💙💙14💙💙
Mam nadzieję, że ludzie nie pomijają dedykowanych rozdziałów, bo mimo tego, że głównym ich zamysłem jest danie Czytelnikowi udział w tej opowieści to mają one również informację o postaciach i paru wyderzaniach.
A przechodząc do tego co ważne – dzisiejszy rozdział jest specjalnie dedykowany!
Ta część jest ze specjalnego zlecenia od _nazwa_Bill dla PaniKxRichie, która to 17 listopada miała swoje urodziny! (mam nadzieję, że wybaczycie mi ten ogromny poślizg ^^')
Zamieszczam tutaj również oryginalne i prześliczne życzenia od zleceniodawczyni:
Jesteś dla mnie jak inhalator dla Eddiego - pomocą w każdej złej chwili.
Jak okulary dla Richa - prowadzisz mnie, gdy nastaje mrok.
Jak Olaf dla Anny i Elsy, który jednoczy w każdej chwili.
Jak Bin Bong w głowie Really - pomagasz rozładować stres.
Jak Obi Wan dla Anakina - jesteś mentorem.
Jak Chudy dla Andy'ego - jesteś mym druhem.
Można wymieniać by długo i wiele...
Jesteś po prostu mym przyjacielem!
Za nic bym cię nie zamieniła, tylko życzenia cichutko zmyśliła...
Niech życie twe będzie więc kolorowe, a wszystkie myśli i sny bajkowe!
Kocham Cię
Wszystkiego najlepszego!
Również i ja życzę Ci
Wszystkiego najlepszego!
Niech nadchodzący czas świąteczny i przyszłe lata będą dla Ciebie magiczne!
!mała kwestia wizualna i rzeczowa!
Niektóre rzeczy w tym rozdziale mogą być niezrozumiałe w kwestii fabularnej, ale to dlatego, że ten rozdział chronologicznie wychodzi czternasty, a jak widać nie ma jeszcze trzynastego. Będzie później, wszystko się wyjaśni, kochani.
Przepraszam za wszelkie błędy, laptop się zbuntował i coś przestawił się przeciwko mnie.
Oczywiście już naturalnie jeżeli rozdział w jakiś sposób nie przypadł do gustu - cynk do mnie, zmienimy to c:
*** PaniKxRichie
Przetarł delikatnie palcem po mokrym wyświetlaczu swojego telefonu. Średniej wielkości, czarne litery powiększały się przez przezroczyste krople, jednocześnie tonąc w tych ciemniejszych. Smuga czerwieni zakryła klawiaturę, sprawiając, że poddał się i zostawił wiadomość na odczytanym. Był już zmęczony ciągłą monotonnością. Minęło już siedem lat, dlaczego intensywność ataków dalej była tak częsta i dotkliwa? Czy to nie powinno się już zakończyć? Zrozumiał swój błąd, zmienił swoje postępowanie, a co więcej zapłacił za to większą cenę, niż było warte, więc dlaczego, dlaczego dalej był zmuszony odczuwać jego skutki?
Westchnął cicho wycierając z brody resztę zaschniętych kawałków krwi i niewielkie strumienie świeżej cieczy. Nie mógł się przecież pokazać w taki stanie. Wyłączył telefon, uprzednio ostatni raz spoglądając na adres mieszkania pomimo tego, że doskonale wiedział gdzie to jest. Parę adresów dalej znajdował się jego rodzinny dom. Miejsce, od którego to wszystko się zaczęło. Pieknie brzmiałoby, gdyby się w nim również zakończyło, ale życie nie jest pisanym nam scenariuszem, który ma pięknie brzmieć i doskonale składać się w całość. Chociaż, kto wie? Może niektórzy doznali odpowiednich łask, a wszelkie ich wybory pozwoliły zobaczyć szczyty z najbardziej stromych gór.
Kroki we własnej głowie wydawały mu się być ociężałe. Pomimo raźnego chodu, śniegu skrzypiącego pod podeszwami butów i mokrych wpadek, gdy ustał przez przypadek w kałużę nie mógł znieść myśli, że coś jest nie tak. Jak za gęstą mgłą pamiętał sytuację sprzed zaledwie paru godzin. To miał być zwykły patrol, chcieli po prostu spędzić ze sobą więcej czasu, pozwolić cieszyć się z upływających z każdą sekundą coraz to szybciej, szczęśliwych chwil. Radosny moment szybko nabrał mrocznej barwy. Kojarzył czerwone balony, kolorowy lateks, który pomalował mu świat na tą przebrzydłą barwę, której wiadro musiało wylać się na papier z zapisanym mu życiem. Później były głosy, a może wcześniej? Jednym z nich był Stan, ale... brzmiał tak zupełnie obco, jakby przemawiał przez niego zupełnie inny mężczyzna, którego znał od dzieciństwa. Czy on też coś powiedział? Miał w tym jakiś swój udział?
Nie był w stanie sobie przypomnieć. Kojarzył śmiech. Odbijał się echem w jego głowie. Wiedział, że zna go już długo. Mierzył się z nim jeszcze jako mały chłopiec, ten początek się ciągnął nawet przed śmiercią Georga. W tej chwili ten dźwięk był dla niego jedynie mglistym spojrzeniem, ale czuł, że jest czymś niebywale ważnym. Nie w kwestii sentymentalnej, bardziej jak ostrzeżenie, coś, od czego powinien trzymać się z daleka, nie drażnić, a najlepiej w ogóle nie przypominać o swoim istnieniu.
Zadrżał przez chłodne powietrze, wciskając zmarzniętą dłoń do kieszeni kurtki, po kręgosłupie bosymi stopami przebiegł mu mróz, a wiatr wesoło dmuchał w szczypiące od zimna policzki. Pocieszała go myśl, że już niedługo miał znaleźć się w ciepłym domostwie, mogąc zapomnieć chociaż na chwilę o tym co działo się w obecnej chwili. Odpoczynek brzmiał jak błogosławieństwo. Czuł się niesłychanie szczęśliwy, że mógł po prostu do kogoś pójść i poczuć się normalnie po raz pierwszy od dawna. Bez żadnych zbędnych czynników, które ciągnęłyby go w ten kokon teraźniejszego życia i problemów trzymających się go mocniej niż cokolwiek innego co wcześniej znał. Tak prosta rzecz przyczyniła się do wybuchu ciepła w głębi piersi, miłe, przyjemne uczucie rozprzestrzeniło się w jego ciele. Mógł przez te parę godzin być tym dawnym dzieckiem, którego jedynym problemem była nieodrobiona praca domowa. Będzie w stanie odrzucić od siebie splamiony krwią i jadem świat, który dotychczas znał aż nazbyt dobrze, mogąc po prostu odetchnąć przy kubku ciepłej czekolady z piankami i bitą śmietaną. Zerwie z siebie narzuconą na przymus skórę szaleńca, cichego kochanka i ponownie stanie się Billem Denbrough, za którym to tęskni całym Klub Przegranych, wyczekując go z każdą gwieździstą nocną coraz bardziej i bardziej, jakby iskra nadziei jedynie rosła w siłę, nigdy nie będąc w stanie zgasnąć.
Stając pod domem poczuł nostalgię. Mógł przyjść tutaj kiedy chciał, ta ulica była mu znana lepiej niż cokolwiek innego, ale właśnie z tego powodu pragnął trzymać się od niej z daleka. To przypominało rozdrapywanie starych ran, ale tym razem nie było w tym bólu. Był nawet szczęśliwy, że mógł tutaj wrócić w innych, lepszych okolicznościach i nabrać nowych, radośniejszych wspomnień z tym miejscem.
Nie pukał do drzwi. Jedną z niewielu rzeczy, jaką nauczył się w Derry był fakt, że drzwi nigdy nie były zamknięte, nawet, jeśli pozornie takie się wydawały. Nie użył żadnej siły, aby dostać się do środka, prócz tej wymaganej do naciśnięcia i popchnięcia klamki. Dom też wydawał się być cicho, ale to również nie wprawiło go w zdziwienie, w końcu tylko w niektóre dni nastolatkowie są pełni tej przepełniającej całe ciało energii, która sprawia, że z uśmiechem na ustach biegają taneczny korkiem po całym domu wykonując swój najlepszy wokal w życiu przed wyimaginowany tłumem fanów. Kąciki jego ust uniosły się na tą myśl. Pamiętał swoje ubiegłe lata, w których pląsał w pełni życia po pokoju wykrzykując wręcz słowa Little Richarda. Z głębi piersi wydobył się z niego głęboki, zadowolony pomruk na miłe wspomnienia. To było przyjemne, to było spokojne, to było oczyszczające przypomnieć sobie chociaż jedną, przyjemną rzecz zaraz przed tym, gdy zaraz stworzy się równie piękne wspomnienia.
Wszedł na górę nawet nie starając się o dyskretność. Na co komu ciche szepty i bezgłośny chód, kiedy można od razu przejść do działania i spędzić ze sobą więcej czasu? Popchnął kolejne drzwi. Delikatny uśmiech wpłynął mu na twarz na widok dziewczyny siedzącej na samym środku łóżka z telefonem w ręce.
- Hej. - powiedział pomimo tego jak ciężkie słowa były na jego języku, a tył gardła zalał nieprzyjemny smak krwi. Klątwa, przekleństwo, które już go nie opuści.
Na nieznany, męski głos głowa nastolatki uniosła się do góry, a wzrok skierował się w kierunku drzwi. Blond włosy okalały jej twarz, kiedy ciemne, zielone tęczówki zajaśniały na widok, który zastała przed sobą. Uśmiechnął się w stronę dziewczyny, kierując swe kroki w głąb pokoju, w tym samym momencie, w którym wstała mocno ściskając telefon w dłoni. Zaśmiał się cicho z niedowierzenia, jakie malowało się na jej twarzy. Nie był to jednak wredny śmiech, dało się w nim usłyszeć radość. To była normalna reakcja, w końcu było to coś innego niż nienawiść czy pogarda rzucona w jego stronę. Przemawiało przez nią zdziwienie, ale jednocześnie widział w tym spojrzeniu szczęście. Szczęście, że go widzi, a to wzmocniło bicie jego serca. Był chciany, naprawdę był chciany za to kim był. Nie za błędy przyszłości, nie za to kim się stał, ale za bycie sobą. Po raz pierwszy od dawna poczuł się szczęśliwy nie musząc nic udawać.
Lampka zamigotała, jakby sama chciała wziąć udział w dziejącym się wydarzeniu. Wszystko zdawało się zastygnąć w czasie. W tym momencie byli jak wszelkie figury, które mijało się na każdym skrawku ulic w mieście. Wpatrywali się w siebie jak dzikie zwierzęta, albo zachwycone dzieci, które dostały upragnioną zabawkę po miesiącach błagania o nią rodziców. W końcu się poruszyli, wpadając w siebie jak dwie rozdzielone przez wieki istoty. Objął ją w pasie, gdy zacisnęła palce na ciemnej kurtce. Przesunął dłoń w górę, zaplatając jasne kosmyki na palce, uśmiechając się na sposób, w jaki było to oczyszczające. Tak dobrze było wrócić do tego co było kiedyś. Po prostu być dla kogoś tym kimś, nie musząc się martwić, że zaraz oberwie nożem w plecy.
- To naprawdę jesteś Ty... - cichy głos wyrwał go z rozmyślań, gdy przeniósł wzrok na wtuloną w niego nastolatkę, którymi włosami dalej się bawił, nie mogąc przerwać tej czynności, która stała się dla niego w pewien sposób terapeutyczna, od kiedy skończył szesnaście lat. Delikatny śmiech sprawił, że poczuł jak jego serce puchnie na ten łagodny wydźwięk. - W dodatku w moim domu. Co znaczy, że posiadasz mój adres, co znaczy, że wiesz gdzie mieszkam, co znaczy, że...
- Mogę Cię odwiedzać. - pokiwał głową, przełykając w gardle posmak krwi. Był w stanie to wytrzymać, mówienie nie było ciężkie, kiedy nie było w pobliżu innych Przegranych kontrola nad tym była łatwiejsza. Jedyne czego musiał się trzymać to pamięć, by zupełnie ignorować wszelkie znaki, które mogłyby pobudzić większe działanie klątwy. - Tak. Będę przychodzić cz-częściej, jeżeli pozwolisz mi na to.
Uśmiech, jakim go obdarzyła sprawił, że w końcu poczuł jak bardzo ważne to wszystko jest. Zobaczył sens, dla którego naprawdę to robią. To nawet nie chodzi o ich lepszą przyszłość, oni już są zepsuci, przeciekali trucizną, jaką wpoiło w nich to miasto, ale cała reszta mogła żyć normalnie, jak ludzie, którymi byli. Wszelkie zadania, których się podejmowali prowadzą ich do tego miejsca, w którym będą mogli ustać i spojrzeć na swoje dzieło z uczuciem w sercu, że wreszcie dokonali tego, do czego zostali stworzeni. Wreszcie był w stanie to zrozumieć. Po wszystkich tak latach, gdzie wszedł w wir nieustających zabójstw i niebezpiecznych sytuacji, które teraz wydawały się być dla niego czymś więcej niż życie, zrozumiał co tak naprawdę jest w tym najważniejsze. Pozbywając się problemu nie staną się bohaterami. Nie dostaną żadnych oklasków, wiwatów, ani złotych medali czy pochwał, ale będą wiedzieć, że są zwycięzcami. Nie będą tego potrzebować, właśnie takie uśmiechy będą dla nich najlepszą nagrodą, o jakiej wcześniej mogliby tylko pomarzyć.
- Żartujesz sobie? Jasne, że Ci pozwolę. Samo to, że tutaj jesteś jest niesamowite. - gdy mówiła w jej oczach można było zobaczyć drobinki szczęścia, które zdawały się wychodzić wprost z jej duszy. Przez ten mały aspekt uśmiech na ich twarzach stał się czymś tak naturalnym, że nie byli w stanie go z siebie zrzucić.
- To u-urocze. - odpowiedział jedynie, raz jeszcze przejeżdżając dłonią po miękkich, blond włosach. - Magiczne jest zobaczenie duszy człowieka po spojrzeniu na n-niego. Mówi się, że oczy to wgląd w jego głębie. Za-zawsze wydawało mi się to trochę oklepane, m-m-mdło romantyczne, ale po tylu latach zrozumiałem, że to nie jest jedynie miła rzecz, którą mówi się swojej drugiej połówce. Oczy na-naprawdę są otwartą księgą, która dużo mówi o człowieku, ale po Tobie widzę to wyjątkowo mocno. Wystarczy jedno spojrzenie, aby móc powiedzieć, że masz szczerozłote serce.
- Nie tylko oczy są wyznacznikiem prawdy. Samo spojrzenie na człowieka potrafi uświadomić jakie wartości są dla niego ważne w świecie. - po raz pierwszy od dawna poczuł się naprawdę przez kogoś zrozumiany. - Uśmiech też jest ważną częścią czyjejś duszy. Oczy potem go dopełniają.
Pokiwał głową na jej słowa. Odsunęli się od siebie, jedynie na krok, ale ich spojrzenia dalej były czyste. Bliskość, jaką między sobą dzielili była w pewien sposób intymna. Zachowywali się przy sobie w sposób tak naturalny, jakby ich znajomość wcale nie zaczęła się zaledwie parę minut temu. To nie było częste zjawisko, ale z całą pewnością poszukiwane przez dziesiątki tysięcy ludzi na ziemi i niebywale cenne. Nie była to rzecz, którą rozumiał każdy. Bardzo wiele przypadków spotkało się z zaskoczonymi i niezrozumianymi spojrzeniami osób z zewnątrz, ale nie była to sprawa, którą warto było się przejmować.
- Mh, dlatego szybko je-jesteśmy w stanie zauważyć w człowieku to, czego inni nie p-p-potrafią dostrzec przez lata. Nie bez powodu te dwie rzeczy łączą się ze sobą tak często. - uśmiechnął się lekko do niej, a zieleń w jego oczach zajaśniała. - Rzadko kiedy spotyka się na swojej drodze tak mądrych ludzi. To zaszczyt móc z Tobą rozmawiać,
Zaśmiała się cicho.
- Teraz to się podlizujesz.
- Może mam w sobie coś z Toziera, ale jedna osoba nauczyła mnie, że k-kłamstwo nie popłaca, więc spokojnie, znajomość z Richie'm nie zepsuła mnie tak mocno. - sięgnął dłonią do kieszeni wyciągając z niej niewielkiej wielkości kopertę, którą zaraz wsunął w dłoń nastolatki. - W-wiem, że minęło już dużo czasu i w-widocznie minął się z powołaniem gołębia po-pocztowego, ale mam nadzieję, że ta mała rzecz sprawi, że te parę dni ciszy były tego warte.
Patrzył, jak jej wzrok wędruje na kopertę. Coś w tym spojrzeniu się zmieniło. Zieleń zajaśniała. Zdawać by się mogło, że małe diamenciki przepływają przez jej oczy, kiedy otworzyła ją, wyciągając dwie zgięte kartki. Na obydwóch widać było zapisane imię. Nikola widniało dokładnie po środku, zapisane dwoma, różnymi charakterami pisma. Jedno z nich kojarzyła, więc postanowiła zacząć od tego. Szczery uśmiech rozciągnął się na jej twarzy, gdy oczy śledziły tekst. Czyste szczęście przebijało przez nią sprawiając, że promieniowała dobrymi wibracjami. Życzenia sprawiły, że ciepło rozlało się w jej klatce piersiowej, a miłe uczucie przygrzały policzki na ładny odcień purpurowego różu. Miło było być docenionym w tak ważnym dniu przez osobę, która poświęciła swój cenny czas na wykonanie takiej rzeczy. To była jedna z tych emocji, dzięki której rozumiało się swoją wartość, która sprawiała, że świat uśmiechał się do nas w kolorowych barwach.
Przeniosła wzrok na drugą kopertę, ostrożnie składając kartkę i chowając ją z powrotem, aby móc wracać do tego momentu za każdym razem, gdy ponownie ją otworzy. Pismo na tej, było jej nieznane. Wręcz niechlujne litery zdobiły biały papier. Pociągnęła w miejscu kleju, by otworzyć kopertę, ale w tym samym momencie nastolatek położył swoje palce na jej dłoni. Podniosła na niego wzrok, a on uśmiechnął się do niej nieśmiało. Delikatny odcień różu przysłonił jego policzki, gdy odwrócił wzrok z lekkim niepokojem.
- M-możesz to otworzyć, gdy stąd w-wyjdę? - zapytał pół szeptem, cofając powoli dłoń. - Myślę, że wtedy zrobi l-lepsze wrażenie.
Uniosła brew, niezbyt rozumiejąc co ma na myśli, ale pokiwała głową potulnie wysłuchując prośby. Schowała obie koperty do szafki, aby zachować je dla siebie i móc wrócić do nich jeszcze tej samej nocy.
- Dziękuję za życzenia.
- One nie są o-ode mnie. - mruknął miękko. - Robiłem za doręczyciela. Ja mam coś... mniej kreatywnego, ale mam nadzieję, że też Ci się s-spodoba, ale musisz otworzyć to dopiero p-p-po tym, jak stąd w-wyjdę.
Znów się do niej zbliżył. Pokiwała lekko głową na jego słowa, a ciemne oczy rozszerzyły się, gdy położył ciepłą dłoń na miękkim policzku. Pocałunek, który na nim złożył sprawił, że zarumieniła się po sam czubek nosa, a wewnątrz klatki piersiowej rozlało się przyjemne uczucie. Posłał jej jeden z najbardziej uroczych uśmiechów, jaki kiedykolwiek widziała i odgarnął niesforne kosmyki włosów za uszy, aby ponownie pocałować ją, tym razem w czoło.
- Wesołych Świąt, Ni. - szepnął i pomimo ciepłego spojrzenia widziała, że wyjście w ciemny, zimowy chłód nie widzi mu się za bardzo. - Wypatruj pierwszych świateł na niebie w wigilię. - mrugnął do niej, jakby o czymś wiedział, a to sprawiło, że jedynie zaciekawiła się starając zapamiętać te słowa.
- Tobie też wesołych, Bill. - odpowiedziała czując, jak serce wybija szaleńczy rytm, gdy wyszedł na zewnątrz po raz ostatni posyłając jej ten uśmiech.
Brodząc między uliczkami, zmierzając powolnym krokiem w stronę przypisanego sobie punktu poczuł, jak ta krótka, ale jakże przyjemna i ciepła wizyta sprawiła, że ponownie odzyskał wiarę. To był jeden z tych kluczowych elementów, które zaczęli pomijać i przez to się gubili. Potrzebowali spotkań z innymi ludźmi. Nie mogli wiecznie ukrywać się we własnym, niewielkim kręgu udając, że wszystko jest w porządku.
Dźwięk wibracji przykuł jego uwagę. Wyciągnął telefon, odblokowując ekran wszedł na wiadomości uśmiechając się na widok wiadomości od nieznanego numeru.
Od: Nieznany
Dziękuję za dzisiejszy wieczór i numer
Do: Nieznany
Teraz będziemy mieli okazję spotykać się częściej :)
Jeśli tylko wszystko pójdzie w odpowiednim kierunku, pomyślał. Odetchnął cicho, spoglądając w ciemne niebo. Miał przeczucie, że wszystko rozstrzygnie się szybciej, niż kiedykolwiek sądzili. Pozostała jedynie nadzieja, że są odpowiednio przygotowani.
Jego przeczucia nigdy się nie myliły...
___
Troszkę minęło od kiedy ostatnio coś wstawiłam.
Moja wyrabianie się w czasie to jeden wielki żart, przepraszam, kochani.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro