Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


Nie jestem sadystką, wierzcie mi, mam różne plany, nie kuście losu xDD

Zapraszam  serdecznie także na "Kobietę z Ognia", tam Loki NIE cierpi.

Chyba... nie cierpi xD

Miłego czytania!

___________

Ocknął się z koszmarnego snu i podrywając z podłogi, jęknął głośno. Chwycił się za obolałą głowę, bez zaskoczenia wyczuwszy z tyłu głowy guza. Znów spał na podłodze, owinięty prześcieradłem, podczas gdy kołdra leżała w nogach łóżka. Cholerne koszmary...

Pepper mogła mówić, że zrywa z nim za to, iż "w tak istotnym momencie" wybrał Thora, a nie ją, ale on wiedział... Dobrze wiedział, że związek zakończyła przez jego problemy i kłamstwa. Od bitwy z Rogasiem, odkąd wleciał w wyrwę w niebie, miewał liczne koszmary, przez które budził się w środku nocy z krzykiem, a resztę czasu spędzał w warsztacie. Robił wszystko, by nie spać, pił coraz więcej, z każdym dniem pracował coraz ciężej i ciężej. Nie działało, a teraz Thor jeszcze zaostrzył sytuację i fakt, że Loki był za ścianą, wcale nie poprawiał jego zdrowia psychicznego.

-Panie Stark, pan Thor czeka w kuchni- oznajmił J.A.R.V.I.S. 

-Niech robi, co chce, potrzebuję czasu- burknął, miotając się w ciasno owiniętym prześcieradle, by uwolnić nogi. Gdy mu się udało, zostawił wszystko byle jak i zniknął w łazience. Zrzucił z siebie przepocone bokserki i podkoszulek, by zaraz wziąć gorący prysznic. Stał pod strumieniem wody, z twarzą uniesioną ku słuchawce i chłonął spokój i relaks, który kąpiel mu zapewniała. Wiedział, że w chwili, gdy opuści kabinę, przestanie być tak miło. Na zewnątrz czekał załamany Thor, ranny Loki, zaintrygowany Bruce oraz nieprzyjemne wspomnienia, okrutna rzeczywistość, która dręczyła go już ponad dwa lata. 

        Opuściwszy łazienkę, naciągnął na wciąż mokre ciało bokserki i dres, a w połowie drogi do kuchni narzucił na nieco obeschnięte już ciało, granatową bokserkę.

-Przyjacielu Stark!- zawołał na jego widok Odison, na co ten skrzywił się nieco.

-Znamy się już dobre trzy lata, może czas, byś zaczął mi mówić Tony, co?- burknął  z lekkim niezadowoleniem.  Zasiadł do stołu, a zmechanizowana ręka postawiła przed nim czarny kubek ze złotym napisem Stark, wypełnionym po brzegi osłodzoną cukrem trzcinowym, mocną kawą.- Mów- dodał ponaglająco i zanurzył wargi w gorącym napoju, nie przejmując się jego temperaturą.

-Mój brat... mój ojciec pragnął utrwalić nasze sojusze, w związku z czym Loki miał wziąć za żonę następczynię tronu z Alfheim, krainy elfów. Zaprotestował, a wtedy...- opowiadał, przerywając wielokrotnie, by głośno przełknąć ślinę i popotrząsać głową.- Wtedy ojciec wypomniał mu jego winy i ukarał go za atak na Midgard. Nakazał zamknąć go w pokoju, odebrał wszystkie książki, a gdy to nie pomogło... wydarł z niego magię. 

-A wygląda tak, bo...?

-Loki się zgodził. Wszechojciec sprowadził więc do Asgardu księżniczkę, a mój brat w nocy po zaręczynach... ściął jej magiczne włosy i próbował uciec, ściągnął więc hańbę na królewski ród elfów.

-Historia lubi się powtarzać- wtrącił geniusz z przekorą, a obdarzony pełnym niezrozumienia wzrokiem, przewrócił oczami i zamilkł, ponaglając go ruchem dłoni. 

-Jedyne co może wynagrodzić księżniczce krzywdę, to kara, którą wybiorą elfy. Zażądały jego zniszczenia, nie chcą go zabić, chcą go pozbawić woli życia... I zrobiły wszystko, co mogły, nie ma duszy w jego ciele- oznajmił ciszej i mimo że nie było jeszcze południa, wyjął z lodówki piwo i poświęcił mu chwilę swojej uwagi.- Zamordowano jego byłą małżonkę, Sigyn... Ich wilki zagryzły mu synów, Narvi'ego oraz Vali'ego, a jemu samemu zszyto usta nicią karłów i przykuto do skały. Umieszczono nad nim jadowitego węża, którego jad palił jego ciało... Myślę... myślę, że się uzdrowi, lecz nie znam się na magii, nie rozumiem run na nici, nie potrafię się ich pozbyć. Jego umysłu też nie potrafię przywrócić, oszalał po śmierci matki, to tylko pogorszyło jego stan.

-Dlaczego więc i dla ciebie nie ma miejsca w Asgardzie?- mruknął, sięgając po jabłko i wgryzając się w nie gwałtownie.

-I ja nie zgodziłem się poślubić Lady Araessy, jak wiesz, kocham moją Jane.

Pokiwał głową, wstając ze swojego miejsca i ruszył do wyjścia.

-Chodźmy zobaczyć co u Loki'ego. Nie łam się, chłopie. Możecie zostać- rzucił mu wesoło przez ramię... Chyba, przemknęło mu przez myśl, gdy wszedł do pokoju. W pomieszczeniu stał Bruce, który grzebał, przy aparaturze, do której w środku nocy podłączył Kłamcę i na wstępie obrzucił go ostrym spojrzeniem.

-Tony

-Wiem- przerwał mu prędko i uśmiechnął się krzywo.

-Mój brat...- zaczął cicho Thor, nie zauważając ich zachowania i pochylił się na rannym.- Loki!- zawołał radośnie, gdy Kłamca rozchylił powieki. Zaraz jednak cofnął się, dostrzegając, jak wyblakłe są.- Co to znaczy?- spytał Starka, ten westchnął ciężko, a maszyna zaczęła pracować głośniej.

-Co nam powiesz o jego stanie, Bruce?- zagadnął mężczyznę, w końcu to nie on był lekarzem, skąd miałby coś wiedzieć?

- Rozległe poparzenia, olbrzymia utrata krwi, ślepota, rany cięte, niedowład nóg... Leczy się szybko, podejrzewam, że do końca tygodnia, tego, ewentualnie przyszłego będzie okej... Poza tym wychłodzenie, odwodnienie, jest prawie zagłodzony i skrajnie wycieńczony, ale to bóg, wyliże się. Jego nogi już są w lepszym stanie- odpowiedział mu z powagą Banner.- A z jego słuchem wszystko dobrze- dodał ostrzegawczo, nie powstrzymało to jednak prychnięcia geniusza.- Choć to bez znaczenia, bo i tak nie słucha, co się do niego mówi- zauważył z dezaprobatą. 

-Mój brat... od dawna nie reaguje na to, co słyszy- oznajmił Thor ze smutkiem.- Kiedyś udawał, że nie słyszy, a teraz to naprawdę do niego nie dociera- dodał w ramach wyjaśnienia i potrząsnął głową, z bólem na pobladłej twarzy.- Nie mogę na niego patrzeć, gdy... gdy jest tylko ciałem.- Wycofał się z pomieszczenia, nawet nie próbując spojrzeć w stronę brata. 

-Tony, czas to wyjaśnić- zauważył Banner i spojrzał na niego bystro. Nawet nie był zdziwiony, gdy został zignorowany przez Starka, wpatrującego się z zaciekawieniem w Kłamcę.- Halo, Ziemia do Miliardera- mruknął naukowiec, machając mu dłonią przed oczami. Geniusz zamrugał i skierował wzrok na niego.- Co cię tak intryguje?

-Blondasek, mówi, że on nie słucha i to od dłuższego czasu, ale w nocy mnie posłuchał- zauważył ze spokojem i uśmiechnął się krzywo. 

-Niemożliwe, miałeś zwidy- odparował Bruce i pokręcił głową.- Po prostu spytam Thora, od ciebie nic się nie wyciągnie. Loki nie może zostać sam- uprzedził, opuszczając pokój.

-Co? Stary, weź, czekaj!- zawołał za nim, lecz ten po prostu przyspieszył kroku. Stark cofnął się do pomieszczenia i zamykając drzwi, westchnął głośno.- Jaja sobie ze mnie robisz, Bruce?- burknął pod nosem, jednak zbliżył się do łóżka. Klapnął wygodnie na stojący przy maszynerii fotel i przeciągnął się leniwie.

Długi czas wpatrywał się w boga w milczeniu, a ten jakby odwdzięczał się tym samym, choć nie był w stanie go dostrzec. Oczy, które podczas wojny, błyszczały magią, na przemian zielone i błękitne, przypominając kamienie szlachetne, były teraz wyblakłe, niewidzące. Zdawały się niewidzące, martwe, a z zaszytymi ustami... Sprawiał wrażenie martwego. Przynajmniej dopóki nie uniósł dłoni, a zielona magia, którą wysłał, uformowała się w litery.

Stark.

-Tak, Rogasiu?- odpowiedział z ciekawością.

Oddychaj ciszej.

Odpowiedział mu bóg, na co parsknął głośno śmiechem. 

-Doprawdy nic się nie zmieniłeś, co? Grasz przed bratem?- Przybliżył się do niego z drwiącym uśmiechem, którego ten nie mógł dostrzec.

Nie. Ty... czuć cię szaleństwem, niewiele mniejszym  od mojego. Dziewczyna Cię rzuciła, nie sypiasz... 

-Ale to twoja matka jest martwa, a ty wyglądasz jak śmieć

Twoja też jest martwa, a ja przynajmniej nie śmierdzę.

Stark zazgrzytał zębami, zaraz jednak parsknął śmiechem, od którego brwi Kłamcy drgnęły. 

-Ale ja przynajmniej mogę stąd wyjść, a ty musisz leżeć i mnie tu znosić- zgasił go pogodnie.

Za to Ty siebie musisz znosić do końca życia.- Odparował mu nieco większym, zielonym napisem, który rozbłysnął mocniej i rozpryskał się na wszystkie strony, niczym fajerwerki nim zniknął. 

-Ja przynajmniej mogę pogadać z kimś, Ty będziesz zamknięty w swoim umyśle- warknął, jednak bóg mu nie odpowiedział.  Osunął się bardziej na poduszki i zamknął oczy, udając, że geniusza już tu nie ma. Stark znieruchomiał z nieco krzywą miną, a potem zmarszczył brwi. Cholera, zabiją mnie, jak się dowiedzą, że Loki ze mną gadał, a ja go zraziłem... A z drugiej strony się nie dowiedzą, bo on im nie powie. Do diabła, jak wciąż możesz milczeć? Minęły dwie minuty! Co ja mam robić w ciszy?- Looooki- zaczął ze znudzeniem, jednak odpowiedziała mu cisza.- Rogaś! Nie bocz się nooo.- Trącił go dłonią w ramię, ale poza grymasem bólu, odpowiedziała mu cisza.- Hej, Księżniczko, serio będziesz tam milczeć? Looooki- przeciągał, drażniąc się z nim.- Nie nudzisz się? Pogadajmy! Nie? No to może powiesz mi, co się dzieje? Też nie? Może chociaż mrugniesz, co? J.A.R.V.I.S. zawołaj tu kogoś na moje miejsce!- zawył rozpaczliwie, sfrustrowany ciszą.

-Przykro mi, wszyscy są zajęci. Pan Banner wyjechał, Pan Odison pije, dużo... Obawiam się, że teraz nie nadaje się do niczego.

-Też bym się napił, a to jego brat- burknął głosem nadąsanego dziecka i podciągnął nogi pod brodę, obrażony.- Loki, pogadajmy nooo... już nie będę- mówił tonem pięciolatka. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro