Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

💙4💙

*** CoffePL

- Okej, więc z tego co patrzę to właśnie... tutaj. - mruknął Richie, gdy wraz z Eddiem stanęli przed budynkiem.

Oboje spojrzeli na siebie, a kędzierzawy chłopak raz jeszcze zerknął na trzymany w dłoni telefon, gdzie wypisane miał adresy poszczególnych mieszkań, jakie mieli odwiedzić. Porównał je sobie do tego, przed którym stanęli, by zaraz kiwnąć głową z szerokim uśmiechem na ustach. Przyciągnął ramieniem drobną postać niższego nastolatka, lekko czochrając jego kasztanowe włosy, zanim założył na niesforne kosmyki zieloną czapkę.

- Wiem, że robisz to raz w roku, ale postaraj się tego nie spieprzyć.

- Richie, przestań gadać do siebie. - westchnął podirytowany chłopak, kierując się już w kierunku pokoju dziewczyny. - Mamy do odwiedzenia jeszcze parę domów, więc rusz się łaskawie zanim ktoś inny postanowi zrobić to za nas.

Brunet burknął coś w odpowiedzi, ale nikt go już nie słuchał. Westchnął cicho i ruszył niemrawo za niższym, przekraczając bezgłośnie próg pomieszczenia, gdy w końcu uporali się z otworzeniem zamka. W tym momencie praktycznie odgrywali rolę włamywaczy. Eddie ściskał w dłoni uniwersalny klucz wraz z małym pakunkiem, podczas gdy wyższy nastolatek skręcił w stronę kuchni, wyciągając z koszyka jedną z leżących na blacie mandarynek. Z radością wypisaną na twarzy powrócił do swojego wspólnika, który spojrzał na niego z poirytowaniem, gdy pomarańczowa skóra lądowała w niewielkich kieszeniach niebieskich jeansów.

- Mikołaj nie kradnie, kretynie. - syknął w jego stronę.

- W święta nie istnieje coś takiego jak kradzież, Spagheddie. To tylko pożyczanie. Poza tym jestem pewien, że nikt tu nie zbiednieje od jednej mandarynki, więc schowaj tworzące się na Twoim czole Wi-Fi i wejdźmy do środka, zanim ktoś nas stąd wygoni. Nie chcę być posądzony o pedofilie w wieku dziewiętnastu lat.

- Chciałbyś być posądzony o pedofilie w starszym wieku?

- Chodzę z Tobą, teoretycznie już tak jakby...

- Jedynym dzieckiem w naszym związku jesteś Ty.

- Skoro tak, to rola pedofila automatycznie przechodzi na Ciebie, Edwardo. - zaśmiał się brunet, obracając obraną mandarynkę między kciukiem, a palcem wskazującym w celu dokładnego jej wyczyszczenia. - Zanim mi odpowiesz możemy już wejść do środka? Dosłownie kłócimy się przed jej pokojem, w ten sposób nie robimy zbyt dobrego wrażenia.

- Mówisz to w taki sposób, jakbyś kiedykolwiek zrobił dobre wrażenie.

- Ranisz mnie, kochanie. - jęknął Tozier, dramatycznie łapiąc się za klatkę piersiową, jakby słowa naprawdę mogły go fizycznie zranić.

Nastolatek w okularach teatralnie osunął się po ścianie, drugą dłoń utrzymując na wysokości oczu, jednak dalej nie puszczając z niej mandarynki. Eddie westchnął cicho na ten marny pokaz, trzymając rękę na klamce i czekając, aż chłopak uspokoi się na tyle, by mogli wejść do środka jak normalni, cywilizowani ludzie bez strachu o krzyki czy pozwy sądowe dotyczące włamania.

- Skończyłeś już? - mruknął poirytowany, nerwowo pocierając kciukiem o śliski materiał pakunku. - Mamy do obejścia jeszcze parę domów, musimy już to załatwić, a w tym momencie wcale nie pomagasz.

- Oi, nie bądź dla mnie tak surowy, kochanie. - zaświergotał wyższy zaraz znajdując się obok swojego chłopaka.

Pochylił się nad nim, czystą dłonią sięgając po małe zawiniątko. Ciemne tęczówki zza grubych szkieł rozbłysły, gdy niesamowity pomysł zapukał do drzwi fantazji. Uśmiechnął się chytrze i zanim młodszy zdążyłby zareagować ozdobny papier wylądował na podłodze. Kaspbrak zaraz zmarszczył brwi, a jego usta już otwierały się do zbesztania i wygłoszenia przemowy dotyczącej takiego traktowania czyiś prezentów, kiedy niespodziewanie zatrzasnął szczękę z cichym zgrzytem zębów, gdy zrozumiał co jego towarzysz chciał przez to osiągnąć. Richie nawet na niego nie spojrzał. Odłożył siatkę z słodkościami na podłodze, zaraz zaczynając rozwieszać świeżo powoływane zdjęcia na ścianie w różnych miejscach. Nie trwało to zbyt długo, bo nie było zbyt wiele do wieszania. Dziesięć niewielkich prostokątów zawisło na ścianie - dziewięć z nich utworzyło coś w rodzaju bardzo tandetnego serca, a jeden znalazł się pośrodku tej maskary. Wszystkie przedstawiały ten sam obraz, no, bynajmniej teoretycznie.

W praktyce jedynie połowa z nich była zaplanowanym prezentem, druga połowa stanowiła coś w rodzaju bonusów, których Richie uparł się dodać, a jedna dziesiąta była dodatkiem dodatku na co oboje się zgodzili, mimo początkowej niechęci młodszego z nich. Długo przygotowywali się do tej sesji, chociaż dowiedzieli się o niej wyjątkowo późno. Każdy w ich małym składzie pełnił jakąś rolę, niektórzy z nich byli odpowiedzialni za udział w terenie, inni zwykle przebywali w domach wykonując papierkową robotę, kolejna grupa lawirowała między tymi dwoma, a kolejna prawie w ogóle nie ruszała się z domu, dopóki nie otrzymała dokładnych współrzędnych i celu swojej podróży. W okresie świątecznym to wszystko się trochę zmieniało. Więcej osób pracowało w terenie, praktycznie każdy, kogo wybrano miał obowiązek wstawić się przed wybranym budynkiem spełniając dziecięce fantazje i marzenia.

Eddie i Richie byli w tym czasie pod opieką Freddy'ego. Niepełnosprawny chłopak miał obowiązek przekazać im jakimi domami będą się zajmować i co muszą przygotować przed wybraniem się do nich. Niestety wszystko się trochę przedłużyło i zamiast dostać wszystkie potrzebne informacje tydzień wcześniej, jak to zwykle bywało, dwójka zakochanych otrzymała swoje listy zaledwie dwa dni przed wigilią, co dawało im jedynie dzień do przygotowania się. Zwlekali dość długo, bo Eddie niekoniecznie chciał się zgodzić na wszystkie pomysły swojego chłopaka, bez skrupułów informując go, gdy któryś z nich wydawał mu się niezwykle idiotyczny. Cały prezent zakończyli z wielkim poślizgiem, bo dopiero dzisiejszego ranka udało im się wszystko ładnie zapakować i dojść do zgody, jeżeli chodzi o dokładną zawartość całego pakunku.

Zdjęcia od góry przedstawiały młodą parę w trakcie czułego okazywania swojej miłości. Słodkie, pełne pasji i uczuć pocałunki zapełniały aż pięć niewielkich prostokątów.

Pierwszy z nich przedstawiał dwójkę nastolatków na polanie: Eddie opierał głowę o kolana swojego chłopaka, trzymając w dłoni bukiet polnych kwiatów, czerwień, błękit i żółć rozbłysły w jego dłoniach ma tle ciemnych, poplątanych loków, gdy starszy pochylał się nad swoim ukochanym, składając niewielki pocałunek na jego czole. Oboje mieli na głowach wianki, wcześniej uplecione przez zręczne palce niższego z nich. Żółty zlewał się w błyszczących jak miód, rozjaśnionych od słońca, brązowych kosmykach, kiedy czerwień z błękitem wyróżniały się na tle rozszalałej burzy czarnych fal.

Drugi przedstawiał jeden z bardziej ekstremalnych momentów, które udało im się przeżyć w ciągu prawie trzech lat swojego związku. Zdjęcie przedstawiało dwójkę młodych mężczyzn za czasów ich licealnego życia. Jedna z dłoni Toziera była mocno owinięta wokół talii swojego partnera, którego palce pociągały poplątane, ociekające wodą kosmyki. Ich nagie klatki piersiowe mocno do siebie przylegały. Ciemnie piegi na ramieniu niższego wysypały się jak posypka na ciało drugiego, przyjmując tam jaśniejszy odcień, gdy odpowiednio się przyjrzało, można było dostrzec niewielki wzór, jaki zdołał się utworzyć z drobnych punktów. Jeśli znało się dobrze astronomię i układy gwiazd łatwo było to przypisać pod Znak Strzelca, gdzie ludzka część znaku zodiaku spoczywała na skórze Eddiego. Oboje znajdowali się jedynie w samych bokserkach, biodra przyciśnięte do siebie, jedna z nóg starszego postawiona do tyłu, by ciężar szatyna całkowicie mógł na nim spocząć, gdy desperacko starał się dodać sobie dodatkowych centymetrów stojąc na palcach. Pocałunek był słodki, rumiane policzki pokrywały się z opaloną cerą Kaspbraka, kiedy z zawstydzenia przymknął oczy nie patrząc na zwycięski uśmiech swojego chłopaka, całkowicie czerwonego od oparzeń słonecznych, gdy uparcie odmawiał wcierania w siebie białego kremu. Za nimi rozciągał się duży płat grubej skóry. Połowa jej została ukryta pod morską falą. Z otworu wieloryba wydobywała się fontanna wody, jakby zwierzę również chciało uczynić przedstawianą chwilę wyjątkową.

Trzeci był bardziej intymny. Richie długo namawiał swojego małego chłopaka, by zgodził się na zrobienie kopii i oddaniu jej nastolatce. Było to jedno z przypałowych zdjęć, zrobionych zupełnie spontanicznie bez wiedzy dwójki głównych bohaterów. Błyszczące z podniecenia, a jednocześnie mętne ze zmęczenia, wnikliwie brązowe tęczówki wpatrywały się prosto w obiektyw. Małe ziarenka miedzi odbijały od siebie lampę błyskową , dając dzięki temu niesamowity efekt odblasku. Kaskada bujnych loków opadała na śniadą cerę. Blond mienił się, zmieniając się u góry w brąz (po tym jednym akcie szaleństwa Eddie już nigdy więcej nie pofarbował włosów). Pokręcone kosmyki nie dały rady zakryć rumianych obojczyków, na których tkwiły krwiste malinki, ciągnące się od linii szczęki, poprzez odkryty brzuch i kto wie, gdzie jeszcze, gdyby nie śnieżnobiała kołdra pilnie pilnująca kruchej intymności i interesu chłopca. Obok niego leżał drugi nastolatek. Chude palce były mocno splecione z palcami swojego partnera, gdy suche wargi dalej opierały się o rozgrzaną skórę na mniejszej dłoni. Bałagan ciemnych włosów był jeszcze większym skupiskiem splątanych końcówek niż zazwyczaj. Na bladych nadgarstkach miał czerwone wstęgi. Ciemnobrązowe ślady po paznokciach zdobiły jego kark, a krwiste szlaki mocno oznaczały się na białych plecach. Eddie po zobaczeniu tego kawałka swojej niewinnej duszy przez ponad tydzień nie odezwał się Jonathana, który był niewątpliwie dumny ze swojego dzieła.

Czwarty uczynił niesamowity koncert jeszcze bardziej ekscytującym. Szeroki uśmiech rozciągał się na twarzy chorowitego chłopca, srebrzyste światło fajerwerków tliło się w jego oczach, oznaczając się słabym kolorem na szczęśliwej twarzy. Ciemna, gruba kurtka otulała jego ciało, a w odzianych w rękawiczki dłoniach trzymał sztuczne ognie. Obok niego znajdował się nie kto inny, niż Tozier. Białe od zimna dłonie chował w kieszeniach kurtki swojego chłopaka, gdy mroźne wargi przycisnęły się do chłodnego policzka otumanionego pięknem fajerwerków nastolatka.

Piąty był ostatnim, które pokazywał miłość w ten sposób. W przeciwieństwie do poprzednich ukazywał ją z zupełnie innej strony. Był to zwykły, słodki pocałunek na samym środku salonu. Eddie wpatrywał się w prost w ciemne, powiększone przez grube szkła okularów oczy swojego partnera. Kąciki ich ust były podniesione ku górze, a dłonie zastygły w bezruchu na policzkach, jakby nigdy nie chcieli przerwać tej chwili. Nie było w nim nic niezwykłego - ot, małe okazywanie czułości przed dwójkę nastolatków.

Szósty prostokącik zaczynał już beztroską serię w postaci czterech zdjęć. W samym centrum uwiecznionej chwili znajdował się nie kto inny, niż Richie. Jego zwykłe, grube szkła zostały przemienione na przyciemniane okulary. Zwykłe koszule w wymyślne wzory i przylegające do ciała jeansy zamieniły się miejscem z ciemnymi rajstopami i różową spódnicą. Chłopak stał w rozkroku, biodra lekko przechylone na prawą stronę, ręce rozciągnięte w obie strony, czarne loki dwa razy gęstsze, gdy w końcu porządnie potraktowano je szczotką. Brązowe tęczówki ukryte pod ciemnymi szkłami, szeroki uśmiech sięgający uszu i niemy śmiech, jaki mocna było wyczytać z obrazka.

Siódmy znowu powrócił do zobrazowania dwóch nastolatków. Twarz szatyna wykrzywiła się w czymś pomiędzy krzykiem szaleńczej, roześmianej radości, a przerażonym grymasem. Jego ciało wisiało na ramieniu wyższego chłopca, a małe dłonie mocno ściskały skrawek koszulki w obawie o nagły upadek i stłuczkę, której zdecydowanie nie chciał być ofiarą. Usta były otwarte, jakby był w trakcie głośnej tyrady na temat nieodpowiedzialności swojego partnera, brwi ściągnięte w dół, policzki rumiane od prawdopodobnie wcześniejszej aktywności fizycznej, bądź jednego z niestosowanych komentarzy bruneta. Richie wydawał się być rozbawiony, balansując na jednej nodze na czubku jednego z ulicznych słupków uśmiechał się głupkowato, gdy fałszywie przechylał swoje ciało za bardzo do przodu, co w normalnych, niezaplanowanych okolicznościach groziłoby upadkiem.

Ósmy był bardziej erotyczny. Już na pierwszy rzut oka widać było, że zdjęcie zostało zrobione jedynie dla tej dwójki. Richie'mu zajęło dobre trzy godziny proszenie nastolatka, aby mogli dodać je do koperty, na co Kaspbrak stanowczo się nie zgadzał. Zdjęcie pojawiło się tu tylko i wyłącznie dlatego, że brunet wpakował je pod wstążkę, gdy pakowali prezent, a Eddie nie chciał niszczyć już świątecznego papieru. Ostatecznie mruknął jedynie coś o prywatności i fakcie, że jedynie dziewczyna, dla której szykowali pakunek ma prawo do zobaczenia tego i nie ręczy za siebie jeżeli znajdzie się to gdziekolwiek indziej lub wyjdzie poza ich trójkę (Richie pierwszy raz w życiu milczał zupełnie nie chcąc się przyznawać, że zdjęcie już dawno znalazło się w internecie i naprawdę nie ma pojęcia, jak młodszy tego nie zauważył, ale nie zamierzał kusić swojego pecha, więc zachował tą uwagę dla siebie). Otóż prostokącik przedstawiał nikogo innego, niż Kaspbraka. Policzki paliły się od mocnego różu, a rumieniec rozciągał się aż po szyję, wspaniale współgrając ze śniadą cerą nastolatka. Jego włosy były rozczochrane, wśród rozwichrzonych kosmyków znajdowały się jasno brązowe, kocie uszka. Nieśmiały wzrok nastolatka spoczął na podłodze, ale nie wydawał się być niewygodny, bardziej jak zawstydzony. Pod jabłkiem Adama znalazła się mała, fioletowa obróżka z niewielkim, złocistym dzwoneczkiem. Klatka piersiowa byłaby zupełnie odsłonięta, gdyby nie lawendowy stanik, luźno owijający się wokół mięśni piersiowych. Biodra chłopaka były ukryte pod fioletową spódnicą, nogi ugięte w kolanach, umieszczone w różowych podkolanówkach, rozstawione na kształt litery W. Dłonie w białych rękawiczkach sięgających łokcia, imitujących kocie łapki tkwiły między udami, oparte o nagą skórę.

Przedostatni, dziewiąty prostokąt przedstawiał wspólną pracę dwójki zakochanych w kuchni. Tozier po raz pierwszy w życiu miał białe włosy, kiedy mąka osiadła się na jego czuprynie, a dwa rozbite jajka leniwie opadały na flamingi jego koszuli, rozpościerając żółtko na całej długości kosmyków. Uśmiechał się radośnie, ściskając w dłoni zestaw do lukrowania. Naciskając na materiał posłał w kierunku niższego chłopaka strugę białej, lukrowej polewy, która wylądowała prosto na twarzy nastolatka. Mimo tego Eddie również radośnie się śmiał. Jego włosy również nie były w najlepszym stanie, oklapnięte od wody i posklejane przez bitą śmietanę jak niedomyty szampon. Wysoko unosił ręce, w których trzymał miskę z kolorową posypką. Cienkie kreseczki w połowie wysypywały się z naczynia, w drugiej połowie omal co nie mieszając się z mąką i jajkami.

Dwójka mężczyzn spojrzała po sobie, uśmiechając się do siebie na przenikające między nimi wspomnienia. Każde ze zdjęć przywoływało miłe chwile, które z radością mogliby powtórzyć, i z którymi po raz pierwszy mieli okazję się podzielić. Eddie łaskawie nie skomentował kompromitującego go zdjęcia tylko dlatego, że w ramach rekompensaty Richie dodał swoje własne zdjęcie w spódnicy, którego równie mocno się wstydził.

- O kurwa... - usłyszeli za sobą, na co oboje podskoczyli, szybko obracając się w stronę głosu.

Za nimi stała dziewczyna. Jej oczy były szeroko otwarte, kiedy niebieskie tęczówki przeskakiwały między jednym, a drugim z początku nawet nie zauważając nowego dodatku znajdującego się na ścianie. W jednej dłoni tkwiła szczotka, na wpół wplątana w blond kosmyki sięgające nieco za ramiona. W drugiej ręce mocno ściskała świecący się telefon. Była nieco wyższa od Eddiego, co w normalnych okolicznościach na pewno skutkowałoby jakąś złośliwą uwagą ze strony okularnika. Usta na wpół otwarte, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie koniecznie wiedziała jak ułożyć kolejne słowa. To wszystko wydawało się abstrakcją, czymś nienormalnym, dziwnym, a jednocześnie ekscytującym i tajemniczym.

- Mandarynki? - zaproponował brunet, wyciągając przed siebie obrany owoc.

- Richie, to jej mandarynka. - burknął cicho drugi chłopak.

- Nawet nie wiesz jak trudno było zmusić tego skurczybyka do sesji, ale się udało. Jeśli dobrze poszukasz znajdziesz nawet bonus, ale nie dawaj go Edsowi, bo długo nie przeżyje w jego dziecięcych rąsiach-prąsiach. - odparł swobodnie, ponownie wpychając do ust słodkawy owoc, jakby nie zostali właśnie przyłapani w tak dziecinnie prosty sposób. - Mam do odwiedzenia jeszcze trzy domy, ale na chwilę obecną tylko w tym doznałem tak słodkiej rozkoszy.

- Richie zamknij się, nikt nie chce znać Twoich chorych fantazji. - warknął cicho młodszy, jego twarz była cała czerwona, a lekko ściągnięte brwi zdradzały jak bardzo zły i zawstydzony jest całą tą sytuacją.

- Julia bardzo chce. - mruknął w odpowiedzi, zaraz przenosząc wzrok z chłopaka na dziewczynkę. Dyskretnie wskazał na ósme zdjęcie, leniwie objadając się owocem. - Trzecie zdjęcie od dołu to coś dla czego żyję.

- Czy... czy to ja? - wyjąkała czternastolatka, zupełnie przepuszczając ich małą kłótnię mimo uszu na rzecz ostatniego zdjęcia.

- Aham, świetne jest, prawda? - ożywił się zaraz Tozier, szybko podbiegając do umieszczonej na samym środku fotografii. - Nigdy nie odmówiłbym zdjęcia z prawdziwym fanem.

Faktycznie, środkowe zdjęcie przedstawiało tą samą trójkę, która obecnie znajdowała się w korytarzu. Blade światło księżyca padało wprost na bladą skórę nastolatki, przez co jej cera wydawała się być jeszcze bardziej jasna niż zazwyczaj. Po obu stronach znajdowało się dwoje chłopców. Eddie wtulał zarumienioną twarz w blond kosmyki, kiedy całe ciało znajdowało się pod szczupłym ramieniem dziewczyny. Z drugiej strony Richie uśmiechał się do aparatu bez skrupułów składając na bladym policzku niewielkiego całusa, co rzadko kiedy ofiarował komuś, kto nie był jego chłopcem. Wszyscy znajdowali się w łóżku, jednak jedynie czternastolatka znajdowała się pod kołdrą.

- To... czy Wy weszliście mi do domu kiedy spałam?

- Nieee? - spytał fałszywie Tozier, przybierając oszukańczo poważny wyraz twarzy. - To photoshop.

- Ten dureń specjalnie obserwował Twoje mieszkanie przez osiem godzin, a gdy w końcu położyłaś się do łóżka przez trzy godziny znęcał się nade mną dopóki tego nie zrobiliśmy. - westchnął ze skruchą Eddie, zupełnie niezadowolony z dziecięcego zachowania swojego towarzysza.

-On kłamie. To stuprocentowy photoshop, niby dlaczego miałbym się komuś patrzeć w okno przez osiem godzin? Nie jestem przecież stalkerem, poza tym to nie moja wina, mieli banany, a Ty od dobrych dwóch miesięcy nie chcesz mi ich kupić musiałem jakoś improwizować, okej?

- Richie... Jesteś pieprzonym złodziejem.

- Awww, bo skradłem Ci serce?

- Nie, bo okradasz niewinne osoby z ich jedzenia. Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz? Jak możesz-

Umilkł gwałtownie, gdy dziewczyna zaczęła nagle piszczeć. Jej oczy lśniły z ekscytacji, a stopy w dwóch susach przeniosły do ściany, kiedy z podnieceniem wpatrywała się w każde ze zdjęć nie ośmielając się wziąć któregokolwiek z nich do ręki, choć dobrze wiedziała, że wcześniej czy później przeniesie je do swojego pokoju. Uśmiechała się szeroko, gdy wzrok szaleńczo biegał od postaci na fotografiach do ich rzeczywistych odpowiedników, jakby dalej do końca nie mogła w to wszystko uwierzyć.

- O cholera, gratulacje! Wy naprawdę jesteście razem! Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiliście. - szczebiotała radośnie. Eddie po raz kolejny tego dnia się zarumienił, a Richie jedynie uśmiechnął się szeroko, ciesząc się z faktu, że nie tylko on uważa swój związek za jedną z niezwykłych rzeczy, jakie udało mu się osiągnąć. - To jest takie, takie... wow. Zawsze śpicie razem? Kłócicie się w tych samych ilościach co zawsze? Macie wspólne mieszkanie? Jak wyglądają Wasze randki? Czy Richie naprawdę jest tak dobry w łóżku jak mówi? Czy Eddie każe Ci się kąpać przed stosunkiem? Jak na to zareagowali inni? Jeny, to takie niesamowite Was spotkać!

- Pozwól, że ze względu na pewnego osobnika nie zdradzę Ci tych informacji. - zaczął Tozier, wolnym gestem poprawiając okulary, nim jego uśmiech się poszerzył. - Ale mogę później wysłać list z paroma pikantnymi rzeczami.

- Nie słuchaj go, on nawet nie potrafi wysyłać listów.

- Nie umiem? - obruszył się zaraz starszy chłopak, prychając cicho. - Wystarczy wpisać adres domu w nadawcę podczas pisania e-mailu.

- Tak jak mówiłem, raczej nie oczekuj zbyt szybko jakichkolwiek informacji od tego kretyna. Bynajmniej takich, których nie wykracze Ci osobiście.

- Oh, ale to żaden problem. Po prostu dam mu swój numer, będziemy mogli pisać godzinami zachwycając się Twoją uroczą stroną Eds. - zaśmiała się blondyka, machając przed niższym chłopakiem włączonym telefonem.

- To... To nie moja imię. - mruknął cicho, jednak nie wyglądał na zbyt urażonego. - I, co? Nie, nie ma w ogóle mowy, aby ktokolwiek mógł pójść na ten układ i-

- Zgoda!

- Że co?

- Oj, daj spokój Spagheddie. Muszę mieć kogoś, z kim mógłbym popadać w zachwyt i móc wysyłać setki Twoich fotek. Bev mnie zablokowała, Stan groził publiczną egzekucją, Ben jest zbyt miły, Mike już nawet nie odczytuje, a Bill odpisuje tylko i wyłącznie dlatego, że pozwalam mu w zamian wysłać foty Stana i Mike'a robione z ukrycia. A cała reszta jest do bani. To niesamowita okazja, by inni mogli dostrzec jak wspaniały jesteś!

- A Ty cholernie głupi.

- Oh, dajcie już spokój i po prostu tu chodźcie. - blondynka uśmiechnęła się do nich, szeroko rozpościerając ramiona.

Chłopcy spojrzeli po sobie, ale ostatecznie nie mieli żadnych zastrzeżeń, by pozwolić dziewczynie się poprzytulać. Spędzili tam jeszcze dziesięć minut na rozmowie, głównie opierającej się na ich szczególnej relacji z czego większość z tego polegała na pokazywaniu przez Richie'go upokarzających, bądź niemożliwie delikatnych lub uroczych zdjęć swojego ukochanego i tysiąca pytań, i zachwyconych westchnień nastolatki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro