Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

💙9💙

*** lorqa_a

Boris westchnął zachwycony, kolejną minutę z rzędu spędzając na białej od śniegu trawie. Nie przeszkadzało mu, że czerwony, mikołajowy strój w jaki został zmuszony ubrać (czyt. w jaki kazał się wsadzić wielce obrażony, gdy ktoś inny chciał ukraść mu tą niesamowitą rolę świętego) niebezpiecznie ciemnieje po same nogawki, kiedy zmarznięta woda zaczęła się topić pod ciepłem i ciężarem młodego Rosjanina. Ciągle piał radośnie do zwierzęcia obok siebie. Położył się nawet na plecach biorąc ostrożnie żywe zwierzątko do rąk, by móc dodać mu większej pewności siebie, w końcu stworzenie mogło spojrzeć na swojego rozmówcę z góry mogąc poczuć nad nim wyższość.

Max westchnęła cicho widząc poczynania wyższego od siebie chłopaka. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czy znowu jest pod wpływem środków psychoaktywnych, ale nic na to nie wskazywało – nawet zachowanie było zbyt spokojne, a pomysły były w miarę normalne. Podeszła do chłopaka i lekko szturchnęła stopą chude żebra.

- Zostaw w końcu tego jeża i wstawaj. Jesteś cały mokry, a przypominam Ci, że mamy zamiar wejść do jej domu. - beształa go, wyciągając ręce po kolczaste zwierzę, które dalej tkwiło między dwiema, puszystymi rękawicami wlepiając swoje małe, błyszczące oczy w tego nienaturalnie szczupłego Mikołaja. - Oj, daj spokój. Mamy znacznie lepsze prezenty niż mokra plama na podłodze.

- Ale Mietek właśnie daje mi swój sprawdzony sposób na nalewkę! - wyjąkał rozpaczliwie chłopak z niesmakiem wyciągając jedną z długich nóg, by lekko odepchnąć od siebie dziewczynę na zadowalającą go odległość. - Poza tym jestem pewien, że nasz mały przyjaciel również chciałby uczestniczyć w całej przygodzie. Może Sydney i Nastka będą na tyle dobroduszne, że spełnią Mietkowe marzenia robiąc z niego super-jeża?

Uważnie przyjrzał się stworzeniu, które leniwie zamrugało. Uśmiech na twarzy nastolatka zaraz jeszcze bardziej się rozjaśnił, a sam wreszcie się ruszył, podnosząc się ze swojego miejsca. Zakręcił się z jeżem w ramionach dwa razy, nim stanął przed dwiema wcześniej wspomnianymi dziewczynami. Żadna z nich jednak go nie dostrzegła, obie były zbyt skupione na obserwacji domu i rozmyślaniu nad dokładnym przebiegiem całego planu.

- Hej, moje magiczne piękności. - zaczął, wpychając się pomiędzy nie.

- Nie. - odpowiedziała jedynie rudowłosa nawet na niego nie patrząc.

Młodsza dziewczyna obok niego zaśmiała się cicho, ale w przeciwieństwie do swojej koleżanki miała na tyle człowieczeństwa i empatii, by odwrócić się w stronę bruneta. Uśmiechnęła się lekko, widząc kolczaste stworzenie, lekko wyciągając dłoń. Jeżyk chętnie wtulił się w miękką skórę, a Boris wypiął się zuchwale, jakby zwierzę było z nim w jakikolwiek sposób połączone i takie zwykłe gesty ze strony innych osób były powodem do nadmiernej dumy.

- Nawet nie wiesz co chciałem powiedzieć. - wyjąkał cierpiętniczo.

- Nie muszę. Jedyną rzeczą, jaką nauczyłam się dołączając tu jest nieufność względem pomysłów, które wyciekają z ust osobom podobnym do Richie'go, a nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale mógłbyś być jego bliźniakiem, więc nie ważne co wymyśliłeś z mojej strony odpowiedź brzmi: nie.

Chłopak zamilkł na moment, jakby słowa dziewczyny były jakąś niewyobrażalnie trudną zagadką do odgadnięcia. Zmarszczył lekko brwi, powoli kiwając głową, gdy wszystko pomału zaczynało trafiać na swoje miejsce. Posłał jej jedynie szeroki uśmiech, a jego spojrzenie szybko zwróciło się w kierunku młodszej dziewczyny. Delikatnie położył jeżyka w jej otwarte dłonie, wskazując w kierunku uchylonego okna.
- Spełnisz marzenie Mietka i pozwolisz mu się unieść?

Eddie zamrugał na słowa chłopaka, a jego małe ciało w jednej chwili znalazło się między nimi. Brązowe oczy rozszerzyły się w przerażeniu, a cała postura nastolatka zdradzała, jak bardzo te słowa na niego wpłynęły. Mocno złapał wyższego za nadgarstek nawiązując z nim dłuższy kontakt wzrokowy. Pomimo krwiożerczego wzroku, który mógłby zabić na miejscu, gdyby miał tylko taką możliwość, Boris nawet nie drgnął, jedynie przyglądając mu się z zaciekawieniem.

- Jeśli chcesz mnie obmacać musisz najpierw uzyskać zgodę od Pottera. - powiedział jakby nigdy nic, zaraz krzywiąc się lekko, gdy uścisk na nadgarstku jedynie się zwiększył.

- Nigdy tak nie mów. - zaczął powoli, jednak słowa nastolatka szybko zbiły go z tropu. Szybko puścił chłopaka niespokojnie sięgając do kieszeni, by wytrzeć dłonie w jedną z nawilżanych chusteczek. - Jesteście obrzydliwi. Każdy jeden, dlaczego nie mogły do nas dołączyć jakieś normalne osoby?

- Bo normalność jest nudna! - zaśmiał się Freddy, zaraz dołączając do tworzącego się kręgu. - Jak dla mnie to niesamowite, że mamy tutaj tyle niesamowitych osób. Jesteśmy jak zaczynający bohaterzy bez chwytliwego loga, którzy ledwo łączą koniec z końcem. Trochę tandetni i szaleni, ale chociaż w teorii posuwamy się na przód. No i mamy broń!

- Możecie tak nie krzyczeć? Dosłownie stoimy w jej ogrodzie, myślicie, że jeśli będziemy drzeć się jeszcze bardziej wyjdzie nam akt zaskoczenia, jaki planowaliśmy? - mruknął z niechęcią Billy, zaraz splatając dłonie na piersi. - I w żadnym stopni nie przypominamy bohaterów, Freddy.

- Jesteś po prostu zazdrosny, że dziewczyny są lepsze od Ciebie. - odciął mu się kaleka, zarabiając przy tym na piątce od Sydney.

Billy zamilkł, co spotkało się ze śmiechem wszystkich osób stojących w kółku. Jego wzrok latał od jednej roześmianej twarzy do drugiej, a rosnące zaskoczenie szybko przemieniło się w grymas. Podniósł głowę do góry wyniośle pokazując innym, że ta uwaga ani przez chwilę go nie ruszyła. Przepuścił przez uszy głos Borisa, który mówił coś o super-jeżu, który na pewno pokonałby Batsona jednym mrugnięciem, ale chęć wybronienia okazała się być zbyt silna i nie minęła chwila, zanim wybuchł.

- Co? Myślałem, że to moje super moce były niezwykłe!

Freddy parsknął niekontrolowanym śmiechem, gdyby nie kula najprawdopodobniej upadłby na ziemię. Stojąca obok Nasta również zaczęła chichotać na ten widok, a reszta jedynie spojrzała na siebie z lekkimi uśmieszkami. Billowi nie spodobało się ani jedno spojrzenie, jakie rzucała sobie ta piątka.

- Ta... Tak szczerze to są one trochę przeciętne. - mruknął w końcu szatyn, a uśmiech na jego twarzy jedynie się powiększył.

- Ale... zaraz, to dlaczego wcześniej mnie chwaliłeś?

- Bo byłeś jedyną osobą z super mocami, którą znałem osobiście? Stary, kiedy znasz superbohatera jesteś bardziej szanowany, niż jakbyś chodził co tydzień na kawę z prezydentem.

- Ty mały- Mówiłeś mi, że jestem zajebisty!

- To było zanim my również dostaliśmy moce i wstąpiliśmy do organizacji, gdzie są inni ludzie z mocami. I wybacz, że Ci to mówię, Billy, ale rzucać iskrami i unosić się nad ziemią potrafi każdy.

- Przerywając Waszą kłótnię. - wtrącił się niespodziewanie Eddie, wciskając się między nastolatkami, jednocześnie poprawiając czerwoną, świecącą kulkę na nosie niepełnosprawnego chłopaka. - Czy ktoś z Was widział Richie'go? Dosłownie zniknął mi parę minut temu.

Wszyscy rozejrzeli się po ogrodzie, jednak nigdzie nie było widać nienaturalnie chudego nastolatka z zaparowanymi okularami, czerwoną czapką z rogami renifera i nad wyraz krzykliwą koszulą. Wyraz twarzy Eddiego szybko się zmienił, a rosnąca panika była widoczna w jego brązowych oczach, gdy z niepokojem zaczął biegać dookoła domu w celu znalezienia zguby. Reszta szybko przyłączyła się do poszukiwań, ale nawet po upływie paru minutach i cichych nawoływaniach imienia zagubionego nie byli w stanie odnaleźć nastolatka, który jakgdyby nigdy nic wspiął się na balkon, prowadzący do pokoju nastolatki. Uśmiechnął się szeroko, po cichu otwierając drzwi, by zaraz stanąć przed niewielką choinką, która nie była w stanie ukryć go w zadowalający bruneta sposób. Przyjrzał się przez chwilę dziewczynie, która zdawała się w ogóle nie dostrzec nagłego gościa, leżąc na małej kanapie po drugiej stronie pomieszczenia.

Jej twarz rozświetlało sztuczne światło, które biło od telefonu. Nienaturalne, fioletowe tęczówki śledziły tekst wyświetlany na ekranie. Richie podszedł bliżej dziewczyny z radością czerpiąc przyjemność z lata szkoleń i doświadczeń, które nauczyły go jak być niespotrzeżonym, i wystarczająco cichym, aby wziąć z zaskoczenia nawet najbardziej czujną osobę. Przeszedł szybko do drugich drzwi. Wyszedł za nie, powoli je zamykając, aby nikt nie mógł usłyszeć jego nagłego włamania. Odczekał chwilę, po czym otworzył je gwałotwnie w jednej chwili upadając na podłogę z głośnym trzaskiem.

Dziewczyna podniosła się gwałtownie z kanapy. Ciemne, kasztanowe włosy przysłoniły jej twarz, kiedy pochyliła się do przodu, patrząc szeroko otwartymi oczyma na nagłego gościa. Przez chwilę wydawała się zaskoczona, ale nie minęła chwila, nim w intensywnym fiolecie pojawił się bladk podniecenia i szczęścia. Właśnie otwierała usta, by coś powiedzieć, kiedy brunet uniósł do góry ręce.

- Jestem syberyjskim uchodźcom, który cały nielegalny transport i ucieczkę przeżył w ciele własnej matki, opuszczając jej bezpieczną waginę dopiero na polskich ziemiach. Przez całe swoje życie błąkam się między miastami, ukrywając się w śmietnikach, by znaleźć w nich potrzebne do przeżycia pożywienie, aby przekazać wybrańcom tajemną i jakże ważną tajemnicę, która jest tajna i przeznaczona jedynie dla wybrańców. Tak się złożyło, że jesteś jednym z nich! - wykrzyknął, w jednej chwili podnosząc się na nogi. Jedno z reniferowych poroży na jego głowie oklapło, a ciemne oczy rozjaśniły się błyskiem ekscytacji, jaki mogą mieć jedynie małe dzieci i niewyobrażalnie szczęśliwi dorośli. - Rok dwa tysiące dwadzieścia był do bani, ale spokojnie – rok dwa tysiące dwudziesty pierwszy będzie jeszcze gorszy! Po całym świecie rozniesie się choroba stokroć gorsza nić koronawirus! Była tutaj za niepamiętnych czasów, przeżyła wiele pokoleń i widziała niestworzone historie. Rozprzestrzeniała się między nami w czasach, gdy nasi przodkowie rozpracowywali działanie ognia smażąc sobie tyłki nad gorącym płomieniem. Słuchaj mnie teraz uważnie, bo jesteśmy jedynymi z nielicznych osób, których zaraza jeszcze nie dotknęła. Mówię do Ciebie z bezpiecznego schronu, gdyż dwóch moich przyjaciół właśnie popadło w histerię i szaleństwi. Musisz się teraz skupić i uważnie mnie posłuchać, bo jesteś jedyną, która może temu zapobiec. - zamilkł na moment, by móc dodać swej wypowiedzi odpowiedniej dramaturgi, zanim wziął wdech rozkładając ręce na boki. - Obrażalstwo na skalę rozwścieczonego Edsa z okresem! Musimy się gdzieś ukryć zanim dopadnie i nas! Szybko, skryj się, chyba ich słyszę, musimy-

Brunet umilkł gwałtownie, gdy ciemna rękawiczka pojawiła się na jego ramieniu. Wyraz twarzy szybko się zmienił, a wszelkie emocje, które wcześniej wręcz nim targały diametralnie się zmieniły, przyjmując zadziwiająco obojętny ton. Kąciki ust ściągnęły się w dół, brwi lekko zmarszczyły, a postawa stała się bardziej zamknięta, gdy splótł ręce na piersi, posyłając przed siebie zadziwiająco lekceważące spojrzenie.

Tuż za niego wyjrzał nie kto inny niż niski brunet. On również posiadał opaskę z reniferzym porożem. Eddie również wyglądał na niezadowolonego. Miał lekko zaróżowione policzki, a w oczach lśniło mu poczucie winy, którego nie obawiał się posłać lekko zdezorientowanej nastolatce wpatrującej się w nich ze zdziwieniem, ale również i zaciekawieniem.

- Co Ty kurwa tu robisz? - syknął do swojego przyjaciela, nawet nie kwapiąc się o spokojny ton. - Mieliśmy to zupełnie inaczej zaplanowane, zepsułeś nam akt zaskoczenia! Każdy inny wszedł normalnie przez drzwi, jesteś doprawdy kretynem, co Ty sobie w ogóle myślałeś?

- Nie wiem. Ty mi powiedz. - wypluł z siebie wyższy, a jego usta niebezpiecznie drżały, gdy z całych sił powstrzymywał się od dzikiego chichotu.

- Nie słuchaj go! - usłyszeli za sobą.

Boris uśmiechał się do nich zza małego drzewka. Na jego ramieniu tkwił duży, brązowy worek, a czerwona czapka była przechylona na prawo, pozwalając ciemnym lokom swobodnie opadac mu na twarz.

- Niektórzy z nas skorzystali z tej zajebistej opcji, jaką była lina przewieszona przez balkon. W końcu mogłem poczuć się jak prawdziwy Święty! Takie zabaweczki powinny być w każdym domu! - zawołał radośnie, zaraz podchodząc do szatynki.

Przepchnął się między Richie'm, a Eddiem, rzucając workiem o kanapę, tuż obok dziewczyny. Z materału rozległo się ciche 'oww', na które nikt, prócz fioletowookiej nie zwrócił zbytniej uwagi. Boris stanął przed workiem, szybko rozrywając materiał, z którego zaraz wytoczył się kęzierzawy chłopiec. Dustin zaśmiał się cicho, lekko pocierając głowę. Pod jego czyma tkwił duży, świecący się na czerwono nos, a między lokami można było zobaczyć prześwit ciemnych poroży, które również oznaczały się lekkim blaskiem.

- Jesteście doprawdy niepoważni... - zaczął Eddie, kiedy usłyszeli trzask z prawej strony.

Szybko spojrzeli na telewizor naprzeciwko małej choinki. Głośniki szumiały głośno, a ekran wyglądało jak zbiorowisko ciemnych mrówek na białym tle. Dziewczyna podniosła głowę, zaraz zwracając uwagę na czwórkę chłopców, którzy jakgdyby nigdy nic stali na środku jej pokoju w świątecznych strojach.

- To też jest część Waszego występu? - zapytała, jednak zanim otrzymała odpowiedź zarówno drzwi od wnętrza domu, jak i drzwi balkonowe gwałtownie się otworzyły.

Do środka weszła pozostała piątka. Zarówno Nastka, jak i Sydney – za pomocą swoich mocy – niosły za sobą dwa, wielkie wozy. Na jednym z nich Max opierała się o przednią część drewnianej konstrukcji, trzymając w dłoni małe, kolorowe kopertki, na drugim siedział Freddy, lokując wielki koszyk między swoimi nogami. Tuż za Novak szedł Billy, trzymając na plecach wielką paczkę, owiniętą skrawkami różnych kolorowych papierów do pakowania. Każdy z nich miał na głowie poroża, niektórzy pokwapili się nawet o kolorowe nosy, a Jane miała na sobie nawet jednoczęściowe kigurumi przedstawiające renifera.

- Co prawda Wigilia dopiero za parę godzin, ale Mikołaj spił się jak świnia i przybyliśmy wcześniej. - oznajmiła Max, zeskakując z sań, aby wręczyć domowniczce dziewięć różnych kopert. - Jako, że moja załoga to sami idioci powiem Ci to jako pierwsza-

- Wesołych Świąt, Larysa! - przerwała jej Nastka, uśmiechając się szeroko, zupełnie olewając złowrogie spojrzenie, jakie posłała jej rudowłosa. - Nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, mogąc tu do Ciebie przyjść!

Reszta zgodziła się z jej słowami, zaraz stawiając przed szatynką więcej rzeczy. Dustin wręcz podskakiwał w miejscu, kiedy zabrał Billowi wielki pakunek, podsuwając go wręcz pod sam nos dziewczyny. Paczka była dość duża, przewyższała Larysę o dobre dwadzieścia centymetrów, chociaż krótkowłosa nie należała wcale do niskich osób, tak naprawdę była średniego wzrostu. Freddy wydawał się być równie podekscytowany jak Dustin. Ich ekscytacja była tak wielka, że czternastolatka pozwoliła im rozpakować pakunek. Kolorowy papier posypał się po podłodze odsłaniając ogromnego, puchatego, złocistego misia. Pluszak siedział na miękkim kuperku, jego nogi były szeroko rozstawione, a przednie łapki rozchylały się w niemej prośbie o długotrwałe tulenie. Pod szyją miał przewieszoną wstażkę, do której była przyczepiona mała zawiszka w kształcie serca ze złocistym numerem telefonu. Czarne oczy błyszczały w sztucznym świetle, a wielki uśmiech jeszcze bardziej rozjaśniał oblicze ogromnego pluszaka. Eddie podsunął przy nim równie duży koszyk, w którym prócz słodyczy tkwiło mnóstwo pomniejszych pakunków, gdzie każdy był podpisany innym rodzajem pisma, mając swój własny, odmienny kolor i papier w zupełnie nowe wzorki.

Larysa wpatrywała się w to wszystko, jednak z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Z początku przyglądała się kolorowym kopertą w dłoni, później poświęciła chwilę misiowi i koszykowi, ale ostatecznie i tak skupiła się na dziewięciu dorosłych przebywających w salonie. Widać było, że zupełnie nie spodziewała się wizyty, a nawet jeżeli, to nie takiej, jakiej właśnie doświadczyła. Przez parę minut wydawała się być dziwnie wyłączona z rzeczywistości, jakby poważnie zastanawiała się nad całą sytuacją, jako sen. Szybko jednak powróciła myślami do teraźniejszości, kiedy Boris objął ją ramieniem, lekko przyciągając mniejsze od siebie ciało do swojej chudej piersi. Uśmiechnął się do niej szeroko, zaraz atakując dziewczynę, mierzwiąc dłonią jej włosy.

- No patrz jak to podczas jednej nocy można się dorobić trzydziestu pięciu nowych przyjaciół bez wychodzenia z domu! - zawołał radośnie, robiąc zamaszysty ruch ręką, przez co omal nie uderzył Eddiego w czoło. - Co prawda na razie musisz się zadowolić gronem moich wiernych zwierzaczków, ale myślę, że to nie będzie zbyt trudne. Najwyżej rzuć w nich sianem, jeżeli będą Cię zbytnio drażnić. Robię tak od lat i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, by nie działało.

- Ani razu nie rzuciłeś w nas sianem. - wtrąciła się Max.

Boris zmarszczył lekko brwi na jej słowa, sięgając do kieszeni. Wyciągnął z niej garść suszonej trawy i jakby nigdy nic rzucił nią w rudowłosą, która wpatrywała się w niego jak na największego idiotę. Ponownie sięgnął do kieszeni, lekko machając kolorowym lizakiem przed nosem szatynki.

- Tak jak mówiłem: jako najzajebistszy Mikołaj na tej planecie załatwiłem Ci trzydziestu pięciu najlepszych przyjaciół na świecie. Mam nadzieję, że dostaniemy pozytywną opinię, jeżeli chodzi o naszą stronę internetową.

- Nie mamy żadnej strony internetowej! - zaśmiał się zza nich Freddy, zaraz stając po drugiej stronie dziewczyny, wskazując na kolorowe koperty. - W każdej z nich tkwi list od jednego z nas. Prócz naszej wyobraźni masz tam również numery telefonów i nasze konta społecznościowe, abyśmy mogli się spotykać kiedy tylko będziesz chciała.

- A w koszu masz indywidualny prezent od całej ekipy! - zamruczał Dustin. Szybko oderwał się od obserwacji choinki, stając przed trójką nastolatków. - Jednak jeśli chodzi o ich otwieranie w pierwszej kolejności polecam zająć się prezentami z czerwonymi balonikami, są w nich rzeczy, które mają określony termin i raczej kiepsko by było, gdyby ujawniły Ci się parę dni po nim. - na moment umilkł, spoglądając na koszyk, jakby przypominając sobie co może się w nim znajdować. - Raczej wątpię, by przeterminowany pudding Tobie zasmakował.

- Przestańcie się podlizywać! - zawołał Richie, w jednej chwili zgarniając dziewczynę do siebie. Owinął ramiona wokół jej talii, a na jego twarzy rozkwitł wielki uśmiech, gdy z zadowoleniem wcisnął jej do kieszeni mały pakunek. - Każdy wie, że jestem z Was wszystkich najbardziej zajebisty i to do mnie będzie najwięcej pisać. Szczególnie, że mam gołe fotki Edsa.

- Znowu przekupujesz ludzi! Prestań wszystkim wkładać w spodnie te lukrowe penisy i wbij sobie do tego pustego łba, że nie każdy musi Cię lubić! - oburzył się zaraz Kaspbrak, a jego ostre spojrzenie mogłoby ciąć powietrze, gdyby tylko miało taką moc.

- Ow, dość ostry. Wbijasz włócznię prosto w me serce, znowu odbierasz mi przyjaciół, kochanie.

- Nie wierzę, że reddie kłóci się u mnie w domu i nawet nie ma przy mnie Beverly, byśmy mogły wspólnie szalenie Was fangrilować. - zaczęła cicho czternastolatka, zaraz przenosząc wzrok na całą resztę, nie kryjąc już wielkiego uśmiechu, który powoli malował jej się na ustach. - Tak samo jak nie wierzę, że stoi tutaj masa osób, chcących zostać moimi przyjaciółmi.

- Aww, to urocze. - droczył się Richie, nim znowu przyciągnął do siebie dziewczynę. - Zupełnie się nie doceniasz. Tak naprawdę miałem zamiar przyjść tutaj sam, ale Ci idioci grozili mi kastracją, jeżeli nie wziąłbym ze sobą chociaż jednej osoby.

- Ponieważ dwa lata temu, jak pierwszy raz puściliśmy Cię samego prawie podpaliłeś dom.

- Hej, nie bądź dla mnie taki ostry, Eds. Chłopiec chciał zobaczyć prawdziwego połykacza ognia, skąd miałem wiedzieć, że to cholerstwo omal nie wypali mi języka?

Larysa zaśmiała się cicho, nim zaciągnęła każdą osobę na środek pokoju. Zupełnie ignorując ich ciekawskie spojrzenia w jednej chwili rzuciła się na całą grupkę, szeroko rozstawiając ramiona. Stojąca na przodzie Sydney widocznie nie załapała aluzji, bo ostatecznie wszyscy wylądowali na podłodze w wielkiej, roześmianej kupie, tuląc szczęśliwą czternastolatkę ze wszystkich stron.

- Kocham Was z całego serducha. - powiedziała wystarczająco głośno, by jej głos był w stanie przedrzeć się przez jasne loki Dustina.

- To dobrze, bo zamierzamy wbić do Twojego życia lepiej niż pieprzona Miley Cyrus na swojej kuli. - prychnął Boris, głośno przybijając piątkę z roześmianym Richie'm.

___

Więc tak, tradycyjnie – osoba, dla której rozdział jest dedykowany ma prawo zgłosić jakieś uwagi lub oczekiwać czegoś w ramach rekompensaty, jeżeli rozdział nie spełnił jej oczekiwan.

Chciałam tylko napomknąć, że kolejny rozdział może nie pojawić się w ciągu tych planowanych dwóch tygodni, ponieważ łapie mnie małe zwątpienie, jeżeli chodzi o mój profil i samo prowadzenie książek, więc niektóre książki mogą nagle zniknąć z mojego profilu (specjał zostanie, w końcu mam jeszcze oczekujące na swój rozdział osoby). Postaram się z tym uporać, jednak wolę Was ostrzec, bo może ktoś czeka na te rozdziały.

Miłego wieczoru i powodzenia z nowym, rozpoczynającym się tygodniem! 💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro