowowłosy uniósł swoją dłoń i zaczął prostować swoje palce po wymienieniu każdej z obaw.
— Ciemności, robaków i duchów — czarnowłosy nie wiedział jak miał zareagować na jego słowa, a Wang widząc konsternację na twarzy starszego uśmiechnął się, aby nie wpędzać go w zakłopotanie. — Duchy to już przeszłość — wyznał. — Nawet jednego z nich polubiłem — przyznał Yibo, a Zhan znów posłał mu króliczy uśmiech.
— A ja polubiłem człowieka — dodał starszy, który podparł swoje ręce na zgiętym kolanie.
Oboje nie mogli przestać spoglądać na swoje twarze, których wyrazy stawały się coraz bardziej promienne. Kiedy Wang zorientował się, że uczucie, które wcześniej się pojawiło zaczęło rosnąć, postanowił przerwać tę chwilę i zadać kolejne pytanie morskiej istocie.
— A ty czego się boisz?
Xiao nagle wydął swoją dolną wargę i powiedział cichym tonem z wyczuwalnym smutkiem :
— Samotności.
Wtedy Yibo uświadomił sobie, że zapomniał o swym największym strachu, który był taki sam jak morskiego ducha. Wang nie chciał, aby starszy się smucił, zdecydowanie bardziej wolał oglądać jego uśmiech oraz szczere szczęście dlatego obiecał sobie, że będzie się tutaj zjawiał jak najczęściej, ponieważ dostrzegł, że Xiao pomagał mu zapełniać nieznaną mu dotąd pustkę.
Wang chciał zaczął kolejny temat ich rozmowy, ale wtedy usłyszeli oboje z Xiao jakiś dziwnie groźny dźwięk, który brzmiał, jakby jakiś potwór wydał z siebie głośny ryk pod powierzchnią wody. Zhan od razu odwrócił się w kierunku zachodzącego słońca, a gdy Yibo dalej patrzył na jego sylwetkę wtedy dostrzegł, że ona stopniowo stawała się przezroczysta. Wang spuścił swoją dolną wargę i chciał delikatnie dotknąć czarnowłosego, lecz jego dłoń przeniknęła przez skórę chłopaka. Ciepłe promienie słońca przechodziły przez jego smukłą talię i padały one na Yibo. Chłopak był w coraz większym szoku, a sadził, że już nic na świecie nie mogło go zdziwić. Zdał sobie sprawę, że jego nowy przyjaciel krył w sobie jeszcze mnóstwo sekretów.
Zhan spuścił głowę w dół, po czym zwrócił się bokiem do Yibo, który znów ujrzał seledynowe, nieziemskie oczy. Czarnowłosy delikatnie uniósł kącik swych ust, po czym wyznał cichym tonem :
— Muszę już iść.
Wang do tej pory sadził, że to on będzie zawsze tym, który będzie musiał się żegnać, ale tym razem było odwrotnie. Xiao Zhan wskoczył do wody i pomachał Yibo.
— Przyjdziesz jutro? — zapytał, a chłopak o brązowych włosach, wciąż patrzył na jego ciało, przez które mógł ujrzeć krystaliczne fale.
— Tak, z samego ranka, bo po południu muszę iść do pracy.
— Będę tutaj czekał.
— Na pewno? — tym razem to Yibo nabrał wątpliwości i spojrzał w stronę morza, z którego usłyszał głośny dźwięk.
— Tak, nie przejmuj się tym. Wszystko jest w porządku — Zhan chciał upewnić tymi słowami młodzieńca, ale Wang nie był przekonany. Bał się, że Xiao mógł mieć jakieś kłopoty, a Yibo wiedział, że w wodzie nie miał szans, aby mu pomóc lub w razie konieczności - obronić.
— Do jutra — powiedział Wang, a po chwili zobaczył jak Xiao zniknął pod taflą wody.
🐳🐳🐳
Z każdym rozdziałem będziecie się teraz dowiadywać więcej. Ja chyba także, bo już powolutku zaczynam chyba rozumieć, które zakończenie będzie najlepsze 😂😂❤
Do następnego 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro