Rozdział 10
– Twój przyjaciel to taki miły człowiek.
– Wiem, mamo. – Odparł Itachi, przecierając szmatką talerz po ciasteczkach.
Kisame zmył się z tego domu niedawno. Pożegnał oboje, ma swoim chłopaku zatrzymując dłuższe spojrzenie pełne utęsknienia, a następnie opuścił budynek. Młody Uchiha najchętniej dałby mu buzi, jednak skoro chciał utrzymać tę całą propagandę w ryzach, musiał sobie darować czułości. Obiecał sobie jednak, że gdy Mikoto wyjedzie, odpowiednio zadba o stopień bliskości między nim a Hoshigakim.
Teraz już ogień spotkania się wypalał, więc brunet zajmował się ogarnianiem stołu. Nie było dużo do sprzątania czy czyszczenia, bo tylko jeden talerz i kubek. Ewentualnie, dla własnej satysfakcji, można było jeszcze wygładzić kanapę i umyć blat. Itachi przymierzał się do tego w najbliżej przyszłości, jednak aktualnie skupiał się na pucowaniu naczyń do perfekcyjnego stanu, a w międzyczasie umilał sobie czas rozmową ze swoją matką.
– Aczkolwiek nie podoba mi się, jak oboje kłamiecie w żywe oczy. – Stwierdziła Mikoto dość luźnym tonem. Stała obok syna, opierając się bokiem o blat, a uśmiech nie schodził jej z twarzy przez prawie cały czas.
– Huh? – Spojrzał na nią ze zmrużonymi oczyma. Zdecydowanie nie spodobało mu się, co powiedziała. Napadł go znienacka lęk, czy może kobieta zauważyła, że wygląda na chorą osobę, bądź wykryła jakąś inną tajemnicę, która wolał zatrzymać dla siebie.
– My nie kła… – Zaczął, ale jego wymowę przerwał kaszel. Zgiął się nieco w pół i zakrył ręką usta. Znów poczuł te nieprzyjemne uczucie, które targało bezlitośnie jego płucami, jakby jakieś zwierzę szarpało cienkimi pazurkami jego komórki wewnątrz klatki piersiowej. Niemalże miał ten obraz przed oczami, przez cały ten fragment czasu, gdy ukazywał się objaw choróbska. Po chwili jednak nareszcie się to skończyło, więc mógł odetchnąć z ulgą.
– Wszystko w porządku, synu? – Jej głos ociekał wręcz troską. Położyła jedną rękę na jego ramieniu, wpatrując się w twarz bruneta w wyraźnym zmartwieniem.
– Tak, tak, tylko muszę się czegoś napić… Mam wysuszone gardło. – Wybełkotał młodszy Uchiha. Na swojej bladej dłoni widział wyraźnie drobne czerwone kropelki, więc czym prędzej wytarł ją o pierwszą lepszą szmatkę. Serce tłukło mu się mocno w piersi na skutek podenerwowania, jakie zawładnęło jego osobą. W myślach rosło mu setki czarnych scenariuszy, niczym grzyby po deszczu dotyczących tego, co jego matka postanowi zrobić, skoro w czymś już się połapała. Bał się, że będą skupiać się na jego zdrowiu zamiast na ocaleniu firmy, przez co ta legnie w gruzach. Nie chciał, żeby potem wszyscy go o to obwiniali. Nawet gdyby nie mówili tego głośno, wiedziałby, iż w głębi duszy tak właśnie uważają.
Zgodnie z jego na szybko wymyślonym tłumaczeniem całej sytuacji, wyjął z szafki szklankę, którą po chwili zapełnił mlekiem. Wprawdzie ten napój ze szpitala był z jakiś nieokreślonych powód lepszy w smaku, jednak brunet mógł jakoś przeżyć, więc zaczął spokojnie popijać białą ciecz.
– Wracając do waszych kłamstw… – Kobieta uśmiechnęła się, aż nazbyt szeroko. – Od kiedy jesteście razem?
Itachi doznał metaforycznego zawału. Z wrażenia słowami rodzicielki, mleko zatrzymało mu się w gardle, zmieszało niebezpiecznie, a potem wróciło, wylatując z impetem z ust bruneta. Chwilę chłopakowi zajęło zorientowanie się, do jakiej sytuacji właśnie doprowadził i, jak tylko to do niego dotarło, odłożył gwałtownie szklankę na blat.
– P–przepraszam! – Bąknął, machając delikatnie rękami z wyraźnie wymalowaną paniką w swoich gestach. Nigdy wcześniej nie przydarzyło mu się coś również niespotykanego i zawstydzającego. Nie miał bladego pojęcia co zrobić w tej sytuacji. W życiu by przecież nie zakładał, że opluje niespecjalnie swoją matkę piciem.
– To nic… Wystarczy, że się przebiorę. – Wymamrotała Uchiha, spoglądając na swoją wilgotną teraz koszulkę. Moment później przetarła sobie trochę twarz wierzchem dłoni. Jej buzia i włosy również oberwały mlekiem z nutką śliny.
– Przepraszam… Nie chciałem, mamo…
– Nie przejmuj się. – Rzekła krótko, uśmiechając się życzliwie, po czym odwróciła się i pośpieszyła się przebrać. Przy okazji zgarnęła tobołki, które tu ze sobą dzielnie przytargała. Brunet zastanawiał się, czy może nie pomóc jej z bagażami, ale jakoś zażenowanie sobą i tym, do czego doprowadził, nie pozwoliło mu ruszyć się z miejsca, choćby na krok. Stał tak tylko w kuchni, przetrawiając w duszy kolejną ze swoich życiowych porażek.
Kobieta wróciła dopiero po dłużej chwili, już odziana w suche i czyste ciuchy. W koszuli w czerwoną kratę wyglądała bardzo ładnie, musiało się to przyznać. Wprawdzie sama w sobie była piękną kobietą, ale to jeszcze dodawało jej uroku. Itachi jak tylko ją zobaczył, znów zaczął przepraszać rodzicielkę, za to, co zrobił, używając przy tym nadzwyczaj skruszonego tonu, jednak ta uciszyła go machnięciem ręki.
– Wracając do mojego pytania… – Uśmiechnęła się. – Od kiedy jesteście razem?
Tym razem brunet nie popluł jej piciem. Drgnął tylko nerwowo i odwrócił wzrok. Stwierdził, że nie ma dłużej co udawać. Zwłaszcza, iż jego poprzednia reakcja w dużej części mówiła za siebie. Wprawdzie nie powinno odpowiadać się pytaniem na pytanie, jednak uznał, że tym razem mu wolno:
– Skąd wiesz?
– Jestem twoją matką. Jak mogłabym się nie zorientować? To się nazywa język ciała, skarbie. Poza tym patrzycie na siebie w ten charakterystyczny sposób. - Wytłumaczyła luźno.
– Oh… Rozumiem… – Wybełkotał Itachi, wyraźnie speszony. Cieszył się wewnętrznie, że na razie rodzicielka nie przejawia żadnych homofobicznych cech, jednak miał nadzieję, że nie raduje się zawczasu i za chwilę nie znajdzie się w piekle, tylko na ziemi.
– Tylko po co kręciliście też w przypadku miejsca waszego zapoznania? Nie wciskaj mi już żadnego kitu, synku, tylko powiedz, gdzie naprawdę odbyło się pierwsze spotkanie. – Powiedziała, ale nie dała mu dojść do słowa. Wpadła na rozwiązanie. – Już wiem! To było jednym z klubów dla dorosłych, prawda? Dlatego nie chcieliście się przyznać!
– C-co? – Spojrzał na nią, czując jak jego policzki pokrywa spory szkarłat. W tym momencie mógłby również opluć kobietę. Miał wrażenie, że jeszcze parę razy nadaży się ku temu okazja dzisiejszego dnia, toteż powstrzymywał się uparcie przed pojeniem swojego ciała i utrzymywał na wodzy chęć kaszlu.
– Czerwienisz się, więc to musi być prawda.
– N-nie! My się… Uh… Na pewno nie tam!
– Nie musisz się wstydzić. Jesteś dorosłym mężczyzną, więc to normalne, że w końcu tam zawędrowałeś. Wręcz jestem z ciebie dumna, że wreszcie pozbyłeś się tej fobii społecznej.
– My naprawdę nie… – Westchnął ciężko, po czym zrobił dość zażenowaną minę. – Nigdy nie miałem żadnej fobii społecznej, mamo. Po prostu ludzie, którzy mnie otaczali, nie byli wystarczająco ciekawi, abym chciał ich poznać.
– Uciekałeś przed dziećmi ze swojej klasy w podstawówce. – Zauważyła.
– Fobia społeczna na tym nie polega, a poza tym to oni mnie gonili...
– Tłumaczyłam ci to już setki razy, że oni po prostu chcieli cię poznać.
– To nieprawda. Wiem lepiej, mamo. – Stwierdził uparcie. Ten okres szczególnie utkwił mu w pamięci. Gdy był zmuszony przez osiem godzin przebywać w jednym budynku z setkami różnych małych demonów, które grasowały po jasnych korytarzach, sprowadzając na wszystko destrukcję. Czuł do nich wszystkich odrazę. Do małych, brzydkich oczek, buzi wykrzywionych w dziwnych uśmiechach oraz przeklętego chichotu, który śnił mu się w koszmarach. Te stworzenia, zwłaszcza na początku nauki, ciągle do niego przyłaziły i Itachi był stuprocentowo pewien, że nie miały dobrych zamiarów. Uciekał zazwyczaj, gdy przekraczały granicę, bądź zaczynały się odzywać. Czasem go goniły i to nie było przyjemne. Ale nie, uważał, że nie miał wtedy fobii społecznej ani zbyt dużej wyobraźni.
– Po prostu jesteś uparty jak osioł, jeśli chodzi o tę kwestię. – Stwierdziła kobieta.
– Nieprawda. Wiem, że mam rację. – Odparł twardo jej syn, po czym westchnął ciężko. Postanowił zmienić temat. Nie chciał się spierać o już w sumie nieaktualne sprawy w tę rzadką okazję, gdy może porozmawiać z matką osobiście, a nie przez telefon bądź Skype'a. Rzekł zatem:
– Mniejsza o to. Co tam z firmą? I jak w ogóle znalazłaś czas, aby tutaj przyjechać? Słyszałem, że sytuacja jest nieciekawa.
– W takim razie dobrze słyszałeś. – Mikoto oparła się plecami o blat. – Sasuke ci powiedział, co? Jesteście takim uroczym rodzeństwem. Tak czy siak, rzeczywiście marnie nam idzie ze składaniem wszystkich spraw z powrotem do kupy. Szczerze mówiąc, nie widzę już żadnej nadziei na naprawienie czegokolwiek.
– Och… Rozumiem. – Skrzywił się delikatnie. Mimo wszystko, przedsiębiorstwo przekazywano z pokolenia na pokolenie w rodzinie Uchihów, najstarszemu potomkowi właściciela. Itachi czuł się co najmniej dziwnie z myślą, że będzie pierwszą osobą, która niczego nie odziedziczy; nie będzie już co dziedziczyć, z wyjątkiem pozostałych pieniędzy. Do jego serca wkradł się żal, jednak tłamsilo go zdecydowanie inne uczucie. Wolność. Młody Uchiha miał wrażenie, że siły wyższe postanowiły uwolnić go od tego obowiązku, który został na niego nałożony w dzień narodzenia i mógł nareszcie zrobić ze swoim życiem, co żywnie mu się podobało.
Choćby zatrudnić się w sklepie z dango.
Z chęcią zarabiałby w taki sposób. Dawać innym ludziom ten wspaniały przysmak, dzięki temu mogli zaznać jego wspaniałości. Może nawet mógłby czasem zgarnąć coś dla siebie?
Takie rozmarzanie strasznie rozkojarzało go w dalszej rozmowie. Uchiha głównie pozostali już w temacie firmy, a pod wieczór jeszcze wspominali sobie o dawnych czasach. Jak to Sasuke przybiegał od razu, gdy dowiedział się, że na obiad będzie zupa pomidorowa, bądź gdy całą rodziną spędzali Święta Bożego Narodzenia. Itachi nieco tęsknił za swoim późnym dzieciństwem. Wprawdzie teraz też było mu dobrze, zwłaszcza, iż znalazł sobie kogoś do kochania, jednak kiedyś było równie miło i przyjemnie. Tym bardziej, że problemy dorosłego świata wtedy jeszcze go nie dotyczyły, ani nie musiał otaczać się kłamstwem. Dlatego właśnie żałował niekiedy, że nie jest możliwe wrócić do przeszłości. Chciałby przeżyć wszystko ponownie, nie zmieniając niczego. Lubił swoje życie, takie jakie było.
Mikoto, już gdy godzina dobiła do dwudziestej trzeciej, życzyła synowi dobrej nocy i kazała mu mu nie siedzieć do późna, po czym zniknęła w pokoju gościnnym. Młody brunet naprawdę miał ochotę zastosować się do poleceń kobiety, jednak wiedział, że nie będzie wstanie. Telefon aż prosił się, aby go trzymać godzinami przy uchu i nawijać do niego, czy raczej osoby znajdującej się po drugiej stronie.
Dlatego też, brunet jak tylko dopadł do swojego pokoju położył się wygodnie do łóżka i odpalił urządzonko. Moment później wsłuchiwał się w krótkie sygnały, jednocześnie przebierając nerwowo palcami. Czasem pokaszliwał i po tym musiał wycierać sobie buzię z drobnych kropelek krwi. W końcu skończyły się przydługie dźwięki i z telefonu popłynął głos Kisame:
– Hej, Itachi.
– Cześć, skarbie. – Na twarzy bruneta mimowolnie zawitał uśmiech. Miło było usłyszeć ukochaną osobę. Aż w klatce piersiowej, nieprzyjemne pobolewanie zostało zastąpione słodkim ciepłem.
– Jak tam czas spędzony z twoją mamą?
– Dobrze. Dużo rozmawialiśmy. Lubi cię i jakoś dowiedziała się o naszym związku… Ale nas toleruje. Była tylko trochę zła o to, że kłamaliśmy. – Przez chwilę panowała cisza, a następnie po drugiej stronie słuchawki rozległ się lekki śmiech.
– Och, naprawdę? Jak się zorientowała?
– Użyła terminu język ciała.
– Rozumiem… chociaż nie rozumiem. Przecież nie trzymaliśmy się za ręce. Uh, czy serio jestem tak marny w udawaniu? Wyglądałem jakbym chciał cię kochać w łóżku?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro