🐳 epilog 🐳
Kilka dni po śmierci Xiao Zhana
Yibo każdego dnia przychodził na plażę, która teraz bez Xiao Zhana będzie pusta i samotna. Brązowowłosy wyjeżdzał do Szanghaiu za parę dni, ale nadal chciał tutaj przychodzić i podziwiać wschody oraz zachody słońca, a także przyglądać się miejscom, w których nadal widział swojego Zhana...
Nie raz trącił rozum na tyle, że przed oczami widział ducha morskiego, który biegał blisko wybrzeża.
Ta sytuacja przypomniała mu o tej, jaka wydarzyła się na początku lipca, gdy Zhan gonił go za żukiem morskim. Wang wtedy przeraźliwie się bał zbliżyć do młodego mężczyzny i czekał aż ten robak zniknie z jego oczu. Fale morskie dawały mu tyle samo radości, ponieważ nie raz widział jak Xiao stawał na ich tafli w otoczce promiennego słońca.
Yibo otarł swoje łzy, które niekontrolowanie zaczęły spływać po jego twarzy. Obrócił swoją głowę w bok, a wtedy kątem oka ujrzał czyjąś sylwetkę, która od jakiegoś już czasu musiała mu się przyglądać. Chłopak wstał z piasku, gdy zorientował się, że przyszła tutaj także Fei. Otrzepał swoje spodenki oraz spuścił głowę, aby kobieta nie musiała patrzeć na jego opuchnięte powieki i worki pod oczami.
Zhu podeszła do młodzieńca i oboje zaczęli spoglądać na morze, które odebrało im kogoś bliskiego.
— Co zamierza pani teraz zrobić? — zapytał, a starsza pani odparła :
— Zostanę w miasteczku jeszcze przez kilka dni.
Wang tylko pokiwał głową, a sam zaciskał swoje wargi, bo osobiście nie miał pojęcia jak życie miałoby dalej wyglądać. Xiao już nie było, a chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że już go nigdy nie zobaczy.
— Mam nadzieję, że nie jesteś zły na Zhan Zhana? — spytała, po czym złapała się za swoją niepełnosprawną rękę.
— Uratował wielu ludzi... Nie mogę być zły z tego powodu — wyznał, choć tak naprawdę pewne uczucia nie dawały mu spokoju.
— Xiao postąpił bardzo szlachetnie, choć ta decyzja kosztowała go wiele. W końcu... miał ciebie — powiedziała, a Yibo był bliski płaczu. — Zhan Zhan był cudownym chłopcem, który uratował morze od potwora, ale był także wrażliwym, miłym duszkiem — wyznała, a wtedy brązowowłosy nie wytrzymał i rozpłakał się przy linii brzegowej, a małe fale dotarły do jego stóp.
— Tak bardzo mi go brakuje... — odparł, łkając i dalej ze spuszczoną głową patrzył na morze, w którym pojawiło się mnóstwo białych, maleńkich rybek.
Każda z osobna spoglądała na Yibo, który ocierał nadal swoje oczy, jakie ponownie chciały spojrzeć w seledynowe, jedyne w swoim rodzaju tęczówki Xiao Zhana.
— Mi także — powiedziała Fei, która nawet na moment nie przestawała się uśmiechać. — Ale nie chce być smutna, gdy będę o nim wspominać.
Te słowa sprawiły, że młody chłopak popatrzył w kierunku starszej pani. Zhu nadal patrzyła na morze, a jej siwe włosy unosił delikatny wiaterek, a jej kosmyki opadały na plecach. Kobieta nagle spuściła swoją głowę, choć kąciki jej ust pozostawały nadal uniesione i zaczęła ona odchodzić w kierunku swojego wynajętego pokoju.
Wang natomiast spojrzał dziś już ostatni raz na rozległe morze, którego fale morskie ozdabiały jego taflę i spróbował się usmiechnąć. Ból w jego sercu nadal był nieuleczony, Yibo nie wiedział czy kiedykolwiek to nastąpi, ale słowa pani Zhu były dla niego ważne. Znał Xiao Zhana, udało mu się go poznać przez te dwa, niepełne miesiące i wiedział, że duch morski był pełen radości oraz uśmiechu. Tak także powinny wyglądać wspomnienia o nim dlatego Yibo w końcu ukazał swój uśmiech, zacisnął seledynowy kamień w dłoni tak samo czule jak rękę czarnowłosego i powiedział :
— Jeszcze nie raz tutaj wrócę, Xiao Zhan.
🐳 koniec 🐳
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro